Gry w kanonie lektur ?
Odsłony: 198Polska gra video: This War of Mine, została włączona do spisu lektur nieobowiązkowych. Pewne miejsca w internecie wręcz zapłonęły nadzieją, że oto niedługo, już wkrótce, zamiast czytać te "nudne Dziady", na zaliczenie polskiego wystarczy referat o najnowszym Call of Duty...To tak pół żartem, pół serio, jednak trzeba wylać kubeł zimnej wody na głowy wszystkich fanów takiej wizji.
Na samym początku trzeba sobie coś wyjaśnić. Nazwa przedmiotu: język polski, nie za bardzo się ma do tego, o czym faktycznie on jest. Oczywiście, przez podstawówkę (dawniej też w gimnazjum) dużą część czasu spędzało się nie nad lekturami, a gramatyką naszego pięknego języka, w liceum jednak to czytanie lektur i ich omawianie stanowi zdecydowaną większość czasu poświęconego na lekcjach tegoż przedmiotu. I niekoniecznie są to teksty literackie naszych wieszczy, bo co rusz natykamy się na Goethe’go, Szekspira, Dostojewskiego, Kafkę czy Bułhakowa (szkołę średnią mam dawno za sobą i niezbyt się orientuję jak wygląda kanon obecny, ale sądzę że główni autorzy raczej się nie zmienili). Właściwą więc nazwą przedmiotu powinno być: wiedza o literaturze, ew. historia literatury. Tak więc nazwa przedmiotu jest dosyć umowna, przejdźmy jednak dalej. Teksty literackie omawiane są w porządku chronologicznym: fragmenty Biblii, mity greckie, teksty średniowieczne, w tym nasza Bogurodzica, potem po kolei wszelkie romantyzmy i pozytywizmy, aż, w teorii, powinno się dojść do literatury współczesnej. Rzadko to się udaje, ale takie jest założenie. Dlaczego omawiamy po kolei, anie na chybił trafił ? To proste: wszystko to co powstało później, odwołuje się do tego co powstało najpierw. Mity greckie czy Biblia pełne są kodów kulturowych, z których czerpie cała późniejsza literatura (i nie tylko): Faust pełnymi garściami czerpie tak z mitologii jak i Pisma Świętego, z Fausta zaś „ściągał” Bułhakow w Mistrzu i Małgorzacie, itp.itd. Literatura, czy się to komuś podoba czy nie, jest dla kultury światowej najważniejszym „nośnikiem” kodów kulturowych, najlepszym „przekaźnikiem” myśli ludzkiej. Literatura znalazła swoje odbicie w dziełach malarskich i rzeźbie, jest inspiracją dla muzyków, adoptują ją twórcy filmowi i...twórcy gier. Ktoś oczywiście może zakrzyknąć, że przecież np. film też dał nam arcydzieła. Zgadza się. Dlaczego jednak nie omawiamy ich na lekcjach tzw. języka polskiego? Po pierwsze: czas. Nauczyciele rzadko mają czas na omówienie całego zalecanego kanonu lektur, a co dopiero gdyby mieli omawiać filmy! Po drugie: wartościowe filmy, które warto by omówić powstały i tak w czasie historycznym, w którym powstały dzieła literackie, do których rzadko uczniowie zdążą na lekcjach dojść...Po trzecie: można by się co prawda pokusić o filmy z XIX wieku czy początków XX wieku, ale ilu uczniów z wypiekami na twarzy oglądać będzie filmy nieme? Po czwarte: do omawiania filmów należy mieć kompetencje. Nauczyciel języka polskiego jest...polonistą! Tak, a nie krytykiem filmowym. Nie muzycznym. Często na oczy nie widział gry video. Jest od książek. Nie od graffiti i komiksu. Po piąte: teoretycznie dzieła innych Muz powinny być omawiane na przedmiocie o wdzięcznej nazwie Wiedza o kulturze. Który to przedmiot zazwyczaj jest góra raz w tygodniu i rzadko nauczyciel wykroczy poza sztukę antyczną i wyjaśnienia czym się różni kolumna dorycka od korynckiej...Po szóste wreszcie: omawianie jakiegokolwiek filmu bez znajomości kodów kulturowych przekazanych przez literaturę jest pozbawione sensu. Dlatego filmoznawstwo jest dziedziną akademicką.
A co z grami? Nawet jeśli pominiemy fakt, że większość (zwłaszcza tzw. „starej daty”, zwłaszcza płci żeńskiej) nauczycieli ma o grach zerowe pojęcie? Cóż, tu też jest kilka czynników, które wykluczają gry z racjonalnego, sensownego omawiania w szkole innej niż wyższa. Pierwszy powód jest taki sam jak z filmem: omawianie gier bez znajomości kultury, w której gry się „narodziły” jest pozbawione sensu. Po drugie: specyfika medium. Gry jako jedyne są interakcyjne, ocenia się je wg zupełnie innych kryteriów, w dodatku spektrum kompletnie różnorodnych gatunków (a także podgatunków jak w przypadku strategii i cRPG) sprawia iż raz że trzeba mieć wieloletnie doświadczenie jako gracz (i to taki, który gustuje w większości typów gier!), a dwa że kompletnie nie nadają się do omawiania. Gracz wie że Doom II jest arcydziełem. Gracz wie że Diablo jest arcydziełem. Gracz wie że FIFA 99 jest jedną z najlepszych piłek kopanych w historii. Gracz wie, że raczej nie dostaniemy wybitniejszych space-simów niż oba Freespace. No tak, ale co tu omawiać? Jak to wyjaśnić człowiekowi, który gier na oczy nie widział i go nie interesują lub nie interesowały? No właśnie! Gry, żeby je zrozumieć, należy postrzegać z zupełnie innej...percepcji. Nie nadają się one jednak do omawiania. Średnio do opowiadania, nawet erpegi i przygodówki. Nawet jeśli jakaś gra poruszy temat….cięższy i nieco bardziej złożony na tle całej elektronicznej rozgrywki zawsze przegra. Z filmem, bo w filmie zrobiono to sto razy o wiele lepiej. Z książką, bo od czasów Gilgamesza i eposów indyjskich i greckich zrobiono to 1000 razy o wiele lepiej. Czy gry są gorsze? Nie. Są inne. Tak jak muzyka jest inna od rzeźby. W sposób perfekcyjny znalazły sposób na połączenie elementu interakcyjnego, ludycznego, z elementem opowiadania bajki. Powiem tak gry video nigdy by bowiem nie powstały gdyby wpierw Grecy nie opiewali dziejów Achillesa i Hektora. Gry video by nie powstały, gdyby wpierw Don Kichote nie walczył z wiatrakami. Nie byłoby gier bez mitów Japonii. Bez świętego Jerzego, zabójcy smoka. Gry by nie powstały bez naszych wieszczów tak romantyzmu jak i pozytywizmu. Nie byłoby gier bez Pancernika Potiomkina. Bez twórczości Bergmana i Kurosawy. Nie byłoby gier bez całego dziedzictwa w postaci malarstwa, rzeźby, architektury, muzyki, filmu, a zwłaszcza literatury. Gry zawsze miały charakter ludyczny. Nie udawajmy że jest inaczej. Władimir Propp pewnie byłby nimi zachwycony, zwłaszcza schematem fabularnym w zasadzie wszystkich erpegów. Gry nie są od tego by mówić nam jak żyć, po co, nie odpowiadają i nigdy nie odpowiadały na wielkie pytania, z którymi o wiele lepiej radzi sobie tak literatura jak i kino. Są od tego by bawić. Wyluzować. Jeśli przy okazji czegoś nauczą, pokażą: fajnie. To jest jednak ich opcjonalna „zawartość dodatkowa”, nie cel sam w sobie. Gry w kanonie lektur? Jako dodatek ciekawostka, tak, na tej samej zasadzie, jeśli do kanonu dorzucimy Ghost in the Shell, Tam gdzie rosną poziomki i Gwiezdne Wojny. A do tego płyty Iron Maiden i Arethy Franklin. I last but not least: właśnie wyczytałem że tzw. wykluczenie cyfrowe w Polsce dotyka nawet milion uczniów! Nie wyobrażam sobie omawiania tekstów kultury, do których komputer (zazwyczaj o dosyć mocnych parametrach) jest wymagany w sytuacji, gdy tak duża ilość uczniów zostanie pozbawiona możliwości dostępu do danego dzieła, mimo nawet szczerych chęci. To wręcz podchodzi pod pewnego rodzaju...dyskryminację. To tyle ode mnie.
Adam "Iselor" Wojciechowski - kulturoznawca i politolog. Publikował m.in. w "Action Mag - Książki", "Tawernie RPG", "Games Corner" i "Twierdzy Insimilion". Prywatnie bibliofil i kolekcjoner gier video. Interesuje się religioznawstwem, etnologią i historią.