Gry fabularne nie starzeją się jak wino
W działach: RPG | Odsłony: 584Notka z cyklu „Dziękujemy, Kapitanie Obvious”.
Kilka dni temu, patrząc na swoją półkę z erpegami, doszedłem do piorunującego wniosku: Gry fabularne nie starzeją się jak wino! Truizm, z gatunku tych, o których wiemy wszyscy, ale też taki, z którym niejedna osoba chętnie popolemizuje. Cały ruch OSR jest oparty na przeświadczeniu, że jedna gra fabularna starzeje się z godnością, a młodość reszty przypomina życie żula. Granie w nie to coś jak obciąganie jaboli w bramach, podczas gdy 3LBB to odpowiednio długo leżakująca whisky. Osobiście nie mam nic do staroszkolnego grania – jedyna taka sesja, jaką zagrałem co prawda się nie udała, ale to był pewnie wypadek przy pracy. Mam jednak sporo przeciw przekonaniu, że po 1974 roku nie wyszło nic fajnego – to jest z kolei temat na odrębną notkę.
Wracając do tego wina.
Lubię od czasu do czasu sprowadzić sobie ze Zgniłego Zachodu jakiegoś erpegowego starocia. Na Noble Knight albo eBay różne, ponoć świetne gry są dostępne za parę dolców. Robię sobie paczkę 4-5 podręczników, wybieram najtańszą opcję wysyłki i kilka(naście) tygodni później mam już stare, pachnące stęchlizną i fajkami książki. Odkładam je potem na półkę „Nie teraz, mam lepsze rzeczy do czytania” i na długi czas o nich zapominam. Mam też sporą kolekcję e-booków z Bundle of Holding. Biorę je ze sobą na wyjazdy… ale to rzadko kiedy jest dobry wybór. Dwadzieścia, trzydzieści stron wystarczy, by zabić we mnie wszelkie chęci przebicia się przez te stare gry. I żeby nie było, to nie są byle jakie systemy – w tej grupie są m.in. Exalted, Paranoia, Torg czy Brave New World.
Możliwe, że to skomplikowane narzędzia, które pokazują swoją siłę dopiero po kilkunastu rozegranych sesjach. Stawiam jednak, że jest inaczej. Wiele starych systemów nie jest genialna, po prostu czujemy do nich sentyment.
W swoim polterowym rankingu dałem pierwszej edycji WFRP okrągłą dyszkę. Stawiam ją na równi z Fate i czwartą edycją Legendy pięciu kręgów. Byłbym niespełna rozumu, gdybym mógł nazwać taką ocenę obiektywną. Gdyby wymazać z mojej pamięci wszelką wiedzę o WFRP 1 i postawić przede mną podręcznik, rzuciłbym nim w kąt po półtorej rozdziału. Warhammer jest wyjątkowy, ale głównie dlatego, że znam go na wskroś. Potrafię wyciągnąć z niego wszystko to, co najlepsze i odsunąć w cień wady. Tak samo jest z CP2020, Wilkołakiem: Apokalipsą czy GURPSem. Są świetne, bo poznałem je zanim dorosłe życie zacisnęło szpony na moim gardle.
Teraz postrzegam erpegi nieco inaczej. Potrafię zmęczyć 500 stron Numenery i wyciągnąć z niej fajne rzeczy, ale bardziej docenię Fate – skromniejsze, prostsze, a jednocześnie daje większe możliwości. Pathfinder też stał się gościem na naszych sesjach głównie ze względu na D&D 3.5 – gdyby ISA nie wydała go po polsku, teraz pewnie nie ruszyłbym PF trzymetrowym kijem. Stare mechaniki są… no, po prostu – stare. Niektóre są fajne, inne bardzo fajne, ale z automatu nie są najlepsze. Można się z tym kłócić i podważać (choćby ostatecznym argumentem – mojszyzmem), ale przez te 40 lat autorzy sporo się jednak nauczyli. RPG zbadano, zmierzono oraz zanalizowano wzdłuż i wszerz – efekty są różne, ale czasem fantastyczne. Przykład? Star Wars od FFG kontra Star Wars d6. Choć tę drugą grę darzę olbrzymim sentymentem, po przeczytaniu Age of Rebellion wiem, że dam jej odejść na emeryturę. Jay Little odwalił kawał dobrej roboty – stworzył może drogi, ale za to świetny, bardzo dobrze wpasowujący się w realia Gwiezdnej Sagi system. I nie bał się napisać otwarcie „w tej grze nie gramy Jedi, bo w tych czasach Jedi po prostu nie ma”.