» Blog » Biały płomień cz. II
09-03-2012 19:54

Biały płomień cz. II

W działach: Południowiec, Warhammer | Odsłony: 10

Nazwy własne, realia oraz postacie związane z uniwersum gry bitewnej i fabularnej Warhammer są własnością jej wydawcy i dystrybutora na ternie kraju. Autor nie rości sobie do nich żadnych praw.

 

Cz. 1

 

Miecz krasnoluda chaosu odtrącił na bok grot i krasnolud uderzył swego honorowego krajana tarczą w twarz. Mocna stal wgryzła się w policzek ciemnobrodego i zazgrzytała o zęby. Norski krasnolud nie wydał z siebie jednak jęku bólu, a warknięcie wściekłości i zaparł się mocniej nogami aby naprężając potężne ramiona szarpnąć włócznią z odpowiednią siłą. Sługa chaosu nie tego się spodziewał, a na pewno nie takiego efektu. Można to było wyczytać z jego zdziwionej twarzy kiedy jego buty oderwały się od ziemi i on sam gruchnął ze znaczną siłą o ziemię. Gowron wyszczerzył się zadowolony nie zważając na ból jaki to powodowało i szarpnął swą bronią ponownie, wytrącając miecz z ręki zdradzieckiego rodaka.

Ciemnobrody wzniósł stylisko wysoko, a następnie opuścił głowice swej broni na leżącego przeciwnika. Chaośnik próbował się zasłonić tarczą i zrobił to całkiem skutecznie. Drugie uderzenie trafiło jednak w jej kraniec przygniatając go do pulchnego nosa nieszczęsnego spaczeńca. Kość puściła z trzaskiem, a oczy leżącego zaszły łzami. Gowron kopniakiem odtrącił jego tarcze po czym zakręcił swym szerokim ostrzem nad głową. Zamaszyste pchnięcie trafiło zdradzieckiego krasnoluda w szyje i przebiwszy się przez nią utkwiło w śniegu i zamarzniętym gruncie pod nim. Krew z rozerwanych tętnic buchnęła małą fontanną kiedy zwycięzca wyrwał swą broń i rozejrzał się.

 

[Nie!] wyrwało mu się z gardła w jego własnym języku zobaczył bowiem akurat moment w którym ciężka pięść rycerza obaliła tą wspaniałą śpiewaczkę na skrwawiony śnieg. Jeśli wcześniej Gowron miał jakiekolwiek nadzieje na dotarcie do niej na czas to teraz przepadły one z kretesem. Wtem krasnolud dostrzegł coś jeszcze.

 

Złotowłosa patrzyła bez strachu jak olbrzymi przeciwnik zaciska obie dłonie na rękojeści koszmarnego miecza i wznosi go w górę do ciosu. Nagle jednak coś szarpnęło rycerzem i z odgłosem dartego metalu wygięło go do tyłu. Wrzask bólu wyrwał się z demonicznego hełmu, a ostrze wyleciało z rozrzuconych ramion. Barbara obserwowała oniemiała jak szeroki, ciężki sztych przebił napierśnik sługi chaosu wysuwając się przeszło na dłoń. Mimo tego, że przeszedł przez wszystkie warstwy zbroi nie został obtarty z krwi i lśnił teraz szkarłatem w mroźnym powietrzu parując zawzięcie.

Krzyk rycerza przeszedł w rzężenie kiedy spróbował spojrzeć na tą klingę, jednak hełm uniemożliwiał mu to. Wtem jednak jego nogi oderwały się od śniegu kiedy został podniesiony na kilkanaście centymetrów. Potężny zamach posłał go na ziemie zsuwając z ostrza. Dopiero teraz Koningdottir dostrzegła osobę która ocaliła jej życie i oczy jej rozszerzyły się bardziej niż kiedy myślała, że zginie.

Ludzki mężczyzna stojący obecnie nad nią nie był ani Kurganem, ani Norsmenem. Był na to trochę za niski, i – co częściowo wpłynęło na jej zaskoczenie – za potężnie zbudowany. Najmocniejsi z jej rodaków byli w stanie osiągnąć zdrową wagę stu kilkunastu kilogramów, ale mierzyli przy tym ponad dwa metry wzrostu. Ten mężczyzna był niższy od niej, ale wątpiła aby ważył mniej niż sto dziesięć. Bezrękawnik naprędce wycięty i sklecony ze skóry białego tygrysa opinał mocno szeroki tors przybysza ukazując węźlaste ramiona o rozmiarach jakich nigdy nie widziała wcześniej u ludzi. Również włosy mężczyzny zdradzały jego obce pochodzenie bowiem gęsta czupryna utrzymywana w stosunkowym ładzie przez skórzaną opaskę nie była ani czarna, ani ruda, ani złota - a ciemnobrązowa. Grzywa ta okalała regularną, przyprószoną kilkudniowym zarostem twarz w której dominowała para głębokich, granatowych oczu.

To właśnie te oczy, płonące wewnętrznym lodowatym ogniem przykuły najbardziej uwagę córki jarla kiedy głos starej kobiety ponownie rozbrzmiał w jej pamięci. Mężczyzna jednak nie miał zamiaru czekać, przerzucił więc miecz do lewej ręki, pochylił się i podniósł Barbarę do pionu.

[Możesz chodzić i walczyć?] spytał w khazalickim przyglądając się jej uważnie.

- Co? – automatycznie spytała w swym własnym języku jednak zobaczywszy jak jej wybawca wznosi oczy ku niebu otrząsnęła się z zaskoczenia [Mogę!]

Schyliła się gwałtownie po swoje miecze jednak intensywny, łamiący ból sprawił, że upuściła jeden z nich niemal od razu. Oboje spojrzeli na jej prawą dłoń dostrzegając opuchliznę jaką pokryły się palce Koningdottir. Musiały zostać połamane kiedy rycerz nadepnął na jej dłoń.

[To nic] brązowowłosy orzekł z westchnięciem [ja będę zabijał tych goblinich synów. Ty pilnuj tylko abym nie uśmiercił nikogo od was]

Barbara kiwnęła głową ruszając szybko za nim pomiędzy walczących.

[Ten z brodą to nasz] rzekła wskazując mu najbliższą grupę walczących w której samotny norsmen stawiał czoła czterem grabieżcom. Z gardłowym okrzykiem niski mężczyzna rzucił się w ich stronę...

 

Wódz kurganów nie spodziewał się ataku "bykiem" i był na niego zupełnie nieprzygotowany. Stalowy hełm trzasnął w tors mężczyzny powalając go na ziemie. Ciemnowłosy jednak odtoczył się od razu w bok unikając ciosu, który rozszczepiłby jego zbroje i zakończył życie. Koning nie zamierzał jednak pozwolić wrogowi tak łatwo wymigać się z niesprzyjającego położenia. Począł więc gonić go i uderzać raz za razem zmuszając dumnego sługę chaosu do tarzania się w śniegu niczym pijana mysz.

Kurgan co i rusz próbował jakichś sztuczek, ale Geraldsen był zbyt doświadczony aby dać się na którąś z nich nabrać. W końcu ciemnowłosemu nie pozostało nic innego jak postawić wszystko na jedną kartę. Skulił się maksymalnie i wykonując nagły wyrzut nóg spróbował gwałtownie wstać. Jarl już jednak na niego czekał. Zamaszyste uderzenie, wzmocnione jeszcze skrętem bioder i ramion trafiło wodza grabieżców w splot słoneczny. Stalowy szpon przebił kolczugę jak pergamin zagłębiając się w ciało ciemnowłosego i miażdżąc jego żebra swoim styliskiem. Krew buchnęła z ust Kurgana kiedy on sam obwisł na nadziaku Koninga. Ostatnim wysiłkiem spojrzał na swego zabójcę.

- Miałem zostać... – wychrypiał bulgocząc przepływającą mu przez gardło krwią – bogowie obiecali...

- Taa...każdemu obiecują – norsmen prychnął ze wzgardą i bez cienia litości wyszarpnął szpon z ciała chaośnika.

Ciemnowłosy zwalił się na ziemię charcząc i krwawiąc. Pozostali grabieżcy ujrzawszy to przystanęli na moment nie mogąc uwierzyć w śmierć najgroźniejszego spośród nich. Wojownicy ze Skanlif uderzyli zaś ze zdwojoną siłą prowadzeni przez swego zwycięskiego jarla. Kurganowie stawiali opór jeszcze przez chwile kiedy jednak kolejni ich współbracia zaczęli padać na śnieg barwiąc go na czerwono, duch walki opuścił ich całkowicie.

Nie licząc niewielkiej grupy chwalącej Khorna ponad innych bogów dumni grabieżcy rzucili się do ucieczki wzywając mroczne potęgi na pomoc. Norsmeni nie zamierzali im jednak tak łatwo odpuścić i ruszyli za nimi. Okazało się, że prowizoryczna barykada i wilcze doły ponownie przysłużyły się swoim twórcom. A nad wszystkim tym złoty smok kroczący po błękicie powiewał dumnie na lekkim wietrze....

 

Kiedy ostatni chaośnik w zasięgu wzroku padł aby już nigdy nie powstać wśród ocalałych norsmenów poczęły rozlegać się okrzyki radości, dumy i podziękowań. Głęboki, mocarny głos Gowrona przebijał się nad inne kiedy kuśtykając na pochlastanej nodze wykrzykiwał radośnie potrząsając nad głową swą włócznią. Ludzie i jego rodacy których mijał poklepywali go po ramionach na co on odpowiadał podobnymi gestami gratulując sobie i im przeżycia i wygrania niemal niemożliwej do wygrania bitwy. Jego oczy poszukiwały jednak pewnej konkretnej dwójki, albo wśród poległych albo – jak liczył – ocalałych. W końcu jego twarz rozpromieniła się w szerokim uśmiechu i wspierając się na swojej broni jak na lasce pokuśtykał szybko w stronę ściany lasu.

- Na moich brodatych przodków, dziewczyno... – powiedział zatrzymując się przed Koningdottir i skłaniając nisko – byłem pewien, że ten garczkogłowy potnie cię na plasterki.

Barbara również uśmiechnęła się do niego kładąc swą lewą dłoń na jego opancerzonym ramieniu.

- Niewiele brakowało, palce mi pies połamał – powiedziała wskazując opuchniętą rękę, którą zwiesiła na prowizorycznym temblaku, następnie zaś wskazała w bok – ale pewnie ubiłby mnie gdyby nie ten przybysz.

Krasnolud podążył za jej spojrzeniem prowadzącym do potężnego, niskiego mężczyzny. Ciemnobrody pokuśtykał do niego, człowiek jednak nie zauważył tego zapatrzony w kierunek z którego przyszli Kurgani.

- Witaj – zagaił Gowron, brązowowłosy spojrzał jednak niego zdziwiony.

- On nie zna naszej mowy – powiedziała kobieta i dorzuciła szybko – ale zna za to khazalicki.

[Doprawdy?] spytał krasnolud.

Nieznajomy odwrócił się do niego w pełni przez co brodacz mógł dostrzec liczne rany jakie odniósł niski człowiek w tej potyczce. Futrzane odzienie młodego mężczyzny – nie mógł mieć bowiem więcej jak dwadzieścia parę lat – było mocno pobrudzone krwią, a rozdarcia mówiły, że część z niej jest jego własną. Najpoważniej wyglądało szerokie rozdarcie na lewej piersi człowieka w którym widać było rozerwane mięso, nie krwawiące obficie tylko z powodu mrozu, oraz szarpana rana na jego boku, choć ona raczej była bardziej dokuczliwa niż śmiertelna. Przynajmniej dla kogoś tych rozmiarów.

Twarz nieznajomego również nosiła ślady odbytej bitwy z potężnym siniakiem na szczęce i rozbitym łukiem brwiowym. Krasnolud dostrzegł jednak, że granatowe oczy przybysza patrzyły nadal przytomnie i zdawały się płonąć jakimś własnym, wewnętrznym ogniem. Brodacz znał ten widok. Był to biały płomień wściekłości i żądzy zemsty. Widywał go często o swego ludu u ludzi był jednak rzadkością. Wszystko to dostrzegł w ciągu ledwie sekundy.

[Co?] spytał przybysz patrząc na krasnoluda i kobietę uważnie.

[Witaj] powtórzył ciemnobrody wyciągając do człowieka prawicę [jestem Gowron Worfson z Karak Kaer-khar. Kobieta którą ocaliłeś jest moją przyjaciółką, dziękuję ci za udzieloną jej i nam wszystkim pomoc]

[Zwą mnie Jimisław Skamirowic] przedstawił się człowiek ściskając jednak nie dłoń a przedramię krasnoluda. Worfson odpowiedział mu tym samym gestem. Złotowłosa podeszła bliżej i uśmiechnęła się miło.

[Ja zaś nazywam się Barbara Koningdottir, córka jarla ze Skanlif] powiedziawszy to podeszła bliżej i położyła mu dłoń na ramieniu [dziękuję za uratowanie mi życia]

Mężczyzna skinął z powagą głową, a jego twarz wypogodniała lekko lecz nie można tego było nazwać uśmiechem.

[Nie musisz dziękować pani] powiedział spokojnie [cieszę się, że mogłem wziąć udział w tej bitwie]

[Jesteś Lechitą prawda?] zaciekawiła się, łącząc w końcu jego potężną sylwetkę, akcent i formę imienia oraz nazwiska z zasłyszaną dawniej pieśnią. Jimisław otworzył szerzej oczy ze zdziwienia i skinął głową.

[Nie wiedziałem, że mój niewielki lud jest znany tak daleko na północy] odrzekł zdziwiony.

[Nawet do nas dotarło kilka opowieści i pieśni o waszej walce z Gospodarami i wojnie w Kislevie.]

Kiedy ludzie rozmawiali krasnolud skupił swoją uwagę na broni przybysza wiszącej teraz u jego szerokiego pasa na prostej, futrzanej obręczy. Był to bez wątpienia miecz półtoraręczny, zważywszy na długość niewiele przekraczającą metr, ale szerokość i wypukłe – a nie wklęsłe! – zbroczę sprawiało wrażenie, że mało kto byłby w stanie używać go inaczej niż oburącz.

Była to bez wątpienia dziwna konstrukcja, jednak przyjrzawszy się dokładniej masywnemu jelcowi i głowicy ozdobionym prostymi grawerunkami Gowron zorientował się, że broń taka ma zupełnie inaczej położony środek ciężkości niż miecz dwuręczny czy nawet półtorak. Nie mógł tego stwierdzić bez przetestowania osobiście, ale mógł się założyć o kolejkę czegoś mocniejszego, że dla tych którzy są dość silni aby go używać jak należy miecz ten byłby nad wyraz poręczną i co ważniejsze szybką bronią o wielkich możliwościach penetracji. Jego nawykły do produkcji broni umysł zaczął już rozważać jakby usprawnić ten koncept kiedy nagle usłyszał ciężkie kroki za sobą.

Odwrócił się na pięcie i zaraz zgiął w pełnym szacunku ukłonie. Jarl, który wyszedł z potyczki niemal bez szwanku – choć rozdarcia gęsto plecionej kolczugi pozwalały przypuszczać, że nie bez obrażeń – kiwnął mu tylko głową i złapał swoją córkę w pasie bez zbytniego wysiłku odrywając ją od ziemi.

- Córuchna! – krzyknął rozradowany trzymając ją w ramionach – na Mannana, już myślałem, że te psy mi cię zabrały!

Barbara obieła ojca ramionami i śmiejąc się odpowiedziała.

- Połamałyby sobie na mnie zęby! – odparła hardo, jednak szybko spoważniała – ale ich stalowy wilk by mnie pokąsał gdyby Jimisław tutaj nie przybył mi z odsieczą. Nie zna niestety naszego języka, może więc przejdziemy na krasnoludzki?

[Jestem ci więc winien wdzięczność Jimisławie] powiedział Koning po czym się przedstawił i dorzucił [dziękuję ci za uratowanie mojej córki.]

[Panie] zaczął lechita skłoniwszy się nisko przed jarlem [jak już mówiłem twej córce i temu tu szlachetnemu wojownikowi z Karak Kaer-khar nie musicie mi dziękować, cieszy mnie, że mogłem wziąć udział w tej bitwie.]

[Oj tato i jakbyś widział jak wziął ten udział] Barbara wskoczyła szybko w rozmowę [w życiu nie widziałam kogoś kto zadawałby takie ciosy. Jednego Kurgana to nawet na pół przerąbał mimo, że ten się zastawił tarczą]

Norsmen i krasnolud popatrzyli uważnie na brązowowłosego, który na wzmiankę o tym skromnie spuścił wzrok, jednak Gowron dostrzegł iż na moment ogień w jego oczach przygasł. "A więc to o to chodzi" pomyślał po czym odwrócił się do Geraldsena.

[Jeśli skaldowska fantazja nie ubarwiła słów mojej córki...] powiedział starszy mężczyzna na co Barbara już nabrała powietrza aby zaprzeczyć ale ojciec powstrzymał ją tylko uniesieniem ręki i kontynuował [a widząc wielkość twoich muskułów wątpię aby tak było, to chętnie bym cię Jimisławie powitał w mym mieście i wojsku. Nikt tu nie przybywa bez ważnego powodu a nie widzę abyś miał ze sobą tabór na handel lub inne osoby z ochrony karawany, więc wnioskuje, że przybywasz szukając zatrudnienia. Przystań więc do mnie na służbę, a nie poskąpię ci niczego.]

Koningdottir uśmiechnęła się usłyszawszy tą propozycję, a ciemnobrody miał pewność, że dostrzegł w jej spojrzeniu, którym taksowała niższego od siebie człowieka poblask znacznego zainteresowania. Takiego charakterystycznego zainteresowania.

Lechita milczał przez kilka uderzeń serca po czym odetchnął głęboko.

[Tor mi światkiem, że wasza propozycja panie jest więcej niż zachęcająca i zaszczytna] powiedział ciężko i spojrzał na zebranych, [ale nie mogę jej przyjąć]

[Co? Dlaczego? Czemu?] poleciały pytania od całej trójki.

[Jak rzekliście jarlu, nikt tu nie przybywa bez powodu] odpowiedział Skamirowic [nie przybyłem jednak szukać nowego pana. Ścigam kurgańskich grabieżców którzy ostatniej jesieni przekradli się przez Kislev i zaatakowali mą wioskę. Zabili mi wtedy kilka bliskich osób, które teraz ja musze pomścić.]

Worfson pokiwał głową rozumiejąc już wszystko, a jego uznanie dla młodzieńca wzrosło jeszcze bardziej.

[Wiesz przynajmniej kto dokładnie jest celem twej zemsty?] spytał poważnie. Jimisław pokręcił niechętnie głową.

[Tylko, że należeli do plemienia Krwawych Gołębi, czyli tego z którym tu walczyliśmy. Nie mogli to jednak być wszyscy gdyż z tego co wiem ich plemię jest liczniejsze. A moja powinność względem bliskich nie będzie spełniona dopóki oddycha choć jeden dorosły mężczyzna z tego plemienia. Dopiero jak zginą wszyscy będę miał pewność, że dopadłem tamtych zabójców.]

Barbara i Koning popatrzyli na siebie zszokowani koszmarną niepraktycznością takich obyczajów. Rozumieli zemstę, konkretną, precyzyjną, dobrze ukierunkowaną. W takich jednak warunkach, kiedy nie wiadomo dokładnie na kogo ją kierować uznawali, że wystarczy zabić odpowiednio więcej przeciwników niż się straciło bliskich. Odpłaca się w ten sposób wrogom należycie wysoko we krwi i śmierci po czym sprawa jest załatwiona. Jednak aby samotny wojownik musiał stawiać czoło całej armii...

Krasnolud jednak rozumiał tą mentalność doskonale, więc wiedział w jakie tony uderzyć.

[Krwawe gołębie żyją w starej fortecy zwanej Zbroczonym Gniazdem] powiedział wspierając się na swej włóczni [jej straże są liczne a mury wysokie. Możesz spróbować się tam zakraść pod osłoną nocy, ale zginiesz od swoich ran nim tam dotrzesz. Tym bardziej, że nie widzę abyś miał jakikolwiek ekwipunek podróżny. Ba, nie masz nawet płaszcza, a noce naprawdę dają tu w kość. Norsca natomiast to kraina konfliktu, wojny i bitwy są tu codziennością i to dosłowną. Dołącz do nas, wylecz rany, podziel z nami swymi opowieściami i słuchaj naszych. Prędzej czy później ponownie zewrzemy się z Krwawymi Gołębiami w śmiertelnym tańcu, możliwe nawet, że to my będziemy tym razem atakować. Lub kto wie, może ci pokręceni chaośnicy znowu rzucą się sobie do gardeł i załatwią problem za ciebie. Tak czy siak jedyną szanse przeżycia i zobaczenia końca tego plemienia masz dołączając do nas.] - krasnolud zakończył spoglądając uważnie na obcokrajowca.

Barbara spojrzała na Gowrona z wdzięcznym uśmiechem i kiwnęła głową w jego stronę.

[Dołącz do nas] powiedziała [zasłużyłeś sobie przynajmniej na miejsce przy stole zwycięzców. Jeśli po uczcie zdecydujesz się nas opuścić to przynajmniej wyposażymy cię tak abyś nie zginął w tej krainie]

[Powiem więcej] oznajmił nagle jarl [dołącz do nas i służ nam wiernie, a daje ci słowo i przysięgam na Mannana Pana Mórz, że zrobię co w mojej mocy aby pomóc ci dokonać twej zemsty..]

Spojrzenia całej trójki spoczęły na niskim mężczyźnie. Lechita stał przez moment w bezruchu następnie zaś powolnym ruchem wyjął swój ciężki miecz i przeciągnął wierzchem przedramienia po ostrzu. Świeża krew spadła na ostrze i na śnieg.

[Ja, Jimisław, syn Skamira przyjmuję twą szczodrą ofertę jarlu Koningu Geraldsenie ze Skanlif] zaczął i przyklęknął na jedno kolano [i klnę się na Tora i imię swego ojca służyć ci wiernie aż do swej śmierci lub zwolnienia ze służby]

Norsmen pokiwał głową i podszedł do brązowowłosego. Schylił się i ujmując go za ramiona podniósł z powrotem do pionu.

[Witaj serdecznie Jimisławie, synu Skarmia] powiedział uśmiechając się [teraz zaś chodź, czas wracać do miasta i obwieścić nasze zwycięstwo]

Następnie zaś odwrócił się i ruszył w stronę innych wojowników, doglądać rannych i szykować zwycięzców do wymarszu. Worfson klepnął lechitę w ramie i z szerokim uśmiechem powiedział.

[Zbierajmy się. W mieście czeka już na nas beczułeczka piwa, a całe to wojowanie i gadanie wzmaga pragnienie]

Złotowłosa zaśmiała się serdecznie, a na twarzy mężczyzny ponownie pojawił się cień uśmiechu. Kiedy jednak cała trójka ruszała w stronę odległego miasta Jimisław spojrzał jeszcze raz w kierunku z którego przyszli dzisiejsi przegrani. Biały płomień w jego granatowych oczach ponownie zapłonął z pełnią siły.

[Któregoś dnia...] obiecał w swym szeleszczącym języku i ruszył za nowymi towarzyszami, gotów rozpocząć kolejny etap swego życia...

 

Ciąg dalszy w opowiadaniu "Smocza Hala"
3
Notka polecana przez: E_elear , sskellen
Poleć innym tę notkę

Komentarze


38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Polecam, ale przyznam że tym razem z przyzwyczajenia. Pierwsze zdanie mnie wręcz zabolało :)
09-03-2012 22:56
Grom
   
Ocena:
0
Przez treść czy formę?
09-03-2012 23:29
sskellen
   
Ocena:
0
Hmm nie było złe, ale czy nie za dużo gadanie w tym warmłotku?:)
10-03-2012 00:04
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Za formę oczywiście. Troche jest mało... eleganckie.
"Przygody Mnietka" dużo lepsze. :)
10-03-2012 01:19
Grom
   
Ocena:
0
@sskellen to chyba kwestia mojego podejścia. Nigdy nie postrzegałem Starego Świata jako uniwersum w którym "jest tylko wojna" (lub tylko Imperium). Zawsze sądziłem, że w nim też żyją ludzie, którzy oprócz walki też ucztują, rozmawiają, pracują, świętują itd.

@zigzak no, jak teraz czytam te niektóre stare opowiadania to momentami też zgrzytam zębami. Na szczęście jako dysortografik jestem dość odporny na większość wyboi w treści :)
10-03-2012 07:28
sskellen
   
Ocena:
0
Ja wcale nie neguję, że tylko muszą się lać, ale jakoś mi to się nie zgrało w tym przypadku. Ot takie moje odczucie i tyle.
10-03-2012 13:58

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.