» Blog » Grillowańce z Carson City
16-10-2012 19:14

Grillowańce z Carson City

W działach: afterbomb | Odsłony: 6

Grillowańce z Carson City

Witam,
  
Zgodnie z informacją z poprzedniej notki, podaję linki do moich blogów:
http://klanarchia.blogspot.com/
http://postapokaliptyk.blogspot.com/

dopiero zaczynam poznawać możliwości jakie daje te narzędzie, z czasem więc pewnie sporo się na nich pozmienia...

     

Poniżej zaś zamieszczam pierwszą moją zajawkę odnośnie Afterbomb Madenss.
zapraszam :)
 

Grillowańce z Carson City

 

Edd

Byłeś kiedyś w Carson City? Sterta gruzu, jakieś dziwaczne, pokręcone stalowe konstrukcje, które kiedyś były pewnie szkieletami wieżowców a teraz przypominają spalone na węgiel frytki. Do tego stale unoszący się w powietrzu szary popiół, który wciska Ci się w oczy i usta, smród spalenizny i jeszcze czegoś dziwnego, nie wiesz co to, ale tak pewnie pachniały kiedyś te olbrzymie chemiczne zakłady kiedy jeszcze pracowały. No wiesz, zanim spadły na nie bomby. No a na dokładkę, pośród tego wszystkiego snujący się Spopieleni. Widzisz ich? To teraz odwróć się i spieprzaj ile sił w nogach. Jest szansa, że oni Ciebie jeszcze nie zauważyli.
  
Dobra, nie pękaj. Są tacy, którzy w takich okolicznościach przyrody egzystują i jeśli umiesz się zachować, może uda Ci się z nimi dogadać.
 
Co tam gadasz? Aaa! Miło że się przedstawiasz.
No a na mnie wołają Edd. Postaw kolejkę, to ci opowiem coś ciekawego.
  
Słyszałeś o Grillowańcach z Carson City? To klan, który żyje na obrzeżach miasta w Zajezdni i do lat prowadzi wojnę ze Spopielonymi, komuchami, obcymi i każdym, kto pojawi się w okolicy i nie będzie wystarczająco bystry, by swoje uwagi na temat ich aparycji zachować dla siebie.
A mordy mają paskudne. Jak przystało na toxiców.
   
Grillowańcy zadekowali się w ruinach opuszczonej zajezdni autobusowej i starają się przeżyć. Opuścić okolicy nie zamierzają, bo polubili to miejsce - mają dostęp do ciekawych znalezisk, bo niewiele sprzętu stąd ubywa. Mało który szwendacz jest w stanie ujść z życiem z ograbiania tych okolic. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że Grillowańcy mają w tym mieście monopol na najlepsze fanty. Są szajką plądrowniczą, której członkowie jakby zostali stworzeni do pracy w tych warunkach. Poza tym, że nie mają większej konkurencji, cieszą się względnym spokojem, który, jak wiesz, jest dla toxiców wartością samą w sobie. Ta paskudna okolica ma po prostu taką reputację, jak sześćdziesięcioletnia, bezzębna dziwka ze śladami trądu na twarzy.
  
Na obrzeżach ruin Carson, a konkretnie po jego zachodniej stronie, znajdują się resztki zajezdni autobusowej. Kawał pustego terenu, pośrodku którego kiedyś znajdowały się cztery duże budynki. Teraz zostały już tylko dwa, bo jeden szlag trafił podczas bombardowania, a drugi przeszedł rozbiórkę i teraz został po nim tylko zardzewiały, mocno wybrakowany szkielet.
    
Obszar dookoła budynków na odległość jakichś dwustu pięćdziesięciu metrów jest niemal całkowicie ogołocony z rupieci. Wygląda jak popieprzone pole golfowe – z asfaltem zamiast trawnika. Jego granica otoczona jest siatką zwieńczoną drutem kolczastym. Na dodatek ogrodzenie to jest podłączone do prądu. Podobno mają tam też jakieś czujniki ruchu czy coś takiego. Grillowańcy to szczwane lisy. Dzięki zabezpieczeniom terenu nikt niepostrzeżenie się do nich nie zbliży, bo będzie lazł jak prosząca się o śmierć mucha po tarczy strzelniczej. Aby dodatkowo zwiększyć walory obronne całego rewiru, klan w strategicznych miejscach placu poustawiał barykady z wraków autobusów. Miejscówki te nazywają to redutami.
      
Nie myśl jednak, że te wszystkie straszaki zawsze spełniają swoją funkcję.

Kiedyś ktoś wpadł na pomysł, że można Grillowańcom zrobić wjazd na chatę prosto z drogi. Jak pomyśleli, tak zrobili – jakiś gang tyranów postanowił uzupełnić trzodę o kilka „frytek” licząc na to, że za specjalistów od zabezpieczeń dostaną na rynku niewolników coś ekstra. A tak na marginesie, nie radzę żebyś mówił coś o frytkach przy Grillowańcach, no chyba że chcesz mieć darmowe solarium – niemal każdy z nich dźwiga ze sobą wredny miotacz ognia. No dobra, wracając do historii popaprańców, którzy ośmielili się zaatakować wycackaną fortecę toxiców. Tyrani wymyślili sobie, że po prostu staranują ogrodzenie i wjadą Grillowańcom do bazy. Pomysł wydawał się w porządku, dopóki nie okazało się, że na placu czekają wybuchowe niespodzianki.

Podobno pierwszy w powietrze wyleciał opancerzony Hummer, potem na minę wpadł jakiś kretyn na quadzie. A później to już było z górki: rozpoczęły się prawdzie fajerwerki, coś jak „efekt domina”, kumasz? Trzeba być naprawdę naiwnym głąbem, żeby zaryzykować frontalny atak, nie robiąc żadnego rekonesansu. Zwłaszcza jeśli teren nie tyle przypomina, co wręcz dosłownie wygląda jak pole minowe!
     
Gdyby naszła cię chętka na wieczorny jogging i małe skradanko, wiedz, że nocą nie jest łatwiej urządzić tym draniom nieoczekiwaną wizytę. Na dachach hal i w redutach mają zamontowane szperacze, którymi czeszą plac, czekając aż coś podlezie. A podłazi dosyć często i jest zdejmowane bez ostrzeżenia. To jakiś zabłąkany Spopielony, to komunistyczny szpieg, spragniony chwały gangster lub inny materiał na sztywniaka…
     
Mimo że plac wygląda jak fort, można się przez niego przedrzeć, ale nie bez przewodnika. Tylko idąc z gospodarzem masz szansę przejść bezpiecznie przez pole minowe i nie zostać zaatakowanym przez wartowników. Jeśli zależy ci na tym, by nawiązać kontakt z grupą, możesz użyć jednego z wiszących na słupach telefonów wojskowych. O ich los troszczą się snajperzy, więc większość pozostaje sprawna, chociaż nie zawsze udaje się w porę sprzątnąć wandala, który najwyraźniej zamierza wziąć sobie słuchawkę na pamiątkę.

Debili nie brakuje.
     
Co do tych budynków w centrum zajezdni, oba to takie hale o półkolistych dachach. Kiedyś miały mnóstwo okien, teraz jednak wszystko zabite jest blachą z tego rozebranego budynku. Drzwi albo zostały zabarykadowane i zabite blachami jak okna, albo są zastawione opancerzonym autobusem obłożonym workami z piaskiem. Tylko nieliczne przejścia umożliwiają dostanie się do środka. To posterunki. Oczywiście, nim wpuszczą cię do środka, najpierw jakiś „frytek” cię przeszuka i sprawdzi, co zamierzasz wnieść. Oba budynki są też połączone na wysokości pierwszego i drugiego piętra opancerzonymi mostami, ale nie słyszałem, żeby ktoś spoza Grillowańców się tam kręcił. Nie mogę więc nic powiedzieć, na temat tego, co konkretnie się tam znajduje.
    
Gdy już wleziesz do środka siedziby klanu, ujrzysz mnóstwo szmelcu. Całe tony. Resztki wszelkiej masy pojazdów, kawałki blachy wielkie jak ściany budynku, rusztowania. Na pierwszy rzut oka jedno wielkie złomowisko, tyle tylko że pod dachem, osłonięte przed wiatrem i deszczem. I cały czas coś warczy, charczy, stukają młoty, słychać piły tnące metal, a w powietrze jest gorące od pieców, w których klan bez przerwy coś przetapia. I tak wszędzie, gdzie się nie rozejrzysz. Normalnie fabryka wyrabiająca czterysta procent normy!
     
„Frytki” mają tam wydzielone miejsce dla takich kolesi jak ty – goście mogą się zatrzymać w sporej hali, która kiedyś była pewnie poczekalnią. Jest tam kilka kibli z umywalkami. Do tego jakieś pozbijane z desek drewniane piętrowe łóżka i takie tam. Pełen luksus. No i jak już tam wejdziesz, to siedzisz i czekasz, aż ktoś po ciebie przyjdzie. Nie ma włóczęgostwa, bo można za darmo dostać w ryło. Prędzej czy później zjawi się jakiś koleś i spyta, czego chcesz. Wtedy musisz mieć dobrą gadkę, bo gospodarze nie lubią tracić czasu na pierdoły. Ty mówisz co chcesz, oni ile cię to będzie kosztować, czego oczekują w zamian lub jaką przysługę musisz im wyświadczyć, żebyście dobili targu. Nic szczególne, ot zwykła współpraca z szajką plądrowniczą, tyle że w niecodziennych okolicznościach przyrody.
     
Zakupy u nich to dobry pomysł, bo Grillowańcy mają niezłe zaopatrzenie. Jak już wspominałem Carson City to miasto, które skrywa w sobie wiele cennego sprzętu, czasem prawdziwych artefaktów!
    
Nie sądź jednak, że jest im obojętne, kto wałęsa się po ich rewirze. Za samo łażenie po „ich” mieście też musisz zabulić coś w rodzaju podatku. Jeśli „strażnik graniczny” Grillowańców przyłapie cię na grabieży fantów, które, jak utrzymuje klan, są ich prawowitą własnością, będziesz musiał odstąpić trochę własnego sprzętu lub się jakoś dogadać. Docenią ten akt dobrej woli i dadzą ci małego plusika za kooperację. Być może nawet dostaniesz darmowego browca w ich siedzibie. Ci kolesie czują się tu jak „panowie na włościach” i prawda jest taka, że to jedyna ostoja cywilizacji w okolicy. Oczywiście pod warunkiem, że nie przeszkadza ci to, że gościowi z którym gadasz, co chwilę pęka skóra lub odpadają zeschłe strupy. Ale to detale.
     
Wiesz, na koniec zdradzę ci coś jeszcze. Z tymi draniami handluje niemal każdy, chociaż rzadko w sposób zupełnie oficjalny. Nie zdziw się, gdy spotkasz u Grillowańców jakichś wysłanników z Azylu, którzy być może będą potrzebowali pomocy w zadaniu zleconym przez szajkę. Kupca Konfederacji, który może potrzebować dodatkowej eskorty karawany, bo podczas podróży w tę stronę jego gwardia przyboczna nieco się uszczupliła za sprawą Spopielonych. Podobno ktoś kiedyś widział tam nawet przedstawiciela Synergian. Bo wiesz, placówka Grillowańców to trochę taka ambasada, w której możesz natknąć się niemal na każdego.
    
O! Masz fart, przyszedł mój znajomek. On powie ci o nich więcej. Tylko nie mów do niego „frytek”, bo to będzie twój ostatni drink w życiu.
Mike! Opowiesz kolesiowi o twoich brachach z Carson City?
Płaci sporo ammo za info. Jakby się tam wybierał… hehehe.
    

Zajazd
Mike

Dobra. Sprawa wygląda tak. Nie dostaniesz się do nas bez przepustki, bo rozwalą cię zanim podejdziesz na tyle blisko, by wytłumaczyć, że ty jesteś „z tych dobrych”.
Ale to zaraz się dogadamy. Bo może się jeszcze rozmyślisz jak ci opowiem, jakie z nas fajne chłopaki.
Widzisz – „Grillowańcem” nie może zostać każdy.
Po pierwsze musisz być Toxiciem...

No i już zostałeś zdyskwalifikowany. No ale gdybyś nawet był, to jeszcze i tak nie koniec.
Po drugie musisz być w czymś naprawdę dobry. Owszem, dobrze jak znasz się na sianiu ołowiu lub stapianiu, ale jeszcze lepiej, gdy masz pojęcie o technice, łączności, biochemii i tym podobnych. No i na zabawach z bronią.  W Zajezdni prowadzimy całkiem nieźle prosperującą manufakturę – robimy tam wszystko, od pancerzy i przeróbek broni po modyfikacje pojazdów. Mam też małe laboratorium. No i teren do testowania naszych produktów. Spopieleni się nikomu nie skarżą, a ci, którzy zjawią się w okolicy bez naszego zaproszenia bądź przepustki, sami są sobie winni.

Poza tym, chciałbyś kupić broń, która nie była testowana na ludziach, komuchach i zwierzętach? Wiadomo, że bez sensu!

      
Mamy to wszystko nieźle przemyślane. Klanem rządzi stary MacRobin, ma fioła na punkcie książek, zbiera wszystkie i płaci za nie całe garście ammo. Albo wymienia się za sprzęt. Koleś ma w głowie całą bibliotekę. Stary rządzi manufakturą i laboratorium.
W manufakturze jego prawą  ręką jest Koval – zna się na wszystkim – wie jak naprawić łazik, jak zbudować most. Po prostu geniusz. Szkoda tylko, że kiedyś granat urwał mu obie ręce. Teraz ma stalowe protezy i wielu uważa, że z nimi jest jeszcze bardziej dokładny niż kiedyś. Tylko humor mu się od tamtej akcji popsuł.
Labem zarządza syn MacRobina, więc mówimy na niego Junior. Albo „Doktor Dziwne”, bo prawie każde zdanie zaczyna od „dziwne…”.
Więc jakbyś był Toxiciem i na czymś się znał, to musiałbyś gadać z którymś z nich.
Ale nie jesteś Toxiciem. Gadał więc będziesz z „Zippo”. Taką ksywkę ma szef ochrony klanu. Ma taki zwyczaj, że fajki odpala od któregoś z miotaczy ognia, które ma na stałe przymocowane do przedramion. Niezły widok, tylko lepiej nie stój w pobliżu, jak zobaczysz, że wyciąga z kieszeni paczkę mentolowych. Chcesz zgody na włóczenie się po naszym Carson City – gadasz z Zippo. Chcesz kupić coś z naszych zapasów – gadasz z Zippo.
Jakbyś był jak ja i chciał wstąpić do klanu, to pierwszy raz też gadałbyś z Zippo. Przemaglowałby cię jak mnie. Wiesz – trzeba sprawdzić, czy nie jesteś popaprańcem. Albo komuchem. Albo popapranym komuchem. Tacy kończą w grillu. Nie wiesz, co to grill? W centrum drugiego budynku, tam gdzie nigdy nie wejdziesz jeśli jesteś grzeczny, jest piec. Podobno jego dno sięga jądra ziemi. Cholera wie, ale mówimy wszystkim, że gorąco tam jak w piekle.
No, ale wracając do rzeczy. Jak już nowy zostanie przemaglowany przez Zippo, to wtedy trafia w ręce „Doktora Dziwne”. Tam kolejna sesja badań „na popaprańca”.  No a potem, jeśli grilla tylko ci pokazują, a nie karmią go tobą, trafiasz pod opiekę jakiegoś miejscowego. Przez miesiąc lub dwa przepychają cię ze stanowiska na stanowisko, sprawdzają co umiesz, do czego się nadajesz. No i jak już stwierdzą, to dostajesz robotę.
Spawasz graty, montujesz nowe lub modyfikujesz używane już pukawki, reperujesz pojazdy, pracujesz w laboratorium, dostajesz przydział w ochronie Zajezdni. Są też dwa inne przydziały. Jeden to szperacze – łazisz po Carson City i zwiedzasz pozostałości po czasach jego dawnej świetności, ładujesz łupy i wracasz do domku. Czasem przetestujesz jakąś nową pukawkę lub amunicję na nieproszonym gościu. Sielanka. Albo jak ja. Jedziesz w kraj, szukasz kontaktów, załatwiasz kontrakty, umawiasz karawany z dostawami. I takie tam.
       
A właściwie to czego od nas chcesz? Spopieleni? Tak, mamy na nich swoje sposoby, ale takich rzeczy nie zdradzę Ci nawet za dwie przyczepy ammo. Nie. Nie kumasz, co znaczy nie?! To masz!

Odwal się Edd, sam się skurwiel prosił, żeby go podpalić.

 

***

Komentarze


sil
   
Ocena:
+1
hmmmmmmmm,

Na blogu wyczytałem, że wpisy mają być fanowską wariacją treści podręcznikowych.

Pytanie, na ile wariacją jest ten wpis?
Bo na razie wystarczy zmienić toksików na mutków tudzież fanty na gamble i mamy fanowskie neuro. No, może trochę bardziej niegrzeczne.
16-10-2012 19:27
postapokaliptyk
   
Ocena:
0
sil

poczekaj na podręcznik, nie chciałbym dyskutować tutaj na temat jego zawartości, skoro jeszcze nie jest dostępny w sprzedaży.
Ale zawsze możesz zajrzeć na blog Drona albo oficjalną stronę systemu :)
16-10-2012 19:31
sil
   
Ocena:
0
Czekam. I to z zainteresowaniem.

Chociaż właśnie trochę przyklapnąłeś je tym wpisem.
16-10-2012 19:38
Tyldodymomen
   
Ocena:
0
A wystarczyło zbutować z ziemią europę, by zarzuty o klonie nie miały miejsca. Japońce w swoich kreskówkach regularnie równają z rowem mariańskim swoje wyspy :D
16-10-2012 19:43
postapokaliptyk
   
Ocena:
0
sil
tym bardziej czekać może Cię miłe zaskoczenie, gdy go już dostaniesz :)
16-10-2012 19:43
sil
   
Ocena:
0
@Tyldodymomen

Nie sądzę, aby zmienienie kontynentu było jakimś wyjściem. Co za różnica czy będzie to Carson City czy Carcassonne (co łączy oba te miasta?), jak zostaną wrzuty w formie zawadiackich opowiastek o bazach trochę popapranych zawadiaków walczących z popaprańcami totalnymi.

Przy tym pełna zgoda, że nie ma co oceniać gry po tym wpisie.

No i odpalanie fajki od miotacza jest fajne :)
16-10-2012 20:02
Lasard
   
Ocena:
0
Bardzo fajne i klimatyczne. Widzę tutaj dużo takich elementów typowych dla Klanarchi - stawiam na to, że to jest spowodowane tym, że dużo w nią grywasz, ale mogę się mylić. Jak jest?
18-10-2012 15:22
postapokaliptyk
   
Ocena:
0
Lasard,
dzięki, staram się oddzielać od siebie te dwa systemy, ale nie zawsze się da; jak wspomniał również sil, pewne elementy będą wspólne z NS.. to wszystko trochę dlatego, że miejscami settingi tych wszystkich systemów są do siebie podobne
z drugiej strony - to dobrze, bo teksty po niewielkich przeróbkach będą kompatybilne z innymi systemami .
18-10-2012 15:38

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.