Greywalker - Kat Richardson
Pozycje z serii Obca Krew kojarzą mi się przede wszystkim z lekkimi i humorystycznymi powieściami, idealnymi dla miłośników niezobowiązującej rozrywki. Sama niezbyt często sięgam po książki tego typu, gdyż dużo lepiej relaksuję się przy kryminale lub powieści grozy. Jednak gdy w ofercie Fabryki Słów pojawił się Greywalker - porywający mix thrillera i powieści detektywistycznej, poczułam się zaciekawiona. Co prawda opis wydawcy nie przekonał mnie do końca, spodziewałam się jednak dosyć interesującej opowieści w kryminalnej oprawie.
Główną bohaterką debiutu Kat Richardson jest Harper Blaine, prywatny detektyw pracująca w Seattle. Praca tego typu nie jest zbyt bezpieczna, o czym kobieta boleśnie się przekonuje - pewnego dnia zostaje brutalnie pobita i umiera na dwie minuty. Konsekwencje śmierci klinicznej są jednak bardziej zagadkowe niż można by się tego spodziewać: Harper ma halucynacje, słyszy tajemnicze dźwięki oraz widzi dziwną, szarą mgłę. Kobieta szybko dowiaduje się, że stała się Chodzącą w Szarości – strefie, która oddziela świat żywych od świata umarłych, i której zwykły człowiek nie jest w stanie ujrzeć. Pani detektyw zaczyna postrzegać duchy, upiory oraz zostaje wplątana w problemy wampirzej społeczności Seattle.
Fabuła Greywalkera nie zaskoczy nikogo swoją oryginalnością, czy też niekonwencjonalnym podejściem do wyeksploatowanych motywów. Jej lektura przywodziła mi na myśl Mojego własnego diabła Mikea Careya, chociaż książki te różnią się między sobą. W powieści znanego twórcy komiksów obecność duchów i nieumarłych w nikim bowiem nie wzbudza zdumienia, gdyż są one już stałym elementem świata przedstawionego. Główny bohater, Felix Castor, jest natomiast niemal żywcem wyjęty z powieści Chandlera.
Właśnie elementów kryminału Noir zabrakło mi w Greywalkerze, choć Szarość oraz Seattle, pełne duchów, wampirów i innych niebezpieczeństw, stanowiłoby ciekawe tło dla dekadencji i atmosfery rodem z Sokoła maltańskiego. Również bohaterka byłaby bardziej interesująca gdyby nadać jej pewnych cech Philipa Marlowe’a. Niestety, Harper nie snuje barwnych i ciekawych monologów, a jej nielicznym złośliwościom daleko do zabawnych ripost słynnego detektywa.
Greywalker od pierwszego rozdziału raził mnie nielogicznościami i nadmierną skrótowością. Jest to szczególnie widoczne na samym początku powieści - główna bohaterka po niemal śmiertelnym w skutkach pobiciu, bardzo szybko, zupełnie jakby nic się nie stało, wraca do pracy. Gdy Harper skarży się lekarzowi, że po wypadku cierpi na halucynacje, ten zamiast posłać ją z powrotem do szpitala lub na jakieś specjalistyczne badania oświadcza, że jej dolegliwości mogą mieć paranormalny charakter i wysyła do znajomych, którzy zajmują się takimi przypadkami. Późniejszy rozwój akcji obfituje niestety w równie niemiłe niespodzianki i trzeba naprawdę mocno przymknąć oko (a czasem nawet i obydwoje) na nielogiczności i naciąganą fabułę. Zaletą powieści jest realistyczne przedstawienie pracy detektywa. Nie polega ona na strzelaninach ani sianiu spustoszenia wśród miejscowych gangów, lecz na drobiazgowym i dość monotonnym zbieraniu informacji w archiwach, gazetach i podczas rozmów z ludźmi.
Niestety od strony językowej książka również prezentuje się słabo – dialogi między głównymi bohaterami są bardzo niezgrabnie napisane, sztuczne i dość "drewniane". Także wszelkiego rodzaju humor słowny jest nieco żenujący: budzi raczej konsternację niż śmiech.
Poczucie bolesnego dyskomfortu mogą wywołać również liczne kwiatki językowe i niezręczności stylistyczne, trudno powiedzieć czy ich liczba to wynik słabej redakcji, czy też raczej jakości tłumaczenia.
W Greywalkerze nie podobały mi się postaci - są one przedstawione dość schematycznie i brakuje im głębi psychologicznej. Najbardziej zaskakujący jest fakt, że nie reagują one ze zdziwieniem lub strachem na istnienie istot, takich jak wampiry lub duchy. Również naiwne reakcje Harper na wieść o istnieniu Szarości oraz branie przez nią wszystkiego za pewnik, nie świadczą zbyt dobrze o tej książce. Pewnym wyjątkiem są postaci epizodyczne – autorka ma dar do kreacji bohaterów, z którymi Harper spotyka się maksymalnie dwa razy, aby porozmawiać o informacjach dotyczących śledztwa. Są one charakterystyczne i wyraziste, również dialogi przeprowadzane z nimi zostały napisane naprawdę dobrze. Szkoda tylko, że taka kreacja bohaterów na dłuższą metę Kat Richardson nie wychodzi.
W książce oprócz ludzi pojawiają się, jak już wcześniej wspomniałam, różne istoty nadnaturalne. Szczególnie dużo miejsca autorka poświęca wampirom. W ich kreacji daje się zauważyć delikatną inspirację Wywiadem z wampirem, jednak krwiopijcy w tej powieści nie mają zbyt wiele wspólnego z ludzkim i współczującym Louisem. W Greywalkerze wampiry to w większości niezbyt miłe osobniki, które ludzi uważają za robactwo. Byłby to całkiem ciekawy zabieg literacki, gdyby krwiopijcy nie byli kreowani "na jedno kopyto" – każdy nowo poznany wampir jest bardziej przerażający od poprzedniego. Być może wzbudzają oni strach w Harper, lecz w czytelniku, co najwyżej irytację.
Inną wadą tej książki jest fakt, że autorka kompletnie nie potrafi utrzymać atmosfery grozy. Gdzieniegdzie się ona co prawda pojawia, są to jednak zaledwie przebłyski. Co kilka stron jest natomiast opisane przerażenie Harper - nie zliczę ile razy "cos stanęło jej w gardle" lub "zrobiło się jej zimno". Szczególnie mocno odczuwał strach jej żołądek, który niemal w każdym rozdziale "wywracał się na drugą stronę", "związywał w supeł" lub przeżywał inną sensację.
Greywalker nie był lekturą, która spełniła moje oczekiwania. Spodziewałam się ciekawego i mrocznego kryminału. Niestety, dostałam przeciętną powieść, której fabuła mnie nie porwała. Nie twierdzę, że jest to zła pozycja – gdyby przymknąć oczy na nielogiczności, można ją czytać z pewną dozą zadowolenia. Ta książka powinna spodobać się osobom, które lubią kryminały, lecz nie przywiązują wagi do tego, aby ich akcja była spójna i logiczna. Osobom bardziej wymagającym radzę sięgnąć po inną pozycję.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Główną bohaterką debiutu Kat Richardson jest Harper Blaine, prywatny detektyw pracująca w Seattle. Praca tego typu nie jest zbyt bezpieczna, o czym kobieta boleśnie się przekonuje - pewnego dnia zostaje brutalnie pobita i umiera na dwie minuty. Konsekwencje śmierci klinicznej są jednak bardziej zagadkowe niż można by się tego spodziewać: Harper ma halucynacje, słyszy tajemnicze dźwięki oraz widzi dziwną, szarą mgłę. Kobieta szybko dowiaduje się, że stała się Chodzącą w Szarości – strefie, która oddziela świat żywych od świata umarłych, i której zwykły człowiek nie jest w stanie ujrzeć. Pani detektyw zaczyna postrzegać duchy, upiory oraz zostaje wplątana w problemy wampirzej społeczności Seattle.
Fabuła Greywalkera nie zaskoczy nikogo swoją oryginalnością, czy też niekonwencjonalnym podejściem do wyeksploatowanych motywów. Jej lektura przywodziła mi na myśl Mojego własnego diabła Mikea Careya, chociaż książki te różnią się między sobą. W powieści znanego twórcy komiksów obecność duchów i nieumarłych w nikim bowiem nie wzbudza zdumienia, gdyż są one już stałym elementem świata przedstawionego. Główny bohater, Felix Castor, jest natomiast niemal żywcem wyjęty z powieści Chandlera.
Właśnie elementów kryminału Noir zabrakło mi w Greywalkerze, choć Szarość oraz Seattle, pełne duchów, wampirów i innych niebezpieczeństw, stanowiłoby ciekawe tło dla dekadencji i atmosfery rodem z Sokoła maltańskiego. Również bohaterka byłaby bardziej interesująca gdyby nadać jej pewnych cech Philipa Marlowe’a. Niestety, Harper nie snuje barwnych i ciekawych monologów, a jej nielicznym złośliwościom daleko do zabawnych ripost słynnego detektywa.
Greywalker od pierwszego rozdziału raził mnie nielogicznościami i nadmierną skrótowością. Jest to szczególnie widoczne na samym początku powieści - główna bohaterka po niemal śmiertelnym w skutkach pobiciu, bardzo szybko, zupełnie jakby nic się nie stało, wraca do pracy. Gdy Harper skarży się lekarzowi, że po wypadku cierpi na halucynacje, ten zamiast posłać ją z powrotem do szpitala lub na jakieś specjalistyczne badania oświadcza, że jej dolegliwości mogą mieć paranormalny charakter i wysyła do znajomych, którzy zajmują się takimi przypadkami. Późniejszy rozwój akcji obfituje niestety w równie niemiłe niespodzianki i trzeba naprawdę mocno przymknąć oko (a czasem nawet i obydwoje) na nielogiczności i naciąganą fabułę. Zaletą powieści jest realistyczne przedstawienie pracy detektywa. Nie polega ona na strzelaninach ani sianiu spustoszenia wśród miejscowych gangów, lecz na drobiazgowym i dość monotonnym zbieraniu informacji w archiwach, gazetach i podczas rozmów z ludźmi.
Niestety od strony językowej książka również prezentuje się słabo – dialogi między głównymi bohaterami są bardzo niezgrabnie napisane, sztuczne i dość "drewniane". Także wszelkiego rodzaju humor słowny jest nieco żenujący: budzi raczej konsternację niż śmiech.
Poczucie bolesnego dyskomfortu mogą wywołać również liczne kwiatki językowe i niezręczności stylistyczne, trudno powiedzieć czy ich liczba to wynik słabej redakcji, czy też raczej jakości tłumaczenia.
W Greywalkerze nie podobały mi się postaci - są one przedstawione dość schematycznie i brakuje im głębi psychologicznej. Najbardziej zaskakujący jest fakt, że nie reagują one ze zdziwieniem lub strachem na istnienie istot, takich jak wampiry lub duchy. Również naiwne reakcje Harper na wieść o istnieniu Szarości oraz branie przez nią wszystkiego za pewnik, nie świadczą zbyt dobrze o tej książce. Pewnym wyjątkiem są postaci epizodyczne – autorka ma dar do kreacji bohaterów, z którymi Harper spotyka się maksymalnie dwa razy, aby porozmawiać o informacjach dotyczących śledztwa. Są one charakterystyczne i wyraziste, również dialogi przeprowadzane z nimi zostały napisane naprawdę dobrze. Szkoda tylko, że taka kreacja bohaterów na dłuższą metę Kat Richardson nie wychodzi.
W książce oprócz ludzi pojawiają się, jak już wcześniej wspomniałam, różne istoty nadnaturalne. Szczególnie dużo miejsca autorka poświęca wampirom. W ich kreacji daje się zauważyć delikatną inspirację Wywiadem z wampirem, jednak krwiopijcy w tej powieści nie mają zbyt wiele wspólnego z ludzkim i współczującym Louisem. W Greywalkerze wampiry to w większości niezbyt miłe osobniki, które ludzi uważają za robactwo. Byłby to całkiem ciekawy zabieg literacki, gdyby krwiopijcy nie byli kreowani "na jedno kopyto" – każdy nowo poznany wampir jest bardziej przerażający od poprzedniego. Być może wzbudzają oni strach w Harper, lecz w czytelniku, co najwyżej irytację.
Inną wadą tej książki jest fakt, że autorka kompletnie nie potrafi utrzymać atmosfery grozy. Gdzieniegdzie się ona co prawda pojawia, są to jednak zaledwie przebłyski. Co kilka stron jest natomiast opisane przerażenie Harper - nie zliczę ile razy "cos stanęło jej w gardle" lub "zrobiło się jej zimno". Szczególnie mocno odczuwał strach jej żołądek, który niemal w każdym rozdziale "wywracał się na drugą stronę", "związywał w supeł" lub przeżywał inną sensację.
Greywalker nie był lekturą, która spełniła moje oczekiwania. Spodziewałam się ciekawego i mrocznego kryminału. Niestety, dostałam przeciętną powieść, której fabuła mnie nie porwała. Nie twierdzę, że jest to zła pozycja – gdyby przymknąć oczy na nielogiczności, można ją czytać z pewną dozą zadowolenia. Ta książka powinna spodobać się osobom, które lubią kryminały, lecz nie przywiązują wagi do tego, aby ich akcja była spójna i logiczna. Osobom bardziej wymagającym radzę sięgnąć po inną pozycję.
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Greywalker
Cykl: Greywalker
Autor: Kat Richardson
Autor okładki: Marta Żurawska
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 27 czerwca 2008
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
ISBN-13: 978-83-7574-044-8
Cena: 33,90 zł
Cykl: Greywalker
Autor: Kat Richardson
Autor okładki: Marta Żurawska
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 27 czerwca 2008
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
ISBN-13: 978-83-7574-044-8
Cena: 33,90 zł
Tagi:
Greywalker | Kat Richardson