Granie (w erpega) w trakcie pandemii.
Odsłony: 148Cześć wszystkim! Witam serdecznie Polterowiczów po długiej, długiej przerwie z mojej strony. Być może ktoś mnie pamięta, kiedyś udzielałem się tutaj pod nickiem Torgradczyk (ale nie zdziwię się, jeśli nie.) Mam motywację powrócić trochę do blogowania (z motywacją jest u mnie nieźle, gorzej z czasem…) – liczę na jakąś ciekawą dyskusję, wymianę doświadczeń.
Szukałem tematu w lupce, ale nie znalazłem – granie w pandemii. Jak to u Was wygląda? Pytam, bo ja z moją ekipą odkryliśmy coś ciekawego. Wszędzie w mediach słychać, że pandemia źle wpływa na relację międzyludzkie, wszyscy się izolują, boją, mniej spotykają itd. itp. A tymczasem u mnie stało się coś odwrotnego. Kampanię zaczęliśmy grać jeszcze przed tym wszystkim, byliśmy po kilku sesjach, kiedy nadszedł niezapomniany marzec 2020 roku. Wtedy, oczywiście (jak chyba większość ludzi?) baliśmy się bardziej niż teraz – wiadomo: "nowość", nikt nie wiedział, jak ma się zachować. Grać chcieliśmy jednak dalej, więc naturalną koleją rzeczy było granie online. Ja cię kręcę, co się wydarzyło! Nagle wszyscy byli bardziej dyspozycyjni, nagle nie musieliśmy decydować kto, do kogo dzisiaj przyjedzie, tłukąc się na drugi koniec miasta. Jaka oszczędność czasu! Bez problemu ustaliliśmy stałą porę grania. Wiadomo czasem komuś coś wypadło, ale był stały punkt odniesienia, nie trzeba było przed każdą sesją kombinować na nowo. Pewnie nomen omen zagrało też to, że na mieście nic się nie działo, więc co tu robić, jak nie grać – erpeżek nie miał za bardzo konkurencji. I najlepsze – wciągnęliśmy do grania znajomego, który siedzi w Niemczech. Ja osobiście długo, długo nie miałem z nim kontaktu, poza może złożeniem życzeń urodzinowych na Facebooku dwa razy w roku (on mi i ja jemu.) No magia! Potem z różnych przyczyn niezwiązanych z tematem wpisu dwie osoby się wykruszyły, ale w ich miejsce wskoczył nowy znajomy z Niemiec. Przegraliśmy kobylastą kampanię – półtora roku grania z częstotliwością raz na tydzień/dwa tygodnie, każde spotkanie średnio po 6 godzin. Nie wiem, czy to by było do zrobienia na żywo (wszyscy czasy studenckie mamy dawno za sobą.) Teraz po przerwie, gdzie ja też przeprowadziłem się do innego miasta, będziemy wkrótce zaczynać coś nowego.
Z minusów, wiadomo, spotkanie na żywo jest chyba jednak lepsze, kontakt bardziej bezpośredni, ale to jedyny mankament. A plusów jest znacznie więcej – główny, to że sesje w ogóle się odbywają, jest grane! I bardzo sobie chwalimy tę formę. Z technicznych spraw: do spotkań wykorzystujemy googlowskie apki, rzuty lecą na roll dice with friends (wiem, że są całe dedykowane portale z mapkami i wodotryskami, ale ja jakoś nie mogłem się do tego przekonać – stawialiśmy na prostotę – ale może Wy mnie do czegoś przekonacie?) Robotę robiły też zwykłe współdzielone arkusze, też googlowskie (postacie graczy chodziły do szkoły i na sesjach w oddzielnej zakładce wisiał sobie plan lekcji.)
No i pytanie do Was – jak pandemia wpłynęła na Wasze granie? Przestaliście grać, przestaliście i wróciliście, nic się nie zmieniło, a może tak jak u mnie i mojej ekipy, wręcz gracie częściej? :) Nowinki techniczne, co pomaga Wam grać, z jakich apek korzystacie, też mnie interesują, chętnie podłapuję dobre pomysły, ale bardziej chciałbym poznać, jak to u Was wygląda od strony relacyjnej i właśnie samej częstotliwości grania.
Na koniec odbiegnę od tematu i pochwalę się – ukazała się kolejna książka mojego autorstwa. Książka bardzo, bardzo nietypowa, bo… a zresztą, kto jest ciekawy, zapraszam na stronkę:
http://jakubowski.szczecin.pl/duch-miasta/
I jeszcze jedno pytanie – wróciłem do zajmowania się literaturą fantastyczną (do pisania, ale i promowania się), na Polterze zawsze wiele osób też tworzyło coś swojego. Interesowałoby Was, jakbym od czasu do czasu podzielił się na blogu doświadczeniami z zakresu pisania, wydawania swoich tekstów no i tym, co robić z nimi potem? Dajcie znać, bo mogę równie dobrze skupić się tylko na epreżkach :)
Pozdrowionka!