» Magic: the Gathering » Raporty » Grand Prix Wiedeń

Grand Prix Wiedeń


wersja do druku

Swoja podroz do Wiednia zaczalem w Katowicach. Stamtad w samochodzie Krzyska Zgodzaja wraz z wlascicielem oraz Lukaszem Gieroniem, Lukaszem Zielinskim i Przemkiem Wolowcem wyruszylismy w kilkuset kilometrowa do stolicy Austrii. Po drodze humory nam dopisywaly, padaly tematy jak "ulubiona aktorka porno Tomka P." czy patetyczne pytanie "Jak grasz w Magica to naprawde czujesz sie jak czarodziej?" ;-) . W Czechach oczywiscie nie omieszkalismy sie tez zgubic i nadrobic dodatkowe ok 200 km. Nasz wyjazd byl w dodatku na tyle specyficzny ze jechalismy totalnie "na luzaka" - bez najmniejszego pojecia gdzie nam przyjdzie spac, jak dojechac i w ogole. W ten sposob tez po godzinie bladzenia natrafilismy na hotel robotniczy w Bratyslawie ( trzeba bylo w koncu sie wyspac przed GP ). Przemol blagalna mina i obietnica zaplacenia za 3 osobowy pokoj ceny jak dla 5 osob przekupil portierke i ta nas jakos wpuscila. Zrobila na tym dobry interes - spalismy jedynie 4 godziny, 2 osoby kimaly na podlodze a ona zarobila 1500 koron. Pobudka byla o 6 stej a my pobiezylismy do Wiednia majac nadzieje ze zdazymy przed zamknieciem rejestracji. Udalo sie, ok. 8.45 bylismy juz w Hofburgu.

Na GP Vienna zagralo az 681 graczy, daje to drugie miejsce pod wzgledem frekwencji w Europie. Polakow bylo sporo - 36 osob, naprawde z roznych zakatkow Polski. Dowiedzialem sie tez ze zamiast Teresy Nielsen karty podpisywac bedzie Arnie Swekel, dla mnie to dosc dobrze bo mam wiecej Jego kart niz Teresy. W koncu wszyscy sie zapisali, gracze zasiadli przy stolach a my dostalismy karty z ktorych trzeba bylo zrobic jakis wymiatajacy dek.

Ogladajac swoje karty az przecieralem oczy ze zdziwienia. Trafilem wspaniale zielone stwory, w tym Call of the Wurm, Elephant Ambushe, Natuko Diciplow, Call of the Herd czy Ivy Elemental!! Moj zielony byl broken i juz wiedzialem ze powinienem niezle nim karcic na GP. Jako drugi kolor wybralem niebieski - ze wzgledu na kilka bardzo silnych lataczy. Pozostale kolory pozostawialy wiele do zyczenia choc bylo pare dobrych bialych kart jednak nie na tyle by wkladac trzeci kolor (i tak nie wrzucilem wszystkich niebieskich kart jakie chcialem).
Problemow ze zlozeniem deku generalnie nie mialem - postawilem na silna agresje z ziemi i powietrza, niestety bez elementow kontroli bo po prostu nie mialem takich kart ( poza jednym Syncopatem i Repelem ktorego nie moge pojac dlaczego nie wrzucilem do maina ).

a oto moj dek :

9 Forest
7 Island
1 Timberland Ruins
1 Barbarian Ring - zapomnialem ze do aktywacji z tresholdu potrzebna jest czerwona mana. Wysajdowywalem ta karte zawsze po pierwszej grze i wrzucalem w zamian Repela, ktory powinien od razu byc w mainie.

Leaf Dancer
Call of The Herd
2 Elephant Ambush
Roar of the Wurm
2 Nantuko Diciple
2 Wild Mongrel
Ivy Elemental
3 Werebear
Diligent Farmhand
Krosan Archer
Gorilla Titan

Cephalid Broker
Balshan Griffin
2 Aven Windreader
Aven Smokeweaver
Concentrate
Syncopate


Sideboard:
Repel
Extract


Przekonany ze mam dek z pornola nazwalem go "Extremally Hot Chicks" i zagralem kontrolnie z Olkiem. Tu niestety okazalo sie ze nie jest az tak dobrze jak mysle, zostalem brutalnie skarcony przez czwartoturowego Wurma 6/6 i kolekcjonera orzechow. Wyszla wowczas najwieksza bolaczka mojego deku - brak bounce'a, removalu itp. Mialem jednak nadzieje ze sam moj brutalny napor wystarczy, przekonac sie moglem sie juz w pierwszej rundzie.


1. vs Stibinger Ales - GU - Czechy

Koles gral w koszulce z Pro Toura wiec jak na poczatek chyba bedzie niezlym przeciwnikiem ( dzis sprawdzilem - 1740 punktow w rangingu w limited). Ja tymczasem mam tylko 1671 :)

Zaczalem szybko od mongrela i stopniowo dolaczaly do niego kolejne kreatury. Zmasowane ataki oraz mana screw przeciwnika dalo mi szybkie zwyciestwo.
Niestety w kolejnej grze to przeciwnik zaczal od Mongrela i chyba Tygrysa. Bez trudu bym sie przed nimi obronil gdyby nie ciagle repele i aether bursty ze strony przeciwnika ktore wracaly i niszczyly moje tokenowe slonie. Upierdliwe instanty wracal Stibingerowi na reke Scrivenger. Bronilem sie dzielnie lecz nie dalem rady atakom popartym ciaglym bouncowaniem.
W trzeciej grze przeciwnik nie mial praktycznie zadnych szans - karta mi szla jak w stopiaku . W pierwszej turze Diligent, w drugiej Mongrel, potem token z Call of the Heard, drugi token i Ales poddal gre :)


2:1
3 punkty

2. vs Hoelzl Johannes - BRU - Austria

Musze przyznac ze z Johannesem nie mialem wiekszych problemow wygrac. Tura po turze wystawialem cala swoja menazeria, hordy silnych potworow. Przeciwnik dlugo i zaciekle sie bronil lecz skazany byl na porazke poniewaz nienadazal z zabijaniem mi potworow. Tak bylo w obu grach, z ta roznica ze w drugiej przeciwnik zaczal od szybkiego naporu dogami 2/2 i dosc porzadnie mnie nimi zjechal dopoki nie pojawily sie moje pupilki jak Goryl czy Wurm (doszla mi reka o wysokim casting coscie).

2:0
6 punktow

3. vs Kosicka Tomas - BRU - Czechy

Kumpel Slemra i dobry gracz z Czech (1811 w rankingu) - tak zapamietalem mojego przeciwnika.

Wlasciwie musze przyznac ze konfiguracja kolorow BRU na zmasowany zielony i niebieski atak jest za slaba. W obu grach bylem w zdecydowanej ofensywne a przeciwnik wrecz nie wierzyl ze mam az tyle tak silnych kart stworow. Zapamietalem z tej gry ze Tomas rozkrecal kombo z 3 GraveDiggerami wracajac sobie co chwile ktoregos z nich na reke z grejwjardu, wystawiajac i blokujac nimi moich podopiecznych. To zdecydowanie niewystarczylo bo doszly mi dodatkowo latacze. Wygralem gladko 2:0 tracac w obu grach zaledwie 4 punkty zycia.

2:0
9 punktow

4. vs Keil Ottmar - GWB - Niemcy

Trafilem znow na bardzo dobrego gracza (ponad 1900 punktow).
W tych grach wyszla najwieksza bolaczka mojego deku - brak bounca/removalu/elemantow kontroli.

Zaczelo sie od mojej porazki. Nie moglem nic poradzic na szybkiego Healed Healera ktory prawentowal obrazenia ze Springing Tigera a ten mnie zajezdzal. Nie wiem gdzie podzialy sie moje wielkoludy lecz doszly mi glownie male stworki. Najgorszy byl ten Healer, gdyby nie on moglbym zabic tygrysa a tak dostawalem sporo obrazen co ture. Co wazniejszych i wiekszych moich blokerow Ottmar zabil Patriarch Desiree'm ktory wrocil raz z gravejardu dzieki Auramancerowi, oraz z Ghastly Demise. Nie dalem rady.
W drugiej turze bylo wrecz odwrotnie. To ja caly czas napieralem, niestety trzecioturowy healer sporo prewentowal i byl bardzo irytujacy, mimo to zdolalem sie przedrzec i pojechac w ciasto, po drodze jeszcze kontrujac Syncopatem bardzo waznego dla przeciwnika tygrysa.
Trzecia gra to moj nieustanny napor. Wystawilem kolonie stworow i od pierwszych tur zawziecie atakowalem, przeciwnik zas znowu od trzeciej tury mial Hallowed Healera! Pozniej Ottmar wrzucil jeszcze kilka stworow do bloku, jeszcze jednego Healera i uzbieral Treshold. Moja armia byla jednak na tyle przytlaczajaca ze cos w przeciwnika zawsze przechodzilo. Przeciwnik ledwo wybronil sie z groznego ataku dzieki Thaumatogowi i tokenach z Bearscape'a i zostalo mu juz tylko pare stworow do bloku a mnie cala armia. Konczyl sie czas jednak zdazylbym zajechac przeciwnika gdyby nie ... Kirtar's Wrath! A tak zostal mi tylko remis.
1:1
10 punktow


5. vs Federico Dato - GU mirror - Wlochy

Pamietacie moze taki dek jak High Tide? Kiedys ta talia rzadzila, a autorem byl wlasnie Federico Dato, jeden z czolowych wloskich graczy.

Jesli myslalem ze mam swietny dek to talia Dato byla po prostu przegieta!!
Wyobrazcie sobie drugoturowego Wild Mongrela ktory zrzuca do grejvu Roar of The Wurm i od czwartej tury jedzie mnie mongrel i wurmiszcze 6/6, dodatkowo Federico przejmuje mi Presuazja Nantuko Discipla! Aaaaaa!
W drugiej grze bylo troche lepiej, przynajmniej pozbylem sie sajdowym Exteractem Persuazji z deku przeciwnika. Chcialem jednak wywalic Call of the Wurm a poniewaz go nie znalazlem , znaczylo to ze jest na reku Federico! Moj przeciwnik tymczasem wyrzucil kilku duzych stworkow, ja zrobilem to samo ale dostalem bounca na moje tokeny sloni, u Dato daodatkowo pojawil sie Wurm i skurczybyl skontrowal mi dwa czary kontra z Flashbackiem! Wurm 6/6, pare lataczy, Nantuko Disciple i w ogole przegiete karty daly Federicowi gladkie zwyciestwo ze mna.

0:2
10 punktow

Poniewaz szybko skonczylem grac z Dato moglismy wraz z Jankiem Foltynem i Andrzejem Cwalina skoczyc do MacDonaldsa i wreszcie cos zjesc - za w miare normalna cene. W Hofburgu bowiem maly napoj 0,2 kosztowal na polskie liczac 15 zl. Strasznie sie spieszylismy by zdazyc na kolejna runde i tak zasapany nieco przystapilem do gry z moim kolejnym przeciwnikiem.

6. vs Andreas Neumann - GUW - Niemcy

Andreas mial dosc podobny dek do mojego tyle ze nieco mniejsze stwory. Nadrabial to jednak iloscia bounca i Second Thoughsami.
W pierwszej grze mialem z poczatku lekki screw i Andreas zadal mi troche obrazen swoimi stworami.Gdy uzbieralem jednak mane i wystawilem blokerow zrobil sie impas, zadnemu z nas nie oplacalo sie atakowac oprocz mojego latcza 3/3 ktory niestety zginal od Second Thoughs. Gdy przeciwnik i ja wystawilismy swoich lataczy zrobil sie impas rowniez w ewentualnych walkach w powietrzu. Przeciwnik uzywal wciaz Cephalid Lootera i wiedzialem ze szybko sie przewinie, tylko na to czekalem bo poki co nie mialem jak obejsc olbrzymiej liczy blokerow Andreasa. Stalo sie jednak nieszczescie, Neummann wystawil mi Leaf Dancera i poczal zajezdzac nim z Forestwalkiem. Tymczasem zostalo mu tylko kilka kart w bibliotece! Byla jeszcze szansa - liczylem ze zabije wrogiego Dancera Barbarian Ringiem, mialbym mana na aktywacje i Treshold, niestety nie doszedl. Zajechal mnie gupi Leaf Dancer gdy przeciwnikowi nie zostala juz zadna w bibliotece. Szkoda :(
Pierwsza gra trwala wyjatkowo dlugo i mialismy zaledwie 10 minut na rozegranie pozostalych gier wiec musielismy raczej sie streszczac.
Druga gre udalo mi sie szybko wygrac , Andreas nie dal rady mojej armii, mial tez color screw na jeden ze swoich kolorow.
Mielismy coraz mniej czasu a remis nie zadowalal zadnego z nas. Musielismy grac szybko.
Myslalem ze trzecia gre wygram. Zaczalem bowiem od Diligenta, potem dolaczyl don Mongrel z ktorego zdiscardowalem Roar of the Wurm. W trzeciej mojej turze wszedl Wurm 6/6. Podczas proby ataku zginal jednak od Repela! Andreas mial boski draw, zagral bowiem Beast Attackiem dwa tokeny 4/4. Mnie tymczasem dochodzilo za duzo ladow a moi blokerzy byli za slabi aby zabic oba stwory 4/4. Gdy jeden z nich mial jednak zginac Andreas ocalil go preventem ktory mogl jeszcze pojsc z flashbacka. Nie mialem juz najmniejszych szans, bo flashback preventu pozwalal przezyc stworom przeciwnika, a dolaczyl do nich jeszcze slon z elephant ambusha. Tymczasem czas sie skonczyl a ja przegralem w drugiej turze terminacji zyczac Anderasowi rownie boskich drawow jak w tej zdumiewajacej trzeciej grze.

1:2
wciaz 10 punktow i utracone szanse na top64.

7.vs Wohmuthl Andreas - GRU - Niemcy

Musze przyznac ze obie gry byly bardzo dziwne. W pierwszej to niewiarygodne ale nie mialem jak powstrzymac halabargiera 3/1 z first strikiem! Moje stwory byly co najwzyzej 3/3, mialem lekki floodzik a przy probach bloku ginal mi coraz to nowy stwor i nie moglem znalezc zadnego rozwiazania. Kiedy juz cos sie dobrze zapowiadalo dostawalo zazwyczaj z removalu lub bounca. Przeciwnik probowal dobic mnie jeszcze Kamahlem ale go zsyncopatowalem. To nie zmienilo jednak rezulatu gry. Zabil mnie halabardier.
W drugiej grze bylo gorzej. Mialem screw na niebieska mane i nie moglem wystawic blokera na Aven Windreadera z Seton Desiree a wiec latacza 5/5! Dodatkowo byl on podpakowywany Nantuko Disciplem! W koncu musialem poswiecic Timberland Ruins i wystawilem Smokewavera, przeciwnik jednak wrocil mi go Repelem. Stwor 7/7 flying zabil mnie w 4 tury od jego wyjscia, raz tylko zblokowalem go Krosan Archerem.

0:2
eh, 10 punktow a mialem taki dobry poczatek na tym GP :P

8. Viczias Laszlo - GW - Wegry

Wkurzylem sie. Uznalem ze ta gre musze teraz wygrac by wyjsc z twarza z turnieju, w dodatku aby zasycic jakies punkty DCI. I udalo sie :)
Przeciwnik w dwoch grach mial ze mna powazne problemy. Wreszcie wszystko poszlo mi dobrze, odpowiednia mana, dobre drawy i szybki, zdecydowany napor. Przeciwnik bronil sie dzielnie jak tylko mogl, a mogl m.inn Beloved Chaplainem ktory blokowal mojego czwartoturowego Wurma 6/6. Tym razem przeciwnik nie uzywal niebieskiej mana wiec Repela by nie bylo. Byl za to Second Thoughs ale liczba moich stworow rosla zbyt szybko, Laszlo nie dalwal rady sie bronic i z coraz wiekszym zdumieniem patrzyl na moja armie. Szybko skapitulowal.
W drugiej grze zaczalem od wywalenia z biblioteki przeciwnika Chaplaina, wiec tym razem nikt nie mial juz protekcji na stwory a moje "Extremally Hot Chicks" zajechaly przeciwnika w kilka tur.

2:0
13 punktow

Z takim wynikiem zakonczyl sie dla mnie GP Vienna. Liczylem na lepszy wynik, niestety. Mimo wszystko jestem zadowolony. Fajnie mi sie gralo, dostalem potrzebne mi w Constructed karty, w ogole bylo swietnie. Ostatecznie zajalem 191 wsza pozycje co na 681 graczy jest mysle nienajgorszym miejscem. Dwaj przeciwnicy z ktorymi przegralem - zarowno Frederico Dato jak i Andreas Neumann zakwalifikowali sie do czolowej 64-ki.
Do drugiego dnia zakwalifikowalo sie 9 ciu Polakow, mysle ze to bardzo dobry wynik, statystycznie bowiem wychodzi mi ze w top64 co 7my gracz byl Polakiem. I to sie jak widac potwierdzilo, do top8 bowiem, z siodma lokata dostal sie Konrad Zawadzki.

Szkoda mi troche ze nie zostalismy na drugi dzien. Niestety zadna osoba z "katowickiej ekipy" z ktora przyjechalem nie zakwalifikowala sie do top64. Postanowilismy wracac do domu, mielismy bowiem zbyt malo kasy na sideeventy nastepnego dnia, zal bylo tez placic ok. 60 zl za nocleg. Wracajac zatrzymalismy sie na jakims parnkingu i przekimalismy kilka godzin w samochodzie. Rano dojechalismy do Bielska i tam w TelePizzy posiliwszy sie nieco i przetestowaszy raz jeszcze moj dek z GP Vienna z dekami kolegow, pozegnalem sie z chlopakami i wrocilem do domu.

Tyle.

KONIEC i bomba a kto czytal ten traba!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.