» Blog » Gramy! okiem Gracza!
05-08-2012 00:50

Gramy! okiem Gracza!

W działach: Konwenty | Odsłony: 11

Jako, że oficjalna relacja z Avangardy została już popełniona, ze spokojnym sumieniem mogę dać upust usilnej potrzebie podzielenia się wrażeniami z uczestnictwa w turnieju Gramy! Wziąłem udział w trzech naprawdę dobrych sesjach, a i obserwacja konkursu od wewnątrz nasunęła mi kilka refleksji.

Savage Worlds, Eliash:
Moje pierwsze poważne spotkanie z tą mechaniką. Byłem trochę sceptycznie nastawiony, słyszałem, że mimo wszystko nie jest wiele płynniejsza czy szybsza od dedeków, ale niesłusznie - wypełniona akcją sesja (graliśmy trochę genericowymi najemnikami a'la Jagged Alliance) śmigała jak marzenie. Bardzo brakowało mi możliwości dopakowania testów w zamian za fuksy, zamiast przerzucać całą pulę (może za dużo grałem w FATE :P), bo było kilka momentów, kiedy stopnie trudności były nieprzebijalne zarówno dla nas, jak i wrogich NPCów, i wymiana ognia zamieniała się w naprzemienne, trochę nudne przerzucanie się kostkami. Ogólne wrażenie jednak bardzo fajne, jak będę chciał kiedyś poprowadzić coś bardziej bardziej realistycznego niż FATE, pewnie sięgnę.

Sama sesja była spoko - chyba nie grałem jeszcze nigdy niczego tak bardzo przypominającego polsatowe kino akcji i z pewnością nie jest to moja ulubiona konwencja, ale od stołu wstawałem z uśmiechem na twarzy. Jak już wspomniałem, konwencja była bardziej "realistyczna" (jeżeli można użyć takiego określenia do opisania wrażeń z, było nie było, gry), dlatego trudno przywołać mi jakąś wybitnie widowiskową scenę, która określałaby stopień "chłodności" sesji, ale akcja układa się całkiem gładko. Oczywiście, kiedy tylko czas przestał gonić nasze postacie i mogliśmy na spokojnie zaplanować sposób najskuteczniejszego dostania się do celu (wyrzutni rakiet w silnie chronionej bazie), straciliśmy chyba prawie godzinę czasu gry na kombinowanie, które po pięciu minutach od rozpoczęcia realizacji okazało się jałowe. Winą za to obarczam głównie mechanikę - to nieudane rzuty nie pozwoliłby nam w pełni pobawić się naszym precious planem, a nie było sposobu, żeby podbijać ich wyniki, żeby naszym postaciom "fuksem" udawało się zestrzelić z daleka snajpera albo uniknąć dewastującego ciosu kolbą karabinu ;) (chociaż tutaj akurat fuks pomógł - ale tylko uniknąć cudem śmierci od wspomnianej, morderczej kolby). A, no i w finałowej falce z wyposażonym w miotacz ognia bossem zabrakło mi jakiś henchmenów, którzy utrudnialiby do niego dostęp - choć rozumiem, że Eliash mógł nie chcieć przedłużac sesji.

Na koniec chciałbym wyrazić uznanie dla erpegowego beniaminka, który brał udział w sesji - z Alicją, której była to druga sesja RPG rozgrywana w życiu, grało się jak ze starą wyjadaczką! Myślę, że gdybyśmy grali w grę bardziej nastawioną widowiskowe, filmowe akcje, a nie taktyczne rozkminy skoncentrowane na osiąganiu kolejnych celów, w czym wyraźnie górował Arecki (który jako drugi gracz z naszej sesji przeszedł do półfinałów), miałaby duże szanse na popisowy występ w półfinałach.

Lady Blackbird, Blanche:
WOW. Od sesji minął tydzień, w międzyczasie zdążyłem rozegrać drugą "partię" tej gry, tym razem po stronie prowadzącego, i ciągle jestem pod wielkim wrażeniem, zarówno scenariuszo - mechaniki, jak samego prowadzenia gry przez Dominikę. Dość powiedzieć, że to jej prowadzenie ostatecznie przekonało mnie do "żywego" prowadzenia na stojąco, chodzenia dookoła stołu i puszczania muzyki, czego nigdy nie robiłem. Sprawdziłem to wczoraj, kiedy poprowadziłem najdłuższą sesję w życiu (9 godzin, od 19:30 do 4), i sam byłem tak podekscytowany tym, co się dzieje, że w ogóle nie byłem senny czy znudzony. Już chociażby z tego powodu strasznie cieszę, że wziąłem udział w tej półfinałowej sesji - zawsze warto uczyć się czegoś nowego!

Nie chciałbym w tym miejscu recenzować samej gry, Lady Blackbird, ale ciężko o niej nie wspomnieć - utrzymana w klimatach będących miksem Planety Skarbów i Gwiezdnych Wojen gra z gotowymi postaciami i zaczątkiem scenariusza, która mówi prowadzącemu, żeby odpuścił sobie przygotowanie bardziej szczegółowego scenariusza i szedł na żywioł, reagując na pomysły i akcje graczy. Kiedy pierwszy raz przejrzałem ją w internecie nie byłem zachwycony - ale po dwóch rozegranych sesjach mogę ją polecać w ślepo każdemu, jest naprawdę niesamowita. Postacie są pod siebie idealnie skrojone, dzięki mechanice Kluczy na tyle wyraziste, aby nie było problemu z ich odgrywaniem (co jest premiowane w mechanice), a jednocześnie pozostawiają dużą przestrzeń do wypełnienia inwencją graczy, więc gobliński pilot Snargle za każdym kolejnym podejściem może być zupełnie inną postacią. Słowem - idealny system, żeby przetestować graczy podczas półfinałowej sesji konkursu na najlepszego gracza!

O warszatacie prowadzącej Blanche mogę wypowiadać się jedynie westchnieniami, ochami i achami. Jak już wspomniałem - jak dla mnie było wzorcowe poprowadzenie tego typu gry, opartej mocno na interakcjach między wyrazistymi bohaterami w mocno filmowej, najeżonej nagłymi zwrotami akcji scenerii - czyli najfajniejszego typu seji, jaki potrafię sobie wyobrazić. Co ważne, mimo obecnej gdzieś tam w tle konkurencji między graczami, Dominika nie eksponowała i nie testowała nas specjalnie (w przeciwieństwie do sesji finałowej, o czym zaraz), tylko starała się razem z nami stworzyć fajną historię - i tylko cała nasza piątka wie, jak bardzo jej się to udało. Naprawdę, czapki z głów! Jedyny zarzut mógłbym mieć do sposobu rozwiązania wyraźnego, metagrowego konfliktu między graczami - kiedy Blanche rzuciła "załatwcie to między sobą", a napięcie było na tyle duże, że groziło to rozwaleniem sesji. Takie wyjście zwalam jednak na karb turniejowego charakteru sesji - w końcu, dobrzy gracze potrafią sobie radzić także z takimi wyzwaniami, nie? ;) Swoją drogą, na ZjaVie, w charakterze oceniajace MG podczas konkursu Latających Spodków obserwowałem sesję Blanche w Castle Falkenstein i wtedy nie było aż tak fajnie. Nie znam dokładnie mechaniki CF, ale możliwe, że wynika to z faktu, że na konwentowych jednostrzałówkach o wiele lepiej sprawdzają się lekkie, szybkie i nagradzających aktywność graczy mechaniki, takie jak Pani Blackbird.

I tutaj chciałem wspomnieć oraz oddać honory współgrającym - bez nich sesja nie byłaby aż tak dobra, zresztą - najlepsza, w jakiej zdarzyło mi się brać udział jako gracz od pamiętnego 2006 roku, kaduceusz w pięknym stylu zebrał Puchar Mistrza Mistrzów. Wiktor, Chochlik, Ifryt - byliście naprawdę ekstra, stworzyliście niezapomniane postacie, na pewno będę długo pamiętał nasze wspólne granie!

Dzikie Pola, autorska mechanika, Inkwizytor:
Myślę, że Dzikich Pól nikomu przedstawiać nie trzeba. Myślę, że zagraliśmy w konwencji jak najbardziej typowej dla tego systemu - trójka szlachciców na urlopie od walczenia z tureckimi najeźdzcami udaje się na stypę ojca swojego kumpla i rozwiązują kłótnię braci o spadek kładąc kres klątwie, którą za podłe uczynki denata rzuciła na ród miejscowa wiedźma. Graliśmy na baaardzo uproszczonej mechanice z kartami - kto wyciągnął lepszą, wygrywał dany test. Gracze mogli podbijać swoje testy, zużywając swoje zasoby - karty, które były wyciągnięte na początku sesji. Generalnie mechanika była bardzo pretekstowa, sesja polegała w dużej mierze na rozmowach, odgrywaniu postaci i konwencji oraz prowadzenia śledztwa.

Inki jako prowadzący był bardzo pasywny - raczej reagował na graczy, nie podsuwając żadnemu z nas zahaczek, za którymi moglibyśmy pójść, aby odkrywać fabułę. Mimo wszystko, dobrze oceniam ten pomysł - sam powiedział, że może pozwolić sobie na powiedzenie graczom "No, to co teraz robicie", bo to my mieliśmy się starać "zrobić" dobrą sesję, a nie on. Natomiast, na polach, na które "wycofał się" prowadzący - odgrywanie BNów, opisywanie świata i skutków działań postaci - radził sobie wystrzałowo.

Tutaj odczucia mam podobne jak przy pierwszej sesji - nie udało się co prawda stworzyć opowieści tak barwnej, jak ta o załodze i pasażerkach "Puchacza" na Dzikim Błękicie, ale branie udział w paranormalnym śledztwie w realiach sarmackiej Polski dało mi dużo satysfakcji. Co prawda prawie zupełnie nie czułem klimatu Dzikich Pól (w szkole na historii NIE CIERPIAŁEM tych kawałków), ale na szczęście, odgrywając francuskiego pludraka, który przybył na Rzeczypospolitej poznawać zwyczaje Wolnych Panów Braci, mogłem spokojnie "strugać głupa" i uczyć się konwencji w trakcie gry, bez naruszania wiarygodności bohatera i nie psując innym graczom i MG zabawy. Pozostali gracze, Ezechiel i Marchew, odgrywali wąsatych Panów Braci jak należy.

Zmierzając ku końcowi, chciałbym podziękować wszystkim, dzięki którym moje Gramy! było serią trzech bardzo udanych, sytych sesji - Eliashowi (oraz Alicji, Areckiemu i Rene), Blache (Chochlikowi, WiktorowiWektowi i Ifrytowi), Inkiemu (Ezechielowi i Marchewowi) oraz, last but def. not the least, repkowi, który cały turniej organizował i ogarniał. Bez niego nas by tam nie było! Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazję brać w jakimkolwiek erpegowym turnieju - walcie w ciemno. Wzięcie udziału jako gracz w Gramy! czy Pucharze Mistrza Mistrzów itd. to gwarancje rozegrania co najmniej jednej doskonałej sesji i myślę, że grzechem jest dobrowolne omijanie takich okazji ;).

Komentarze


Eliash
   
Ocena:
+6
Nigdy wcześniej nie prowadziłem w żadnym konkursie ani też nie zdarzyło mi się poprowadzić obcym graczom nie obgadując wcześniej konwencji itd. Dlatego zrobiłem taki scenariusz jaki moi stali gracze najbardziej lubią pt. "macie tutaj wyzwanie, powiedzcie mi jak się do tego weźmiecie". Godzinne planowanie to na takich sesjach standard. Znani mi gracze to lubią, ale rozumiem, że nie każdemu to pasuje.
Co do planu, który poszedł w rozsypke - plan, który nie wykorzystuje w żaden sposób atutów wszystkich postaci nie jest dobrym planem i musiał się rozkraczyć. Chociażby fakt, że cały atak poszedł od jednego skrzydła, skrytobójca nie miał okazji wykorzystać skrytobójstwa, a żołnierze uzbrojeni w CKM oraz SPAS-12 zamiast w pierwszej rundzie zmieść jak najwięcej zdziwionych wrogów postanowili wypróbować walkę nożem. Ale czasem jest zabawnie jak jakiś master plan się rozsypie :D

Co do finałowego bossa. Powstał w dwie minuty po tym jak spojrzałem na zegarek i zobaczyłem ile czasu nam zostało :P Wybacz :D

Co do Alicji. Moim zdaniem grała bardzo dobrze, za co brawa. Ale jednak dla mnie najistotniejszym kryterium było jednak nastawienie na skuteczne rozwiązywanie problemów i rozsądne dysponowanie posiadanymi zasobami (umiejętności, sprzęt, lokacje). Możliwe, że było to krzywdzące kryterium, ale wydaje mi się, że było znacznie bardziej obiektywne niż np. odgrywanie, z którego uważam, że wszyscy wywiązali się świetnie.

Mechanika - mechanika posiada kilka fajnych zasad, które pomogłyby łatwiej zabić snajpera dzięki kumulacji różnych bonusów (ale tego byłoby za wiele jak na sesję wprowadzającą trójkę graczy w zasady), poza tym takiego kampera zawsze najłatwiej zabić "obchodząc go" od drugiej strony.

Tyle z mojej strony.

Dzięki za notkę. Wiem, że nie była to sesja najwyższych lotów, ale starałem się ;)
05-08-2012 01:15
Urko
   
Ocena:
+4
Ależ ja nie mam pretensji do godzinnego planowania czy tego, że ten od godziny wymyślany plan nie wyszedł - to było na swój sposób zabawne ;) i to raczej wina mechaniki, niż Twoja.
A sesja była naprawdę fajna, nie bądź wobec siebie taki krytyczny! Ja bawiłem się świetnie ;) I jeszcze raz za to dzięki.
05-08-2012 10:01
Blanche
   
Ocena:
+4
W kwestii "załatwcie to między sobą": po pierwsze, jesteście już dużymi chłopcami, więc powinniście, jak sam zaznaczyłeś, potrafić robić takie rzeczy; po drugie, myślę, że gdybym "porozsadzała Was po kątach" satysfakcja z sesji byłaby mniejsza. :]
05-08-2012 11:06
Ifryt
    @Blanche
Ocena:
+2
W sumie sytuacja konfliktowa skończyła się nie tak źle - na poziomie metagrowym de facto uznaliśmy, że nie ma co się teraz mordować i dociągnęliśmy do końca sesji. Zapewne było to najlepsze dostępne rozwiązanie. Zastanawiam się jednak, czy nie dało się tego poprowadzić bez wybijania z immersji. Wymagałoby to jednak właśnie "poprowadzenia" przez niezależnego arbitra, który by doprecyzował warunki, w jakich rozgrywał się konflikt - chociażby czy Snarglowi udałoby się przystawić spluwę Naomi do pleców. Moim zdaniem nie wynikało to jasno z fikcji.
05-08-2012 13:06

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.