Gra o Tran - raport z sesji
W działach: RPG | Odsłony: 150Na początek zrobiłem cztery postacie. Miałem niecny plan wykorzystania gotowych, jednak okazało się, że po polsku nic nie ma :(. Nawet pytałem Copernicus Corporation i potwierdzili, że musimy jeszcze chwilę poczekać. Ogólnie to szkoda też, że w podręczniku nie ma startowej przygody, taki Kontrakt Oldenhallera wiele by ułatwił. Gracze dostali żetony do wykorzystania jako punkty przeznaczenia, szczęścia etc (trochę za dużo tych rodzajów punktów, ale spoko), karty postaci, chwilę pogadaliśmy o mechanice i zaczęliśmy. Jeśli chodzi o tą ostatnią, to nie stanowiła ona żadnego problemu, choć pewnie nie zapodawałem zbyt wiele szczegółowych zasad.
Ekipa:
- Borsuczy Jeździec, niziołek
- Doker, człowiek
- Łucznik, elf
- Zwadźca, krasnolud
Cała akcja działa się na północy, w małym, nadmorskim miasteczku. Oczywiście mapa z podręcznika jest raczej słaba, więc korzystałem z tej mapy, która jest świetna!
Pewnego wieczora lokalny kanał, o wiele mówiącej nazwie Smródka, został zablokowany, i to zablokowany przez niebylekogo, bo Czarnego Kaszalota. Jak się szybko okazało, nie dał on rady uciec, co było na rękę wielu osobom, zwłaszcza tym głodnym. Do tego łucznik, zwadźca i borsuczy jeździeć wisieli kasę dokerowi, więc była motywacja by działać (a doker wisiał hajs innym lokalnym koleżkom).
Postacie graczy oczywiście też chciały zarobić na sprzedaży części zwierzaka. Przy okazji wpadli w Smródkę, wyjęli ludzkiego trupa z ciała kaszalota, próbowali go (kaszalota, nie trupa) dobić, aby nie cierpiał, nawet próbowali go wypchnąć (tutaj przodował niziołek). Coś nawet wycięli, ale przypływ ich zaskoczył i dwie osoby utknęły w kanale akurat wtedy, gdy gwardziści Księcia Elektora stwierdzili, że waleń należy właśnie do władcy… i krasnolud i człowiek skończyli w więzieniu, gdzie niby ugadani z jednym z gwardzistów spędzili kilkanaście dni. A potem zostali odbici przez niziołka i elfa, którzy mieli okazję widzieć Białego Walenia, który pomścił Czarnego Walenia niszcząc dużą część floty stacjonującej w porcie.
Po ucieczce postacie zostały namierzone przez jednego z niziołków, który sprzedał im cynk na zarobek - dołączenie do najlepszego ze statków, Damnatusa (w sumie byli poszukiwani, więc jakby nie trafili na Damnatusa, to by trafili na szafot albo w najlepszym razie na inny, słabszy, statek). Na pokładzie okazało się, że kapitan jest szalony i wszyscy umrą, zanim nawet spotkają Kaszalota. W pewnym momencie krasnoludka podjęła decyzję o pozbyciu się kapitana i prawie jej się udało - no dobra, udało, bo w końcu wypadł on za burtę razem z niziołkiem (tak! mimo wątłej postury kapitan wyrzucił krytyczny sukces w ostatniej scenie i razem z niziołkiem wypadli za burtę) - a ten drugi robił wszystko, żeby się utopić (no dobra, chciał wyjść, ale rzuty miał kilosłabe). W końcu elf wyłowił niziołka (który to niziołek wcześniej obalił ponad dwumetrowego bosmana jednym celnym ciosem z procy) a doker, człowiek, ogłosił się kapitanem.
W tym momencie odbyło się wiele dyskusji na temat tego, czy kontynuować misję. Na szczęście kapitan podjął decyzję o powrocie - statek taki jak Damnatus kosztuje krocie, szkoda więc ginąć, niewiadomo w sumie po co, zwłaszcza, że Waleń mógł być spaczony Chaosem.
I w ten oto sposób zakończyliśmy sesję. Było wesoło, czasem dramatycznie, pomysły były fajne a i rzuty dawały nam sporo radości. Postacie graczy robiły to, co powinny – przemawiały, grały na bębnach, jeździły na borsuku i myślały, skąd tu wziąć więcej siana. Scenariusz jest ciekawy, choć zwłaszcza w ostatniej części MG ma sporo pracy, bo gotowce są zbyt ogólne, aby były wystarczające.