» Recenzje » Gra Endera

Gra Endera

Gra Endera
W wypadku Gry Endera oczywistym było już przed premierą, że film wzbudzi sporo skrajnych emocji. Nawet nie dlatego, że literacki pierwowzór autorstwa Orsona Scotta Carda dostarczał materiału, który wystarczyłby na ożywioną reakcję części widzów. Raczej z uwagi na sam fakt bycia ekranizacją głośnej powieści.

Niemal dwa tygodnie po wejściu filmu na ekrany polskich kin można spokojnie uznać, że nie wywołał on i raczej już nie wywoła fali komentarzy w mainstreamowych mediach, dotyczących na przykład kontrowersyjnych pomysłów fabularnych. Ba, zasadniczo przeszedł w Polsce bez echa, pomimo intensywnych działań promocyjnych. To o tyle zaskakujące, że w gruncie rzeczy film jest dobry, dostarcza przyzwoitą porcję rozrywki, a do tego porusza kilka interesujących kwestii w bardzo przystępny i zrozumiały sposób. Decydując się na seans, nie należy spodziewać się żadnych odkrywczych spostrzeżeń o życiu czy refleksji na poziomie mistrzów sci-fi. To po prostu ciekawa i fajnie opowiedziana historia, która w swojej prostocie nie jest typowym "odmóżdżaczem" opartym jedynie na atrakcji audiowizualnej.

W roku 2070 cały świat żyje wspomnieniem inwazji obcych, którą przed czterdziestoma laty udało się udaremnić. W obawie przed kolejnym starciem, Ziemianie postanowili przygotować się do ponownej konfrontacji z kosmitami. W związku z tym powołano do życia projekt, polegający na organizowaniu wojskowego poboru dla osób młodych, już na etapie dzieciństwa, u progu dojrzewania. Dzieci, wychowane na grach, a do tego pozbawione zahamowań i ograniczeń wynikających z dorastania, zdają się bowiem znacznie skuteczniejszymi strategami w obliczu nieznanej cywilizacji wroga. Tytułowy Ender, a właściwie Andrew Wiggin, jest jednym z takich rekrutów. Fabuła skupia się na jego losach, począwszy od zaciągnięcia do armii, poprzez szereg treningów i szkoleń, dowodzących wyjątkowego talentu młodzieńca.

Choć realia świata przedstawionego pozwalały na stworzenie spektaklu, który przyćmić mógł samą historię, Gavin Hood zdołał zachować równowagę pomiędzy powyższymi aspektami. W efekcie, historia Andrew Wiggina opowiedziana została w bardzo interesujący i klarowny sposób, z uwzględnieniem licznych emocjonalnych meandrów, a jednocześnie z niemałym rozmachem formalnym. Najważniejsze jest jednak to, że narrację poprowadzono na tyle umiejętnie, że konsekwentnie budowany dramatyzm załamuje się w takim rytmie, w jakim powinien (choć w nieco zbyt błyskawicznym tempie), by bliżej finału wywrzeć spore wrażenie na widzach. Czy pozytywne, czy nie – to już kwestia indywidualna, bo zakończenie nie należy do standardowych. Jeśli czytaliście książkę, to wiecie dlaczego; jeśli nie – nie będę psuł Wam zabawy.

Źródło: Film.interia.pl

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Czytelnicy obeznani z literacką wersją Gry Endera sami najlepiej ocenią zmiany poczynione względem niej przez reżysera. Moim zdaniem najważniejsze jest to, że film Hooda wypada dobrze po prostu jako opowieść filmowa. Droga, jaką główny bohater przechodzi między innymi pod okiem szkolącego go pułkownika Hyruma Graffa stanowi ciekawą historię, którą chce się poznać. Efekty wizualne podporządkowane są narracji, będąc przy tym zróżnicowanymi estetycznie, z uwagi na ciekawe rozwiązania zastosowane przy ukazywaniu gier wideo i symulacji. Ostatnim szlifem jest świetna ścieżka dźwiękowa, a zwłaszcza muzyka, za którą odpowiada Steve Jablonsky – obok nienachalnych kompozycji ilustracyjnych, zawiera ona kilka zapadających w pamięć utworów, ze świetnym "Peace Sword (Open Your Heart)" zespołu The Flaming Lips na czele.

Również obsada aktorska prezentuje bardzo przyzwoity poziom. Asa Butterfield jako Ender jest odpowiednio "wyjątkowy", Harrison Ford wcielający się w płk. Graffa sprawia wrażenie silnie zaangażowanego w sprawę, a Moises Ariad w roli zwaśnionego z protagonistą Bonzo Madrida sprawnie odgrywa zawiść i nadwątlone siłą rywala ego. Poza tym Abigail Breslin, Ben Kingsley, Viola Davis, Hailee Steinfeld i inni, obsadzeni w pomniejszych rolach, również wypadli całkiem nieźle (niestety, w większości jedynie nieźle). W dodatku Kingsley został wtłoczony w kliszę, do której trafił już jakiś czas temu, jednak należy przyznać, że z zadania wywiązał się zawodowo.

Przy tych wszystkich zaletach na pewno wskazać można kilka wad, chociaż zaledwie jedna z nich wydaje się znacząca na tyle, by również o niej wspomnieć. Otóż ostatnia scena w filmie, pełniąca funkcję swoistego epilogu po sekwencji finałowej, sprawia wrażenie zrobionej niejako z przymusu. Tyle, że nie została wcale dodana na potrzeby filmu. Co więcej, jest ona istotna z punktu widzenia psychologii postaci i konkluzji dla wymowy całości utworu. Tym niemniej, w kinowej adaptacji Gry Endera odczuć można przedziwny kontrast między nią a resztą filmu. Być może jest to wyłącznie indywidualne wrażenie, ale w moim wypadku było ono na tyle silne, że mocno rzutowało na ogólną ocenę. Należy dodać, że choć zakończenie filmu zbliżone jest do epilogu w książce Orsona Scotta Carda, to w kilku aspektach różni się od niego. Rzecz w tym, że wprowadzone zmiany znacząco wpływają na wymowę utworu, która w wypadku literackiego pierwowzoru była zdecydowanie bardziej gorzka i spójna.

Źródło: Film.onet.pl

Dziękujemy Cinema-City za udostępnienie materiału do recenzji.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.5
Ocena recenzenta
6.88
Ocena użytkowników
Średnia z 12 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1

Dodaj do swojej listy:
chcę obejrzeć
kolekcja
Tytuł: Ender's Game
Reżyseria: Gavin Hood
Scenariusz: Gavin Hood
Muzyka: James Horner
Zdjęcia: Donald McAlpine
Obsada: Harrison Ford, Ben Kingsley, Abigail Breslin, Asa Butterfield, Hailee Steinfeld, Khylin Rhambo, Jimmy 'Jax' Pinchak, Moises Arias
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2013
Data premiery: 1 listopada 2013



Czytaj również

2013: Top 5 filmów
Podsumowanie najlepszych filmów minionego roku
Gra Endera
Bo na wojnie chłopcy stają się mężczyznami
- recenzja
Hugo i jego wynalazek
Od Mélièsa do Scorsese
- recenzja

Komentarze


Scobin
   
Ocena:
+1

Moje wrażenie: kinowa Gra Endera świetnie pokazuje, dlaczego w ocenianiu ekranizacji lepiej nie sugerować się za bardzo oryginałem, tylko patrzeć na film głównie jako na utwór samodzielny. ;-)

21-11-2013 20:34
nimdil
   
Ocena:
0

Znając książkę ciężko wyczuć co jest dostatecznie jasne, co jest zbędne a co mętne.

21-11-2013 20:37
Scobin
   
Ocena:
0

Dodam jeszcze, że na tyle, na ile mogę sądzić po reakcjach znajomego, film można obejrzeć i polubić, nie znając oryginału.

22-11-2013 10:20
Umbra
   
Ocena:
0

Jak zwykle znalzł się użytkownik, który uznał film za totalne dno pozbawione aktorstwa, fabuły, logiki i ciekawe jeszcze czego. Bo tak chyba trzeba odczytywać ocenę 0,5 :)

22-11-2013 11:40
johnybluecaterpillar
   
Ocena:
0

Książki nie znam, ale po obejrzeniu filmu chętnie po nią sięgnę. 
Problem filmu jest taki że trwa 2h i upycha dla przeciętnego zjadacza popcornu za dużo treści w zbyt krótkim czasie. 


@nimdil  dla mnie problemem była znajomość medium - jeśli film trwa 2.5(ok) godziny a wielki finał 'szkolenia' i filmu jednocześnie przypada na ostatnie 10 minut, ciężko być zaskoczonym, szczególnie że to film, tu wszystko było ważne bo poupychano zdarzenia i skutki w krótkim czasie i przedstawiono je widzowi hurtowo i jak najprościej. 

Dlatego wolę książki, z wyjątkiem pulpowych perełek, 

22-11-2013 12:25
   
Ocena:
0

Tak wlasnie go oceniam, a co - nie wolno mi ? Dla mnie jedynym plusem tego filmu jest to ze szybko sie o nim zapomina.

23-11-2013 09:08

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.