» Biblioteka Jedynego » Księgi Bohaterów » Głupiec

Głupiec


wersja do druku
Zajazd tonął w strugach deszczu. Błotnista agaryjska jesień dawała o sobie znać w całej pełni, a zachmurzone niebo nie przepuszczało ani krzty słonecznego blasku. Stary, wyłożony brukowanymi kamieniami trakt, wiodący do gospody, był zarośnięty wszelakimi chwastami i wyglądał tak, jakby od wielu lat nikt nim nie podróżował.

- Jesień w tym kraju jest wyjątkowo podła – pomyślał Arte du Bois, spoglądając przez uszczelniane pakułami z mchu okno zajazdu, na rozpościerające się przed nim podwórze. Kilka wygłodniałych i wychudzonych psów przewracało stare, poniewierające się skrzynie i beczułki w poszukiwaniu jedzenia. Co chwilę wybuchały między nimi bójki i do uszu gości Pod zakapturzonym capem dobiegały żałosne skowyty tych nieszczęsnych stworzeń. Naprawdę paskuda ...

- Panie du Bois, zagra Pan ze starymi wiarusami w głupca? – zapytał stary, wąsaty żołdak, który, jeśli du Bois dobrze pamiętał, nazywał się Heinrich i był sierżantem w agaryjskiej armii.

Głupiec nie należał do ulubiony rozrywek Arte. Prymitywna gra, w której zgromadzeni przy stole ciągnęli po jednej karcie i w każdej następnej kolejce dorzucając do puli monety. Ten kto pierwszy wyciągnął dżokera – czyli głupca – zgarniał całą pulę. W tej grze nie było mowy o żadnej strategii, można było jedynie liczyć na zwykły łut szczęścia. Szczęścia, którego szlachcicowi ostatnio cholernie brakowało. Gdyby bowiem było inaczej nie znalazłby się w tej podłej dziurze, z dala od słonecznej Cynazji.
Westchnął.

- Dobrze, panie Heinrich, czemu nie? W końcu i tak nie mam nic lepszego do roboty.

Du Bois sięgnął zręcznie po zydel stojący niedaleko dużego, karczemnego kominka i dosiadł się do grupy trzech osób. Towarzystwo było typowe dla tego kraju - doświadczeni znudzeni służbą żołdacy, z mętnym spojrzeniem utkwionym w kuflach. Powolnymi ruchami dobierali kolejne karty i dorzucali do puli następne miedziaki. Tylko jeden z nich zwrócił uwagę Arte – niski, szczupły mężczyzna o ciemnych jak smoła włosach i bystrych, czarnych oczach. Oczy te wydawały się szlachcicowi w jakiś dziwny sposób kocie. Zastanawiał się przez chwilę dlaczego taka myśl w ogóle przyszła mu do głowy i odkrył, że błyszczą się one tak, jakby odbijały światło padające od ognia.

Nieznajomy zauważył jego zainteresowanie i skinął przyjaźnie głową, lekko się uśmiechając. Młodzieniec wydawał się jeszcze bardziej nie na miejscu w tej cholernej dziurze niż sam Arte.

- Czy nie będzie nietaktem, panie, jeśli spytam się skąd przybywasz? – przełamał się w końcu, dociągając kolejną kartę.

- Ależ żadnym, panie du Bois. Przybywam ze wschodu, dalekiego wschodu. Zwą mnie Mefisto.

- To znaczy, ze Starej Dorii, czyż nie? - Tak…Można tak powiedzieć. Z Dorii – Mefisto zamyślił się spoglądając w ogień – Dorii, krainy wielkich rycerzy, których zgubiła ich własna pycha. Podjęli przed wiekami grę o zbyt wysoką stawkę i przegrali…

- Panie? – jeden z żołdaków spojrzał się w stronę Mefista, pociągając z kufla mętny, słomkowożółty płyn.

- Ach tak. Karta… - Mefisto dociągnął pierwszą z góry, starej wysłużonej talii. Hazard... – Zaczął po chwili – ciekawa rzecz, prawda, panie du Bois? Dziwne, jak wiele można przez niego stracić, a jak wiele zyskać.

Dreszcz przeszedł szlachcicowi po plecach. Przed oczyma stanęła mu znów ta cholerna partia skata, w której przegrał coś więcej niż kilka złotych monet. Przegrał swoją wolność, na rzecz tej tłustej świni, markiza de Candillac. To dlatego teraz siedział tutaj, z tą bandą przegranych ludzi. Od tygodni szukał pieprzonego gówniarza, któremu zamarzyła się kariera wojskowa i uciekł z domu. Smarkatego Pierra de Candillac, który w swoim życiu przeczytał o jeden epos rycerski za dużo. Arte szczerze wątpił w to, czy smarkacz jeszcze żyje.

- Tak, prawdziwie niezbadane są koleje losu – kolejna karta, którą dociągnął przedstawiała starego, brodatego mężczyznę siedzącego na tronie – naprawdę niezbadane.

- Ale każda karta może się odwrócić. To tylko kwestia ceny – uśmiechnął się Mefisto, dociągając kolejny kartonik – Wszystko jest kwestią ceny…

- Mówisz zagadkami, panie.

- Pan Mefisto to cholerny poeta – wychrypiał starszy mężczyzna, który siedział dotąd cicho. Jego szyję zdobiła głęboka, paskudnie wygojona blizna – najlepszy wierszokleta jakiego znam.

- Jest pan dla mnie zbyt łaskawy, panie Lutz, ale faktycznie, piszę wiersze. Są one niczym hazard – nigdy nie wiesz, co się trafi. Czy król pik, czy dwójka kier.

Uczucie niepokoju ukłuło szlachcica w okolicy serca. To właśnie przez pieprzoną dwójkę kier przegrał tamtą felerną partię! Skąd ten czarnowłosy fircyk o tym wiedział, do stu deviria?!

- Panie? Dobrze się czujesz? – Heinrich patrzył się znad swojej karty – Zbladłeś…

- Nic mi nie jest – du Bois przywołał na twarz wymuszony uśmiech – gorąco w tej Sali, jak w piekielnych czeluściach

- Faktycznie, dosyć tutaj ciepło – roześmiał się serdecznie Mefisto – ja i moi kompani lubimy kiedy jest ciepło. W tej deszczowej Agarii jesień jest tak piekielnie zimna i ponura, że wieczór spędzony w miłej kompanii, przy ogniu buchającym z kominka jest prawdziwym balsamem dla duszy. Prawda, panowie?

Dwaj kompani zgodzili się niechętnie, a ich miny były bardzo ponure.

- Ale widać, że nasza rozgrywka zbliża się ku końcowi – rzucił z entuzjazmem Mefisto – w talii zostały jeszcze tylko dwie karty, a nikt jak dotąd nie dociągnął głupca! Zdaje się, że teraz moja kolej, a później pańska, du Bois. Może mały zakład? – w jego oczach rozbłysły iskierki.

- Mianowicie? – wywód Mefista zaczął interesować szlachcica.

- No, jeśli nie dociągnę głupca to zostanie zwolniony pan, ze swojej małej i pochopnej „obietnicy”.

Cholera! A więc jednak. Kolejny pies na posyłki de Candillaca. Ciekawe, cóż tym razem wymyślił ten deviria wcielony?

Du Bois oblizał zaschnięte wargi.

– A jeżeli przegram? - spytał po chwili.

- Cóż jeżeli pan przegra, to zabiorę panu rzecz najcenniejszą, którą pan posiada – Mefisto nie przestawał się uśmiechać.

A więc chodzi mu tylko o te kilka złotych monet? Niemożliwe. De Candillac upadł już zbyt nisko w swojej podłości. Najpierw pozbawił go wolności, a teraz chce pozbawić go jeszcze pieniędzy! Zemsta doskonała! Upokorzony szlachcic, nie posiadający grosza nawet na nocleg w gospodzie! Panie i panowie, oto Arte du Bois, najbiedniejszy szlachcic świata!

Jednak… Propozycja była cholernie kusząca. Jeżeli tylko Mefisto nie wyciągnie głupca…Witaj wolności!

- Niech pan ciągnie kartę – rzekł w końcu stłumionym z podniecenia głosem.

- Czy jest pan pewien, du Bois? – pytanie zawierało w sobie jakby cień smutku.

- Tak! Tak do stu deviria!!!


Na stół upadł kartonik przedstawiający roześmianego mężczyznę w szatach błazna…

***

- Zachowaj swoje pieniądze Arte. Mogę tak do ciebie mówić, prawda przyjacielu? Tak myślałem. No to co, panowie, jeszcze jedna partia głupca? Nie ma to jak miły wieczór przy ogniu buchającym z kominka. To prawdziwy balsam dla duszy, czyż nie? Czegóż macie takie smutne miny, panowie? Czyżbym powiedział coś smutnego?
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


~Zuhar

Użytkownik niezarejestrowany
    Dobre
Ocena:
0
Naprawdę fajne. Przyczepić musiałbym się na siłę, więc tego nie zrobię.

(W moim odczuciu mogłeś nie wyjaśniać, że joker to głupiec.)
04-10-2005 09:08
~Albert

Użytkownik niezarejestrowany
    Interesting
Ocena:
0
Jak na Stinga przystalo: ciekawe opowiadanko, do tego dobrze napisane.
Czyta się przyjemnie.
04-10-2005 11:47
~Michap

Użytkownik niezarejestrowany
    Może być
Ocena:
0
Troche błache, bez napięcia i przewidywalne, ale da się czytać. A i to "do stu deviria" sie mi niepodobało.
04-10-2005 19:05
Iman
    :)
Ocena:
0
Jak na fankę Twojej twórczości przystało, nie znalazłam w tym opowiadaniu nic, do czego bym się mogła przyczepić. Nie ma ono zbyt rozbudowanej akcji, ale kto powiedział, że jest niezbędna? Grunt, że fabuła jest dobra. Miło się to czyta w spokojny, jesienny wieczór. Bardzo fajne :)
04-10-2005 19:25
Masssło
    Jest gut
Ocena:
0
Fakt, lekko sennie i melancholijnie, ale myślę, że akurat w tym tekście wychodzi to raczej na dobre. Całkiem fajny klimat...
05-10-2005 20:39
~Feniks

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Rzeczywiscie calkiem fajne sie czytala co prawda po jakims czasie mozna sie domyslic zakonczenia ale mimo wszystko podobalo mi sie.
06-10-2005 16:21

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.