Głębia Przestżeni fanfic
W działach: Głębia Przestrzeni, SF | Odsłony: 13Napisałem fanfica w świecie Gwiezdnej Przestrzeni. Muszę przyznać, że ten świat mnie zafascynował kolorowymi opisami i technologią, która została pżez ałtora opracowana i zamieszczona w jego opowiadaniach i wersji demo, którą ów zamieścił na stronie Gwiezdnej Przestrzeni.
Rok 1493F nie przyniósł Michailowi dużych dochodów. Stary kosmiczny wagabunda poskrobał się po skroni, zaniepokojony tą obserwacją. Ukryte w wykonanej z sztucznoskóry rękawiczce opuszki napotkały łączenie implantu wzrokowego z ciałem, delikatną fakturę płytek drukowanych i giętkie przewody zagłębiające się zaraz obok w czaszce. Około czterdziestoletni mężczyzna spojrzał na jarzący się przed nim holoobraz z zestawieniem tegorocznych dochodów z handlu wydobytymi surowcami. Zmieniające się co i rusz cyfry, przeskakujące wykresy i zestawienia nie pozostawiały wątpliwości – wielki krach cen gazów na rubieżach sektora Ssargh sięgnął też i obrzeży terytorium ludzi. Ksenon przez ostatnich kilkanaście miesięcy znacznie stracił na wartości, co z pewnością miało duże plusy, podróże międzygwiezdne staną się znacznie tańsze, a kolonializacja posunie się znacznie naprzód. Jednak dla przedsiębiorców małego kalibru, takich jak Michail Zylverstar, oznaczać to mogło koniec ich działalności.
Tak, przytaknął w myślach zmartwiony kosmiczny górnik, Tetrahymena Vorax Corporation i inne jej podobne niszczyły małe biznesy. Czasy gwiezdnych poszukiwaczy, którzy samotnie zapuszczali się swoimi barkami wydobywczymi klasy Planetołomca, uzbrojeni tylko w kilka działek polarno-dwufazowych, promień ściągający i strukturalny ekstraktor masy molekularnej dobiegał końca. Niegdyś byli pionierami gwiezdnego oceanu, niczym Kolumb i Magellan trzy i pół tysiąca lat temu, przemierzali jego bezkresną toń i odkrywali niezliczone skarby. Teraz mieli stać się reliktami przeszłości wypartymi przez kompanie wydobywcze. Ich konwoje już od dawna zajmowały się wydobyciem na masową skalę, jednak dopiero teraz ich inwestycje zaczęły się zwracać na tyle, by mogli włożyć w nie jeszcze więcej.
Tak też było i dzisiaj – tutaj. Michail wyjrzał przez pancerny bulaj swojej barki w pustkę kosmosu rozświetloną miliardami gwiazd. Gdy on tak siedział w kokpicie swego statku, kilkaset kilometrów dalej jeden z konwojów rabował dobra naturalne asteroid. Rozbłyski polaryzacyjno-laserowych nacinaków rozświetlały nieprzeniknioną zdawałoby się ciemność przy akompaniamencie jednostajnej poświaty w kolorze zieleni Veronese’a promieni ściągających. To było jego miejsce – Zylverstara, nie tych korporacyjnych łotrów. Od trzydziestu lat spędzał tu całe dni, nieraz tygodnie, jeszcze gdy był kilkunastoletnim dzieciakiem, ojciec uczył go w tym ukrytym przed oczyma ciekawskich zgrupowaniu asteroid tego, jak kalibrować ekstraktor masy tak, by wydobywał tylko cenny niczym niegdyś złoto ksenon. Jak delikatnie manewrować starą barką tak, by kąt wydobycia był jak najbardziej optymalny. Dziś nie miało to już takiego znaczenia – starczyło naciąć asteroidę i ściągaczem pochłonąć wszystko do olbrzymiego brzucha statku wydobywczego. Jak najszybciej, zanim rozprężający się gaz zdążył uciec hen, w kosmos.
Michail przestawił kilka przełączników na panelu kontrolnym swojej starej barki. Wskaźnik tarcz przeskoczył z koloru lapis-lazuli wskazującego na gotowość płynnie w błękit Thénarda, sugerując stuprocentowe naładowanie generatorów pola ochronnego i ich aktywną emisję. Niewidzialny bąbel nieprzenikalnego pola magnetyczno-molekularnego otoczył starą barkę i w tym samym momencie Zylverstar poprzez plastry złącza neuroidalnego nakazał oznaczyć największy statek jako swój cel. Z głuchym łomotem stare silniki Planetołomcy rozpaliły się, miotając mieszankę jonową w przestrzeń i rozpędzając barkę naprzód. Dziś była pozbawiona broni i wszelkich narzędzi. Ładownia natomiast była wypełniona po brzegi niedawno wydobytym wodorem, którego jednak Zylverstar nie sprzedał – ceny były tak niskie, że nie pozwoliłyby mu przeżyć kolejnego miesiąca. To zatem miała być jego wielka chwila. Moment, w którym stać się miał bohaterem wszystkich samotnych wydobywców, pogromcą wielkiej korporacji. Tym, który zniszczy największy konwój wydobywczy, składający się z samych najnowocześniejszych statków. Holotranspondery neuroidalne, generatory molekularnego pasa transmisyjnego, mobilne industrialne centrum dowodzenia z olbrzymimi ładowniami na wydobyte materiały, równie wielkimi hangarami i potężnym generatorem hiperskoku.
To wszystko pójdzie dziś precz, powiedział do siebie w myślach Michail i zaśmiał się głośno. Jego śmiech echem potoczył się pustymi korytarzami barki, gdy ta nieuchronnie zbliżała się w stronę olbrzymiego statku.
***
Kilkaset kilometrów dalej, na pokładzie mobilnego industrialnego centrum dowodzenia klasy Wyławiacz Gwiazd, jeden z oficerów radarowych podniósł spojrzenie znad konsoli holohipersonaru i spojrzał na kapitana zasiadającego w fotelu głównodowodzącego. Okablowanie złącz neuroidalnych zafalowało, gdy oficer ów pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Kapitanie! Jakiś statek zmierza w naszą stronę.
Odpowiedź była niemal natychmiastowa, co nie zaskoczyło niczym radarowego – kapitan Vrijsk Skeleznadovorax miał już wyrobioną opinię profesjonalisty w swym zawodzie.
- Nawiązać z nim łączność. Jeśli nie odpowie, wystrzelić salwę ostrzegawczą – odparł chłodnym, opanowanym głosem.
Nawet nie spojrzał na oficera, wpatrzony w holograficzny raport wydobycia, który wyświetlany był przed jego oczami. Oficer łączności natychmiast wypełnił polecenie.
- Tu „Duma Gwiezdnej Pustyni”. Prosimy o identyfikację – komunikat pomknął falami radiowymi w stronę barki Zylverstara, jednak odpowiedź nie nadeszła. – Tu „Duma Gwiezdnej Pustyni”, zidentyfikujcie się! Wtargnęliście na prywatny rejon kosmosu! – oficer komunikacji ponowił żądanie.
Zylverstar, nawet gdyby miał aktywny hiperkomunikator radiowy, nie usłyszałby nadanego szyfrowanym połączeniem rozkazu do okrętów bojowych, które leniwie lewitowały w okolicznej próżni. Statki podniosły generatory tarcz i wysunęły się przed pozostałą część konwoju wydobywczego – pięć okrętów wojennych Technaconu klasy Hiperniszczyciel. Każdy z nich uzbrojony był w baterię dziewięciu wieżyczek Gram-negatywnych miotaczy hiperzjonizowanej plazmy i cztery wyrzutnie rakiet nadplazmowych. Statki skierowały się sterburtą w stronę Planetołomcy Michaiła, jeden z nich wystrzelił strzał ostrzegawczy. Rozżarzona kula plazmy koloru bahama yellow śmignęła tuż nad barką, która jednak nie zmieniła kursu.
„Tu „Duma Gwiezdnej Pustyni”, zawróć z kursu albo będziemy zmuszeni zaatakować. To nie są żarty!” Kolejny komunikat z prędkością fal radiowych przeciął przestrzeń, jednak – znów – żadnej odpowiedzi nie było. Barka była już w połowie drogi i koniec konwoju wydawać się mógł nieunikniony. Wtedy na pokładzie „Dumy Gwiezdnej Pustyni” padł rozkaz z ust kapitana Vrijska.
- Zestrzelcie tę kupę złomu. Nikt nie będzie bezkarnie pakował się na tereny Tetrahymena Vorax Corporation – a zwłaszcza na działkę Kompanii Wydobywczej Euchrysops Osiris Mining Company! – jego głos potoczył się echem po mostku mobilnego industrialnego centrum dowodzenia.
W tym samym momencie każdy z pięciu okrętów stanowiących eskortę grupy wydobywczej wypalił z wszystkich dział. Czerń kosmosu rozjarzyła się od setek pocisków z rozgrzanej plazmy neutronowej, które pomknęły w stronę barki Zylverstara. Stary wyga miał jednak asa w rękawie – własnoręcznie instalowane i modyfikowane ultrabarionowe skokowe silniki manewrowe, pozwalające błyskawicznie zmieniać płaszczyznę ruchu. Podbrzusze barki rozświetliła magentowa łuna strumienia wzbogacanych jonów, gdy statek uniknął większości pocisków, natychmiast silniki na szczycie skorygowały kurs. Kilka rozbłysków świadczyło o tym, że generator pola ochronnego zrobił swoje i przyjął na siebie kilka uderzeń – bez żadnych negatywnych skutków.
Chwilę później uderzyły rakiety. Statek pochłonięty został przez serię seledynowych eksplozji, zaś po niewidocznej kuli ochronnej przebiegła siatka wyładowań. W tym momencie w barkę uderzyła kolejna salwa z działek, przepalając kadłub i rozrywając statek na strzępy. Łatwopalny gaz w ładowni eksplodował i jasna kula ognia swą jaskrawością na moment wypełniła bulaje na statkach konwoju wydobywczego, oślepiając obserwatorów walki. Gdy zgasła, okazało się, że barki już nie było – natomiast żaden ze statków w konwoju nie ucierpiał.
***
Umieszczona tysiące kilometrów od miejsca potyczki holoboja hipertransmisyjna straciła kontakt z transmiterem neuroidalnoidentyfikacyjnym Zylverstara i zaczęła nadawać komunikat. Głos Michaiła echem fal radiowych przetoczył się przez pustkę kosmosu, po pewnym czasie sięgając najbliższych kolonii.
„Mówi Michail Zylverstar, samotny wydobywca gazu. Wasze korporacje wydobywcze, wasza chęć podbijania kosmosu, wasza chciwość – oto przyczyna zguby nas, małych, często jednoosobowych, firm wydobywczych. Malejące ceny ksenonu spowodowały, że wydobycie na taką skalę, jak robili to nasi ojcowie, stało się nieopłacalne. Zabiliście nas w ten sposób. Dziś jednak to ja zabiłem wam ćwieka. W tej chwili, w wyniku mojego heroicznego poświęcenia, przestała istnieć największa operacja wydobywcza Korporacji Tetrahymena Vorax Corporation. Po mnie będą kolejni. Po Tetrahymena Vorax będą kolejne korporacje. Kto wie, może Adenoviridae Mining Corporation? A może Yersinia Pestis Mining Company? Kto wie? Bójcie się i módlcie o przebaczenie.”
Jednak niedługo potem zdementowano plotkę, jakoby „Duma Gwiezdnej Pustyni” i statki jej towarzyszące spadły. Wiadomość uznano za prowokację, a losy świata potoczyły się dalej.
Nie chcę sławy ani piniędzy za moje dzieło i nie chciałem złamać żadnych praw ałtorskich przy tworzeniu tego fanfika, bowiem jest on tylko fanfikiem.