Genderowski Pyrkon i inne takie
W działach: konwenty, pyrkon, fandom | Odsłony: 2059Tak jest, Pyrkon się skończył. Jak wiele rzeczy, które są dobre.
Konwent wielkich oczekiwań
Wiecie co, powiem wam, że byłam psychicznie przygotowana na piętnaście, szesnaście tysięcy. Dwadzieścia cztery zbiły mnie z nóg, podejrzewam, że organizatorów też - Pyrkon stał się marką samą w sobie, więc ściąga ludzi. Za każdym razem przybywa ich więcej i więcej. Organizatorzy nie śpią i nie jedzą, za co dostają w równym stopniu wdzięczność, co hejtfest. Ale hejtfesty rodzą się na ludzkiej niezdolności do wyrozumienia i na bazie tego można zrobić polowanie na czarownice. Ubierzemy Werbata w sukienkę i sprawdzimy, czy waży tyle, co kaczka.
Krytyka - to co innego. Uprzejme wytknięcie błędów, zastrzeżeń - tak. Ale tu trzeba byłoby mieć tablicę i tłumaczyć niektórym półgłówkom, że pewne rzeczy są równie taktowne, co złożenie mamie życzeń w dzień ojca.
Masowość Pyrkonu zapewne odstrasza niektórych. Jeśli wybiórcza się nie myli, poszliśmy na rekord europejski. Nasz Poznań kochany stał się lepszy od Paryża (na pewno jest mniej zaśmiecony, w każdym razie). To robi wrażenie. Podejrzewam, że będzie tylko więcej. Podejrzewam, że jeśli pójdzie hasło "największy w Europie", to dopiero się będzie działo. Ma to swoje zdecydowane plusy. Ma swoje minusy.
Był tłok, to prawda. Okradziono też jedno ze stoisk (o którym zaraz). Pojawia się stopniowo anonimowość, ale nie ma jeszcze takiej motłoszej mentalności (w końcu nikt kibli nie rozwalił). Kameralność niby prysła, ale nie do końca - wiele inicjatyw miało swoje stoiska i tworzyło tym samym klimatyczne zatoczki. Blok dziecięcy (o którym jeszcze bardziej zaraz, a zaraz to takie ruskie "poczekaj") sam w sobie był kameralny. Tak naprawdę, jeśli się chciało kogoś znaleźć, to się znalazło. A nawet jeśli nie, to kto by przyjeżdżał na konwent dla ludzi, heh-heh.
Organizatorzy moim zdaniem zdali egzamin, naprawdę. Jeśli o to chodzi - solidna, szkolna czwórka z plusem.
Pije Kuba do Jakuba, Jakub do Rafała
Kuba Ćwiek był, jeśli o polskich pisarzy chodzi, jedną z jaśniejszych gwiazd tej imprezy. Można nie lubić jego twórczości (sama entuzjastką "Kłamcy" nie jestem) i szybkości tworzenia nowych książek, ale Ćwiek jest ciekawą osobistością. Angażuje się w fandom, rozumie swój target, wie jak określić swojego czytelnika idealnego. Jest przy tym bardzo sympatyczny i elokwentny, buceriady będącą domeną niektórych pisarzy nie stwierdzono. Tego człowieka naprawdę da się polubić.
Żałuję jedynie, że kiedy przyszłam z nim porozmawiać, byłam już tak zmęczona, że 2/3 pytań przypomniałam sobie jak poszłam coś zjeść. Ale przynajmniej wiem, dlaczego Michał jest Michałem, ale Rafał już Rafaelem.
Pokolenie fantastyki
Blok dziecięcy był obłędny. Roboty, klocki, mały inżynier, szkolenie Jedi, bajki i baśnie, muzyka. Ilość atrakcji zamieszała w głowie niejednemu szczęśliwemu maluchowi i dała chwilę wytchnienia rodzicom. Cyryl to organizator na szóstkę z plusem!
Dzieciaki są najwdzięczniejszym audytorium jakie tylko może być. Dla nich to, w co się bawimy, to naprawdę wycieczka do innego świata, biorą to dużo poważniej niż my, choć z porównywalnym entuzjazmem. Warto zwracać na nie uwagę, warto przypominać im, że wyobraźnia to najlepsza karta graficzna.
Smutno mi tylko trochę, że znam tyle dzieci, które by się tam świetnie bawiły, a nie mogły - bo ani nie wiedzą, że taki festiwal jest, a nawet gdyby wiedziały, to nikt się nie przejmuje tym, że chciałyby jechać.
Pyrkon moimi oczami - o złodziejach słów kilka
Fandom, jeśli się zmienia, to na lepsze. Na konwencie byłam traktowana z szacunkiem, uprzejmością, do pewnego stopnia nawet szarmancją. Jestem bardzo wdzięczna tym chłopakom, których poznałam na konwencie. Mam nadzieję, że wszyscy będą brali z nich przykład, bo to naprawdę szalenie miłe być dobrze traktowanym. Ludzie byli dla siebie serdeczni (jak grzyby po deszczu wyrosły karteczki "free hugs" - serio, obcy ludzie przytulający się na konwencie to jest dowód na naprawdę duże zaufanie), z przejawem bucowatości spotkałam się tylko raz, gdy jakiś kretyn przepchnął się z kartonem pod bramką i na protest ze strony organizatorki warknął "to je naprawcie". No fakt, nie chodziły jakoś szczególnie cudownie, ale organizacja szybko sobie z tym fantem poradziła, tworząc zastępcze przejścia (i był pan, który mówił "bip").
Ten konwent został stworzony przez wszystkich, którzy na niego przyjechali. Trzy dni przebywania wśród kolorowych ludzi i stoisk, wśród kobiet i mężczyzn różnej rasy, wyznania, pochodzenia, języka. Nie było tu lepszych i gorszych, nie było rasizmu, seksizmu, a jeśli gdzieś trafili się buce, to spotykali się z ogólnym potępieniem i ostracyzmem ze strony społeczeństwa, przynajmniej tam, gdzie ja faktycznie go zauważyłam (czyli ten cały raz).
Co do kradzieży jeszcze - wyczytałam, że okradziono któreś stoisko. Sama na konwencie znalazłam pieniądze, całkiem niemałą sumę, zaniosłam ją do biura rzeczy znalezionych, chociaż mogłam równie dobrze włożyć do kieszeni. Tym się jednak różniły od moich własnych pieniędzy, że moje nie były i nawet przez chwilę nie pomyślałam, że mogłabym je sobie przywłaszczyć. Złodziejska mentalność nie mieści mi się w głowie, po prostu nie jestem w stanie tego nijak ogarnąć, jak tak można. I żeby nie było - za złodziejstwo uważam również wejście na teren konwentu z nieważną wejściówką. Jak tak można? Jak? Jakim trzeba być egoistycznym frajerem z odbytem w miejscu mózgu?
Mam nadzieję, że złodziejowi (złodziejom) te, które ukradł, staną w gardle. Zawsze cieszyłam się z tego, że na konwencie można było zostawić torbę w jakimś miejscu i nikt jej nie ruszył. Jeśli będę musiała się teraz ukrywać, patrzeć nieufnie na przechodzących obok ludzi, to sporo miłości do fandomu stracę. Mam nadzieję, że sprawcy zostaną złapani i ktoś im zrobi sondę analną albo akupunkturę widłami. A do pozostałych apeluję - zawsze oddawajcie rzeczy, nawet jak znajdziecie banknot, kiedy nie ma wokół nikogo i nie wygląda na to, że właściciel się zgłosi. Dla kogoś te dwadzieścia nawet złotych to może być dużo, to może być problem.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję
Zresetowałam się. Czułam się jakby znowu był Flamberg, tylko taki krótszy, ale ludzie ci sami. Poznałam ludzi ze starego fandomu, w tym przede wszystkim Radkowieckiego, w którego "Wiedźmina streszczeniach" zaczytywałam się bez pamięci. Bardzo lubię ludzi z darem opowiadania, a ten człowiek go ma - i to niebagatelny. Pobawiłam się w Akumulatorach, zjadłam rogalika świętomarcińskiego, zmarzłam na PKSie. Doskonale bawiłam się z maluchami. Poznałam w końcu ludzi organizujących obozy RPG. No i zjadłam żurku za dziewięć złotych. Dobry był. Tylko mało. I te dziewięć złotych.
Przyjadę za rok.