» Recenzje » Gdyż jest nas wielu

Gdyż jest nas wielu


wersja do druku

Mały krok dla ludzkości, wielka plaga dla kosmosu?

Redakcja: Michał 'von Trupka' Gola

Gdyż jest nas wielu
Nic co dobre, nie trwa długo – nawet jeśli jest się cyfrowym bytem i można kontrolować subiektywny upływ czasu. We wszechświecie, który ma pecha być zamieszkanym przez homo sapiens sapiens znowu robi się nieciekawie – i tym razem nie przez nas. Być może potomkowie Pierwszego Boba będą w stanie pomóc. Ponownie.

Bobowie podzielili zadania według tego, co chcieli robić. Bob, podobnie jak bohaterowie jego ulubionego Star Treka, udowadnia, że mieszanie się w sprawy innych inteligentnych istot może i im pomoże, ale jednak nie powinno się tego robić. Riker z Homerem nadzorują exodus ludzkości z Ziemi, Howard z kolei wita ich na Wolkanie i Romulusie, a także stara się pomóc kolonistom nie zostać zjedzonymi przez miejscową faunę oraz florę. Bill dalej udowadnia, że odziedziczył po Pierwszym Bobie całą smykałkę do wynalazków, tworząc kolejne urządzenia, jak również dbając o rozsyłanie wszystkich najważniejszych informacji po wszystkich Bobach. Przyprawia ich również o zawały cyfrowych serc, gdy wreszcie uruchomią urządzenia do komunikacji podprzestrzennej (UNOP-y) i będą mogli porozumiewać się w czasie rzeczywistym. Ich życie – jeśli możemy tak to nazwać – nie jest jednak pozbawione problemów. Przede wszystkim tylko niewielka część ludzkości wyciągnęła wnioski ze swoich błędów, reszta nadal najchętniej potraktowałaby wrogów atomówką albo dziesięcioma. Co więcej, członkowie SZLAG (formacji kierującej się ideą, że ludzie są zakałą wszechświata i w zasadzie powinni wymrzeć) sabotują akcję relokacji i nie są w tym zbytnio subtelni. A jeśli tego byłoby mało, wszystko wskazuje na to, że ludzie jednak nie są najgorszą zarazą w kosmosie – ten tytuł zgarniają tajemniczy Inni.

W drugim tomie „Bobiverse” Denis E. Taylor kontynuuje historię swoich dość niecodziennych bohaterów – obdarzonych osobowością człowieka, eksplorujących kosmos, samoreplikujących się sond, które dawno już same siebie przebudowały i ulepszyły, zdążyły się zmienić, wybierając sobie cele (każda inne), a także nieco nabroić (chociaż w dobrej wierze). Tym samym autora wciąż interesuje kwestia człowieczeństwa kolejnych miotów Bobów – to, w jaki sposób mogłyby takie istoty funkcjonować, jak postrzegałyby świat, a także, w jaki sposób wchodziłyby w relacje z ludźmi. Zwłaszcza to ostatnie  jest interesujące – jeśli protagoniści zachowali wspomnienie bycia człowiekiem, podtrzymywane przez tworzone w VR holograficzne ciała, czy kiedykolwiek naprawdę poczuli, że maszyną (jeśli oczywiście możemy użyć tego określenia)? Taylor podnosi jeszcze jedną, ciekawie przedstawioną w tej powieści kwestię: jeśli każdy z Bobów jest programem, to czy można ich zhackować? Jakie mogłyby być tego konsekwencje?

Posthumanistyczne zagadnienia nie grają jednak pierwszych skrzypiec, głównie dlatego, że bohaterowie mają pełne „ręce” roboty. We wszechświecie Bobiverse ludzie nie są jedynymi istotami żywymi – wiele wskazuje na to, że po kosmosie szaleje inny inteligentny gatunek. Na dodatek taki uzbrojony w znacznie bardziej rozwiniętą technologię i o wiele mniej wykształconą humanistyczną moralność, przynajmniej w ludzkim tego określenia znaczeniu. Inni, jak zostali nazwani przez Bobów, stanowią poważne zagrożenie, które przewidujący protagoniści będą musieli nie tylko zbadać, ale również przygotować się do ewentualnej konfrontacji. Jak jednak kilka małych, właściwie nieuzbrojonych sond wyposażonych w intelekt programisty ma to zrobić? Samoświadomym sonom zdecydowanie przydałaby się tutaj pomoc kogoś bardziej kompetentnego. Nie oznacza to jednak, że kolektywna kreatywność Bobów nie zostanie tutaj wykorzystana.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Jednak Inni nie są jedynym życiem, jakie pojawi się na kartach Gdyż jest nas wielu, co samo w sobie jest naturalne, w końcu w tym tomie trwa relokacja ludzkich kolonistów. Ludzie będą musieli więc zmierzyć się z agresywnie ekspansywnym pnączem, przypominającymi raptory, podejrzanie inteligentnymi stworzeniami czy zabójczymi pasożytami. Z innej strony galaktyki, z kolei, Bob bawi się w boga dla istot zamieszkujących Delta Eridani, próbując wyciągnąć ich za uszy z epoki kamienia łupanego szybciej niż wynikałoby to z ich aktualnych możliwości. Oba te wątki zwracają uwagę. Tak bowiem ludzie na nowych planetach, jak również pierwsza wśród inteligentnych sond robią dokładnie to, co doprowadziło ludzkość na skraj przepaści – ingerują ekspansywnie w obce ekosystemy, zajmują przestrzeń, próbują ją sobie podporządkować. W dobie klimatycznego kryzysu aż prosi się nawet nie o ekokrytycyzm, a większą wrażliwość w przedstawianiu konsekwencji takiej ingerencji w przyrodę, jakiej bohaterowie w zasadzie nie znają. Bob, z kolei, w imię nie wiadomo właściwie czego ingeruje w kulturę, którą może zmierzyć, opisać, skatalogować, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa – nie zrozumieć. Trochę szkoda, że Taylor z tak dużą łatwością zbagatelizował antropologiczną zasadę bohaterów Star Treka o niemieszaniu się w rozwój innych gatunków – Deltanie mogli mu tu posłużyć jako naprawdę ciekawy punkt wyjścia do pogłębionej refleksji.

Gdyż jest nas wielu to nadal komediowa space opera, chociaż zawiera nieco więcej poważniejszych, a nawet smutnych wydarzeń niż miało to miejsce w Nasze imię Legion, nasze imię Bob. Czyta się ją przyjemnie, jest wciąż dość lekką lekturą, co może irytować, zwłaszcza w kwestii pobieżnego potraktowania kwestii wykorzystywania przez ludzi środowiska naturalnego planety, jak również ingerowania w rozwój innych, inteligentnych gatunków. Wciąż jednak jako lekturę polecam, po prostu nie oczekujcie od tej powieści głębszych, posthumanistycznych wątków.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Gdyż jest nas wielu (For We Are Many)
Cykl: Bobiverse
Tom: 2
Autor: Dennis E. Taylor
Wydawca: Mag
Data wydania: 17 lipca 2020
Oprawa: twarda
ISBN-13: 978-83-66409-18-7
Cena: 39,00



Czytaj również

Wszystkie te światy
Pewien koniec, a na pewno początek
- recenzja
Nasze imię Legion, nasze imię Bob
No można i tak w ten kosmos się udać
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.