16-12-2009 21:43
Gawęda faceta, który przeczytał instrukcję
Odsłony: 4
Karl Sanders - Awaiting the Vultures
RPGuję od kilkunastu lat, a do wczoraj nie znałem treści Jesiennej Gawędy. Oczywiście nie kryłem się pod kloszem – termin był mi znany, wiedziałem też o co biega, a jednak nigdy nie sięgnąłem po te teksty. Widzicie, jakoś byłem zadowolony z tego jak gram. Czytałem niektóre przygody dla inspiracji, uwielbiałem materiały źródłowe, dodatki mechaniczne, zahaczki i pomysły. Ale teksty o tam jak grać RPG? Poocoo, przecież gramy i świetnie się bawimy. Kumpel, Kamil prowadził mrocznego, deszczowego i posępnego Warhammera, ja autorkę fantasy, która była mutantem D&D.
Teraz jednak jestem „trochę” starszy i bez zastanowienia sięgnąłem po tą książkę. Bo Jesienna Gawęda to w moim odczuciu nie tylko zebranie artykułów i wrzucenie ich w jedną książkę by sprzedać po raz drugi ten sam produkt. Jak dla mnie to okazja do rozliczenie się, czy też ponowne spojrzenie na pewne zjawisko, fragment historii polskiego RPG. I chociażby dlatego w tej recenzji nie mam zamiaru jedynie ocenić wydania i treści, ale też samemu króciutko rzucić okiem na RPG wtedy i dzisiaj. Będę też czekał na recenzję kogoś, kto wtedy czytał ten tekst, gdy był on publikowany w prasie.
W tracie czytania pierwszego artykułu szybciutko zajrzałem za okładkę… data wydania 1999. Mój kumpel prowadził deszczowego WFRP już w 1997. Wniosek jest jeden. Trzewik nie odkrył Ameryki. On po prostu zrozumiał Warhammera. Może i dodatki były kolorowe, heroiczne, pełne świąt i jarmarków. Ale przecież podstawka przedstawiała świat nad krawędzią zagłady. To, że gracze tego nie dostrzegli, albo, że wydawca poszedł w tym jaśniejszym kierunku (ew. logicznie kierował się potrzebami klienta) to już inna para kaloszy. Trzewik pokazał ludziom, że można użyć tej gry zgodnie z przeznaczeniem, zamysłem i wywołał rewolucję. Nie ujmuję tu jego zasług. Reakcja środowiska pokazuje, że są one niezaprzeczalne. Najwyraźniej masa ludzi nie widziała tego co dla niego było oczywiste.
To co się działo w trakcie i wkrótce potem ma dziwaczne odbicie w dzisiejszych czasach. Chodzi mi m.in. o „polską szkołę L5K”. Choć w podręczniku Legendy jak byk stoi „Rokugan to nie Japonia” to dobrze wiemy, że to Japonia umieszczona na kontynencie, ze Smokami-Chińczykami, magią, duchami, potworami. Z jakiegoś powodu narodziły się jednak pewne tarcia. Legendziarze zajmując się w przygodach niuansami zachowań, słów i gestów, wzorujący się na Japonii stali się dziwakami. Bo przecież poza naszym krajem L5K polega na radosnym bieganiu z katanami i chlastaniu potworów. Bo dodatki serwują potężniejsze czary i silniejsze demony. No i co z tego? Dziś zastanawiam się, czy te tarcia były/są konieczne. Czy może po prostu szkoda, że Trzewik nie rozkochał się w L5K i nie napisał „Zimowej ceremonii picia herbatki”.
Nie można jednak zapomnieć, że Gawęda zrodziła też trochę fanatyzmu, bywała interpretowana opacznie. Stąd wtedy też były tarcia między dwoma stylami. Wtedy też był WoD, który (jako zjawisko i grupa graczy) mało komu pozostawał obojętny. Teraz mamy gry indie. Te zdają się panicznie bać klasycznego podziału na MG i graczy… Jak widać przykłady można mnożyć, więc może jednak nic się nie zmieniło, z tym wyjątkiem, że w przeciwieństwie do „WoDziarstwa”, czy „ortodoksyjnej Legendy”, „jesienny Warhammer” miał konkretny rdzeń – cykl artykułów.
Wspomniałem o tym jak graliśmy już w 1997 roku. Ktoś mógłby pomyśleć, że powiem iż po lekturze okazało się, że pewnie by mnie ten tekst nie ruszył, bo przecież znałem to z cotygodniowych sesji.
A jednak Gawęda oferuje coś więcej niż tylko deszcz i błotko. To szereg cudownych w swej prostocie rad. Na przykład niech ta przygoda o czymś opowiada. Niechże to nie będzie tylko cykl walk i poszukiwań. Że kapłan to nie „taki inny czarodziej”, że gracze muszą stawać przed wyborami. Że coś musiało sprawić, że bohater gracza jest w tym punkcie swojego życia. Chociażby z tego powodu moje olewanie „Jesiennej…” było ignorancją i straciłem na tym.
Wreszcie jest też kolejny czynnik – Trzewiczek świetnie pisze. Co tu dużo mówić, nie jestem fanem zamartwiania się na sesjach i przegranych spraw. Lubię akcję, widowiskowość i sukcesy. Ale jak poczyta się tego gościa to od razu człowiek ma ochotę na błotne i deszczowe fantasy. Jesienna Gawęda wywołuje u mnie niemal zazdrość o niesamowity ładunek pasji dla gry, który przebija się przez te słowa. RPGi były i są moją pasją, zajmują mi masę czasu, ale moja stoicka natura nie dopuściła do tak emocjonalnego przeżywania gier fabularnych.
Wracając jednak do treści. Po cyklu zamieszczono przygodę „Opowieść o zemście”. Dopiero po drugiej stronie do mnie dotarło. Hej, przecież ja to prowadziłem! Przygoda z wyjątkiem kilku scen i ogólnego klimatu zupełnie zatarła się w mojej pamięci, podobnie jak nazwisko autora, dopiero teraz dotarło mnie, że to ten gość popełnił tą przygodę. To kolejny przykład naszego RPGowania – bez znajomości Gawędy, z łatwością wszedłem w ten klimat (choć samo prowadzenie tej przygody proste nie było). Fajnie, że po latach wiem komu podziękować za jedną z fajnych sesji. Książkę kończy tekst Tomka Z. Majkowskiego, który jednocześnie interpretuje Gawędę i umiejscawia ją w konkretnym punkcie naszej RPGowej historii. Ciekawie również zwraca uwagę, jak z czasem cykl artykułów Trzewiczka stał się standardem, momentami prowadzącym nawet do fanatyzmu.
Jesienną Gawędę oceniam nie tylko jako poradnik RPGowy. Jako taki pozostawić może pewien niedosyt, chyba, że ktoś (podobnie jak niektórzy czytelnicy w 99-tym) nie znał takiego oblicza WFRP. Oprócz tego to zebrany w jednym miejscu kawałek historii polskiego RPG i kawał świetnej lektury po której człowiek prześlizguje się jednym tchem. Bolą drobne niedociągnięcia wydawnicze – pytajniki z czapy, pojawiające się w losowych miejscach, nagłe, pogrubione „ę” inną czcionką i na nieszczęście zwyczajowy już w cyklu almanachów – brak justowania tekstu, który robi niechlujne wrażenie. To jednak świetna lektura i bomba zaraźliwego entuzjazmu wobec RPG. Bardzo odświeżające uczucie.
PS. Jak tylko będzie można oceniać to będzie 8/10.
RPGuję od kilkunastu lat, a do wczoraj nie znałem treści Jesiennej Gawędy. Oczywiście nie kryłem się pod kloszem – termin był mi znany, wiedziałem też o co biega, a jednak nigdy nie sięgnąłem po te teksty. Widzicie, jakoś byłem zadowolony z tego jak gram. Czytałem niektóre przygody dla inspiracji, uwielbiałem materiały źródłowe, dodatki mechaniczne, zahaczki i pomysły. Ale teksty o tam jak grać RPG? Poocoo, przecież gramy i świetnie się bawimy. Kumpel, Kamil prowadził mrocznego, deszczowego i posępnego Warhammera, ja autorkę fantasy, która była mutantem D&D.
Teraz jednak jestem „trochę” starszy i bez zastanowienia sięgnąłem po tą książkę. Bo Jesienna Gawęda to w moim odczuciu nie tylko zebranie artykułów i wrzucenie ich w jedną książkę by sprzedać po raz drugi ten sam produkt. Jak dla mnie to okazja do rozliczenie się, czy też ponowne spojrzenie na pewne zjawisko, fragment historii polskiego RPG. I chociażby dlatego w tej recenzji nie mam zamiaru jedynie ocenić wydania i treści, ale też samemu króciutko rzucić okiem na RPG wtedy i dzisiaj. Będę też czekał na recenzję kogoś, kto wtedy czytał ten tekst, gdy był on publikowany w prasie.
W tracie czytania pierwszego artykułu szybciutko zajrzałem za okładkę… data wydania 1999. Mój kumpel prowadził deszczowego WFRP już w 1997. Wniosek jest jeden. Trzewik nie odkrył Ameryki. On po prostu zrozumiał Warhammera. Może i dodatki były kolorowe, heroiczne, pełne świąt i jarmarków. Ale przecież podstawka przedstawiała świat nad krawędzią zagłady. To, że gracze tego nie dostrzegli, albo, że wydawca poszedł w tym jaśniejszym kierunku (ew. logicznie kierował się potrzebami klienta) to już inna para kaloszy. Trzewik pokazał ludziom, że można użyć tej gry zgodnie z przeznaczeniem, zamysłem i wywołał rewolucję. Nie ujmuję tu jego zasług. Reakcja środowiska pokazuje, że są one niezaprzeczalne. Najwyraźniej masa ludzi nie widziała tego co dla niego było oczywiste.
To co się działo w trakcie i wkrótce potem ma dziwaczne odbicie w dzisiejszych czasach. Chodzi mi m.in. o „polską szkołę L5K”. Choć w podręczniku Legendy jak byk stoi „Rokugan to nie Japonia” to dobrze wiemy, że to Japonia umieszczona na kontynencie, ze Smokami-Chińczykami, magią, duchami, potworami. Z jakiegoś powodu narodziły się jednak pewne tarcia. Legendziarze zajmując się w przygodach niuansami zachowań, słów i gestów, wzorujący się na Japonii stali się dziwakami. Bo przecież poza naszym krajem L5K polega na radosnym bieganiu z katanami i chlastaniu potworów. Bo dodatki serwują potężniejsze czary i silniejsze demony. No i co z tego? Dziś zastanawiam się, czy te tarcia były/są konieczne. Czy może po prostu szkoda, że Trzewik nie rozkochał się w L5K i nie napisał „Zimowej ceremonii picia herbatki”.
Nie można jednak zapomnieć, że Gawęda zrodziła też trochę fanatyzmu, bywała interpretowana opacznie. Stąd wtedy też były tarcia między dwoma stylami. Wtedy też był WoD, który (jako zjawisko i grupa graczy) mało komu pozostawał obojętny. Teraz mamy gry indie. Te zdają się panicznie bać klasycznego podziału na MG i graczy… Jak widać przykłady można mnożyć, więc może jednak nic się nie zmieniło, z tym wyjątkiem, że w przeciwieństwie do „WoDziarstwa”, czy „ortodoksyjnej Legendy”, „jesienny Warhammer” miał konkretny rdzeń – cykl artykułów.
Wspomniałem o tym jak graliśmy już w 1997 roku. Ktoś mógłby pomyśleć, że powiem iż po lekturze okazało się, że pewnie by mnie ten tekst nie ruszył, bo przecież znałem to z cotygodniowych sesji.
A jednak Gawęda oferuje coś więcej niż tylko deszcz i błotko. To szereg cudownych w swej prostocie rad. Na przykład niech ta przygoda o czymś opowiada. Niechże to nie będzie tylko cykl walk i poszukiwań. Że kapłan to nie „taki inny czarodziej”, że gracze muszą stawać przed wyborami. Że coś musiało sprawić, że bohater gracza jest w tym punkcie swojego życia. Chociażby z tego powodu moje olewanie „Jesiennej…” było ignorancją i straciłem na tym.
Wreszcie jest też kolejny czynnik – Trzewiczek świetnie pisze. Co tu dużo mówić, nie jestem fanem zamartwiania się na sesjach i przegranych spraw. Lubię akcję, widowiskowość i sukcesy. Ale jak poczyta się tego gościa to od razu człowiek ma ochotę na błotne i deszczowe fantasy. Jesienna Gawęda wywołuje u mnie niemal zazdrość o niesamowity ładunek pasji dla gry, który przebija się przez te słowa. RPGi były i są moją pasją, zajmują mi masę czasu, ale moja stoicka natura nie dopuściła do tak emocjonalnego przeżywania gier fabularnych.
Wracając jednak do treści. Po cyklu zamieszczono przygodę „Opowieść o zemście”. Dopiero po drugiej stronie do mnie dotarło. Hej, przecież ja to prowadziłem! Przygoda z wyjątkiem kilku scen i ogólnego klimatu zupełnie zatarła się w mojej pamięci, podobnie jak nazwisko autora, dopiero teraz dotarło mnie, że to ten gość popełnił tą przygodę. To kolejny przykład naszego RPGowania – bez znajomości Gawędy, z łatwością wszedłem w ten klimat (choć samo prowadzenie tej przygody proste nie było). Fajnie, że po latach wiem komu podziękować za jedną z fajnych sesji. Książkę kończy tekst Tomka Z. Majkowskiego, który jednocześnie interpretuje Gawędę i umiejscawia ją w konkretnym punkcie naszej RPGowej historii. Ciekawie również zwraca uwagę, jak z czasem cykl artykułów Trzewiczka stał się standardem, momentami prowadzącym nawet do fanatyzmu.
Jesienną Gawędę oceniam nie tylko jako poradnik RPGowy. Jako taki pozostawić może pewien niedosyt, chyba, że ktoś (podobnie jak niektórzy czytelnicy w 99-tym) nie znał takiego oblicza WFRP. Oprócz tego to zebrany w jednym miejscu kawałek historii polskiego RPG i kawał świetnej lektury po której człowiek prześlizguje się jednym tchem. Bolą drobne niedociągnięcia wydawnicze – pytajniki z czapy, pojawiające się w losowych miejscach, nagłe, pogrubione „ę” inną czcionką i na nieszczęście zwyczajowy już w cyklu almanachów – brak justowania tekstu, który robi niechlujne wrażenie. To jednak świetna lektura i bomba zaraźliwego entuzjazmu wobec RPG. Bardzo odświeżające uczucie.
PS. Jak tylko będzie można oceniać to będzie 8/10.
52
Notka polecana przez: ajfel, Alchemist, Alkioneus, amnezjusz, Bel esprit, Chavez, Cherokee, Ćma, Corrick, Farindel, feanor785, Gorath, Got, Ifryt, Khil, Kiender, Kot, M.S., Majkosz, mak, Malaggar, Mandos, Marigold, MidMad, Nadiv, Nefarius, Neurocide, nimdil, Nuriel, Omlet, Planetourist, Qendi, Radnon, raskoks, Repek, rincewind bpm, Savarian, Scobin, Sethariel, sil, Siman, soffi, Squid, Szarlih, trzewik, WekT, Wojteq, yoshiko, zegarmistrz, Zuhar
Poleć innym tę notkę