Garść
W działach: science fiction, SF | Odsłony: 13Garść rozmyślań nad literaturą SF poruszającą wątki trans- i post- humanistyczne. Uprzedzam, ze nie jest to może nota najciekawsza i zapewne dość niszowa. Główni jej bohaterowie – Dukaj, Watts, i Stross. Powieści dwóch ostatnich trawiłem niedawno – Accelerando i Wir. Dukaja znam właściwie prawie całą beletrystykę i to już od jakiegoś czasu, jednak ostatnio poczytuje tu i ówdzie po katach jego mikropowieść – Science Fiction. W tym daleko autotematycznym utworze rozważa (między innymi, bo choć tekst jest krótki jak na standardy autora Lodu i Króla Bólu, to pozostaje dość bogaty w wątki) kim powinien być autor fantastyki naukowej, dokąd powinien zmierzać gatunek i konfrontuje hard SF z jego mniej ambitnymi intelektualnie, lepiej sprzedającymi się rodzajami. Powieść ta, jak odnoszę wrażenie dość osobista, pokazała mi kontrast pomiędzy wymienionymi we wstępie twórcami. Subiektywnie zaskakujące jest jak bardzo różnią się spojrzenia na przyszłość, ludzką naturę i kondycje w obrębie tak wąskiego, bądź co bądź, prądu ideowego co transhumanizm.
Jak będzie wyglądał świat tuz przed Osobliwością/Transferem? Czy jest on możliwy? Czy nieuchronne i nieprzerwane działanie Prawa Moora stworzy Sztuczną Inteligencje, sprawi, ze białkowy Homo Sapiens stanie się ponurym i zdezelowanym przeżytkiem? Caldwell, główny bohater Science Fiction próbuje uciec przy tworzeniu swojej powieści od postępu, akceleracji („matrioszkowa” struktura powieści – pisarz czyni bohaterem pisarza, który pisze – moim zdaniem udała się genialnie). Kreuje w niej świat, w którym nauki się nie odkrywa, a „odnajduje” jako wcześniej nie znaną, całkiem naturalną część świata. Zabieg to ciekawy, wręcz fascynujący, będący unikiem przed historiami alternatywnymi, fabułami i światami retro. Odnoszę jednak ostatnio wrażenie, ze ogólnie, kreacje Dukaja w porównaniu z dokonaniami pozostałej dwójki pisarzy są dość naiwne. Łatwo mi rozumieć jego teksty, treść jest zwykle niezbyt ukryta, wykluczając fragmenty Science Fiction i Innych Pieśni, atak treści nie wprawia mnie w szok uniemożliwiający ich zrozumienie. Jeśli chodzi o wiedzę naukową Dukaj nie stawia poprzeczki tak wysoko. Do tego pomija, jakby chcąc pozwolić szaleć własnej i czytelnika wyobraźni, pewne niewygodne elementy transhumanizmu, kłócące się lub trudne do pogodzenia ze współczesną nauką. Postęp jest prosty, dokonuje się samoistnie.
(Tutaj dygresja. Być może tym co różnicuje twórczość Strossa, Wattsa i Dukaja jest ich wykształcenie. Dukaj skończył studia filozoficzne i widać to wyraźnie w jego twórczości. Ekstrapoluje problemy epistemologiczne, teozoficzne, a nawet logiczne na światy fikcyjne, by – nieco podobnie jak to czynił Lem – ukazać je w bardziej interesującym i uwydatniającym szczegóły świetle. Przez to mniej tu technobełkotu i odnoszę wrażenie, ze jest on na niższym poziomie wyrafinowania. Inaczej ma się sprawa u Wattsa. Z wykształcenia biolog chętnie ucieka w dość nafaszerowane niewybredną scjentyczną terminologią opisy biotechnologicznych ciekawostek – zarówno w Cyklu Ryfterów, jak i Ślepowidzeniu oraz opowiadaniach. Do innych tematów podchodzi tez zdecydowanie mniej egzaltowanie i na ten dziwaczny sposób podniośle od Dukaja. Język ma twardszy, dosadny i mimo iż rzadziej ucieka się do czystej makabreski, to w jakiś sposób jego opisy sprawiają wrażenie bardziej naturalistycznych. Bardzo skupia się na psychice bohaterów. Choć sam tego nie dostrzegłem, często spotykałem się ze strony innych osób czytających Dukaja z krytyką sposobu kreacji postaci. Miałyby być one nierealistyczne, udziwnione, bez życia. Watts jest za to wręcz bolesny w swej konkretności i realizmie. Postacie – nawet najbardziej odjechane – sprawiają wrażenie prawdziwych, z krwi i kości do granic. Często prowadzi to do ich uprzedmiotowienia. Sprowadzenia do zwykłych, biologicznych mechanizmów, co mi osobiście bardzo odpowiada. Niestety Stross nie pasuje do schematu. Znalazłem na jego stronie domowej, ze studiował farmację. W jego twórczości jest jednak przede wszystkim informatyka, fizyka i ekonomia – nauki niezbyt związane z produkcją leków. Przyznam, ze lektura Accelerando była dla mnie jedną z najbardziej wymagających od lat. Nie rozumiałem przynajmniej jednej trzeciej z wykorzystywanych w niej terminów, teorii, a autor niezbyt chętnie i nieczęsto je objaśnia. O ile sam interesuje się biologią i filozofią, to w dziedzinie wymienionych nauk... cóż, powiedzmy, ze nie jestem całkiem na bieżąco. Tak więc Stross wyłamuje się – i to bynajmniej nie w tej jednej kwestii. Koniec dygresji.)
(Wracając jednak do tematu.)
A postęp Wattsa? Jest mroczny. Rodem z koszmaru. Co ciekawe autor bardzo poważnie traktuje moralność. Czytając jego powieści nie uosabiamy się z żadnym z wielu światopoglądów na tyle, aby go nie całkiem świadomie afirmować – tak jest zarówno w Accelerando jak i takiej Perfekcyjnej Niedoskonałości. To co wiąże się z postępem, poprzez sposób w jaki pokazuje to autor wydaje się czasem złe i odpychające – moralniaki, wskrzeszanie wampirów... Mimo ewidentnej fascynacji nauką autor nie zapomina o jej bardziej nieprzyjemnej stronie. Marzenia o transferach, ulepszeniach genetycznych dla dobra jednostki i ogółu, o wciąż nie nadchodzącej Osobliwości i AI legną w gruzach, albo są nieosiągalne. Nie chodzi nawet o to, ze Watts podobnie do Dukaja w Science Fiction kwestionuje ich sens. U Wattsa postęp to ciągłe męki Tantala. Swoją droga interesujące, czy Amerykanin znalazłby tyle twórczej odwagi, aby podobnie do Strossa zmierzyć się z Osobliwością i tym co po niej.
Zmierzając powoli do końca – Stross. Postacie kreuje równie interesująco co Watts, lecz inaczej. Łatwiej uosobić się z konkretnymi postaciami, wzbudzają one sympatie, nie są tak dwuznaczne. Także sam postęp jest o wiele bardziej optymistyczny. Szkot nie popełnia „błędu” Dukaja i nie pomija technicznych problemów, nie wyjaśnia ich w tak prosty sposób. Wszystko jest dokładnie opisane, niemal nazbyt szczegółowo i skomplikowanie. Mimo iż pisze się o szoku przyszłości, niemożliwości przewidzenia zmian i ich szalonym pędzie, to są tacy, którzy nadążają. Choć cel jest bardzo nieokreślony i jeszcze bardziej niepokojący, to droga do niego intryguje. Nie ma przeszkody, której rozwój cywilizacyjny prędzej czy później nie pokonuje. Przyznam, ze zostało mi jeszcze kilkanaście stron i nie znam zakończenia, ale już pokuszę się o nazwanie Accelerando dziełem monumentalnym. Porywającym się na problemy na pierwszy rzut oka, a może i do reszty nierozwiązywalne.
Czy jest w ogóle możliwe spójne przedstawienie świata z granicy Osobliwości? Jak powinna robić to literatura naukowej fikcji? Czy te przyszłości mają szanse się spełnić?
(Accelerando wydano w 2005 roku. Jeden z głównych bohaterów – Manfred Macx korzysta z okularów będących rozszerzeniem jego świadomości. Czy tylko mnie takie urządzonko kojarzy się z pewnym nowym produktem Google'a?)
Ta notka to jedynie dość chaotyczny zbiór myśli. Nie wiem na ile jest ciekawa i czy cokolwiek wnosi – ale szczerze wątpię, aby miała szczególną wartość. Mam nadzieję, jednak, ze w komentarzach wypączkuje z niej jakaś ciekawa dyskusja :).
Pozdrawiam
B.”A.”D.