» Recenzje » Galeony wojny. Tom 1 - Jacek Komuda

Galeony wojny. Tom 1 - Jacek Komuda


wersja do druku

Czyli rejs anty-sienkiewiczowski, a raczej jego początek.

Redakcja: Beata 'teaver' Kwiecińska-Sobek

Galeony wojny. Tom 1 - Jacek Komuda
Jacek Komuda spełnił swoje groźby wypowiadane na konwentach i napisał marynistyczną powieść sarmacką. Na celownik wziął sobie czasy Wazów i Bitwy pod Oliwą. Dostałem egzemplarz recenzencki pierwszego tomu i muszę przyznać - autor skradł mi kilka godzin z życia. I na pewno nie był to czas stracony, wręcz przeciwnie.

Przyznam się - od razu gdy usłyszałem, że w końcu jakiś dobry autor zajmie się marynistyką bałtycką doby sarmatyzmu, kiedy to Polska Korona była mocarstwem i biliśmy wrogów aż miło, bardzo się ucieszyłem. Polubiłem opowieści sarmackie Jacka Komudy, choć nie jestem jakimś fanatykiem literatury z gatunku "kontusza i szabli". Dodatkowo tłumaczę też moją sympatię patriotycznym obowiązkiem wspomagania rodzimego fantasy historycznego. A z takich najbliższe są mi tematy marynistyczne, więc Galeony Wojny trafiły celnie w mój gust.

Trochę się zmartwiłem, gdy w kopercie znalazłem tylko pierwszy tom. Nie przepadam za takim dzieleniem książek. Szczególnie, że pierwszy tom nie jest zbyt gruby, a drugi zapowiadany jest na niepełne trzysta. Taka jednak jest polityka wydawcy, więc nie można mieć o to pretensji do autora. Jego zadaniem jest napisanie dobrej książki.

Głównym bohaterem Galonów Wojny jest Arendt Dickmann, gdański kupiec i żeglarz, który po kilkunastu latach na lądzie wraca na morze, by na pokładzie przeklętej podobno Prinzessin von Poland szukać na Bałtyku tajemniczego lewiatana, potwora mordującego załogi gdańskich kupców. Z załogą złożoną z kalek, starców i skazańców wyrusza na morze tropem szwedzkiego korsarza, który - jak uważa - jest odpowiedzialny za zabójstwa i sprowadzenie morskiego potwora. W tle zaś trwa pierwsza wojna Korony ze Szwecją, więc warunki nie są zbyt przyjazne naszym bohaterom. By jednak nie była to tylko opowieść o gdańszczanach, w załodze Prinzessin pojawia się Marek Jakimowicz, człowiek Hetmana Koronnego, który tym góruje nad bracią szlachecką, że wyznaje się na morzu. Trzeba przyznać, że jest to jedna z ciekawszych postaci w książce. Gdy dodamy to tego ewidentnie niechrześcijański patrycjat gdański, to otrzymujemy naprawdę ciekawy obraz epoki. Po Dzikich Polach, czarnych szablach i diabłach - bynajmniej nie tasmańskich, ale łańcuckich - miło zobaczyć co nowego tworzy autor. Jest dużo krwi, bitew i odrobina surowości bałtyckiego morza.

Pomimo tych wszystkich zachwytów jest też kilka wad, niestety psujących to wspaniałe wrażenie. Jacek Komuda nazywany anty-Sienkiewiczem, napisał tak naprawdę bardzo sienkiewiczowską książkę. Główny bohater nie jest zbytnim zawadiaką, do jakich autor przyzwyczaił nas w swoich poprzednich książkach. Dużo tu bohaterstwa i tylko większa ilość krwi i brutalności odróżnia książkę Komudy od tych napisanych w duchu Sienkiewicza. Tym samym utracono trochę tę szorstkość świata, który tak pięknie kreował autor w swoich poprzednich sarmackich książkach. Postacie również na tym straciły, bo stały się mniej wyraziste. Brakowało mi łotrów morskich i tej twardości ludzi morza, jaką na przykład zawsze odnajduje u Forestera i O’Briana.

Kolejną sprawą jest masa archaizacji i fachowego słownictwa okrętowego. Tworzy to klimat, ale czasem staje się tylko wyliczeniem trudnych słów. Rozumiem, że potrzebne jest to w dialogach, ale w samej narracji daje wrażenie przesytu. Widać, że autor się zna na tym, co pisze, że przeprowadził gruntowne badania, ale moim zdaniem złoty środek trochę został zagubiony. Traci na tym potoczystość opisów. Oczywiście mamy przypisy na końcu tomu, gdzie dopowiedziano wszelkie potrzebne informacje, ale brakuje małego słowniczka z krótkimi opisami wszelkich terminów.

Generalnie jednak, mimo tych drobnych wad, polecam Galeony Wojny z całego serca. To dobra książka i warto ją poznać. Czekam też z utęsknieniem na drugi tom, bo naprawdę chciałbym się w końcu dowiedzieć, co z tym lewiatanem i bitwą pod Oliwą. Autor narobił mi smaku, a wydawca przeciął fabułę w połowie. Przeczytajcie, pierwszy tom marynistycznej powieści Jacka Komudy jest naprawdę wart uwagi. Zapowiada się świetnie, ciekawe czym nas autor zaskoczy w tomie drugim.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
Tytuł: Galeony wojny
Tom: 1
Autor: Jacek Komuda
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 30 listopada 2007
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Seria wydawnicza: Bestsellery polskiej fantastyki
ISBN-13: 978-83-60505-75-5
Cena: 29,99 zł



Czytaj również

Galeony wojny. Tom 2 - Jacek Komuda
Czyli rejsu nastał szybki koniec
- recenzja
Hubal
Nie warto składać broni
- recenzja
Zborowski - Jacek Komuda
Powiastki dla młodzieży
- recenzja
Zborowski - Jacek Komuda
Biegnąc po trupach w pogoni za śmiercią
- recenzja

Komentarze


assarhadon
   
Ocena:
0
Często sie "przyznajesz" :) ale to dobra cecha. Godna wyśienitego recenzenta:)
A bitwę pod Oliwą zdaje się wygraliśmy.....tylko pytanie, z pomoca jakich sił....
08-12-2007 21:25
WekT
    "Ma Anglia Nelsona i Francja Villeneuve'a,
Ocena:
0
Medina-Sidonia w Hiszpanii żył.
A kto dziś pamięta Arenda Dickmanna?
To polski admirał, co z Szwedem się bił."

Yeah!!!

Jak to z czyją pomocą, z niczyją sami daliśmy sobie radę, niby to takie dziwne??
08-12-2007 21:37
8536

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Arend Dickmann na Prinzessin von Poland, typowo polski admiral na typowo polskim statku ;)
Oczywiscie, inne czasy, inny uklad narodowsciowo-obywatelski, smieje sie. Mimo wszystko, cos w tym jest...
09-12-2007 12:34
Malkav
   
Ocena:
0
Nie Polak, tylko Gdańsczanin! To różnica! ;)
09-12-2007 14:54
CE2AR
   
Ocena:
0
Ech, będąc na fali po przeczytaniu „Diabła Łańcuckiego”, zakupiłem Galeony. Po niecałych stu stronach srodze się zawiodłem, aż mi się odechciewa dalszej lektury.

Chodzi o dialogi, większość jest tak drętwa, że kwestie z W11 przy nich to dzieło sztuki! Bohater siedzi w gospodzie, a wszyscy mu tłumaczą, co działo się przez ostatnie lata, paranoja! Wiem, że Arent większość czasu spędza z chorą żoną, ale ludzie, których napotka traktują go jakby właśnie spadł z księżyca. Opowiadają mu rzeczy, które każdy gdańszczanin powinien wiedzieć, nawet jeśli rzadko wychyla nos z domu.

Nie cierpię, gdy rozmowy są tylko po to, aby czytelnikowi wyłożyć sprawy, które dla bohaterów książki są oczywiste. Pod tym względem jest naprawdę słabiutko...
24-03-2009 21:17

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.