» Recenzje » Frankenstein Deana Koontza. Miasto nocy - Dean Koontz, Ed Gorman

Frankenstein Deana Koontza. Miasto nocy - Dean Koontz, Ed Gorman

Frankenstein Deana Koontza. Miasto nocy - Dean Koontz, Ed Gorman
Gdy zaczynam czytać książkę dwóch autorów zawsze zastanawiam się, w jaki sposób udaje im się ją wspólnie napisać. Układają razem plan? Piszą na zmianę? Dzielą między siebie określone części? Zawsze wydawało mi się, że tekst danego autora różni się od innego, tak jak na przykład sposób mówienia i że dociekliwy czytelnik znający sposób pisania obu twórców będzie umiał wskazać na te części tekstu, które zostały napisane przez jednego lub drugiego z nich.

W Frankensteinie Deana Koontza. Miasto nocy autorstwa Deana Koontza i Eda Gormana znalazłam tylko Deana Koontza. Sposób pisania nie różnił się zbytnio od innych jego książek i pisząc o autorach mam nieodmiennie ochotę napisać "autor" zamiast "autorzy", myśląc oczywiście o Koontzu. Śpieszę z wytłumaczeniem, że wiąże się to głównie ze sposobem pisania. Z jednej strony jest to mnogość dynamicznych dialogów, krótkie sceny i szybka akcja. Z drugiej – brak wnikliwych opisów czy głębszej analizy postępowania bohaterów. Nawet niektóre działania postaci, których opis mógłby ubarwić klimat sceny, opisane są hasłowo. Nie wiem, czy to wina tłumaczenia czy zabieg celowy, ale zdania typu "Christine zmroziła swoje zimne spojrzenie" niezbyt kojarzą mi się z mroczną, gotycką powieścią. Jest raczej podobna do Blade’a, Łowcy wampirów niż Draculi Coppoli. Lecz jeśli komuś podoba się właśnie taki "koontzowy" styl, nie ma obaw, że i ta książka się nie spodoba. Nawet jeśli Ed Gorman napisał całą książke naśladując styl Koontza, to według mnie jest to udane naśladownictwo.

Miasto nocy jest kontynuacją Syna marnotrawnego, który powstał we współpracy z innym autorem, Kevinem J. Andersonem. Akcja toczy się we współczesnym Nowym Orleanie, gdzie zamieszkał Victor Helios, znany niegdyś jako Wiktor Frakenstein i jest obrazowo opisanymi przygodami bohaterów, które dzieją się praktycznie w ciągu jednego dnia. Tempo akcji kojarzy mi się z niektórymi serialami amerykańskimi, co nie dziwi, gdy dodam, że Dean Koontz oparł swoją książkę o napisany wcześniej scenariusz do filmu.

Jest to tom drugi cyklu Frankenstein Deana Koontza, wkrótce zapewne pojawi się kontynuacja. Pojawia się zatem kwestia "tej drugiej", czyli książki będącej kolejną z cyklu. Kupowanie pojedynczego tytułu niesie z sobą ryzyko niezrozumiałych wątków czy niejasności. Na szczęście książka jest tak skomponowana, a wątki przejrzyste, że raczej nie ma problemu ze zrozumieniem fabuły.

Plusem na pewno jest to, że mimo wielu bohaterów, są oni całkiem dobrze opisani i łatwo zapadają w pamięć. Z jednej strony mamy parę młodych policjantów, którzy wiedzą zbyt wiele o mrocznych tajemnicach miasta, ale nie mogą nikomu zaufać, a ich postępowanie z konieczności balansuje na granicy prawa. Z drugiej jest Victor Helios, wpływowy i bogaty geniusz – naukowiec, który posiadł tajemnicę stwarzania ludzi Nowej Rasy, potężnych i prawie niezniszczalnych. A gdzieś po ulicach Nowego Orleanu krąży Deukalion, pierwszy stwór Frankensteina, którego zdolności według mnie prawie przyćmiły dokonania Heliosa.

Jednak w serialowej akcji i nadludziach ginie to, czego mogłabym się spodziewać po powieści będącej spadkiem Mary Shelley. W książce brakowało mi solidnych opisów i dyskusji o człowieku, który chce podjąć rolę boga. Nawet przeniesienie akcji ze Starego Kontynentu do Stanów Zjednoczonych było dla mnie pewnego rodzaju amerykanizmem, jak to, że kosmici zawsze atakują Amerykę i choć pochodzą z odległych galaktyk rozmawiają po angielsku. Zupełnie jakby to był obowiązujący we wszechświecie ziemski język, a jedyne ziemskie lądowisko znajdowało się pod Waszyngtonem.
Nieliczne ciekawe aspekty, takie jak dziwaczne, odbiegające od "normy" zachowania członków Nowej Rasy, mające wiele wspólnego z zachowaniami plemiennymi, gubią się gdzieś w tempie akcji.

Podsumowując, podobał mi się pomysł i nieliczne perełki, takie jak niezgodne z "normą" postępowanie członków Nowej Rasy, ich tęsknoty wywodzące się jakby z najciemniejszych zakamarków duszy. Brakuje natomiast głębszych treści horrorowych i solidnych opisów. Może spowolniłyby one nieco akcję, ale ja akurat nie miałabym nic przeciwko temu. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy lubią szybkie tempo, krótkie, przypominające sceny filmowe, rozdziały i ci czytelnicy zapewne oceniliby tą pozycję wyżej. Ja pozostaję przy zdaniu, że pomysł jest dobry, ale wykonanie nie do końca mi odpowiada.
Mimo wszystko raczej na pewno kupię następną część, chociażby dlatego, że lubię motyw człowieka, który chciał się stać równym bogu i po to, by zobaczyć co Amerykanie zrobią z mitem o nowym Prometeuszu.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 2
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Frankenstein Deana Koontza. Miasto nocy
Autor: Dean Koontz, Ed Gorman
Tłumaczenie: Anna Maria Nowak
Wydawca: Prószyński i S-ka
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 15 maja 2007
Liczba stron: 256
Oprawa: mięka
Format: 145x225 mm
ISBN-13: 978-83-7469-465-0
Cena: 29,90 zł



Czytaj również

Smocze łzy
Niespodzianka od pana Koontza
- recenzja
Odd Thomas #1: Diabelski pakt
Diabeł tak straszny, jak go rysują
- recenzja
Opiekunowie - Dean Koontz
Dreszczowiec kynologiczny?
- recenzja
Złe miejsce - Dean Koontz
Koontz w świetnej formie
- recenzja
Odd Thomas - Dean Koontz
Zwyczajny niezwyczajny
- recenzja
Maska - Dean Koontz
- recenzja

Komentarze


Mandos
   
Ocena:
0
Recenzja ok, chociaz po książke raczej nie sięgnę.
29-07-2007 07:42

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.