» Film » FanFilmy » Forced Alliance

Forced Alliance

Forced Alliance
W galaktyce panuje spokój. Minęło pięćdziesiąt lat odkąd Rycerze Jedi Luke Skywalker i jego ojciec, Anakin, zniszczyli Imperatora i jego Imperium. Z pomocą Nowej Republiki Luke odbudował Zakon Jedi, po czym nagle zniknął w tajemniczych okolicznościach.

Choć Zakon Jedi rozkwita, równowaga w Mocy musi istnieć. Resztki Imperium wciąż nie zostały pokonane, zaś pogłoski o powrocie Sithów w Zewnętrznych Rubieżach sieją strach w mieszkańcach galaktyki. Nowa Republika, wciąż liżąca rany po wielkiej Galaktycznej Wojnie Domowej, nie może pozwolić sobie na toczenie bitew na dwóch frontach i wzywa na pomoc Rycerzy Jedi, aby ci sprawdzili, czy w plotkach na temat Sithów tkwi ziarno prawdy...

W nawale fanfilmów osadzonych w realiach naszej ukochanej galaktyki Star Wars niekiedy trudno wyłapać prawdziwe perełki. Więcej, jeżeli ktoś ma wyjątkowo złe połączenie z Mocą (tj. Moc nie jest z nim), może natrafić na kilka gniotów pod rząd i całkiem zniechęcić się do tego typu produkcji. Jak wielką stratę ów fan by poniósł, trudno powiedzieć – wiem natomiast, że z całą pewnością mógłby szczerze żałować tego, iż nie obejrzał najlepszego fanfilmu roku 2007, czyli Forced Alliance. "Najlepszy fanfilm" może w tym wypadku brzmieć jak subiektywna opinia autora recenzji, ale wystarczy przejrzeć wyniki tegorocznego Fan Film Awards, by przekonać się, że nie ja jeden tak uważam. Forced Alliance otrzymało bowiem dwie nagrody w tym konkursie: Best Drama Award oraz, co najistotniejsze, People's Choice Award.

Zacznijmy od tego, że Forced Alliance nie mogłoby być częścią kanonu Star Wars (napisy początkowe jednoznacznie to wskazują). Normalnie uznałbym to za spory minus, bo jestem gorącym zwolennikiem twardego trzymania się Expanded Universe – ale nie tym razem. Tło fanfilmu jest całkiem oryginalne i daje szerokie pole do popisu, co moim zdaniem autorzy w pełni i bardzo zgrabnie wykorzystali. Dzięki temu mamy w Forced Alliance zarówno Jedi, ich mroczne odpowiedniki, jak i samych Sithów... No i rzecz jasna fabułę, która odbiega od standardowego schematu "Jedi vs. Sith" i trzyma w napięciu do samego końca. Kiedy nie wiemy kto kogo zabije i kto się z kim sprzymierzy (mamy tu bowiem trzy strony konfliktu), wtedy zawsze jest ciekawiej oglądać film, nieprawdaż?

Tutaj przechodzimy do dwóch kolejnych mocnych punktów całej produkcji: dialogów, w których nie brak humoru, i aktorstwa. Fanfilmy są znane z tego, że oba te elementy, delikatnie mówiąc, są traktowane przez autorów po macoszemu. Tutaj tak nie jest. Ba, tutaj tak nie mogło być! Z obsadą, w której ponad połowa ludzi to profesjonalni aktorzy, a reszta co najmniej pół-profesjonaliści, Forced Alliance ogląda się z prawdziwą przyjemnością, niemalże jak kawałek nadchodzącego wielkimi krokami serialu Star Wars. Uszy nie cierpią z powodu sztucznych dialogów, oczy zaś nie są katowane drewnianą mimiką i robocimi ruchami poszczególnych postaci. Jest dokładnie tak, jak być powinno – i chwała za to twórcom.

Wspomniałem coś o wrażeniach wizualnych? Właśnie, słowo "wrażenie" pasuje tu jak ulał, gdyż wszystko – począwszy od kostiumów i charakteryzacji, poprzez dekoracje, a skończywszy na efektach specjalnych – jest wykonane na najwyższym poziomie, i to nie tylko biorąc pod uwagę standardy fanfilmowe. Wprawdzie akcja całego filmu toczy się w jednym pomieszczeniu (wnętrzu kantyny)... ale za to jak to pomieszczenie wygląda! Twórcy FA naprawdę postarali się, żebyśmy uwierzyli w to, na co patrzymy: przed oczyma przewijają się więc doskonale ucharakteryzowani twi’lekowie, Zeltronianie i wookiee, a całość sprawia wrażenie jakby została wyjęta wprost z któregoś z epizodów Gwiezdnej Sagi.

Było nieco o miodzie dla oczu, tak więc czas wspomnieć co miłego wpada do ucha podczas tych kilkunastu minut spędzonych przy filmie. Na początku mamy klasyczny Main Theme, co bardzo nie dziwi. Może natomiast dziwić fakt, że specjalnie dla Forced Alliance została napisana ścieżka dźwiękowa. Jest wzorowana na starwarsowych kawałkach Johna Williamsa, ale jednocześnie wystarczająco oryginalna, by poczuć jej subtelną odmienność. Tak, czy siak, idealnie odzwierciedla akcję na ekranie i dodaje jej dynamiki. Co się tyczy samych dźwięków, to także mogę im wystawić najwyższą notę: są czyste i świetnie wpasowane do filmu.

No dobrze, czy ten film nie ma żadnych minusów? Oczywiście, że ma. Każdy film ma minusy, to i w tym parę się znajdzie. Jednym z nich jest nieco zbyt długi "zjazd" po gwiazdach do wnętrza kantyny tuż po napisach początkowych; zdecydowanie można było to skrócić. W scenach akcji dostrzegłem dwie wady. O ile walka jest w większości bardzo dobrze zaaranżowana, to o tyle czasem odnoszę wrażenie, że parę ciosów mieczem świetlnym można by było wykonać szybciej i celniej. Ponadto troszkę razi w oczy fakt, że postacie strzelające z blasterów stoją prawie jak kołki, trzymając karabin wycelowany cały czas w ten sam punkt i przy okazji nie robiąc żadnych ruchów ciałem, co nie jest naturalnym zachowaniem. Oczywiście te minusy to tylko drobnostki i w żaden sposób nie rzutują na pozytywny odbiór Forced Alliance – przynajmniej w moim wypadku.

Kilka słów na koniec. Nietrudno się domyśleć po radosnym tonie tego tekstu, że zdecydowanie polecam ten film. Można go obejrzeć choćby po to, aby się samemu przekonać, czy dwie nagrody przyznane w Fan Film Awards trafiły we właściwe ręce. Jeżeli ktoś jednak nie ogląda fanfilmów, a chciałby się z paroma zapoznać, to zrobi naprawdę dobry uczynek swojemu mniej lub bardziej wyczulonemu zmysłowi artystycznemu, jeżeli rozpocznie swą przygodę od Forced Alliance.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
10.0
Ocena recenzenta
10
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Forced Alliance
Reżyseria: Randolph Bookman, Gerry Santos, Iris Ichishita
Scenariusz: Randolph Bookman, Gerry Santos
Obsada: Mark Deklin, Jeff Doba, Jesse Warren, Mark Stephen, Karen Joy Martin
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2007
Czas projekcji: 15 min.
Strona internetowa: www.spearshield.com/ss/downloads/me...



Czytaj również

Fool's Errand
- recenzja
How the Sith Stole Christmas
No i święta Sithowie wzięli...
- recenzja

Komentarze


~Kemer

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Te minusy to trochę naciągane... Jakaś początkowa scena to jeszcze nie wada filmu a ruszanie się osób strzelających z blasterów? W oryginalnych SW to zbyt ruchawi nie byli, pozatym dość ciężko jest określić jak wygląda naturalny strzał z blastera... :D
26-12-2008 16:51

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.