» Blog » Filmowe podsumowanie 2008
29-01-2009 10:29

Filmowe podsumowanie 2008

Odsłony: 3

Filmowy rok 2008

 

Zamerykanizowane wersje, kontynuacje, pospolite szmiry – nie zepsuły tego roku. Kinoman mógł znaleźć kilka naprawdę mocnych pozycji. Prawdziwie disney’owska perełka, wskrzeszenie dawno zapomnianego gatunku, zakończenie kultowego cyklu… Było w czym przebierać, oby tak dalej. Niestety rok 2008 był bardziej łaskawy dla kina niż dla jego twórców, ale o tym później. Wszystko po kolei. Zapraszam do filmowego podsumowania roku 2008, w którym przytoczę wybrane tytuły, jakie trafiły na polskie ekrany w minionych 12 miesiącach.

 

 

Styczeń – Luty

 

 

 

 

Przemilczę kontynuacje Piły i Skarbu Narodów, ponieważ były inne filmy warte wzmianki. Across the Universe to ciekawy musical, gdzie miłosną historię z Wojną Wietnamską w tle ilustrują utwory Beatlesów. Elizabeth: Złoty wiek to totalne nieporozumienie okraszone genialną scenografią i niezłymi zdjęciami, którego nie mogła uratować genialna Cate Blanchett. Najciekawszą pozycją była Zaczarowana. Ciepłe, humorystyczne, familijne kino – dokładnie takie, jakiego można oczekiwać od wytwórni Disney’a. Film niestety ma jedną, niepotrzebnie mroczną i brutalną scenę, która mocno gryzie się z resztą, ale to nie psuje wrażenia. Rozśpiewane spotkanie bajki z komedią powinno niezawodnie poprawić nastrój.

 

28. stycznia umiera Heath Ledger.

 

Obsypana nominacjami Pokuta to typowy oscar-flick, świetnie zagrany dramat z zamysłem. I nic więcej. Najciekawszą premierą był nieszczęśnie przetłumaczony Projekt: Monster (Cloverfield). Ten bezapelacyjnie zgwałcony tytuł wskrzesił w zupełnie nowej formie gatunek monster movie. Zdania na ten temat są mocno podzielone, ja jednak mimo jego wad byłem bardzo usatysfakcjonowany tą pozycją. Oryginalny, ze świeżym podejściem do tematu. Jumper to sympatyczny komiksowy film, który dostarczy rozrywki i szybko umykających wspomnień. Potem było gorzej. Sweeney Todd Tima Burtona okazał się rozczarowujący. Pomimo przebłysków zawiodło niemal wszystko – burość obrazu, nieciekawe piosenki, nader nieciekawa historyjka. To nie jest kraj dla starych ludzi również mnie nie zachwycił. Pod świetnym aktorstwem i sprawną reżyserią film ten okazał się pusty.

 

Marzec – Kwiecień

 

 

 

 

Marzec z hukiem rozpoczął John Rambo. Sly Stallone sprawnie domknął drugi ze swoich kultowych cykli i wyszedł ponownie obronną ręką. Pomimo prostoty i sztampowości film ogląda się sympatycznie, a ostateczna rozwałka przebija Hot Shots 2. Następnie pojawiła się Mgła, kolejny efekt pracy duetu Frank Darabont – Stephen King. Szkoda, że w Polsce przedstawiono wybrakowaną wersję, która pozbawiła część dialogów, a przede wszystkim ostatnią scenę, sensu. Niesmaku nie poprawiło absurdalne widowisko Rolanda Emmericha 10,000 B.C., ani animowana sztampa pt. Vexille.

 

19. marca umiera Arthur C. Clarke.

 

Kwiecień był znacznie lepszy. 8 części prawdy to solidny thriller sensacyjny. Sprawdzone danie w pomysłowym opakowaniu. Juno to świetna życiowa komedia – pomieszanie czarnego humoru i dramatu z doskonałym aktorstwem i świetnym scenariuszem. Gorzej było w przypadku koszmarnego Doomsday – bolesnego dowodu, że wyborny Dog Soldiers to przypadkowy sukces Neila Marshalla. Wisienką na kwietniowym torciku był Robert Downey Jr. jako Iron Man. Co tu dużo mówić, to jedna z lepszych ekranizacji komiksów ostatnimi czasy. Aktorstwo, muzyka, efekty – wszystko gra.

 

Maj - Czerwiec

 

 

 

 

Piąty miesiąc zdominowały trzy tytuły. Dobrze przyjęty horror Sierociniec, którego nie widziałem. Potem był zdeptany przez krytykę Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki, na którym dobrze się bawiłem. Oczywiście Spielberg od 2001 kończy swoje filmy trochę zbyt późno i czasem nie potrafi sobie powiedzieć dość (szczególnie jak obok siedzi George Lucas), ale nic to! Ostatni duży i długi zarazem tytuł to Opowieści z Narnii. Książę Kaspian. Film też był długi. Koniec relacji.

 

15. czerwca umiera Stan Winston.

 

W czerwcu pojawił się nowy obraz Braci Wachowskich – Speed Racer. Z ogromnego zestawu wad tego brokatowego cukierka, najgorszą było kiepskie ukazanie szybkości i szaleńczych pościgów. 21 to przeciętniak, ale przeciętniak nie udający czegoś więcej i chociażby dlatego można go polecić bez wyrzutów sumienia. Wyrzuty, a wręcz wyrok sądowy powinien mieć każdy, kto poleci Zdarzenie. Koszmarek M. Night Shyamalana wyszarpał mi 90 minut życia. Lekką osłoda był Incredible Hulk. Nic specjalnego, ale kawałek sympatycznej rozrywki. Potem było jeszcze lepiej – Wanted – Ścigani to spora dawka hollywoodzkiej adrenaliny (aczkolwiek reżyser to importowany z Rosji Timur Bekmambetov).

 

Lipiec - Sierpień

 

 

 

 

Lipiec zdominowały dwie wyśmienite animacje. Dreamworksowa Kung Fu Panda świetnie odzwierciedliła klimat filmów walki. Disney’owski WALL-E natomiast zasługuje na peany zachwytu, na które nie ma miejsca w tej wyliczance. Bez echa przeszła islandzka produkcja Astropia, która dla nas może być interesująca jako film o RPGowcach. Jednakże obraz jest trak tragiczny, że tych 6 kopii na całą Polskę to i tak o 4-5 za dużo. Dwie ciekawe lipcowe pozycje „warto-ale bez zachwytu” to solidna sensacja Angielska Robota, oraz pokopana nowozelandzka komedia Czarna owca.

 

10. sierpnia umiera Isaac Hayes.

 

Druga połowa wakacji to bodaj najgłośniejszy tytuł, czyli Mroczny Rycerz. Film zdecydowanie jest w czołówce minionego roku, ale trzeba przyznać, że niektórym przewrócił w głowie, wywołując absurdalne skreślanie Batmanów Burtona, czy wbijając się na drugie miejsce na liście IMDb (obecnie zjechał już na piąte). W cieniu Rycerza znalazły się: trzecia część Mumii, czyli kolejny niepotrzebny sequel, a także Łowcy smoków – europejska animacja ujmująca wizualnie (i tylko wizualnie). Na zupełnym koniuszku można wspomnieć o przeciętniaku – Uprowadzonej z Liamem Nessonem (zamiast filmu wystarczy zapoznać się z świetnym zwiastunem).

 

Wrzesień – Październik

 

 

 

 

Wrzesień mógłby wypaść słabo. Na początku, co prawda na ekrany wszedł Hellboy: Złota Armia, który nie rozczarował (ale i nie zachwycał). Potem, jak co roku, przyszedł czas na komedię z Adamem Sandlerem – Nie zadzieraj z fryzjerem. Film był równie słaby co jego plakaty. Potem długo odwlekany Babylon A.D. okazał się zupełnie nieciekawym action SFem. Kopniakiem dla leżącego kinomana były Wojny Klonów – okaleczone dodatkowo polskim dubbingiem. Wszystko to jednak z nawiązką wynagradzały Jaja w tropikach. Krwawa, wulgarna, niepoprawna politycznie komedia z absolutnie genialnymi rolami Roberta Downey Jr. (nominacja do Oscara) i Toma Cruise.

 

26. września umiera Paul Newman.

 

Dziesiąty miesiąc roku rzucił widowni kilka przeciętniaków z różnych kategorii. Wyścig Śmierci dla nastolatków, Eagle Eye dla wielbicieli sensacji, Boski chillout dla hmm… nieważne, oraz Tajne przez poufne dla fanów braci Cohenów. Nie zabrakło też koszmarków pokroju kolejnej Piły, krwawego Nocnego pociągu z mięsem i dennej ekranizacji Maxa Payne’a.

 

Listopad - Grudzień

 

 

 

 

 

Końcówkę roku zdominował nowy Bond. 007 Quantum of Solace zupełnie nie dotrzymał kroku odświeżającemu cykl Casino Royale. W cieniu agenta MI6 przemknął żenujący spektakl – Totalny kataklizm twórców Scary Movie. Ciekawym ruchem było wprowadzenie dwóch Ostatnich zleceń – kilku kopii z tajlandzką sensacją i całej masy kopii amerykańskiego słabiutkiego remake’u. Warto wspomnieć o niezłej biografii Czyngis-Chan, oraz W sieci kłamstw Ridley’a Scotta. Przed sylwestrem można było się pośmiać – Piorun to prawdziwy obiad u mamy – robi go zawsze tak samo i zawsze smakuje wyśmienicie. Zawodowcy to trochę inny śmiech. Tu bawią DeNiro i Pacino, którzy w sposób niezamierzony ośmieszają siebie i „gwiazdy kultowej Gorączki”.

 

4. listopada umiera Michael Crichton. 

 

Mimo słabszej końcówki, kilka naprawdę świetnych i ciekawych pozycji rozjaśniło kinowe ekrany. Ścisła czołówka to zdecydowanie Mroczny Rycerz i WALL-E. Szkoda trochę, że ten drugi nie zdobył nominacji w dziedzinie Najlepszy Film, byłby to ładny oscarowy precedens. Tuż za nimi wymieniłbym odważne Jaja w tropikach z genialnym Robertem Downey Jr., który nie gorzej wystąpił w świetnym Iron Manie. Ostatnia wzmianka należy się Projekt: Monster, który pomimo swoich wad wskrzesił w oryginalny sposób gatunek monster movies.

 

A już w tym roku Avatar Jamesa Camerona. Zaczynam zbierać kasę na bilet do Stanów, jakby opóźnili polską premierę…

 

 

Recenzje niektórych z wymienionych filmów:

 

10,000 B.C.

Astropia

Boski chillout

Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki

Iron Man

Jaja w tropikach

Jumper

Kung Fu Panda

Max Payne

Mgła

Mroczny Rycerz

Nocny pociąg z mięsem

Projekt: Monster

Rambo

Speed Racer

Sweeney Todd

Vexille

WALL-E

Wyścig Śmierci

Zdarzenie

Komentarze


996

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Dzięki za pochwały :) Miałem nadzieję, że się przyda.

Data Heatha to istotnie chochlik niestety wpis robiony w tym paskudnym edytorze jest nieobliczany więc niech już zostanie.
02-02-2009 10:22

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.