» Blog » Feminizm mój powszedni
06-09-2012 21:59

Feminizm mój powszedni

W działach: domorosła filozofia, różności | Odsłony: 56

Feminizm mój powszedni
Wróciłam i co widzę? Awantura o feminizm na polterze. Poczułam się wywołana do tablicy. Ktoś tutaj musi opowiedzieć, co oznacza feminizm dla osoby, która nie chodziła na studia polonistyczne ani kulturoznawcze, nie czytała tych wszystkich filozofów i uważa, że sporej części z nich przydałyby się środki na przeczyszczenie albo więcej pieniędzy, żeby nie musieli aż tyle pisać.

Jestem osobą mało zideologizowaną i dystansującą się od wszelakich nurtów politycznych - podejrzewam, że tego slota w moim mózgu zajęła biologia molekularna. Oryginalnego rantu też nie zarejestrowałam, więc nie wiem, na co był reakcją i czy przesadzoną (W ogóle nie podobają mi się nagonki, z zasady. Jedna z gorszych reakcji tłumu, jakie znam.).

Uważam się za feministkę, przynajmniej w wersji podstawowej: chodzi o wolność wyboru drogi życiowej. Wybór ten powinien być raczej oparty na osobistych skłonnościach i talentach niż na przymusie środowiskowym, no i ludziom (kobietom, mężczyznom, bo feminizm bez ogarniętych mężczyzn nie istnieje) nie powinno się go utrudniać. I arbitralnie przydzielać im jakieś cechy, zakładając, że jeżeli należą do zbioru A, to ten zbiór idealnie się zazębia ze zbiorem cech B. Nope. Będzie jakaś krzywa dzwonowa rozkładu cech i pewna część populacji zmieści się w środku, ale to nie znaczy, że wszyscy są tacy sami i powinni realizować jeden model.

No i sobie tak realizuję i truchtam własną życiową drogą, bo jak wspomniałam, do wojowania o ideologie mi daleko. W wojowaniu o ideologie nigdy bowiem nie chodzi o ideologię, tylko o samo wojowanie.

Walczyć należy, owszem, kiedy ktoś utrudnia. Aktywistki starające się o żłobki/przedszkola/przyjazne prawo mają moje pełne poparcie. Na temat końcówek językowych mam mniej więcej taką opinię, jak Somalijczyk słuchający debaty o zdrowym odżywianiu, przysłowiowe palenie staników jest głupie. Ja się z chęcią ubiorę po wiktoriańsku, pod warunkiem, że mogę też dostać sterowiec do pilotowania. A tam, dostać. Wezmę sobie.

Okay, skomplikowane. W każdym razie ludzi, którzy tutaj reagują alergią na słowo „feminizm” podejrzewam (może błędnie - ale wyprowadźcie mnie z tego błędu, też ukułam sobie stereotyp!), że to ci sami, którzy:

- poinformowani, że jestem pisarką/naukowcem zaczynają mi udowadniać, że kobiety pisarki/naukowcy są inni/gorsi i do niczego nie dochodzą, ale fajnie się bawisz, dziecko.

- w ramach popisywania się błyskotliwością zaczynają udowadniać jakieś inne rzekome męskie przewagi, a ja zaczynam się zastanawiać, jaki serdeczny wróg im powiedział, że to jest metoda podrywu

- lecą otwartym tekstem, że książek kobiet nie czytają, bo one są jakieś inne. Smutno jakoś, że na starcie mam mniejszy target, a jednocześnie powstaje refleksja, że może nie chciałabym takiego czytelnika.

- wygłaszają zdania typu „jak będziesz miała dziecko, to WSZYSTKO SIĘ SKOŃCZY”. Cywilizacja runie! Wizygoci splądrują Warszawę!

- podkreślają, że: fantastyka, erpegi, muzyka rockowa, pisarstwo, nauki ścisłe, gry komputerowe, karate, gra w go to męskie zainteresowania, a gotowanie i roboty ręczne - damskie. Litości. Wynikałoby z tego, że jestem facetem, a nie poczuwam się. Po prostu lubię co robię, robię co lubię i tyle. Moja przyjaciółka, informatyk, hobbystycznie robi profesjonalny manicure. To się nie wyklucza, poważnie.

- opowiadają seksistowskie dowcipy, a potem sami się z nich śmieją. WTF.

- nie są dostatecznie ogarnięci, żeby utrzymać się przy życiu (wyżywienie, higiena) bez pomocy kobiety. Opornym polecam poradnik survivalu.

Rzeczy takie jak przepuszczanie w drzwiach czy też noszenie tobołów biorę za to, czym są, czyli za przejawy kokieterii/flirtu/zwykłej, ludzkiej uprzejmości. Za toboły jestem wdzięczna, bo ani wielka nie wyrosłam, ani muskułów nie wyhodowałam. No ale jak ktoś powie, że sobie nie życzy, to przyjmijcie, że sobie nie życzy i tyle, tak już jest. Pomaganie, jeżeli ktoś nie chce pomocy, może być postrzegane jako kwestionowanie kompetencji lub odbieranie samodzielności.

Pytać trzeba, tak po prostu. Komunikacja międzyludzka kluczem do sukcesu.

To samo z komentowaniem urody, w sytuacjach nieoficjalnych to jest kokieteria/flirt, ale nie flirtuje się w sytuacjach zawodowych, bo to jest raz że nieprofesjonalne, a dwa, że obleśne (najchętniej robią tak mężczyźni w wieku przedemerytalnym, creepy).

No i tyle. Mniej więcej.

Komentarze


Szary Kocur
   
Ocena:
+9
JA czytam sporo książek pisanych przez kobiety, nie reaguję na piszącą, słuchającą metalu czy grającą w WH:FB kobietę inaczej, niż na mężczyzn robiących to samo. Każdy człowiek, robiący takie uwagi jak w notce (chodzi o swoisty ,,portret pamięciowy" osób o przeciwnych poglądach, będący dość obelżywą karykaturą) , to według mnie zwykły, gwałtownie potrzebujący dowartościowania, cham. Ba, wyobraź sobie, że większość ludzi z którymi lubię sobie pogadać jest kobietami. A mimo to reaguję na feminizm alergicznie. Czemu?

-Bo nie lubię inżynierów społecznych (podejście ,,nie będę próbował cię przekonać, tylko wypiorę mózgi twoim dzieciom" nieprzyjemnie mi się kojarzą) , a słowa ,,ministra", ,,magistra", ,,doktora", ,,chirurga" budzą wstręt podobny co ,,wzionć" i ,,szłem". Szlem jest w tenisie, a doktora i chirurga, to mamy w dopełniaczu.

-Jakoś nie słyszałem, by feministki szczególnie dbały o prawa kobiet, o wsparcie dla matek, do miejsca dla dziecka w przedszkolach... To, co jest dla mnie jednoznaczne z feminizmem, to kolejne pokolenia spadkobierczyń peerelowskiej Ligi Kobiet, domagające się prawa do darmowej, legalnej aborcji, parytetów (będących rażącym policzkiem wobec kobiet i obelgą wobec demokracji) i solidaryzujących się ze środowiskami, które w swych modelach społecznych kwalifikują mnie jako przeszkodę.

-Kilka wypowiedzi zakwalifikowanych przez Petrę do grona seksistowskich nie miało w sobie nic, co mogło by budzić u mnie choćby podejrzenia o seksizm (chyba, że chodzi o użycie formy redaktor, wtedy patrz punkt pierwszy). A parodie inkwizytora, wyjęte raczej ze ,,Studni i Wahadła" niż realnych zdarzeń (nie jest to przytyk osobisty, parodia inkwizytora to dla mnie człowiek wykazujący wzorzec myślenia stereotypowego inkwizytora z WH czy od Piekary), rozniecające stosy i rzucające na nich wszystkich potencjalnych zbrodniarzy budzą mój uzasadniony niepokój. Mam wrażenie, że Petra Bootman szukała ich na tej samej zasadzie na której gimnazjaliści szukają seksualnych aluzji. To, że robiła to wbrew woli (a przynajmniej bez zgody) ,,mentalnie gwałconej" ma dla mnie spore znaczenie i zamienia Petrę Bootman z obrońcy, we wścibskiego politruka, uzurpującego sobie władzę, której nie poosiada.

Mogę jeszcze długo, ale jest późno. Przepraszam, że raczej nie będę aktywnie ciągnął dyskusji, ale mam trochę na głowie.
07-09-2012 00:20
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+3
opowiadają seksistowskie dowcipy, a potem sami się z nich śmieją

Żądam równouprawnienia dowcipów seksistowskich. W czym są gorsze od rasistowskich, antysemickich, politycznych, o blondynkach, mężach, Polakach i Jasiu?
07-09-2012 00:35
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+3
@ Szary Kocur - akurat (przynajmniej w mojej okolicy) organizacje feministyczne walczą o zwiększenie liczby miejsc w miejskich przedszkolach, wsparcie dla samotnych matek, etc. Tylko że, niestety, takie tematy słabiej sprzedają się w mediach niż aborcja i palenie biustonoszy - więc nic dziwnego, że nie słyszałeś.
07-09-2012 00:36
Szary Kocur
   
Ocena:
+8
@AdamWaskiewicz:I stąd alergia. Bo jak poprę, to pójdą na moim poparciu zwolennicy, parytetów łamiących podstawowe, uświęcone zasady konstytucji.
07-09-2012 00:46
KRed
   
Ocena:
+15
@Nuriel
Moje zdanie jest takie, że dyskryminacja, którą jesteś w stanie zauważyć dopiero po specjalistycznych studiach i odpowiedniej dawce słusznych ideowo lektur, nie jest najwyraźniej szczególnie dotkliwa. Dlatego pozwalam sobie zachować wobec niej pobłażanie.

Nie wykluczam, że feministkom się nudzi w domu. Ale stawiam raczej, że "w miarę postępów rewolucji, walka klas zaostrza się". Po przeprowadzeniu rewolucji nagle okazuje się, że jednak świat nie stał się utopią. Więc rewolucjoniści walczą dalej, szukają wroga - sabotażysty. Teraz się okazało, że sabotażystą jest język.
07-09-2012 00:58
Kosmit
   
Ocena:
+1
Polecajka za notkę i polecajka za odwagę(?), w każdym razie za to, że jako jedyna z zadeklarowanych feministek w jakikolwiek sposób odpowiedziałaś! :)
07-09-2012 01:01
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Chlopcy i dziewczęta? Co za polaryzm seksualny! A co z hermafrodytami, transseksualistami itd? Pod dywan?
07-09-2012 01:12
~Herbatyzer

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
To powyżej to moje. Zapomniałem się zalogować.
07-09-2012 01:15
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
wystarczy: "Chłopcy, dziewczęta i niezdecydowani", jak w Brazylii na toaletach.
07-09-2012 01:17
Kamulec
   
Ocena:
+7
Notka dobra wyjąwszy deprecjonowanie ludzi mających awersję do słowa "feminizm".
07-09-2012 01:20
Albiorix
   
Ocena:
+8
Mysle ze masz zle zdanie o ludziach z alergia na feminizm.

Wydaje mi sie po sobie, ze mozna nie przepadac za feminizmem a w pelni popierac kobiety w laboratoriach i stacjach kosmicznych i ogolnie zeby kobietom zylo sie latwo bo zlobki, bo urlopy, bo dobre pensje i brak uprzedzen na rynku pracy. W wychowaniu corki tez bardziej celuje w przyszla marsjanska kolonistke niz przyszla kure domowa, chociaz co z tego wyjdzie nie mam pojecia.

Ale u feministek nie podobaja mi sie: parytety, chec manipulacji jezykiem i kultura, narzucanie jedynie slusznej drogi innym kobietom i ogolny odchyl polityczny w lewo. Nie widze tu w sumie zwiazku i zbieznosci interesow z kobietami ktore chca po prostu odnosic sukcsy na roznych polach, zyc bezpiecznie i bez przykrosci na tle seksistowskim.

Fajnie ze akurat Ty Ino mozesz uwazac sie za feministke po zignorowaniu wszystkich glupot tego ruchu. Ale ludzie ktorzy zrazili sie do feminizmu zapewne maja tak nie przez takie osoby jak Ty tylko przez jakies ekstremistki.

A ludzie ktorzy na internecie odsylaja kobiety do kuchni to raczej fantasci ktorzy postuja w wolnej chwili miedzy wykonywaniem kolejnych rozkazow zony.
07-09-2012 02:35
Jade Elenne
   
Ocena:
+22
@ Szary Kocur
Zasadniczo zgadzam się z Twoim komentarzem, w tym i z fragmentem o żłobkach, ale miej na uwadze, że nie wszystkie kobiety zamierzają mieć dzieci i prędzej niż o wsparcie dla matek upomną się o sprawy związane z zatrudnieniem. Oczywiście jedno nie wyklucza drugiego, ale można odnieść wrażenie, że sprowadzasz prawa kobiet do praw matek, a to nie to samo.

@ KRed
Moje zdanie jest takie, że dyskryminacja, którą jesteś w stanie zauważyć dopiero po specjalistycznych studiach i odpowiedniej dawce słusznych ideowo lektur, nie jest najwyraźniej szczególnie dotkliwa.
Uważałabym z takimi stwierdzeniami, bo kobiety na ogół nie potrzebują gender studies, by zauważyć, że uderzają głową o szklany sufit.

-----------------------------------------------
A teraz Jade trochę się pouzewnętrznia.
Co najmniej od gimnazjum deklarowałam się jako feministka. Kiedyś na Wrotach Wyobraźni pewien forumowicz zapytał "I co on Ci dał, ten feminizm?". Zrobiłam rachunek sumienia. Rodzice dzielili się obowiązkami i wychowali dzieci w przekonaniu, że kobieta powinna być niezależna, a oczekiwanie na przysłowiowego bogatego męża jest dla pusiek. Moje siostry prawo jazdy zrobiły, zanim nauczyły się gotować, ja nie umiem używać eyelinera, ale radzę sobie z wałkiem malarskim. Zarazem słowo "feministka" w moim domu równoznaczne było z "babochłopem", a słowa "gender" chyba nikt nigdy w nim nie użył. Wpojono we mnie przekonanie, że ludzie są równi, mają równe prawa i podobne szanse, ale trzeba jeszcze umieć z nich korzystać.

Gdy zarejestrowałam się na Polterze, na forum starwarsowców pojawiły się komentarze w rodzaju: "Oooo, wreszcie dziewczyna na forum! Ale fajnie". Może to dziwne, może jestem ciemna i nieuświadomiona masa, ale odebrałam to jako radość z faktu mojego dołączenia do forum, a nie jako akt opresji, przemocy symbolicznej czy czegoś tam jeszcze.

A potem poszłam na studia i zaczęłam różne rzeczy czytać, i na różne spotkania chodzić. Usłyszałam wtedy, że feminizm dekonstruuje tożsamość płciową, a płeć to coś perfomatywnego; usłyszałam o subwersji i destabilizacji urzeczowionych i znaturalizowanych wyobrażeń płci, ekspansjonistycznej strategii fallogocentryzmu.
Dowiedziałam się, że jako historyk in spe powinnam każdy tekst poddawać krytyce genderowej i feministycznej, a najlepiej żebym w ogóle zajmowała się historią kobiet. I że kiedy na konwencie usłyszę np., że mam ładne nogi, to oznacza, że autor tych słów jest seksistą, ponieważ wypowiedział się na temat moich nóg, a nie zdjęć, które robię. Bo te dwa komplementy na pewno są przeciwstawne i na pewno ten hipotetyczny konwentowicz uważa, że fotografowaniem konwentów powinni się zajmować tylko mężczyźni.

Wróciłam wtedy myślą do tamtego postu i tamtego komentarza sprzed lat. Rodzice - raczej tradycyjni - dali mi poczucie, że fajniej jest dostać wędkę niż rybę, a świat stoi otworem, tylko o swoje trzeba się upomnieć.
Za to "medialny" feminizm dał poczucie, że o swoje nie umiem walczyć, skoro trzeba parytetów, bym mogła startować w wyborach.
------------------------------------------

Ci, którzy mają awersję do słowa feminizm, zapewne zetknęli się z tymi jego odmianami, które można traktować jako próbę inżynierii społecznej. A ja wciąż naiwnie wierzę, że feminizm to po prostu równouprawnienie. To prawo wyboru. Dla kobiet - by mogły się spełniać jako pani prezes banku lub matka dziewięciorga dzieci. Dla mężczyzn - by mogli pozwolić sobie na słabość, tak jak teraz pozwalają sobie na posługiwanie się językiem kapitana Bomby.

A zarazem - i to muszę podkreślić - jest to dla innych prawo, by mój wybór krytykować. Mam zagwarantowane równe prawa i zamierzam z nich korzystać, ale to nie znaczy, że chcę narzucać komuś moje przekonania. Ktoś może powiedzieć, że jego zdaniem powinnam zajmować się gotowaniem i praniem - wolno mu tak mówić, tak jak ja mnie wolno powiedzieć, że chłopak w różowych rurkach razi moje poczucie estetyki. I wszyscy nawzajem możemy się uznać za zaścianek/wywrotowców, ale musimy przyjąć do wiadomości, że każde z nas korzysta z tego, co gwarantują mu ustawy (z Konstytucją na czele).

Równouprawnienie - tak. Uprzywilejowanie - nie.

Na marginesie: ciągle słyszę, ile zła wyrządził kobietom tradycyjny model rodziny. A dlaczego tak mało mówi się o tym, co robią z nimi pisma dla nastolatek? Bycie matką to zło, a bycie bezmyślną konsumentką jest już cacy?

Irytuje mnie powiedzenie, że feminizm kończy się, gdy trzeba wnieść walizę na szóste piętro. Żadna znana mi feministka tak się nie zachowuje, a ja sama wychodzę z założenia, że jak umiałam spakować, to będę umiała też zanieść. Omnia mea mecum porto. I choć zwykle dziękuję za wszystkie oferty noszenia za mnie czegokolwiek (w sensie: "dziękuję, nie"), to zawsze taką gotowość do pomocy uważam za szlachetny odruch i przejaw dobrego wychowania. Owszem, bywają nadgorliwcy, ale to rzadkie przypadki.

Nie wiem, jaki jest problem w tym, że ktoś chciałby mi pomóc - to zwykła ludzka uprzejmość - albo pocałował w rękę (to ostatnie uważam za bardzo miłą tradycję). Zdarza mi się prosić o odprowadzanie, gdy jest ciemno. Gaz pieprzowy to dobry wynalazek, ale towarzystwo - jeszcze lepszy. Nie widzę nic strasznego w przyznaniu, że jestem słabsza fizycznie i nie biegam tak szybko, jak bym chciała. Jasne, najlepiej by było, gdyby groźba napaści nie istniała, ale świat nie jest tak piękny.

Feminizm w tej postaci, jaka króluje w mediach, jest na pewno dobry dla zamożnych wykształconych singielek mieszkających w dużych miastach. One mogą się zajmować żiżkologią lacanistyczną, ale mam wrażenie, że dla wielu kobiet w tym kraju istotniejszy był Fundusz Alimentacyjny. Zlikwidowany przez kobietę - feministkę.

Od rewolucji wolę ewolucję. Nie wątpię, że z czasem "ministra" i "premiera" wejdą do powszechnego użytku. Ale chciałabym, żeby język zmieniał się w swoim tempie. Wprowadzanie nowomowy już w tym kraju testowano, słabo to wyszło. Nie podoba mi się też podnoszenie feminizmu do roli nauki, tak jak kiedyś udało się to zrobić z marksizmem. Ideologia to nie nauka.

Nadal uważam się za feministkę (choć na Manify nie chadzam, a na znane z mediów feministyczne polityczki nie głosuję). Co zabawne, nigdy nie doznałam dyskryminacji z powodu płci, może to dlatego krytycznie patrzę na ten feminizm "medialny".

Uważam, że lepiej się dzielić według tego, co mamy między uszami, a nie między nogami.
07-09-2012 02:59
Szary Kocur
   
Ocena:
+4
Jade@: Ja z tobą też się zgadzam. To z tymi przedszkolami pojawiło się dlatego, że było ostatnio dość często wychodzącym na wierzch tematem w rozmowach w mojej rodzinie i uciążliwość tego, że państwo pomaga w mojej okolicy tylko znikomej ilości ludzi z małymi dziećmi była dla mnie czymś o czym wiem i spotkałem się osobiście, a z odsyłaniem z kwitkiem kobiet szukających pracy już niekoniecznie.
07-09-2012 06:38
Nuriel
   
Ocena:
+2
@KRed

Moje zdanie jest takie, że dyskryminacja, którą jesteś w stanie zauważyć dopiero po specjalistycznych studiach i odpowiedniej dawce słusznych ideowo lektur

Ale to nie jest JEDYNY przykład dyskryminacji. Moja odpowiedź miała nie tyle udowodnić powyższe, co raczej pokazać, że nie są to postulaty wziete z czapy - one mają dobre podstawy.

Czym innym jest natomiast odrzucenie domniemania dobrych intencji .
Zatem:

Jeżeli "feministki" (czyt. medialne feministki) zwracają nam uwagę, że język NIE JEST neutralnym i przezroczystym medium komunikacji i JEST wydatnie nasączony ideologicznie przez treści kultury w jakiej żyjemy (treści, które niejednokrotnie SĄ dyskryminujące wobec kobiet) - pełna zgoda.

Jeżeli "feministki" interpretują pewne zwroty (czy zachowania) jako przejaw CELOWEGO poniżania i dyskryminacji - zgody brak.
Nie chodzi mi tuutaj o to, że takie osoby nie mają prawa do określonej interpretacji określonych zdań i zachowań. Powinny jednak uwzględnić to, że w lwiej części przypadków są one dokonywane bez złej woli. Z kolei przeciwnicy "feminizmu" powinni uszanować prawo kobiet do odmowy bycia traktowaną jak bezbronna istotka która nie potrafi sobie poradzić z tymi ciężkimi walizami.

Chcesz innych (dobitniejszych) przykładów dyskryminacji niż język? Proszę bardzo. Chociażby powtarzana bzdura, że "kobiety są stworzone do macierzyństwa" (uściślam: nie chodzi o rodzenie dzieci, uściślam: nie chodzi o rodzenie dzieci, uści...). Bo co to ma niby znaczyć? Że po wydaniu na świat dzieciaka węch kobiety zostaje przystosowany aby odbierać zapach z niezmienionej pieluchy jako aromat godny najsłodszych róż i fiołków? Że zmniejszeniu ulega zapotrzebowanie na sen a budzenie w środku nocy przez zapłakanego niemowlaka staje się atrakcją porównywalną do Disneylandu? Że już nie wspomnę o obowiązku "zajmowania się domem".

Mało? Nie są to dziedziny w których FAKTYCZNIE JEST coś do zrobienia jeśli chodzi o dyskryminacje i nierówność obowiązków? To jest ta słynna "wiktoriańska uprzejmość"? Nasze walizy, wasze pieluchy? I chyba nie jest to coś co da się załatwić normami prawnymi, zgadza się? Więc (surprise, surprise) ta "inżynieria społeczna" (też strasznie demagogiczny zwrot - takie mrugu mrugu szturchu szturchu, no bo wicie rozumicie: inzynieria, znaczy się zmiana tego co jest naturalne) też odgrywa pozytywną rolę.

@Sting

Nie tyle pisałem, że zwrot "nauczycielka akademicka" nie funkcjonuje w ogóle w języku polskim co raczej, że nie jest on rozpowszechniony i bywa nierzadko uznawany za "nienaturalny". Skrót myślowy, wybacz ;) W każdym razie dziękuje za sprostowanie :)

@Jade Elenne

Ideologia to nie nauka

Można jednak bronić zdania, że teza: "nauka to nie ideologia" SAMA jest ideologią ;)

Pozdrawiam
07-09-2012 09:12
Krzemień
   
Ocena:
+2
Z tymi kobiecymi pisarkami to chyba nie jest do końca, że są nielubiane i uważane za gorsze. Wystarczy wymienić Ursulę Le Guin, Robin Hobb, Patricię McKillip czy Elaine Cunningham. Istny kanon fantasy.
07-09-2012 09:16
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+5
Bardzo cieszy mnie to, że wreszcie pojawił się wpis w dyskusji, w którym (i pod którym) panie mniej skrajne nie boją się wypowiedzieć na temat, by nie zostać zrównane ze skrajnymi elementami.
Jade, milion plusów za "ideologia to nie nauka".
Dokładnie tak.
W sumie poniższa myśl przyszła mi do głowy w związku ze wpisem Aureusa, ale tu też się nada. Chodzi mianowicie o subkultury, będące kluczem do stereotypu danej ideologii.
Przykład własny:
Kiedy pojawia się hasło "feministka", nie mam przed oczami swojej szefowej, ktora prowadzi najlepszy zespół w Polsce, nie mam przed oczami moich klientek, spełnionych i odnoszących sukcesy kobiet biznesu, nie mam przed oczami także wszystkich tych kobiet które mi czymś zaimponowały - inteligencją, siłą przebicia, charyzmą...
Widzę za to stereotyp, który można najkrócej określić "angry lesbian". Na pewno znacie ten typ: wielka chłopczyca nie dbająca o siebie, wytatuowana i umięśniona (albo po prostu gruba), nabita kolczykami, często w jakiejś ekstrawaganckiej fryzurze typu wygolone skronie - i zwykle prowadząca za rękę tę drugą.
I to jest subkultura, przez której pryzmat postrzegam feminizm. Bo kilkakrotnie miałem możliwość obserwacji tego typu pań w akcji wręcz bojowej - skandujących na manifach, lejących się po pyskach w barach, zachowujących się agresywnie wobec mężczyzn.
Dla mnie to jest subkultura, uosabiająca najgorsze cechy ideologii feministycznej. I niestety, najbardziej widoczna, przez co utożsamiana z całością kobiet walczących o swoje prawa. A te kobiety po prostu nie lubią mężczyzn. Utrudniają więc komunikację i porozumienie.

Druga sprawa to te deklaracje "jestem feministką", np ta inytheblue czy Jade. Ja doskonale rozumiem, że takie deklaracje to swoisty bon ton, że w dzisiejszych czasach wypada podkreślić to, że się jest, oprócz bycia kobietą, także feministką. Doskonale rozumiem, bo i my faceci tak robimy - deklarujemy się jako szowiniści, seksiści, mizogini - właśnie na przekór, wyostrzamy wiele swoich zachowań po to, by nie dać się zwariować. Rysujemy linię - tu, dotąd rób ze światem co chcesz, ale za nią jest moje, mój świat, od którego wara ze swoimi ideologiami. Im więcej tej agresji ideowej, tym więcej czołgów na granicy po drugiej stronie.
Jak celnie zauważyła kiedyś moja własna pani, zadeklarowana feministka (bon ton) istnieje też ta grupa mężczyzn, która już się poddała i dziś deklaruje się np jako feminiści. widzi to jako formę przystosowania się i wkradnięcia w łaski kobiet. Nie wnikam w ich motywy.

Ale ludzie - nie możemy być po prostu kobietami i mężczyznami? Musimy dorabiać sobie do własnej płci ideologię? Dlaczego Jade nie może być po prostu Jade, inatheblue inątheblue, Aureus Aureusem a zigzak zigzakiem? Po co opowiadać się po ktorejś ze stron? Robiąc to przyznajemy, że jest jakiś konflikt, że te strony są potrzebne. A tak naprawdę żadnej wojny nie ma. "Mężczyzna twój wróg" to tylko hasełko propagandowe, podobnie jak "feministki do garów". Każda ze stron ma swoich podżegaczy, którzy widzą w konflikcie jakiś interes.
Nie dajmy się zwariować.

Edit: Krzemieniu, to ja deklarowałem się, że nie lubię twórczości kobiecych pisarek, więc niejako wywołany do tablicy:
Kwestia gustu. Wielokrotnie brakuje mi tam elementów, które występują w prozie męskiej. Np bardziej interesuje mnie świat oczami bohatera, a nie bohaterki, a kobieta pisząc z punktu widzenia mężczyzny często nie jest przekonywująca.
Zresztą - piszarze fantastyczni piszą o swoich wyobrażeniach. Z mężczyzną znajdę więcej punktów wspólnych, niż z kobietą w kwestii tych wyobrażeń. Kobieta będzie pisac o swoich wyobrażeniach mężczyzn, ktore mi mogą wydawać się naiwne, facet zaś, pisząc o swoich wyobrażeniach kobiet (slave bikini itd) pewnie rownie naiwnie, ale trafi w moje gusta, i moje wyobrażenia.
Dlatego właśnie nie czytuję kobiet. Bo np taka LeGuin nie przekonała mnie Gedem. Kossakowska nie przekonała mnie Daimonem. Brzezińska nie przekonała mnie Twardokęskiem. Za to Sapkowski przekonał mnie cycatymi i puszczalskimi czarodziejkami. Proste.
07-09-2012 09:23
Nuriel
   
Ocena:
+1
@zigzak

Ale ludzie - nie możemy być po prostu kobietami i mężczyznami?

Znaczy się: "nasze walizy, wasze pieluchy"? ;)

@Krzemień

I Margaret Weiss, nie zapominajmy o "Kronikach" do Dragonlance ;) Przecież jeśli chodzi o znaczenie dla high fantasy to ten cykl jest drugi, zaraz po Władcy Pierścieni :)
07-09-2012 09:40
Overlord
   
Ocena:
+2
Cholera... mnie też nie podoba się sprowadzanie feminizmu do kilku "angry lesbians", które są mniej liczne, ale bardziej krzykliwe niż normalne dziewczyny/kobiety którym przeszkadza np. panujący wciąż w PL XIX-wieczny pogląd, że kobiety są zbyt emocjonalne do wielu zawodów (polityk, manager, itp.).

Czasem śmieję się, że jeśli pani Mucha chce być tytułowana "ministrą", to lekarz - pediatra powinien nazywać się "pediatr", a mężczyzna prowadzący samochód - "kierowc", ale...

...ale potem przypominam sobie historię o tym, że jakieś 100 lat temu, kiedy na Jagiellonce studiowały pierwsze kobiety, wśród panów zapanowało straszne oburzenie na to, że każą się one tytułować "studentkami" :)))

Moim zdaniem najwyższa pora, żeby część facetów (i kobiet też) dostrzegła, że obyczaje to nie wino, nie są tym lepsze, im starsze. Gdyby tak było, to nadal stosowalibyśmy system nakazów/zakazów ze Starego Testamentu (strach się bać - polecam lekturę). To co jest "normalne" reguluje umowa społeczna i jeśli dzisiaj się umówimy, że tworzymy formy żeńskie od męskich w zawodach, to za 20 lat nasze dzieci będą zdziwione, że kiedyś mogło być inaczej.

Tak samo jak ja się kiedyś zdziwiłem, gdy usłyszałem o "studentkach" UJ z przełomu XIX/XX wieku...
07-09-2012 09:42
Sting
    @Nuriel...
Ocena:
+7
...a to już ma inny wydźwięk, sam przyznasz. ;]

Jade napisałaś tak mądrego posta, że poczułem się jak na konferencji naukowej. Zgadzam się z prawie każdym słowem. ;]

@Nuriel

"Jeżeli "feministki" (czyt. medialne feministki) zwracają nam uwagę, że język NIE JEST neutralnym i przezroczystym medium komunikacji i JEST wydatnie nasączony ideologicznie przez treści kultury w jakiej żyjemy (treści, które niejednokrotnie SĄ dyskryminujące wobec kobiet) - pełna zgoda."

Zgoda, ale to nie jest jakieś dziejowe odkrycie. Język od zawsze ma nastawienie ideologiczne, ponieważ jest technologią, określoną przez Postmana w "Technopolu" mianem "technologii niewidzialnej". Uczy nas on nie tylko o tym jakie są nazwy rzeczy, ale co w ogóle możemy nazwać, jego gramatyka wyraża określony stosunek człowieka do przyrody (w przypadku europejskim stosunek dominujący, składnia, która zakłada podmioty, które działają, orzeczenia będące ich działaniami i dopełnienia, na które się oddziałuje). Laureat Nobla z 1987 roku w dziedzinie medycyny Susumu Tonegawa postulował wprost do swoich rodaków, aby w sprawach naukowych myśleli po angielsku, ponieważ język japoński się do tego nie nadaje. [ss. 150-174] Fakt, że język jest jasno określoną ideologią jest znany co najmniej od badań Szkoły frankfurckiej [lata 20. i 30. XX wieku], która położyła zręby pod dalsze badania tej kwestii.

I teraz, naprawdę wierzysz, że kilkaset lat określonego nastawienia ideologicznego języka zmieni kilka wykrzyczanych na manifie haseł, niezrozumiałe terminy nowomowy rodem z rozporządzeń partyjnych i palenie biustonoszy? Eksperymenty z nagłą zmiany języka to nie eksperyment wymyślony przez marksistów - próbowali go również intelektualiści doby rewolucji francuskiej. Obydwa te eksperymenty zakończyły się w ten sam sposób. Niepowodzeniem.

Dlaczego? Dlatego, że to nie język jest złem czy też problemem, tylko świadomość społeczna. Zmienisz wyobrażenia społeczne, zmienisz język. Zmienisz na siłę język, tylko się ośmieszysz, nie osiągniesz celów, narazisz swoją ideę na łatkę ekstremizmu.

@Jade

"Ideologia to nie nauka"

To piękne humanistyczne hasło. Niestety każda nauka społeczna jest czystą ideologią. Wyraża bowiem interesy określonych grup już na samym poziomie wyboru przedmiotu badania i postawienia określonych pytań. Oczywiście mamy postulat metodologiczny jak największej obiektywności, ale pozostaje on jedynie postulatem, ponieważ człowiek z samej swojej natury zawsze dokonuje wyborów ideologicznych.
07-09-2012 09:43
   
Ocena:
+1
@Nuriel
Proszę bardzo. Chociażby powtarzana bzdura, że "kobiety są stworzone do macierzyństwa"

Bo jak rozumiem faceci są stworzeni do macierzyństwa? Wybacz ale twój agresywny ton na pojawienie się obok siebie słów "kobieta" i "macierzyństwo" daje piękny przykład dlaczego wiele osób uważa feminizm za nowy rodzaj komunizmu oraz próbę groznej inżynierii społecznej. Z zdania które wyrażapo pierwsze pewien fakt(tylko kobiety mogą być matkami), a po drugie zwykle aprobatę macierzyństwa- czyli umówmy się, nie jest to wezwanie do masowego zakuwania kobiet w kajdany- czynisz środek opresjii facetów na kobietami. Czyli jak nic walka klas zaostrza się.
07-09-2012 09:56

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.