» Artykuły » Felietoniki » Felietoniki: Gra, na którą czekam to...

Felietoniki: Gra, na którą czekam to...


wersja do druku
Redakcja: Katarzyna 'Bagheera' Bodziony

Felietoniki: Gra, na którą czekam to...
Czekanie na grę, na moment położenia pierwszy raz rąk na jej pudełku, ta chwila dziewiczego włożenia płytki do napędu, to emocje jedyne w swoim rodzaju. Nie ma chyba ludzi, którzy interesowaliby się cyfrową rozgrywką i nie czekali chociaż na jeden tytuł. Zawsze jakiś się znajdzie, choćby jeden. I temu tematowi poświęcone są te Felietoniki - bo każdy czeka na jakiś tytuł. Poza tym - koniec roku już za pasem, a więc zaczyna się era podsumowań, a my wybiegamy w przyszłość.







Gonz
Mało nadchodzących tytułów powoduje obecnie u mnie przyspieszenie bicia serca. Mogę w międzyczasie grać w cokolwiek, albo nie grać w ogóle, zrobiłem się wybredny. Jest jednak parę produkcji, w które MUSZĘ zagrać i basta.

Na pewno rzucę się po premierze cały zaśliniony na The Last Guardian. Zakładam, że pojawi się też w packu razem z ICO i Shadow of the Collosus i właśnie taką edycję chcę posiąść. ICO to jedna z najlepszych pozycji w jakie grałem w trakcie ostatniej dekady, niby prosta, ale pełna głębi. Mało dynamiczna, ale zmuszająca momentami do szybkiej akcji. Świetnie opowiedziana, choć niema. To raczej interaktywny film opowiadający autentycznie wzruszającą historię, nie zapominający jednak, że jest grą. Chcę to przeżyć jeszcze raz w HD. Cień Kolosa to jedna z niewielu gier z poprzedniej generacji, które nie dają mi spokoju faktem, że w nie nie grałem. Będę mógł w końcu to nadrobić. W efekcie hit sezonu, czyli The Last Guardian, to dla mnie tylko wisienka na torcie. Nie chcę sobie robić związanych z tą grą zbyt dużych nadziei, by się nie zawieść. Z drugiej strony – oczekuję czegoś nietuzinkowego. Wierzę, że Team Ico da radę.

Drugim tytułem, który powoduje u mnie wypieki na twarzy, jest Gears of War 3. Po premierze trzeciego Fable doszedłem do smutnego wniosku, że to jedyny ekskluzywny tytuł zbliżający się na platformę Microsoftu, na jaki obecnie czekam. Obie części zapewniły mi sporo frajdy klasyczną, arcadową akcją, dużą ilością gore i nafaszerowanymi testosteronem bohaterami. Po przejściu kampanii solo obie gry powtórzyłem w co-opie, a potem "rzeźniczyłem" w multiplayerze. Tryb 'horda' to jedno z najintensywniejszych doświadczeń, jakie zebrałem grając w sieci. Formuła Bleszinskiego na sequele to 'bigger, better, more badass', liczę więc na podniesienie poprzeczki, co w części poprzedniej się udało. Dodatkowo co-op na cztery osoby... Będzie się działo...

Trzeci tytuł... Jak prawie każdy czekam na Little Big Planet 2, jako neofita oczekuję na nowego Monster Huntera na PSP, jednak największą ciekawość budzi we mnie Bulletstorm. Że chłopaki z People Can Fly naprawdę się znają na robocie – to wiadomo od dawna. Jestem fanem Painkillera, a nowa produkcja z pokręconym systemem oceniania sieczki może być tym, na co od dawna czekałem. Nad jakością czuwają spece z Epic Games, ale i bez tego Adrian Chmielarz wie co robi.. A chce dać całemu światu szybkiego, hardcorowego, oldschoolowego shootera w nowoczesnej oprawie. Jestem pewien, że plan zostanie zrealizowany.




Qrchac
Czekanie na gry przypomina oglądanie witryny cukiernika – kusząca obietnica słodyczy i przyjemności. Problem zaczyna się, kiedy wchodzimy do środka i chcemy kupić nasze upragnione ciastko, a dostajemy niedopieczony zakalec. Dlatego z dużą ostrożnością podchodzę do nowych tytułów. Muszę jednak przyznać, że jest to trudne - te wszystkie obietnice, uśmiechy i puszczanie oka do graczy potrafią przyprawić o zawrót głowy. Mimo to gry, po które pobiegłem do sklepu w dniu premiery mogę policzyć na palcach jednej ręki i w tym roku nie ma już takiej, która powiększyłaby tę listę.

Dopiero w styczniu przyszłego roku pojawi się LittleBigPlanet2, po które być może ustawię się w kolejce, albo nawet zamówię w przedsprzedaży. Czemu? Bo - jak ogólnie wiadomo - faceci dorastają maksymalnie do 6 roku życia, a potem już tylko rosną. Pierwsza część mnie urzekła i w niewytłumaczalny sposób potrafiła wywołać uśmiech na twarzy. Właśnie na to samo liczę w przypadku kolejnej odsłony. Czy to nie za mało, żeby czekać na jakiś tytuł? Przy tak małej liczbie gier po prostu przepełnionych pozytywną energią to aż nadto. Poza tym czy istnieje ktoś, kto potrafi patrząc na uśmiechniętego, wystawiającego jęzor i machającego rączkami Sackboy’a nie pokazać całości uzębienia? No właśnie.

Po premierze LBP 2 nie widzę już tytułu z metką „musisz to mieć”, poza jednym wyjątkiem: The Last Guardian. Czemu trafił na tę listę, choć nie wiadomo o nim praktycznie nic? Sam nie wiem. Kiedy oglądałem filmiki z nim związane znowu poczułem, że to będzie coś innego, coś magicznego. Tak jakbym usłyszał obietnice tego, co dostałem oglądając pierwszy raz Niekończącą się opowieść, Ciemny kryształ, czy czytając Hobbita. To ten sam rodzaj ekscytacji, który czuje się wchodząc do staraj biblioteki, gdzie na każdej ścianie są regały z równie wiekowymi książkami, a unoszący się w powietrzu zapach kurzu i skórzanego fotela na środku przynosi obietnicę poznania jakiegoś sekretu - może któryś z tomów to klucz to tajemnego pomieszczenia, szafy do Narnii? Jest to rodzaj pokusy, którą trudno jest przezwyciężyć.

Na tym właściwie kończy się moja lista upragnionych tytułów. Po drodze zapewne wpadnie mi w ręce cała masa dobrych, a może nawet rewelacyjnych gier, nad którymi będę piał z zachwytu, ale mimo wszystko będą tym samym, co dostajemy cały czas – kolejny FPS, kolejne RPG, kolejna gra akcji, kolejny... Należy je doceniać, ale czekać jedyne na to, co robi różnicę.



Mateusz Niemczyk
Kiedy zadałem sobie pytanie, na który z nadchodzących konsolowych tytułów czekam najbardziej, przed oczami od razu wyświetliły mi się dziesiątki obrazków, nazw oraz trailerów zaobserwowanych w ciągu ostatnich miesięcy. Jako że moja prywatna lista oczekiwanych gier zdaje się nie mieć końca, postanowiłem skupić się na pozycjach, które zostały już oficjalnie zapowiedziane. W ten oto sposób szerokie grono potencjalnych kandydatów zostało zawężone do kilkunastu gier, z których mogłem wybrać i opisać Wam jedynie trzy. Wybór był ciężki, ale jakoś się udało, co oznacza, że kończąc niniejsze marudzenie możemy wreszcie przejść do konkretów.

Na pierwszy ogień idzie kolejna odsłona mojej ukochanej serii, czyli Silent Hill 8. Wiele osób twierdzi, że od czasu „genialnej dwójki” seria zalicza kolejne upadki, czego szczytem są owoce jej romansu z amerykańskimi twórcami. Jakkolwiek by nie było, rzesze fanów na całym świecie są w stanie wybaczyć kolejnym studiom ich potknięcia, aby ponownie trafić do przeklętego miasteczka. Osobiście wpisuję się do wspomnianej powyżej grupy psychopatów i z zapartym tchem czekam na wynik pracy czeskiego studia. Jak wiadomo, do tytułowego miasteczka nie trafia się wcale przypadkowo, co więcej, zwykło ono karać bohaterów kolejnych odsłon za grzechy popełnione w przeszłości. Jeżeli dodam, że protagonistą ósmej części jest zbiegły z konwoju więzień, to czy fani horrorów potrzebują lepszej zachęty?

Kolejną grą, na którą czekam, jest Shadow of the Damned, czyli opowieść o facecie, który schodzi do piekła, aby uratować swoją ukochaną porwaną przez demony. Brzmi to dosyć standardowo, ale siła tego tytułu tkwi w jego autorach. Ekipa twórców zawiera takie nazwiska jak Shinji Mikami (ojciec serii Resident Evil) czy Akira Yamaoka (kompozytor muzyki do gier z serii Silent Hill). Sama gra ma być intensywnym tytułem łączącym akcję z eksploracją niewątpliwie oryginalnego świata gry. Patrząc na dorobek obu panów, oraz studio, które składa się z doświadczonych fachowców, nie mogę się już doczekać finalnego efektu.

Ostatnią pozycją, o której zdecydowałem się wspomnieć, jest kontynuacja gry, która według wielu osób zyskała miano kultowej. Nosi ona tytuł Alice: Madness Returns. Dla osób, które nie miały styczności ze świetną poprzedniczką (American McGee’s Alice) dodam, że jest to zdecydowanie mroczniejsza od oryginału wersja Alicji w Krainie Czarów. Tytułowy świat jest tutaj bardzo niebezpiecznym i wrogim miejscem, w którym poziom psychodeliczności przekracza wszelkie możliwe granice. Liczę na to, że tym razem oprócz świetnie wykreowanego świata i doskonałej fabuły dostaniemy również oprawę graficzną zdolną w przekonujący sposób oddać te wszystkie napotkane okropieństwa.



vampire500
Wskazanie kilku najbardziej oczekiwanych gier to nie lada zadanie. Jakimi kryteriami należy się kierować? W jaki sposób ograniczyć olbrzymią listę ciekawie zapowiadających się tytułów do zaledwie kilku pozycji? Nie są to łatwe pytania, o nie. Żeby znaleźć na nie odpowiedź, należy sięgnąć w głąb umysłu i spróbować wyłowić tylko te pozycje, które nawet na długo przed premierą wywołują niekontrolowane erupcje endorfin.

Ja postąpiłem właśnie w ten sposób i niemal natychmiast doszedłem do wniosku, że na chwilę obecną najbardziej wyczekiwane przeze mnie tytuły to The Legend of Zelda: Skyward Sword oraz Deus Ex: Human Revolution.

Pierwszy z tych wyborów jest raczej oczywisty, zwłaszcza biorąc pod uwagę moją miłość do serii przygód pewnego dzielnego elfa. Jednakże Skyward Sword powinna zainteresować nie tylko fanów. Będzie to pierwsza Zelda stworzona od podstaw z myślą o Wii (Twilight Princess była zaledwie portem z Gamecube’a) oraz – co ważniejsze – MotionPlus. Bieganie po Hyrule i wywijanie mieczem nie tylko na niby – to będzie coś wspaniałego. Świetnie zapowiada się również oprawa – jest wzorowana na twórczości impresjonistów (zwłaszcza Claude’a Moneta ). Na screenach widać, że dalekie obiekty są rozmazane tak, jakby były namalowane pospiesznymi pociągnięciami pędzla. Wygląda to naprawdę wyśmienicie. Nadzieję rozbudzają także obietnice twórców, że tym razem zmieni się nieco stara i sprawdzona formuła dungeon – overworld – dungeon. Zapewne nie będzie już tak łatwo rozróżnić granic między normalną mapą świata a podziemiem. Zelda jeszcze nigdy mnie nie zawiodła i mam nadzieję, że i tym razem nic się w tej kwestii nie zmieni. Czekam z niecierpliwością.

No dobrze, przejdźmy do drugiego tytułu. Dlaczego Deus Ex? Powodów jest kilka. Przede wszystkim pierwszą część tej serii uważam za absolutne arcydzieło gatunku. Ze świecą szukać drugiego takiego połączenia RPG i FPS (no, jest jeszcze System Shock 2 – niestety raczej nie ma co liczyć na sequel, więc wolę o nim nie wspominać). Ale nie rozwódźmy się nad przeszłością, tylko przejdźmy do przyszłości. Human Revolution ma przed sobą nie lada zadanie. Niektórzy gracze (w tym ja) z całych sił starają się zapomnieć, jakim fiaskiem był Invisible War. Nowa gra musi naprawić wszystkie błędy poprzedniczki i wrócić do tego, co było najlepsze w części pierwszej. Na szczęcie to właśnie się stanie – tak przynajmniej twierdzą twórcy, a ja z całych sił chcę w to wierzyć. Obecna generacja konsol powinna poradzić sobie z tym, z czym nie poradził sobie pierwszy Xbox, a przez co ucierpiała wersja PC. Szczerze mówiąc, w Human Revolution mam zamiar grać właśnie na PC, ponieważ najzwyczajniej w świecie Deus Ex jest dla mnie RPG komputerowym. Z zapowiedzi i wywiadów wynika, że PC jest platformą wiodącą, więc jestem dobrej myśli. W przekonaniu utwierdzają mnie również trailery, które mają bardzo wyczuwalny klimat Ghost in the Shell. Co prawda do kilku rzeczy można się przyczepić (na przykład do faktu, że mechaniczne augmentacje są zdecydowanie zbyt rozwinięte technologicznie), ale są to raczej szczegóły.

Oczywiście dwie opisane przeze mnie gry to tylko niewielka część pozycji, na jakie czekam. Niestety reszta albo nie spełniła początkowego kryterium, albo jest zbyt niszowa – o nich napiszę w swoim czasie.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Qrchac
   
Ocena:
0
W sumie do listy mogę teraz dopisać Uncharted 3, które w końcu doczekało się oficjalnej zapowiedzi i daty premiery. Zobaczymy, czy twórcom uda się przynajmniej utrzymać poziom 2.
13-12-2010 13:35
Gonz
   
Ocena:
0
so true. sikam z niecierpliwości.
13-12-2010 23:58

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.