» Artykuły » Felietoniki » Felietoniki: Edycje kolekcjonerskie

Felietoniki: Edycje kolekcjonerskie


wersja do druku

i inne bonusy

Redakcja: Katarzyna 'Bagheera' Bodziony

Felietoniki: Edycje kolekcjonerskie
Twórcy i wydawcy gier kuszą nasz swoimi produktami. Najpierw jest długi ciąg dawkowania informacji i podgrzewania atmosfery, w którym to okresie ilość zwiastunów rośnie wraz ze zbliżającą się datą premiery. Potem proponowane są nam różnego rodzaju edycje kolekcjonerskie, ostatnio gry zaczęły mieć nawet edycje Super kolekcjonerskie. Skoro już chcemy się szarpnąć na tak wydaną grę może kupić ją przedpremierowo i dostać jakiś bonus? Właśnie o tym są dzisiejsze felietoniki - o bonusach przy zamówieniach przedpremierowych i o edycjach specjalnych. Miłego czytania!

Gonz
Każdy lubi czuć się dopieszczany, zadowalany, miziany. Lubimy jak producenci gier robią nam dobrze. Często aż trudno jest zrezygnować ze specjalnej edycji gry, bo dopiero wtedy ma się poczucie zakupu wyjątkowego produktu. Sam zastanawiam się obecnie – uzupełnić kolekcję o pierwsze dwie części Uncharted już dziś, czy poczekać na premierę trójki, kiedy to pewnie wyjdzie jakieś wypasione Special Mega Ultra Excluzive Trilogy Collection. Mogę się przeliczyć i nie doczekać, acz zakładam, że prędzej czy później taki pack się pojawi. I ja go już dziś pożądam, choć nikt go jeszcze nie zapowiedział. Może dołączą do niego zdrapkę na jakieś bonusy typu DLC, a może nawet będzie 10-calowa figurka Nathana Drake’a w erotycznej pozie z jedną ze swoich filmowych partnerek? Przepraszam. Growych partnerek? Właśnie takiej wersji jako fan serii pragnę. Do dziś się ślinię na myśl edycji Uncharted 2, do której dołączano replikę sztyletu.

Z drugiej strony – w naszym konsolowym polskim grajdołku do końca różowo nie jest. Moja ulubiona seria gier z X360, czyli Gears of War, w ogóle nie doczekała się specjalnej edycji pierwszej części w naszym kraju. Musiałem ściągać ją z Australii. Taka dola fana, przy okazji wyszło, że płacę taniej niż za normalną edycję z raczkującego jeszcze rodzimego rynku gier na X-a. Dwójkę zakupiłem lokalnie, w przedsprzedaży. Nie mogłem sobie odmówić blaszanego boxa, drugiej płyty z bonusami (przyznam, że dotąd ich nie obejrzałem), książeczki z artami, fotki Dominica z żoną i dołączonej zdrapki, dzięki której mój lancer w trakcie gier online miał lśnić na złoto. Nie lśnił. W tamtym właśnie okresie Microsoft Polska zaczęło odcinać się od własnych zapewnień o rychłym wprowadzeniu LIVE w naszym kraju i gry zwyczajnie kastrowano ze zdrapek na DLC. Taka dola fana, przy okazji wyszło, że płacę drożej, niż jakbym ściągnął tę (niekastrowaną) edycję z zagranicy. O najnowszym Splinter Cellu w ogóle nie wspominam. Jeśli na naszym rynku pojawiły się kolektorki w wersji konsolowej (podobno były), to niemożliwością po premierze było do nich dotrzeć. Wersję rozszerzoną o przedsprzedażowe bonusy zamówiłem natomiast z Amazona bez problemu. Choć do niej nie dołączano już figurki Sama Fishera ani soundtracku. Sniff.

Co z tego wynika? Najwyraźniej Polska po prostu pozostaje jeszcze na mapach międzynarodowych korporacji zajmujących się elektroniczną rozrywką rynkiem drugiej kategorii. Są edycje zwykłe gier (a problem z dostaniem gry w dniu premiery to już dziś rzadkość), pojawiają się dziwaczne ich wydania (pokroju God of War III w Puszce Pandory), ale nie jest to jeszcze pełna oferta, jaką mamy za granicą. Wszystkiego mieć nie można. Czy jest jednak powód do biadolenia? Nie bardzo, w końcu Microsoft NAPRAWDĘ wprowadza na nasz rynek LIVE, więc i ze zdrapkami problemów nie będzie, a problem z dostaniem kolektorki Splinter Cella to też ewenement (co ciekawe, z zakupem specjalnej edycji wersji na PC-ta kłopotów bym nie miał). Na osłodę pozostaje mi nadchodząca premiera Fable 3. Dwójka podobała mi się na tyle, że część trzecią chcę nie tylko posiadać, ale i posiadać w wersji MAX. Z talią fablowych kart, kośćmi do gry, dodatkową lokacją i misją, a wszystko to w specjalnym pudle. Taka dola fana. Czasem po prostu sami sobie musimy zrobić dobrze wypasioną wersją oczekiwanej gry. Wtedy nawet jeśli gra nie spełnia do końca oczekiwań – hej, na pociechę mamy ją w wersji, którą mało kto może się pochwalić!


Mateusz Niemczyk
Elektroniczna dystrybucja ma się coraz lepiej i szczerze mówiąc trochę mnie to przeraża. Jestem konserwatystą – lubię po prostu przejść się do sklepu i kupić kolorowe pudełko zawierające grę oraz instrukcję. Zmiany związane z nową formą sprzedaży obejmują także edycje kolekcjonerskie coraz większej liczby nowych gier. Co za tym idzie, zamiast plakatu, breloczka, czy innej pocztówki z gry dostajemy kod na odblokowanie dodatkowej zawartości online. Może to być dodatkowa mapa, zbroja dla bohatera lub unikatowa pukawka, którą będziemy się lansować w rozgrywce wieloosobowej. Jeżeli ktoś nie jest gadżeciarzem, to prawdopodobnie taka zamiana zawartości przypadnie mu do gustu, ma ona jednak pewien oczywisty minus. Kody na te wszystkie smakołyki są jednorazowe. W moim odczuciu zabieg ten zabija nieco radość z posiadania wypasionej wersji danego tytułu. Wiadomo – dane można w głupi sposób stracić i wtedy zostaje nam tylko nieco lepsze pudełko i płytka z grą. To ja już wolę bałagan na półkach, spowodowany gadżetami z ulubionych gier…

Jak wygląda sprawa „kolekcjonerek” w naszym pięknym kraju? Jest coraz lepiej, ale jeszcze sporo pozostało w temacie do zrobienia. Pamiętam, jak ucieszyłem się kilka(naście) miesięcy temu, kiedy zobaczyłem w Internecie zdjęcia zawartości specjalnej edycji Resident Evil 5. Płócienna torba wypakowana po brzegi gadżetami od razu przemówiła mi do wyobraźni. Niestety kilka tygodni później okazało się, że Polska dostanie tylko metalowe pudełko… Mówi się trudno, ale niedosyt pozostaje. Obecnie coraz rzadziej myślę o zakupie „lepszego” wydania nowych gier, ponieważ uważam, że zaproponowane przez twórców dodatki zwyczajnie nie są warte swojej ceny. Zbroja dla konia, dodatkowa mapa czy kod na samochód za dodatkowe 50zł? To ja podziękuję.


vampire500
Ścieżka dźwiękowa? Figurka? Stare i niemodne. Teraz na topie są noktowizory, samochodziki sterowane radiem i rozcinacze plazmowe. Dzisiejsze dodatki do edycji kolekcjonerskich gier z pewnością nie pozwalają przejść obok siebie obojętnie. Wydawcy prześcigają się w pomysłach na coraz to wymyślniejsze bonusy, a konsumenci zyskują ciekawe ozdoby na biurko, ścianę lub ewentualnie głowę.

Generalnie rzecz biorąc, edycje kolekcjonerskie postrzegam jako coś naprawdę fajnego - miło jest mieć jakiś gadżet nawiązujący do ulubionej serii. Zasadniczo ograniczam się właściwie tylko do gier, które i tak miałem zamiar kupić. Nie zdarzyło mi się jeszcze, żebym nabył grę wyłącznie dla dodatków. Coś takiego po prostu mija się z celem i najzwyczajniej w świecie się nie opłaca – bardzo rzadko same bonusy warte są ceny edycji kolekcjonerskiej. Opłacalność inwestycji zdecydowanie wzrasta, gdy potraktujemy dołączone gadżety jak fajne dodatki do świetnej gry. W takim wypadku po skończeniu rozgrywki możemy z dumą popatrzeć na figurkę bohatera czy plakat i przypomnieć sobie najlepsze momenty (lub spróbować je odtworzyć, ale to radzę robić z dala od znajomych).

Trochę smutny jest fakt, że przed laty takie bonusy nie były domeną tylko edycji kolekcjonerskich, ale też zwyczajnych wersji gier. Produkcje na NES-a, SNES-a, N64 czy GBC bardzo często zawierały w pudełkach nie tylko instrukcje (grube i kolorowe, co dziś jest rzadkością) i broszury reklamowe, ale także plakaty. Jednak nie ma co się dziwić – w tamtych czasach nakłady były o wiele mniejsze i coś takiego po prostu się opłacało.

Dziś jednym z niewielu wydawców, którzy kontynuują politykę uszczęśliwiania graczy poprzez dodawanie bonusów do zwykłych wersji gier, jest Atlus. Niedawno wydane Etrian Odyssey III zawierało bardzo ładny i przydatny plakat (na odwrocie umieszono rozpiskę umiejętności bohaterów), a do Persony 4 czy Shin Megami Tensei: Strange Journey dodano płyty ze ścieżką dźwiękową.

Podsumowując, edycje kolekcjonerskie to jeden z najlepszych zabiegów, jakie wydawcy wymyślili w celu wyciągnięcia pieniędzy od graczy. Szkoda, że stało się to kosztem zwykłych wersji gier, ale na szczęście pozostały jeszcze chlubne wyjątki od tej reguły. Patrząca na mnie figurka Linka w pełni się z tym zgadza.


neishin
Edycje kolekcjonerskie są fajne. Mają lepsze pudełka - większe, z fajniejszymi ilustracjami, a niekiedy w ogóle „wyczesane w kosmos”, jak np. metalowe pudełko na drugie śniadanie (to chyba Fallout był) czy w formie książki (Fable III). Do tego poza grą dostajemy mniejszą lub większą ilość gadżetów okołogrowych. Zazwyczaj jest jakaś forma książki z grafikami, czy to z gry czy ilustracjami konceptowymi. W większości przypadków jest też i muzyka na CD. Potem to już jak twórcom starczy fantazji i pieniążków - figurki, repliki pistoletów, maskotki, śmieszne nośniki USB czy nawet dodatkowa gra. Zaprawdę edycje kolekcjonerskie są fajne.

Ale nie dla mnie. Grę kupuję po to, żeby w nią pograć. Owszem, fajniejsze pudełko jest, cóż, fajniejsze, ale co mi z tego jak 99% gier i tak puszczam w drugi obieg? Figurka to moim zdaniem zagracanie sobie przestrzeni życiowej i dodatkowy kłopot przy przeprowadzkach, a dodatkowo jest zbieraczem kurzu o nieregularnych kształtach, więc ciężej go wyczyścić niż płaską półkę, na której stoi. Ścieżka dźwiękowa? Jest ok, choć nie każdy tytuł ma taką, której koniecznie chciałbym posłuchać poza grą. Śmieszne USB mnie nie kręcą. Dodatkowa gra (np. w drugim Starcrafcie dodawali jedynkę) jest w porządku, jeśli mam ochotę w nią zagrać (np. dlatego rozważam kupno kolekcjonerskiego Dead Space 2 na PS3, gdzie dodają Extinction na Move). Na zupełnie oddzielny akapit zasługują książeczki z grafikami. Album taki ma dla mnie, komiksiarza, jakiś czar, którzy przyciąga - ale nie oszukujmy się, niewiele jest gier, z których concept arty mnie pociągają. Posiadam taki z Okami, który jest wprost rewelacyjny i nawet posłużył za materiał źródłowy do stworzenia przygody do Legendy Pięciu Kręgów, a więc był bardzo przydatny. Przygarnąłbym jeszcze album z Darksiders, które było bardzo komiksowe. Niemniej nie czarujmy się - w większości jest to casus figurki - zbieracz kurzu.

Jeśli zaś chodzi o bonusy przy zakupach przedpremierowych, to jestem rozdarty. Z jednej strony to świetny pomysł, bo przy niektórych tytułach mógłbym się na kupienie gry w przedsprzedaży skusić (gdyby np. kostiumem dodatkowym w Assassin's Creed: Brotherhood był lekarz, to pewnie wydałbym pieniądze czym prędzej, ale jako że jest w podstawowym zestawie, to już mnie nic w tym kierunku nie ciągnie). Dodatkowe plansze też są fajne. Liczę jednak na to, ze bonusy dodawane do kopii zamawianych przedpremierowo będą pierwszymi DLC, które zaoferuje wydawca. Wynika z tego, że wolę zapłacić więcej...Podsumowując - może edycjom kolekcjonerskim mówię „nie”, a bonusom w przedsprzedaży stanowcze „być może”.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Gonz
   
Ocena:
0
To ja tylko dodam że zanim wróciłem dziś z pracy, dojechała kolektorka Fable 3. Jak ją rozpakowałem to się obśliniłem. Ta 'książka' jest oprawiona w skóropodobne tworzywo O_O
29-10-2010 16:11
Bagheera
   
Ocena:
0
Znamy te numery - u mnie na półce stoi bestiariusz Star Warsowy, którego gruba twarda oprawa udaje skórę jakiegoś łuskowatego zwierza - strasznie fajny jest i całkiem nieużyteczny, ale czego prawdziwy fan nie kupi... ;)
30-10-2010 08:43
neishin
   
Ocena:
0
Dobra, koniec tego dobrego - kasuję prewencyjnie :D
01-11-2010 09:14

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.