» Blog » Farszafka jest be.
01-06-2007 21:07

Farszafka jest be.

W działach: marudzenie | Odsłony: 16

Zainspirowany blogami niejakiej teaver, i niejakiego Vanderusa, postanowiłem napisać notkę o Warszawie.


Jest to moja prywatna zemsta za to, że Vanderus mnie nie zaprasza na partie GoTa, przez co nie mam jak oddać mu jego książki. I za to, że nie miałem okazji poznać teaver, choć mieszka w tym samym mieście co ja :)

Moi przedmówcy wyrazili się o Warszawie ze sporą dozą zniesmaczenia. Warszawiak to szuja, w Warszawie wszyscy się śpieszą, w Warszawie śmierdzi. Ja, by zachować równowagę w przyrodzie, dokonam brawurowej próby obrony mojego miasta.

Kilka szczegółów, które najbardziej mi zapadły w pamięć.

1) Architektura miasta i transport.
Jasne, można narzekać na kiepskie drogi, śmiać się z "sieci" metra, mieć dość korków. Ale sam przekonałem się, że Warszawa ma kilka zalet. Po pierwsze, naprawdę ciężko się w niej zgubić. W porównaniu z Krakowem, Toruniem, Wrocławiem, nasze miasto jest bardzo przyjazne użytkownikowi. Główne arterie komunikacyjne budowane na logicznym planie, najlepiej rozwinięta w Polsce sieć komunikacji miejskiej, rozległe przestrzenie. Nawet poruszanie się po mieście samochodem nie jest takie straszne, jak niektórzy myślą. Nie jestem doświadczonym kierowcą (1,5 roku temu zrobiłem prawko, jeżdżę sporadycznie, raczej za miasto), a jednak w warunkach "miejskiej dżungli" potrafię sobię poradzić. Da się jeździć po Warszawie na luzie i bez nerwów. Może po prostu nie wolno jeździć samochodem do pracy?
Jedynie Trójmiasto ze swoją SKMką, i Gdynia (ale nie Gdańsk!) ze swoim transportem miejskim przypadły mi do gustu jeśli chodzi o komunikację publiczną.

2) Atrakcje
Pośpiech i tempo życia wiąże się bezpośrednio z uczuciem utraty czasu. A to uczucie, jak dowiedziono naukowo, bieże się z ciągle rosnącego stosunku możliwości spędzenia czasu i tegoż czasu. A trzeba przyznać, że Warszawa ma co zaoferować. Nie jestem typem klubowicza, ale imprezowni w naszym mieście nie brakuje. Jest wiele miejsc, różniących się diametralnie nastrojem, gdzie można usiąść i pogadać ze znajomymi przy złocistym napoju. Wśród nich oczywiście Paradox, jedyna erpegowa knajpa w swoim rodzaju. Oferta kulturalna również niezgorsza. Ostatnimi czasy, ciągle coś się dzieje - jakieś konkursy, koncerty, akcje. Od Masy Krytycznej (jutro cykliści jadą przez miasto, by zbierać kasę na dzieci chore na autyzm) przez piknik Radia Bis będący w ostatnim tygodniu, gdzie można było zobaczyć świetne techniczne i naukowe ekspozycje, po targi kultury, podczas których warszawskie domy kultury reklamowały swój dorobek (były chyba 2 tygodni temu). A wiem o tym, bo wpadłem na to dosłownie przypadkiem, bądź powiedział mi ktoś znajomy - normalnie nie interesuję się tego typu atrakcjami. Nie mam czasu :) Tak, jestem człowiekiem który się ciągle gdzieś spieszy. Podoba mi się to. Czuję, że coś robię, czuję, że żyję. Nienawidzę tramwajów stojących na światłach, czy ludzi idących chodnikiem tak bezczelnie wolno, że tamują cały ruch. Wolnochody!


Powiem wam najśmieszniejsze. Będąc w Trójmieście (a bywałem tam ostatnio dość często) narzekałem na... brak multipleksów i dużych galerii handlowych. Serio. Szczerze mówiąc ciężko było mi znaleźć sensowny film, mając do dyspozycji tylko trzy kina, a łażenie po sklepach, gdy są one porozrzucane po całym centrum miasta, mija się dla mnie z celem. Galerie handlowe mają tą cudowną zaletę, że wchodzę do nich, i wracam z czymś, czego potrzebuję. Nie było w CroppTown? Skoczę do Hausa. Takie to proste.
Łazienki, pola, czy inny Wilanów pominę. Jeśli chcę przyrody, jadę w góry. Ale miło jest czasem zamiast na piwo skoczyć do parku na ławeczkę. Póki co to moje pragnienie Warszawa była w stanie zrealizować.

3) Mentalność
Szczerze mówiąc, podoba mi się styl bycia Warszawiaków. W większości przypadków pewni siebie, przebojowi, nie krępują się przy innych, i sami są tolerancyjni. Otwarci na różne, niekonwencjonalne pomysły. A że często cyniczni i ironiczni, patrzą na wiele rzeczy realistycznie, bądź z przymóżeniem oka? Jasne, pasuje mi to. Najmniej z innych, polskich miast zaobserwowałem w Warszawie zaściankowości i zamknięcia na świat. Nawet przeciętny, warszawski dres i jego cukierkowa laska będą bardziej "światowi" (czasami dośc groteskowo, ale mniejsza z tym) niż ich odpowiednicy z innych miast.

Częściej słyszę w innych miastach "Łeeee, on jest z Warszawy" niż w Warszawie "Łeeee, Krakus!", a chyba wiadomo, gdzie mam okazję być częściej i się nasłuchać? :) Jasne, wielu 'świeżych' Warszawiaków przejawia pewnego rodzaju neofityzm, i musi za wszelką cenę udowodnić swoją wyższość nad innymi. Ale warto zastanowić się, na ile taka osoba jest Warszawiakiem, a na ile sama chce być.

Opowiem wam też dwie anegdotki. Pewnego razu, byłem we Wrocku na wycieczce szkolnej. Najbardziej imprezowa sekcja klasy wybrała się do klubu. W klubie smętno, ludzie sączą drinki i chowają się po kontach. Dziewczyny wskoczyły na parkiet i zaczynają tańczyć. Dopiero po trzydziestu minutach, ktoś z miejscowych postanowił do nich dołączyć. Wszystko zresztą wydarzyło się w dzień po tym, jak mój kolega rozkwasił miejscowego dresa, któremu nie spodobało się, że gramy w gałę na jego osiedlu. Nawiązując do tej sytuacji, wychowawczyni opowiedziała nam o pewnej wycieczce szkolnej do Małopolski. Turystyczna miejscowość, dyskoteka jest - więc zebrała się ekipa i wybrała na potupaję. Podobna sytuacja - towarzystwo na parkiet, i zaczyna się zabawa. Miejscowi znowu - drętwi, niemrawi. Widząc, że najwyraźniej bawią się dobrze, i w w dodatku przyjezdni, zaczęli się czepiać. Gdby nie interwencja wychowawcy, mogłoby być niewesoło.

Skąd tego typu sytuacje? Warszawa bawi się dobrze, lub może raczej - umie się bawić, to trzeba od razu uprzykrzyć życie, stłamsić, sprowadzić do własnej szarości i beznadziei?

4) Bezpieczeństwo
Nie narzekam na nie. Jasne, gdy człowiek wraca przez miasto przez niewłaściwą okolicę, (jak już wspomniany Park Skaryszewski o 3 rano...) to siłą rzeczy boi się. Ale strach ma wielkie oczy. Raz w Warszawie próbowano mnie okraść - grzecznie zrezygnowałem z przedstawionej mi oferty i sobie poszedłem, a byłem wtedy jeszcze małym gnojkiem, którego jedyną kosztownością był tandetny zegarek. A i nocnymi jeżdżę, i po różnych częściach Warszawy się szlajam, i nie raz zdażyło mi się nawet w nocy wracać do domu na piechotę z centrum. Nigdy też nie padłem ofiarą kieszonkowca, chociaż paranoicznie do swych wartościowych rzeczy (portfel, komórka, mp3 player) nie podchodzę.

5) Estetyka
Szara, brudna, i cuchnąca? Chyba kiedyś. Bloki na moim osiedlu pomalowane w wesołe kolory, dużo zieleni, park rzut granatem od okien. Od strony balkonu gwar dzieci bawiących się na placu zabaw. A przecież to typowe osiedle z wielkiej płyty, słynne warszawskie Jelonki. Socjalistyczna architektura? A co mi tam do tego. Zaniedbane kamienice Wrocławia sprzed wojny nie różnią się wiele od zaniedbanych kamienic warszawskich powstałych już po (wielka płyta przyszła do nas z Francji dopiero za Gierka). Tolerancję na powietrze powinienem mieć niewielką, w końcu uwielbiam góry i w duchu jestem ich mieszkańcem. A jednak codzienne życie w Warszawie nie powoduje u mnie skurczów żołądka. Centralny śmierdzi? Tak samo ja Główny w Gdyni czy Łodzi. Ale Centralny śmierdzi bardziej. W końcu jest w Warszawie.

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę
Komentarze na tym blogu są zablokowane.