Fałszywe lustra - Siergiej Łukianienko

Deep Enter

Autor: Jarek 'jareckr' Rusak

Fałszywe lustra - Siergiej Łukianienko
Fałszywe Lustra stanowią drugi, po Labiryncie odbić, tom dylogii Siergieja Łukjanienki. Powieści napisane zostały odpowiednio w latach 1996 i 1998. Po lekturze części pierwszej (całkiem zresztą dobrej) w pamięci pozostaje – oprócz głównego bohatera o wdzięcznym imieniu Lonia – przede wszystkim wykreowany świat wirtualny, Głębia. Autor nie tyle mrugał okiem do graczy komputerowych starszej daty, czyli tych zaczynających swoją przygodę od legendarnego Wolfensteina i Dooma oraz pecetów 286 i 386, co najzwyczajniej w świecie umieścił część akcji w podobnej grze w rzeczywistości wirtualnej – "Labiryncie Śmierci".
Pozostałe wydarzenia mają miejsce we współczesnej nam Rosji. Wskazuje na to wiele drobnych elementów świata, co więcej, programistą i stwórcą Głębi pisarz uczynił Rosjanina, niejakiego Dibienkę.

Częstotliwość i długość przebywania w wyimaginowanym uniwersum mają – jak łatwo się domyślić – realny wpływ na ludzi. Wirtualna rzeczywistość kusi możliwościami, jest atrakcyjniejsza niż prawdziwy świat: ludzie wchodzą do niej, by pracować, szukają rozrywki i łatwego seksu. Mogą przybierać dowolne tożsamości czy pić i jeść rzeczy, na które w normalnym życiu nie byłoby ich stać. Bajka, zamiast szarej egzystencji, ale też pułapka, bo Głębia uzależnia, co w niektórych przypadkach kończy się deep psychozą i człowiek przestaje rozróżniać realność od fikcji. W związku z niebezpieczeństwami głębi w pierwszej części istotną rolę odgrywali nurkowie, jako jedyni mogący w dowolnej chwili wyjść z sieci. Teraz jednak stracili na znaczeniu, gdyż miłośnicy wirtualnej zabawy dysponują timerami – urządzeniami odłączającymi użytkownika od Głębi po upływie doby. Nikt więc już nie tonie, nie ma problemu z powrotem do rzeczywistego świata i w związku z tym nurkowie-ratownicy przestali być potrzebni.

Główny bohater – Leonid, chcąc nie chcąc, zaczął imać się dziwacznego zajęcia w wirtualnym mieście Deeptown. Bo jak inaczej nazwać pracę tragarza, który w jednym ze zleceń ma wnieść nieistniejący fortepian do nieistniejącego domu? Wspomniany zawód protagonista wykonuje do czasu, aż trafia do niego plotka o hakerze, który potraktowany został bronią trzeciej generacji, zabijającą naprawdę, nie tylko wirtualnie (wcześniej uważano ją za pieśń odległej przyszłości – broń generacji drugiej wyrzucała jedynie z sieci daną osobę i uszkadzała jej komputer). Ofiarą okazuje się stary znajomy Leonida i tak zaczyna się cała akcja. Do gry wchodzą nie tylko kolejni bywalcy Deeptown, ale również Dibienko, ktoś zwany Ciemnym Nurkiem i sztuczna inteligencja.

W pewnym momencie Lonia tworzy (trochę jak w grach fabularnych i książkach fantasy) zgraną drużynę z konkretnym celem do osiągnięcia. Jednak to on pozostaje "kapitanem", najważniejszą i kluczową personą. W skład drużyny wchodzą utalentowani hakerzy, pełen zapału nastolatek, programista, szef działu bezpieczeństwa Labiryntu, człowiek tylko z pozoru przypominający stereotypowego nowobogackiego i zagadkowa kobieta o pseudonimie Nike. Wszystkich ich łączy jedno: nie chcą Deeptown, w którym ludzie będą się zabijać z jeszcze większą łatwością niż w realnym świecie. Zdają sobie sprawę z tego, że choć pierwotna idea sieci była nieco utopijna, to ogólny dostęp do broni trzeciej generacji oznaczałby jej całkowity koniec.

Fabuła poprowadzona została w odpowiednim tempie, w sposób, który wciąga czytelnika w wir wydarzeń i zaostrza apetyt na zakończenie. Samo rozwiązanie intrygi i końcówka książki nie rozczarowują, wręcz przeciwnie – jest jak w dobrym, przemyślanym kryminale. To jeden z powodów, dla których Fałszywe lustra czyta się bardzo dobrze, kolejne kartki uciekają spod palców. Wykreowana przez Łukjanienkę wirtualność mnie przekonuje, sprawia wrażenie kompletnej. Dość oryginalnie na tle innych powieści o podobnej tematyce opisane zostało funkcjonowanie elektronicznego świata, a sam pomysł na nurków jest ciekawy, bo wnosi coś nowego do literatury bliskiej cyberpunkowi (dla tego gatunku bardziej reprezentatywne są oczywiście książki Gibsona, gdzie sieć jest jednym z elementów świata niezbyt odległej przyszłości). Leonid (m.in. dzięki zastosowaniu narracji pierwszoosobowej) i jego kumple szybko zyskują czytelniczą sympatię, w dialogach nie brakuje humoru. Autorowi zza wschodniej granicy nie da się odmówić talentu do pisania książek, który zresztą potwierdzają liczne nagrody literackie.

Co prawda książkowy haker czy nurek poruszający się po Deeptown z „aż” 1 gigabajtem pamięci RAM dzisiaj mogą jedynie budzić uśmiech na twarzy czytelnika (dziś 4 GB to standard, a ponadto Internet nie jest przecież wielkim, wirtualnym miastem), ale w sumie na tle całości fakt ten wydaje się mało istotnym szczegółem.

Podsumowując: obie części dylogii naprawdę warto przeczytać, choć najpewniej nie są to pozycje absolutnie obowiązkowe dla fanów literatury fantastycznej. Z jednej strony powieść Fałszywe lustra jest czymś więcej niż pociągowe czytadło idealne do zabicia czasu; z drugiej zaś, mimo refleksji autora chociażby o (samo)świadomości, w zdecydowanie większym stopniu mamy do czynienia z pozycją rozrywkową, która w swojej klasie sprawdza się znakomicie. Po Fałszywych lustrach możecie się spodziewać sprawnie napisanej fantastyki, która zapewni kilka mile spędzonych wieczorów. Nie pozostaje więc nic innego jak tylko…
Deep
Enter