Fallout: New Vegas

druga recenzja wielkiego hitu

Autor: Artur 'Vermin' Tojza

Fallout: New Vegas
"Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia...". Tymi słowami w roku 1997 rozpoczęła się jedna z największych przygód w świecie gier cRPG. Chodzi oczywiście o legendę studia Interplay, czyli Fallout, który błyskawicznie podbił serca graczy na całym świecie. Na kontynuację nie trzeba było długo czekać i już rok później pojawił się Fallout 2, a następnie w 2001 roku jego taktyczna wersja, czyli Fallout: Tactics. Potem przyszło nam bardzo długo wyglądać trzeciej odsłony legendy, która ujrzała światło dzienne w 2008 roku dzięki Bethesda Softworks. Niestety nie obyło się wtedy bez mocnych zgrzytów. Fallout 3 różnił się od swego poprzednika nie tylko nową szatą graficzną, ale i stylem rozgrywki, który wzorowany był na grach FPS, z dużą ilością funkcji cRPG. Mimo to po kilku znaczniejszych aktualizacjach oraz paru rozbudowanych dodatkach, gra okazała się bardzo dobra, zyskując wielu zwolenników.

W tym roku na półkach naszych sklepów zawitała najnowsza odsłona serii czyli Fallout: New Vegas, działający na zmodyfikowanym silniku Fallout 3, dający graczom coś, czego pragnęli najbardziej: powrót do korzeni, do prawdziwego świata postnuklearnej Ameryki.


Viva New Vegas

Początek fabuły New Vegas znacznie różni się od poprzedników.
Nie wcielamy się w kolejnego przybysza z krypty, tylko w zwykłego kuriera, mającego sporego pecha. Mianowicie zostaje nam powierzony pewien platynowy szton, co przyczynia się w niedługim czasie do solidnego postrzału w głowę. Na szczęście dzięki opatrzności zostajemy znalezieni przez pewnego robota i doprowadzeni do pobliskiego miasteczka Goodspring, gdzie miejscowy medyk nas połatał. Gdy zostajemy zebrani w całość i wyleczymy swe rany ruszamy w pogoń za niejakim Bennym, któremu zawdzięczamy dożywotnie migreny. Podczas swej podróży natrafiamy na dobrze już nam znane frakcje, jak RNK (Republika Nowej Kalifornii) czy Bractwo Stali, ale przyjdzie nam też poznać zupełnie nowe ugrupowania. Są to między innymi byli więźniowie zwący się Kajdaniarzami, Uczniowie Apokalipsy, którzy są pacyfistycznym odłamem już od dawna nie istniejącej Enklawy oraz Legion Cezara trudniący się handlem niewolnikami na masową skalę. Nad tym wszystkim unosi się legendarna postać niejakiego Pana House, który założył Nowe Vegas i uznaje się za właściciela okolicznych terenów. My natomiast próbując wymierzyć swemu niedoszłemu mordercy własną sprawiedliwość, wplątujemy się w całą masę lokalnych konfliktów, co w efekcie sprawi, że staniemy się ważnym elementem nadchodzących wydarzeń.

Tak w skrócie można przedstawić ogólny zarys historii zawartej w grze. Należy jednak pamiętać, że nasze czyny oraz wybory kształtują w dużym stopniu otoczenie oraz to jak nas postrzegają inni. Dużo też zależy od naszej karmy czy reputacji w danych społecznościach i faktu dla kogo obecnie pracujemy. W efekcie tych wszystkich zabiegów, fabuła New Vegas jest bardzo płynna i wielowątkowa, co z pewnością jest gigantycznym atutem tej produkcji, gdyż pozwala za każdym razem przejść grę w inny sposób.


Zadania, wyzwania i frakcje

Zadania to w zasadzie podstawa tego tytułu. Znajdziemy ich tutaj olbrzymią ilość. od maleńkich typu „wytłucz wszystko w jakiejś zapyziałej jaskini”, po bardziej skomplikowane dotyczące bycia kurierem czy wzięcia udziału w negocjacjach. Na różnorodność misji z pewnością nie można narzekać, dla każdego coś się znajdzie. Należy jednak pamiętać o bardzo istotnej rzeczy - każdą z misji można wykonać na dwa lub czasem więcej sposobów. Zawsze mamy jakieś opcjonalne wyjście z danej sytuacji, jednak oznacza to, że nasz zleceniodawca niekoniecznie będzie to pochwalać. Zwłaszcza jeśli dotyczy to zdrady na rzecz konkurencyjnej frakcji. Powoduje to miłą odmianę, a mianowicie opłaca się grać zarówno pozytywną, neutralną jak i złą postacią. Na żadnej z tych ścieżek nie stracimy ani na punktach doświadczenia, ani na gotówce czy nowoczesnym ekwipunku. W poprzedniej części serii gracz nie miał takiego wyboru - co prawda mógł grać jako czarny charakter, ale wtedy bardzo dużo tracił. W New Vegas natomiast dostaje on zupełnie nowe zadania. będące odpowiednikami misji ze strony konkurencji. Przy tym nagrody za wykonanie takich zadań są do siebie bardzo zbliżone, a często nawet identyczne.

Jeśli zaś chodzi o same ugrupowania, dla których możemy pracować, to na początku warto im się bliżej przyjrzeć. Większość z nich zaciekle z sobą rywalizuje, jednak potrafią też współpracować, co rozwija graczowi nowe możliwości zwłaszcza w sferze misji oraz handlu. Do typowo negatywnych frakcji należy Legion Cezara, Kajdaniarze oraz Bestie. Z tymi ostatnimi spotkamy się nad wyraz często w południowych ruinach Las Vegas, gdzie w krypcie trzeciej znajduje się ich główna siedziba. Są oni mało zdyscyplinowani, używają za broń wszystkiego co wpadnie im w rękę i stanowią dość łatwy cel. Zważywszy, że nikt ich nie lubi, można na nich nabić sobie sporo gotówki, doświadczenia oraz amunicji. Legion Cezara i Kajdaniarze to już zdecydowanie inna bajka. Co prawda oba ugrupowania z sobą konkurują, ale mogą nam też zlecić niemało zadań, z czego Legion najwięcej, w tym zadania do wątku głównego, jeśli staniemy po ich stronie.

Na drugiej szali mamy oczywiście RNK, marzące o dominacji nad tym terenem, w zasadzie mocno neutralnych, choć nienawidzących Kalifornii, Wielkich Chanów oraz parę pomniejszych ugrupowań, a raczej miast jak Goodspring czy Novac. Oczywiście nie można też zapomnieć o Bractwie Stali, które tym razem ogranicza się do jednej niewielkiej placówki, choć od nich też można wyłuskać kilka zadań, a po wstąpieniu w ich szeregi mieć dostęp do całkiem pokaźnego arsenału. Najlepszy w tym wszystkim jest fakt, że teoretycznie pozytywne frakcje, wcale takie dobroduszne nie są. Ich nadrzędnym celem jest dominacja nad terenami dawnego Las Vegas oraz zaporą Hoovera, od nas zależy natomiast komu pomożemy. Musimy jednak pamiętać, że pomoc jednemu z ugrupowań może nam zamknąć drogę do jego konkurentów, a tym samym zadań jakie byśmy od nich dostali.

Oprócz wszystkich powyższych kwestii, napotkamy jeszcze na wyzwania, których ukończenie owocuje dużym zastrzykiem punktów doświadczenia. Dotyczą one w zasadzie dwóch rzeczy – ile i jakich użyjemy środków chemicznych oraz najrozmaitszych form uśmiercania wroga. Dla przykładu tytuł Lord Śmierć z góry morderców dostaniemy za zabicie określonej liczby jakichkolwiek przeciwników, a Stimpakowy ćpun za zużycie na sobie pewnej sumy stimpaków. Oczywiście są też i takie wyzwania które wymagają otwierania zamków, hakowania komputerów, zabijania konkretnego rodzaju przeciwników czy uśmiercania wrogów z określonego typu broni. Słowem jest tego bardzo dużo, a wszystko ulokowano w PipBoyu w zakładce notatki. Znaczna część wyzwań ma kilka poziomów, które wpływają na zadawane przez nas obrażenia czy poziom naszego leczenia.


(Nie) Niebezpieczne pustkowia Mojave

Skoro mowa o walce z przeciwnikami, to warto zaznaczyć że ich różnorodność jest w grze dość skąpa. Niby mamy różnych przestępców, mutantów, wielkie modliszki czy gekony, ale patrząc na nieśmiertelną drugą część serii, to i tak dalej wiele brakuje. Dodatkowo, większość naszych oponentów jest bardzo łatwa do uśmiercenia i tylko w nielicznych wypadkach mamy do czynienia z prawdziwym wyzwaniem. Na dokładkę spotykamy masę pustych połaci, gdzie nie natkniemy się nawet na wściekłego kojota, a rejony na których roi się od przeciwników są wręcz idealnie przystosowane dla snajperów. Powoduje to dość niski poziom trudności, choć ten możemy sobie znacząco podnieść dzięki trybowi Hardcore. Wtedy nasi przeciwnicy są sprytniejsi, amunicja i inne drobiazgi posiadają swoją wagę, broń szybciej się niszczy, a naszą postać musimy zaopatrywać w napitek i jedzenie. Mimo to jeśli znamy dość dobrze mapę i bawimy się w snajpera to i tak poziom trudności jest dość niski, bo nasi towarzysze robią za wsparcie oraz wielbłądy, dźwigające cały nasz dobytek.

Mimo to na nudę czy monotonię nie będziemy narzekać. Ilość lokacji do odwiedzenia jest ogromna, do tego topografia terenu jest tak samo zróżnicowana. Natkniemy się więc na skalne pustynie, radioaktywne pola, małe postapokaliptyczne miasteczka, olbrzymie ruiny samego Las Vegas czy osławione krypty. Dodatkowo przyjdzie nam zwiedzić tereny górskie porośnięte bujnym zielonym lasem czy popływać w nieskażonym jeziorze w poszukiwaniu przedwojennego bombowca. Wszystkie te zabiegi skutecznie maskują niski poziom trudności i dzięki temu grając nawet bez trybu Hardcore gracz może czerpać masę radości z eksploracji postnuklearnej Ameryki.


Stara grafika w nowej grze

Niestety całą zabawę znacząco psuje przestarzała grafika. New Vegas działa na tym samym silniku co Fallout 3, który ma swoje błędy. Co prawda po wielu łatkach i DLC trzecia odsłona sagi wyglądała naprawdę dobrze oraz idealnie budowała klimat zniszczonego, nuklearnym ogniem świata, to od najnowszej odsłony oczekiwałem czegoś więcej. Jednak twórcy widocznie postanowili nie przykładać się za bardzo do pracy w tej materii, co zaowocowało powtórzeniem błędów poprzednika. Nim wydano długą listę poprawek, gra często się zawieszała, postacie wnikały w modele otoczenia czy "chodziły" w powietrzu. Obecnie, mimo mega aktualizacji, niejednokrotnie dochodziło u mnie do zawieszenia się rozgrywki co potrafiło bardzo denerwować. Prawdopodobnie gdy ukażą się już wszystkie DLC i zostanie wydana wersja Game of the Year, tak jak w przypadku Fallout 3, New Vegas osiągnie pełnię swych możliwości. Szkoda, że twórcy nie mogli uszanować graczy i tak się rozdrobnili, zdecydowanie lepiej by wszystkim wyszło na zdrowie gdyby wydano od razu dopracowany tytuł.


Gładka gadka, handel i hazard

Mimo faktu, że tytuł graficznie nie zachwyca oraz zasadniczo ustępuje pola w tej kwestii innym grom, to jednak nie to najbardziej liczy się w Fallout: New Vegas. W tej serii zawsze, poza Tactics, liczyła się rozmowa, a jej jest naprawdę od groma. Mamy tutaj całe historie podróżników, mieszkańców miast oraz pustkowi, dzienniki, zapiski oraz notatki w komputerach jak i rozmowy z naszymi towarzyszami. Do tego dojdzie multum dialogów podczas wykonywania misji oraz negocjacji z poszczególnymi frakcjami. Wiele razy podczas rozmowy może nas ratować wysoki współczynnik retoryki, nauk ścisłych czy handlu, więc naprawdę warto grać postacią inteligentną, o maksymalnych wartościach umiejętności związanych z rozmową. Pozwala to na uniknięcie wielu niepotrzebnych walk, zdobyciu dodatkowego doświadczenia, a co za tym idzie zupełnie nowych misji pobocznych oraz sporo gotówki w postaci kapsli.

Co się tyczy samych kapsli, stanowiących oficjalna walutę pustkowi, to tutaj możemy je zdobyć nie tylko z butelek Nuka-Coli, ale także z napoju zwanego Sunset Sarsaparilla Co ważniejsze w tym drugim wypadku część kapsli jest limitowana i wyróżnia je wielka gwiazdka. Jest z nimi powiązane pewne zadanie, które prowadzi do wielkiego skarbu, jakiego, to już musicie sami się przekonać. Sam handel w grze natomiast jest ważny tak samo jak rozmowa. Spotkamy co prawda multum handlarzy, jednak tylko niewielka ich grupa posiada bogaty asortyment broni oraz leków. Aby utrudnić rozgrywkę, zarówno kapsle jak i amunicja czy leki u takich dostawców "odradzają się" bardzo powoli. Jednak tutaj na arenie pojawia się miły dodatek. Mianowicie chodzi o warsztaty amunicyjne oraz ogniska. Mając odpowiedni poziom konkretnych umiejętności jak i potrzebne składniki, sami możemy zrobić dla siebie pożywienie, amunicję i broń. Warto też samemu ją naprawiać, gdyż niewiele postaci niezależnych potrafi tego dokonać, a dodatkowo pobierają za to ogromne opłaty w kapslach.

Niestety mimo, że znajdujemy się w stolicy hazardu, to jego samego za wiele nie uświadczymy. Mamy możliwość uczestniczenia w dwóch grach – jednorękim bandycie oraz grze karcianej "Karawana". W pierwszą z nich możemy zagrać na automatach w Nowym Vegas w kilku klubach, choć ta forma rozgrywki raczej szybko i skutecznie opróżni nam kieszenie z kapsli niż pozwoli coś zarobić, zwłaszcza że w New Vegas nie posiadamy umiejętności hazard. Druga gra jest już łatwiejsza, choć to zależy od poziomu naszego przeciwnika oraz tego jakie dodatkowe unikalne karty udało nam się zdobyć w trakcie wędrówki. Gierka jest dość prosta i wygląda jak układanie dwóch pasjansów połączone z grą w oczko. Szczegóły są opisane w notatkach, które zdobywamy na samym początku zabawy wraz z talią dla początkujących, więc naprawdę łatwo można się nauczyć zasad. Niestety podczas tułaczki po pustkowiach Mojave nie natrafimy na zbyt dużą ilość osób, z którymi moglibyśmy zagrać w Karawanę, więc błyskawicznie o niej zapominamy. Efekt tego jest niezwykle smutny – hazard w New Vegas jest tylko małym, do tego mocno niedopracowanym dodatkiem.


Towarzysze

Całą grę, wraz z niemal wszystkimi zadaniami pobocznymi, możemy przejść w pojedynkę. Jednak mając u swego boku towarzyszy otwierają się nam misje bezpośrednio z nimi związane oraz znacznie zwiększają się nasze szanse w walce. Podczas starć z przeciwnikami, jeśli nasz towarzysz straci wszystkie punkty wytrzymałości pada omdlały na ziemię, z której wstaje po zakończeniu potyczki. Jedyny sposób na definitywne uśmiercenie naszego bohatera, to rozerwanie go na strzępy za pomocą czegoś wybuchowego. Jest to trochę frustrujące, bo podczas walk możemy kompletnie nie przejmować zdrowiem naszych kompanów. Innym mankamentem jest fakt, że możemy mieć w drużynie jednocześnie jedną żywą osobę i jednego robota lub mutanta. Mocno to ogranicza nasze możliwości gdyż z pewnością byłoby nad wyraz ciekawym zjawiskiem posiadać w składzie osoby które wzajemnie się nie cierpią i sobie docinają. Mimo to postacie jakie wyrażą chęć podróży z nami są wyjątkowo barwne, a wędrówka z nimi sprawia, że dostajemy dodatkową umiejętność. Na przykład gdy w naszym zespole znajduje się sonda Ed-E, to zasięg wykrywania miejsc oraz wrogów znacznie się powiększa, a do tego widzimy na kompasie zamaskowanych przeciwników.


Legenda wiecznie żywa

Podsumowując. Fallout: New Vegas to rewelacyjna gra, która wyraźnie powraca do korzeni serii, czerpiąc jednocześnie z licznych zalet Fallout 3. Niestety użycie starego silnika sprawia, że w grze wielokrotnie natrafiamy na bardzo durne błędy, które potrafią rażąco zniesmaczyć na pewien czas do tego tytułu. Mimo wszystko najnowszego Fallouta polecam wszystkim fanom serii. Jest to godny następca poprzedniej odsłony sagi, który wnosi do rozgrywki olbrzymią dawkę nowości jak i niemało sentymentalizmu po przez nawiązania w rozmowach do pierwszych dwóch odsłon. Because Fallout... Fallout never changes.


Plusy:


Minusy:


Zwiastun gry: