Falkon ideolodżi
W działach: Polter, Konwenty | Odsłony: 803Jak zawsze do Lublina w listopadzie bardziej jadę na urodziny chrześniaka (tym razem już osiemnaste, jak ten czas leci), niż na Falkon. Ale pewnie i bez rodzinnej motywacji do Lublina by się zawijało, bo rozwój imprezy organizowanej przez Cytadelę Syriusza obserwuje się z podobną ciekawością jak postępy Pyrkonu.
Ogólne wrażenie i wartość artystyczna
Gdybym napisał, że było "bardzo dobrze", wyszłoby banalnie. Ale naprawdę wyszło bardzo dobrze. Po prostu. Wszedłem, nie było kolejkonu, kible czyste, a wszystkie bloki w jednym budynku. Eliminacje do turnieju LoL przeprowadzono wcześniej, przez co na miejscu nie zaliczono kolosalnych obsuw i chaosu organizacyjnego. Gdyby chciało mi się grać w RPG lub larpować, poszedłbym do szkoły naprzeciwko.
Co ważniejsze, orgowie wyciągnęli naukę z poprzedniej edycji i wynajęli cały teren Targów. Dzięki temu część wystawiennicza nie tłoczyła się w jednym pomieszczeniu z games roomem. Może dla wystawców nie było to optymalne (klienci nie siedzieli cały czas obok nich), ale dla zwykłego uczestnika konwentu było to bardzo wygodne. Games Room był ogromny i nigdy nie zapełnił się w całości, co pokazuje, że ta przestrzeń może ugościć jeszcze kilkaset osób. To samo dotyczy hali ze stoiskami, która nie powiedziała ostatniego słowa.
W sobotę (drugiego dnia konwentu) Krzyś-miś mówił, że raczej nie dobiją do pięciu tysięcy uczestników, ale wynik z zeszłego roku uda się pobić.
Duży plus, jak zawsze, za łączenie przyjemnego z pożytecznym. Akcja zapisywania się do bazy dawców szpiku to świetny pomysł.
Program
Programowo poszedłem na jedno spotkanie, które prowadził Fedor. Zgodnie uznaliśmy, że była to prelka z najlepszymi slajdami w historii ruchu konwentowego w Polsce. Przyznaję z ręką na sercu, że równocześnie trochę rozpraszało mnie śledzenie online relacji z meczu Górnik-Wisła.
Poza tym w programie interesowały mnie dwa punkty: Bill King i Mike Pondsmith. Oba punkty, deklarując to odpowiednio wcześniej i żenująco późno, nie dojechały do Lublina. W ten sposób nie zdobyłem autografu na podręczniku do Cyberpunka. Może Mike dotrze do Poznania lub w inne cywilizowane miejsce i uda się to nadrobić?
Największą wadą przeniesienia wszystkich bloków programowych do hal na targach był... szum. Cześć punktów odbywała się w open spejsie i na konkursach zwyczajnie nie było słychać pytań. Motyl, doświadczony w takich sytuacjach, poradził sobie z grupą prawie osiemdziesięciu uczestników. Ale już wyraźnie zaskoczeni organizatorzy konkursu serialowego nie podołali wyzwaniu.
Reszty programu dopełniły następujące gry: Munchkin, 7 cudów świata, Fauna, Doom i Time's Up! Szczególnie cudeńka i zwierzątka dały radę. Random Sheldon Fact: najmniejszym ssakiem na ziemi jest ryjówka etruska.
Ludzie
Żadna z tych gierek nie otarłaby się nawet o posmak miodności, gdyby nie doborowe towrzycho. Wiadomo, że na kon jedzie się dla ludzi. Z Lublinem jest tak dziwnie, że przyjezdni odnoszą wrażenie, że to duży, ale lokalny konwent. Od wielu lat można odnieść wrażenie, jakby Falkon z powodzeniem przyciągał wszystkich localsów, ale przybysze z reszty Polski nie są już tak liczni. To sprawia, że znajomych jest nieco mniej, ale - i to duży plus - łatwiej można się nacieszyć tymi, którzy się pojawili.
I tak też czyniliśmy. Dzień w dzień i wieczór w wieczór, trzy doby pod rząd. Pizze, beefburgery, perły, guinessy, szarlotki i murphy'esy ginęły stadami.
Ostatni, niedzielny wieczór to trzecia kolejna wyprawa na lubelskie stare miasteczko i zalegnięcie w Szewcu. Nie obyło się bez ożywionych dyskusji o ważnych sprawach tego świata (czytaj: stanikach i homofobii). Na placu boju pozostaliśmy do czasu, gdy pani kelnerka zabrała mi niedopite piwo (było jeszcze na pół łyczka na dnie). To był świetny wieczór i godne zwieńczenie zacnego towarzysko konwentu.
Co było smutne? Że ten moment od relacji telewizyjnych z 11 listopada dzieliło jakieś pół doby.
Podziękowania
Konwentowa notka nie liczy się bez podziękowań. Te lecą dla:
- Linki i mr_monda, za to że zajęli się naszymi sierściuchami. W nagrodę mamy dla Was nagrodę.
- Mojej Żony, bez której zamiast na Falkon równie dobrze mógłbym pojechać do kolonii karnej na Syberii.
- Janka za wspólne przegrywanie w Munchkina.
- Adama za Winstona Churchilla.
- Darka za dobre udawanie, że się nie wie, o co chodzi w Siedmiu Cudach.
- Kadu i Kasi za znalezienie dla nas chwilki i wspólne starcie z kelnerem.
- Mateusza za filmowy konkurs i namówienie nas na epicką partię Dooma (dzięki osobno dla Bolka za bycie Invaderem).
- Alicji, Beacona i Rincewinda_bpm za wspólne zwiedzanie cudów świata, poznawanie fauny oraz Szatana, Brigitte Bardot i Grażyny Szapołowskiej.
- Beaty i Fedora za spotkanie w realu i dorzynanie Szewca.
- Simana za wytrwałość w dołączaniu do szewskiej gromadki. Do trzech wieczorów sztuka!
- Całej Szewcowej Ekipy za "a bo w Szwecji...!" oraz dyskusje o dżender ideolodżi, brafittingu, homoszowinizmie, teście Bechdel i najgorszych sesjach w życiu. Taki program, to ja rozumiem.
- Lathei i Alfar za wspólne knucie w celu przejęcia władzy nad
fandomemświatem. - Miśka za obietnicę płomiennego romansu.
- Scobina za pojawienie się na konwencie bez prelki. Ale to przez to, że nie rozkręcałeś grania w BSG, prawie Cię nie poznałem.
- Baczka za pokonane kolosalnych kilosów. Mam nadzieję, że było warto.
- Magdy i Urka, bez których było zdecydowanie puściej, o procentowym udziale kalesonów na imprezie nie wspominając.
- Poza tym szybkie pozdrówka dla osób, z którymi udało się zamienić dwa słówka lub dwadzieścia: Puszon, lucek, Darken, Motyl, Ania, Khaki, Inkwizytor, Prezes, Krzyś-miś, ekipa Raportu Obieżyświata, Spider, Sting, Stach, Mateusz, Hassan, Guma, Mandaryn, Weronika, mag_mag, chimera, Andre i wszystkie osoby, o których mogłem przypadkowo zapomnieć.
Do zobaczenia najpóźniej za rok, a najlepiej za dwa tygodnie na Imladrisie.