Ewolucja Straży

Od kwartetu do małej armii

Autor: Michał 'von Trupka' Gola

Ewolucja Straży
Niedawno ukazała się kolejna, ósma już, powieść Terry'ego Pratchetta z komendantem Samuelem Vimesem i spółką w roli głównej. Wspomniana grupa zdążyła jednak znacząco zmienić się od 1989 roku, kiedy to wydano pierwszą powieść cyklu o Straży Miejskiej miasta Ankh-Morpork. Licząca z początku czterech ludzi (w tym jednego potrzebującego specjalnego dokumentu, by potwierdzić, że jest człowiekiem), nieistotna i zapomniana Straż przekształciła się w liczną i efektywną jednostkę, z którą nawet najważniejsze osoby w mieście muszą się liczyć. W trakcie tego procesu strażnicy zmuszeni byli walczyć ze smokiem, snajperem-rojalistą, szalonym golemem, dwiema armiami, wilkołakami, wampirami, rasowymi fanatykami i nieprzebraną rzeszą zwyczajnych (jak na dość luźne standardy Ankh-Morpork) rzezimieszków. Również sam Vimes przeszedł znaczącą ewolucję – z pogrążonego w depresji alkoholika stał się dżentelmenem (choć wolałby o tym nie wspominać publicznie) oraz arystokratą i członkiem elity towarzyskiej (ku swojej zgrozie), a także mężem i ojcem. A wszystko to zapoczątkował pewien krasnolud, który jest człowiekiem…
 
 
Jest dwunasta i wszystko jest w porządku!
 
Marchewa Żelaznywładsson, bo o nim mowa, trafił do Straży w najgorszym, wydawałoby się, momencie. Liczne, nagromadzone przez lata prawa były przez społeczność miasta ignorowane, zaś kontrolowaniem poziomu przestępczości zajmowali się sami kryminaliści, zorganizowani w legalne gildie. Wszystko to odbywało się dzięki niezwykłemu, acz funkcjonalnemu konceptowi Patrycjusza miasta, lordowi Havelockowi Vetinariemu. Podejmowane przez młodszego funkcjonariusza próby przywrócenia mieszkańców na drogę Cnoty nie przyniosły z początku wielkich skutków, szczególnie, że pozostali strażnicy nie zamierzali mieć z nimi nic wspólnego – przynajmniej dopóki mogli tego uniknąć. Względny spokój skończył się jednak, gdy dość pospolite tajne stowarzyszenie spróbowało wykorzystać smoka, by przywrócić w Ankh-Morpork monarchię.
 
Z początku jednak nic nie zapowiada zbliżającej się zmiany. W rankingu potencjalnych pogromców smoka kapral Nobbs, którego tylko mundur różni od drobnego opryszka, otyły sierżant Colon i Vimes, kapitan-alkoholik, mieszczą się bowiem w kategorii "i inni". Ich jedynym obowiązkiem wydaje się chodzenie po ulicach, machanie dzwonkiem (ostrożne!) i krzyczenie (ale nie za głośne!), że wszystko jest w porządku. Aresztowania tylko sprowadzają kłopoty, więc raczej ich unikają, zaś pościgi prowadzą najwyżej truchtem, by przypadkiem nikogo nie dogonić. Jednak wraz z przybyciem Marchewy mocno zakurzony kodeks prawny na nowo wchodzi do użytku, a chwili zagrożenia coś w strażnikach budzi się do życia, nakazując im prowadzić śledztwo i, wbrew wszelkim instynktom i doświadczeniu, dopuścić się czasem czynów bohaterskich. Co, ku ich zaskoczeniu, zostaje docenione i pozwala postawić dalsze kroki ku odbudowie Straży.
 
Również Vimes, choć zamarynowany w alkoholu i żalu nad samym sobą, nosi już w sobie ziarno, z którego wykiełkuje przyszły, nieustępliwy komendant. Bowiem nawet będąc na samym dnie przejmuje się losami zwykłych mieszkańców miasta i ich śmiercią, pomimo, że wspomniani mieszkańcy w chwili zgonu akurat czaili się w zasadzce na strażników. Również jego silna awersja do monarchii jest widoczna już od pierwszego tomu. I te dwie cechy stanowią rdzeń, wokół którego zbudowana zostanie cała przyszła postać sir Samuela.
 
 
Nic żem nie zrobił!
 
W mieście, mającym milion mieszkańców, rządzonym przez dość spokojnego autokratę i wprost kipiącym od spisków, trudno o spokój. Kiedy jedno zagrożenie mija, pojawia się inne. Ogarnięty obsesją na punkcie monarchii strzelec terroryzuje miasto z użyciem prototypowej broni palnej, po raz kolejny próbując przywrócić w Ankh-Morpork władzę królewską. Co więcej, Straż, w ramach walki z uprzedzeniami, zmuszona jest przyjąć do służby krasnoluda Cuddy’ego, trolla Detrytusa i kobietę (przez większość czasu) Anguę, a kapitan Vimes w żeni się, odchodzi na emeryturę i zostaje dżentelmenem, choć trudno powiedzieć, żeby był zadowolony z tego ostatniego faktu.
 
I tak oto Straż po raz pierwszy od lat zwiększa swą liczebność. Rekruci są wprawdzie dość niezwykli i nieszczególnie entuzjastycznie nastawieni do nowej roli, jest to jednak krok we właściwą stronę. Szczególnie, że zanim snajper zostanie wyeliminowany, ilość strażników ulegnie dalszemu powiększeniu, do tego stopnia, że otworzyć będzie można kilka posterunków. Ale najpierw pierwsza sprawa. Najistotniejszą i niezbyt mile widzianą przez Colona i Nobbsa zmianą jest fakt, że siły policyjne przestają się chować po kątach. Strażnicy sami zaczynają szukać spraw, którymi trzeba się zająć, wchodząc przy tym w paradę gildiom, arystokratom i wściekłemu tłumowi, czego do tej pory starali się za wszelką cenę unikać. Co niewiarygodne, dzięki charyzmie Marchewy, masywnej sylwetce Detrytusa, niewiarygodnemu nosowi Angui i kuli z kolcami, służącej do okrutnego miażdżenia czaszek, uchodzi im to płazem.
 
Nie bez znaczenia jest też fakt, że pospolity Sam Vimes nagle staje się sir Samuelem, majętnym i wpływowym dzięki małżeństwu z lady Sybil Ramkin, najbogatszą kobietą w mieście. Pozwala mu to wchodzić do budynków gildii tak jakby był ich właścicielem (gdyż w istocie jest) i w miarę bezkarnie irytować ważnych ludzi. Z drugiej strony, musi znosić wspomnianych ludzi na co dzień, w dodatku na trzeźwo (przynajmniej przez większość czasu) oraz zacząć zachowywać się jak członek wyższych sfer, co przyprawia go o mdłości. A także odejść ze stanowiska, co przychodzi mu trudniej, niż mógłby się spodziewać. Ostatecznie, co nietrudno przewidzieć, policjant, siedzący w jego wnętrzu, zwycięża, skutkiem czego awansuje on na komendanta, uzyskuje, wbrew swojej woli, tytuł rycerski i wraca do Straży. W Zbrojnych po raz pierwszy poznajemy również mroczną część duszy Vimesa, z którą to będzie się zmagał w przyszłości dość często – czająca się w jego sercu bestia podszeptuje mu bowiem czasem, by chwycił broń i oczyścił miasto ze zbrodni, raz i na zawsze.
 
 
Hrabia Ankh, jego wysokość lord kapral C. W. St J. Nobbs!
 
Kto nie chciałby zostać królem? Na przykład Nobby Nobbs. Może go to spotkać, gdyż przypadkiem wychodzi na jaw jego arystokratyczne pochodzenie. Co więcej, ktoś truje Patrycjusza, a golemy w mieście najpierw zaczynają zbiorowo popełniać samobójstwa. Z tym wszystkim w niejasny sposób łączą się tajemnicze zgony dwóch nieszkodliwych starców, moda na rycerskie korzenie i zbliżająca się rocznica wojny domowej. Co gorsza, próbujący rozwikłać tę zagadkę komendant Vimes sam szybko staje się głównym podejrzanym, zaś podejrzani drugorzędni występują w takiej ilości, że nie wiadomo skąd zacząć poszukiwania sprawcy.
 
Nic dziwnego, że Straż ponownie ma pełne ręce roboty. Choć liczba wspomnianych kończyn znacząco się powiększyła, choćby o budzącego grozę wśród mieszkańców miasta funkcjonariusza Wizytuj Niewiernego Z Wyjaśniającymi Broszurami, i ciągle rośnie, liczba przestępstw jakoś nie spada. Zwłaszcza, że ostatecznie zerwano już z tradycją ukrywania się. Żeby ułatwić funkcjonowanie formacji, komendant utworzył Wydział Kryminalistyczny, składający się z osoby Cudo Tyłeczka, krasnoluda, byłego alchemika, a także zadeklarowanej kobiety, co, jak się okazuje, jest sprzeczne z tradycją jej ludu – chcąc nie chcąc Cudo rozpętała wśród swojej rasy prawdziwą burzę, która będzie początkiem wielkich zmian.
 
Również Vimes nie ma lekko. Wciąż nie może przywyknąć do bycia dżentelmenem, chociaż związany z tym fakt, że polują na niego skrytobójcy, dostarcza mu rozrywki. Musi jednak zmagać się z obowiązkami szlachcica, jak choćby posiadanie herbu, a także radzić sobie ze spiętrzoną górą papierów, którą produkuje rozrastająca się Straż. Choć kapitan Marchewa robi co może, by odebrać mu część obowiązków, ich przekazywanie sprawia komendantowi wiele problemów, przywykł bowiem do załatwiania wszystkiego osobiście. Co gorsza, tęskni on do bycia prostym strażnikiem i patrolowania ulic (których nazwy potrafi nieomylnie rozpoznawać, wyczuwając stopami różne rodzaje bruku), zaś obowiązki dowódcy nie pozostawiają mu na to wiele czasu. Tęsknota ta stanowi kolejną składową, która w kolejnych częściach budować będzie coraz bardziej złożoną postać Vimesa. W tej części poznajemy również losy jednego z przodków komendanta, który również dowodził Strażą i brał aktywny udział w obaleniu ostatniego z królów Ankh-Morpork, a także osobiście wykonał na nim egzekucję, gdy nie znalazł się inny chętny.
 
 
Za bogów, Ankh-Morpork i zadziwiające rzeczy, które mama Nobby'ego potrafiła przyrządzić z kawałka sera!
 
Straż się rozrasta, jednocześnie zaś rośnie ranga problemów, z którymi musi się zmierzyć. Zamach na Patrycjusza to jedno, ale próba wywołania wojny, to zupełnie inna para kaloszy. Z morza wynurzyła się bowiem niewielka wysepka zwana Leshp, do której roszczą sobie prawa władze zarówno Ankh-Morpork jak i Klatchu. Rozpoczynają się więc przygotowania do popełnienia zbrodni tak wielkiej, że żaden kodeks prawny nie zdoła jej objąć – a jednak strażnicy robią co mogą, by do niej nie dopuścić i ukarać winnych.
 
Przy okazji tych wydarzeń Straż zostaje rozwiązana a następnie odtworzona jako regiment wojskowy, toteż trudno się dziwić, że również stosowane przez nią metody będą nieco odbiegać od klasycznej policyjnej roboty. Mimo to, można się przekonać jak skuteczna potrafi być kryminalistyka w wysoce magicznym społeczeństwie, które pozwala na wykorzystanie choćby węchu wilkołaka do celów śledczych. A także poznać bliżej niektóre nowe twarze, jak na przykład nieco rozłożone, lecz pełne zapału oblicze, należące do zombie i byłego przewodniczącego klubu nieumarłych Rega Shoe, czy też twarze znane już wcześniej – Cudo i Detrytusa. Poruszony zostanie również problem utrzymywania porządku w wielokulturowym społeczeństwie i wpływu wojny na patriotyzm ludzi, którzy w życiu nie widzieli zadeklarowanej ojczyzny..
 
Komendant Vimes odkrywa z kolei, że bycie dżentelmenem, którym, chcąc nie chcąc, musi się formalnie ogłosić, niesie jednak ze sobą pewne korzyści. A także znaczne ilości skrępowania, kiedy trzeba przewodniczyć pewnym, na wpół zapomnianym, tradycjom w oficjalnym (a więc obrzydliwie niepraktycznym) szlacheckim stroju. Co gorsza, kiedy wydawałoby się, że wyżej już awansować nie może, nieoczekiwanie zostaje zmuszony do zostania diukiem. Mimo to pozostaje jednak tym samym, cynicznym, palącym cygara i nie ufającym nikomu Samem Vimesem. Okazuje się przy tym również osobą tolerancyjną (w swoim, specyficznym stylu) wobec innych kultur (pod warunkiem, że inne kultury nie promują przestępstw) i bardziej nieufnym wobec swoich rodaków niż obcokrajowców. Również człowiekiem, dla którego nikt nie stoi ponad prawem, nawet gdy nie pozostał już żaden sąd, który wydałby wyrok. Ponownie, choć niezbyt intensywnie, daje bowiem o sobie znać mroczna natura Vimesa, który, podobnie jak jego przodek zwany Kamienną Gębą gotów jest wziąć sprawy we własne ręce kiedy nie pozostawi mu się wyboru,
 
 
A może sprzedacie nam cały wasz tłuszcz bardzo tanio?
 
Jego łaskawość, ekscelencja diuk Ankh, komendant sir Samuel Vimes chętnie pozbyłby się wszystkich tych tytułów i wrócił do bycia prostym gliną. Nie jest mu to jednak dane, lord Vetinari postanawia bowiem posłać go w roli ambasadora do Überwaldu, mrocznej, tajemniczej i bardzo bogatej w złoża kopalnego tłuszczu krainy. Jak jednak wiadomo, policjanci nigdy nie bywają na wakacjach – bowiem tam, gdzie trafią, natychmiast znajdzie się jakaś zagadka do rozwiązania. Niedługo ma wszak nastąpić koronacja Dolnego Króla krasnoludów, problem jednak w tym, że gdzieś przepadła Kajzerka z Kamienia, koronacyjna bułka przekazywana z siedzenia na siedzenie od setek lat, bez której przeprowadzenie uroczystości jest niemożliwe. To wszystko po pewnym czasie traci jednak na znaczeniu wobec jednego kluczowego problemu – jak uciec przez las watasze wilkołaków i nie dać się pożreć?
 
Kiedy komendant wyjeżdża na czas nieokreślony, a kapitan Marchewa rusza tropem Angui do jej rodzinnych stron, dowództwo Straży, wbrew woli swojej i większości zainteresowanych, przejmuje sierżant Colon, czasowo mianowany pełniącym obowiązki kapitana. Jego decyzja, żeby unikać awansu tak długo, jak to tylko możliwe, nie była bezpodstawna, gdyż w krótkim czasie udaje mu się doprowadzić do praktycznej likwidacji instytucji, którą powinien kierować. Dopóki jednak ona działa, skutecznie utrudnia życie woźnicom i zawodom pokrewnym dzięki nowo utworzonemu Wydziałowi Drogowemu, którego żółte klamry można spotkać na kołach wozów, kopytach koni i w innych, niespodziewanych miejscach w całym mieście. Nowinką jest również technologia sekarowa, pozwalająca na błyskawiczną komunikację tak w obrębie miasta, jak z innymi krajami, która skutecznie zastępuje używane do tej pory gołębie pocztowe, w znaczący sposób wpływając na rozwój techniki policyjnej. Przy okazji wizyty komendanta w Überwaldzie Straż pozyskuje również kolejny niezwykły atut – Igora, prawdziwego artystę chirurga, dzięki któremu utrata palców, kończyn czy nawet życia nie musi być permanentna.
 
Przynajmniej na równinach, bowiem daleko od rodzinnego miasta, gdzie nie sięga jego (ani żadna inna) jurysdykcja, Vimes jest zdany na siebie, swoją pomysłowość oraz pomoc kapral Tyłeczek i sierżanta Detrytusa. Oraz, w pewnym momencie, na smętne portki wujaszka Wani. A jednak, jak zawsze nieustępliwy i bezkompromisowy, nawet bez pomocy nowoczesnej techniki daje radę zirytować wszystkie ważne osoby w okolicy i wplątać się w sytuację, zdawałoby się, bez wyjścia. Choć bowiem radzenie sobie w sytuacjach wymagających raczej dworności niż bezpośredniej konfrontacji przychodzi mu z trudem, odnajduje w sobie ukryte zdolności dyplomatyczne – polegające głównie na tym, by udawać głupiego. Z czasem jednak przychodzi mu porzucić płaszczyk arystokraty, a nawet pancerz strażnika i pozwolić działać wewnętrznej bestii – kiedy bowiem jest się ściganym przez mordercze potwory, wszystkie chwyty są dozwolone, a czas na subtelności minął. Jednak i tym razem mroczna strona zostaje ostatecznie poskromiona i zapędzona powrotem w głąb. Co więcej, ku swojemu zaskoczeniu i w niezbyt sprzyjających okolicznościach dowiaduje się, że będzie ojcem. A wszystko to, gdy teoretycznie jest na wakacjach.
 
 
Dziękujemy za skorzystanie z usług naszej firmy, mam nadzieję, że zechcą państwo wybrać naszą więźniarkę we wszelkich przyszłych przedsięwzięciach naruszania godziny strażniczej
 
Jest takie powiedzenie: "uważaj, czego sobie życzysz, może ci się spełnić". Sir Samuel Vimes, szlachcic i arystokrata, tęskni za czasami gdy był tylko prostym strażnikiem. Kiedy więc przypadkiem trafia do przeszłości, w której nikt nie wie, kim naprawdę jest, dostrzega pewne jasne strony sytuacji. Musi się jednak w tym celu wysilać, gdyż jednocześnie z nim przeniósł się psychopatyczny morderca, który wciąż poluje na niego, a, co gorsza, również na jego młodsze ja, które ktoś musi nauczyć, jak być dobrym gliną. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że za kilka dni ma rozpocząć się krwawy przewrót, którego skutkiem będzie obalenie jednego z poprzednich Patrycjuszy – zaś Vimes robi co może, by złagodzić jego przebieg. Problem w tym, że jeżeli mu się uda, może nie mieć przyszłości, do której mógłby wrócić.
 
Czego nauczylibyście swoje młodsze ja, gdybyście cofnęli się w przeszłość i, zbiegiem okoliczności, stali się jego mentorem? Komendant Vimes alias sierżant Keel uczy się chodzenia. A także podstaw policyjnej roboty, sposobów przeżycia w walce i elementarza moralności. Inni oficerowie nie pomagają, gdyż praca strażników w przeszłości ogranicza się zwykle do łapania w zasadzie niewinnych ludzi, znajdujących na ulicy po godzinie policyjnej oraz braniu tylu łapówek, ile uda się wycisnąć. Musi się wykazać nie tylko sprytem, ulicznym instynktem i myślą strategiczną, ale również prosto wyjaśniać skomplikowane kwestie. A wszystko to będąc rozdartym pomiędzy tęsknotą za własnymi czasami i rodziną a radością płynącą z bycia zwykłym, prostym człowiekiem w przeszłości, przynajmniej w tych chwilach, kiedy ma dość czasu, by myśleć o czymkolwiek innym niż to, jak ujść z życiem. Dylemat jest tym trudniejszy, że w chwili, kiedy opuścił swoje czasy, lady Sybil, jego żona, była w ostatnich dniach ciąży. Dochodzi także, ponownie, do konfrontacji między jego wewnętrzną żądzą mordu a pragnieniem sprawiedliwości.
 
 
Gdzie jest moja krówka?
 
Bitwa w Dolinie Koom to jedyny w historii militarnej przypadek, w którym obie strony zwabiły się nawzajem w zasadzkę. A przynajmniej tak sądzono do tej pory. Zbliża się bowiem jej rocznica, a krasnoludy i trolle w Ankh-Morpork ogarnia ksenofobia. Wszystko zdaje się zmierzać wprost do powtórki z historii, tym razem w obrębie murów miejskich. Zwłaszcza, że grupa ortodoksyjnych krasnoludów pilnie szuka czegoś pod ziemią i robi co może, by wplątać trolla w morderstwo jednego z nich, a z muzeum ginie słynny obraz przedstawiający ową wiekopomną bitwę, na którym, wedle legendy, sławny malarz zakodował informacje o miejscu ukrycia skarbu. Choć jednak miasto stoi na krawędzi wojny domowej, są sprawy ważne i ważniejsze – codziennie o szóstej Sam Vimes musi przeczytać synkowi jego ulubioną książeczkę. Bez żadnych wykrętów.
 
Kiedy komendant jest zajęty, a jest zajęty praktycznie cały czas, góra papierów w jego biurze nieustannie rośnie. Co jakiś czas robi to i owo, by sobie z nią poradzić, tym razem jednak znajduje nieoczekiwanego sprzymierzeńca. Jego, bezużyteczny do tej pory, De-Terminarz okazuje się całkiem sprawny w sortowaniu i przeszukiwaniu dokumentów. To jednak nie wszystko – Straż bowiem przechodzi właśnie audyt prowadzony przez pana Pesymala, jednego z urzędników Patrycjusza, co skutecznie wzmaga chaos. Poznajemy również instytucję funkcjonariuszy specjalnych, często doskonale wyposażonych i niezwykle niebezpiecznych, czyli zwykłych obywateli, którzy decydują się czasem pomóc Straży, a także jej najnowszy narybek, wampirzycę Salacię Deloresistę Amanitę Trigestatrę Zeldanę Malifeę etc. von Humpeding (w skrócie Sally), obdarzoną typowymi dla tej rasy i przydatnymi dla Strażnika umiejętnościami, takimi jak przemiana w nietoperze czy słyszenie ludzkich serc.
 
W czasie zagrożenia zamieszkami, które mogę przerodzić się w małą wojnę, trudno być dobrym ojcem, kiedy jednocześnie całe dnie spędza się na ulicach. A jednak Vimes dokłada wszelkich starań, by codziennie o szóstej być w domu. Chce bowiem, aby, niezależnie od wszystkiego, mały Sam usłyszał swoją ulubioną historię. Jest to istotna zmiana w dotychczasowym charakterze komendanta, który wcześniej miał znaczące problemy ze znalezieniem w natłoku obowiązków czasu dla rodziny. Same obowiązki również się zmieniają. Choć wciąż musi się mierzyć z zamachowcami, konfliktami rasowymi i zwykłymi, choć wrogo nastawionymi obywatelami, jednak z tymi zwykłymi przeciwnościami mierzy się z podniesionym czołem; gorzej, gdy do sprawy miesza się polityka, z którą styka się tym razem na każdym niemal kroku. Sprawy nie upraszcza fakt, że ponownie musi się zmierzyć również ze swoją ciemną stroną, wzmocnioną przez tajemniczą siłę spoza świata. Choć wątek ten pojawiał się wcześniej wielokrotnie, tym razem został wyjątkowo mocno uwypuklony.
 
 
Tak Sam Vimes, jak i cała Straż mocno zmienili się na przestrzeni lat i tomów, przybierając coraz konkretniejszy i coraz mniej komediowy charakter. Jaki kierunek obierze ich rozwój w przyszłości? Pokaże to Niuch i kolejne części tego podcyklu Świata Dysku. Wszak dysk, płynący przez pustkę na grzbiecie wielkiego żółwia A’Tuina, nigdy nie stoi w miejscu, a wraz z nim zmieniają się jego bohaterowie.