03-08-2010 20:48
Ewolucja MG
W działach: Wolsung, Mistrzowanie | Odsłony: 7
... czyli o tym, jak (prawie) nauczyłam się (a przynajmniej w przyszłości to nastąpi) mistrzować.
Avangarda to dla mnie zawsze czas zmian, rewolucji, nowych początków, wyzwań (często zbyt dużych dla mnie) i przygód. Tegorocznym dla mnie motywem był Wolsung, odkryty przeze mnie dopiero na tymże konwencie (bagatela tydzień temu). Trudno mi było nie zakochać się w tym systemie.
Zaczynamy grać. Drużyna dla mnie nowa, ale ograna, doświadczona, acz jeszcze nie zblazowana. Otwarci na nowości i niezbyt jeszcze cyniczni w grze. Gdy MG opisuje im szczegóły, niekoniecznie jest to dla nich informacja o istotności tych rzeczy.
Zaczynamy grę od zera. Świat dla nas nowy, i dla graczy i dla MG, a podręcznik zakupiony dwa dni przed sesją. A MG jestem ja, i nigdy nie poprowadziłam od początku do końca sesji. Kilkugodzinnej.
Pierwsza:
Sesja wymyślona na kolanie. Po troszku myślałam o niej przez jakieś kilka godzin w przerwach od pracy. A że pracuję w banku, zleceniodawcą bankier - krasnolud, którego prześladuje ganger smalący cholewki do jego żony. Był nawet słoń, który uciekł z cyrku i wprowadził zamieszanie. Niezbyt sensownie opisany przeze mnie w fabule.
Rady otrzymane po sesji:
- Opisuj świat, nie tylko rzeczy ważne dla fabuły.
- Więcej dynamiki, tempo.
- Niech to ma skład i ład, sensowne wyjaśnienie.
- Za dużo offtopów, gracze mało się wczuwają (mój komentarz: nie mają w co, wina MG).
Praca domowa: Mów do lustra, odgrywaj sobie questy sama dla siebie. Gra towarzyska z laską głosu - Baronie/Baronesso, opowiedz nam, jak pokonałeś/aś tego smoka za pomocą lodów waniliowych Algida? (Nie odrobiłam)
Druga:
Również stworzona na kolanie, tym razem zabrałam się za nią na 10 minut przed sesją i posiłkowałam się przy tym działem dla MG o prowadzeniu przygody w Wolsungu. Gigantyczna kopalnia dobrze uporządkowanych składnych i sensownych pomysłów. Zapisałam ją, a gdy gracze tworzyli postacie, dopracowywałam szczegóły. Gracze wczuwali się, ale tym razem również za bardzo, bo godzinę dywagowali o plamie na podłodze, podczas, gdy księżniczka uciekała z gnomem. (Czy też raczej gnom z księżniczką).
Rady otrzymane po sesji:
- Wiedzieć i zaznaczać, kto gdzie jest i jaki NPC graczom towarzyszy. (Mój komentarz: karaj graczy za gadanie przy NPC.)
- NPC mają jakieś nawyki, dziwny akcent, tiki.
- Przegrzałaś świat, koniunkturę na nim. Pozwól graczom odegrać porażkę.
- Własny wniosek - zbyt dużo akcji na początku (punkty kulminacyjne), tak, że na epic finał nikt nie miał siły. Więc i gracze nie uratowali księżniczki. Podręcznik prawdę Ci powie:)
Praca domowa:
- Prelekcja ze świata. Zarówno gracze jak i MG (ba, MG bardziej!) mylili się. (Tą pracę domową już odrobię:P)
Może i są lepsze/szybsze sposoby na nauczenie się dobrze prowadzić. Wiem jedno, próbuję od jakichś 8 lat bez skutku:)
Avangarda to dla mnie zawsze czas zmian, rewolucji, nowych początków, wyzwań (często zbyt dużych dla mnie) i przygód. Tegorocznym dla mnie motywem był Wolsung, odkryty przeze mnie dopiero na tymże konwencie (bagatela tydzień temu). Trudno mi było nie zakochać się w tym systemie.
Zaczynamy grać. Drużyna dla mnie nowa, ale ograna, doświadczona, acz jeszcze nie zblazowana. Otwarci na nowości i niezbyt jeszcze cyniczni w grze. Gdy MG opisuje im szczegóły, niekoniecznie jest to dla nich informacja o istotności tych rzeczy.
Zaczynamy grę od zera. Świat dla nas nowy, i dla graczy i dla MG, a podręcznik zakupiony dwa dni przed sesją. A MG jestem ja, i nigdy nie poprowadziłam od początku do końca sesji. Kilkugodzinnej.
Pierwsza:
Sesja wymyślona na kolanie. Po troszku myślałam o niej przez jakieś kilka godzin w przerwach od pracy. A że pracuję w banku, zleceniodawcą bankier - krasnolud, którego prześladuje ganger smalący cholewki do jego żony. Był nawet słoń, który uciekł z cyrku i wprowadził zamieszanie. Niezbyt sensownie opisany przeze mnie w fabule.
Rady otrzymane po sesji:
- Opisuj świat, nie tylko rzeczy ważne dla fabuły.
- Więcej dynamiki, tempo.
- Niech to ma skład i ład, sensowne wyjaśnienie.
- Za dużo offtopów, gracze mało się wczuwają (mój komentarz: nie mają w co, wina MG).
Praca domowa: Mów do lustra, odgrywaj sobie questy sama dla siebie. Gra towarzyska z laską głosu - Baronie/Baronesso, opowiedz nam, jak pokonałeś/aś tego smoka za pomocą lodów waniliowych Algida? (Nie odrobiłam)
Druga:
Również stworzona na kolanie, tym razem zabrałam się za nią na 10 minut przed sesją i posiłkowałam się przy tym działem dla MG o prowadzeniu przygody w Wolsungu. Gigantyczna kopalnia dobrze uporządkowanych składnych i sensownych pomysłów. Zapisałam ją, a gdy gracze tworzyli postacie, dopracowywałam szczegóły. Gracze wczuwali się, ale tym razem również za bardzo, bo godzinę dywagowali o plamie na podłodze, podczas, gdy księżniczka uciekała z gnomem. (Czy też raczej gnom z księżniczką).
Rady otrzymane po sesji:
- Wiedzieć i zaznaczać, kto gdzie jest i jaki NPC graczom towarzyszy. (Mój komentarz: karaj graczy za gadanie przy NPC.)
- NPC mają jakieś nawyki, dziwny akcent, tiki.
- Przegrzałaś świat, koniunkturę na nim. Pozwól graczom odegrać porażkę.
- Własny wniosek - zbyt dużo akcji na początku (punkty kulminacyjne), tak, że na epic finał nikt nie miał siły. Więc i gracze nie uratowali księżniczki. Podręcznik prawdę Ci powie:)
Praca domowa:
- Prelekcja ze świata. Zarówno gracze jak i MG (ba, MG bardziej!) mylili się. (Tą pracę domową już odrobię:P)
Może i są lepsze/szybsze sposoby na nauczenie się dobrze prowadzić. Wiem jedno, próbuję od jakichś 8 lat bez skutku:)