» Recenzje » Ewangelia według Lokiego

Ewangelia według Lokiego


wersja do druku

Tako rzecze Loki

Redakcja: Michał 'von Trupka' Gola

Ewangelia według Lokiego
Jakie czasy, tacy bohaterowie można stwierdzić, obserwując ewolucję postaci, które wywodzą się z mitologii. Jednym z ciekawszych przykładów tych zmian jest Loki, szwarccharakter rodem z nordyckiego panteonu, w którego wcieliła się Joanne M. Harris, przedstawiając swoją wersję historii boga-mąciciela zdecydowanie odbiegającą od kanonu. Ewangelia według Lokiego bawi, lecz w pewnym momencie ów humor staje się nieco wymuszony.

Krętacz – tak go zwali. Pan ognia i mistrz kłamstw, brat Odyna, z którym w istocie nie dzielił żadnego pokrewieństwa, manipulant rozgrywający partię, której reguły sam chce wyznaczać. Ileż to wersji postaci syna pary olbrzymów obecnych jest w kulturze i popkulturze – począwszy od negatywnie nacechowanego wizerunku znanego z pradawnych przekazów, poprzez liczne książkowe jego odmiany (wśród których jedną z ciekawszych jest ćwiekowa kreacja Kłamcy),  komiksowych wariacji rodem z Marvela, kończąc na wersjach serialowych (jakże uroczy trikster z wczesnych sezonów Supernatural) i filmowych (przewrotna kreacja Toma Hiddlestone’a sprawiła, iż stał się najbardziej popularnym z mieszkańców Asgardu). Harris, która, wbrew temu co głosi Wydawnictwo Akurat, nie po raz pierwszy wkroczyła w świat północnych podań, wcześniej odwiedziwszy go w Runach i Blasku runów, korzystała z wszystkich powyższych inspiracji, nie omieszkując dodać do nich kilku odautorskich elementów.

Fabuła powieści jest przewidywalna ale to, co w przypadku większości książek stanowiłoby poważny zarzut, tym razem nie kwalifikuje się do zaliczenia w poczet zbrodni literackich. Dokonania Lokiego zna każdy, a spisująca je na nowo autorka nie planowała zakłócać zbytnio ich klasycznego toku natomiast, w ramach interpretacji litery mitu, wykazała się nie lada brawurą. Takie przynajmniej wrażenie odnosi się po pierwszych kilkunastu stronach Ewangelii według Lokiego, kiedy nie dość, że przemawiający w pierwszej osobie protagonista poważa się szargać świętości, sugerując pokrewieństwo swoich zeznań z czterema najistotniejszymi dla katolików księgami, to jeszcze czyni to w stylu zdecydowanie nie przypowieściowym. Za to nieodparcie się kojarzącym ze spotkaniem towarzyskim podlanym sporą ilością alkoholu, podczas którego zawołany gawędziarz, sam będący nieco pod wpływem procentów, bawi współbiesiadników wyimkami ze swego bujnego życiorysu.

Skąd takie skojarzenie? Pierwszym tropem jest język, jakim posługuje się bóg kłamstw, kompletnie nie przystający do tonu stosownego podczas snucia wszelkiej maści epopei. Heroizm nie istnieje, patos odszedł w nicość, o powadze można zapomnieć, jedynie sporadycznie pojawia się ona w pewnych fragmentach tekstu i to w formie pożenionej z tonami onirycznymi (szkoda, iż takich momentów nie ma więcej, gdyż wówczas poziom prozy autorki Czekolady wyraźnie skacze w górę), nastał czas plotkarskiej imprezy, podczas której znawca tematu obmawia celebrytów nordyckiego świata. A może raczej światka, gdyż ich opisy włożone w usta ognistego (sic!) gaduły, podlane hektolitrami złośliwości, stanowią karykaturę powszechnie znanej wizji asgardzkiego panteonu. Dostało się również antagonistom Odyna i spółki, Loki nie pozostawił suchej nitki także na pomniejszych bóstewkach. Thor ukazany jest jako tępy osiłek i obżartuch, mający obsesję na punkcie broni; Heimdall, prócz złotych zębów i błyszczącej zbroi, tudzież podrasowanego jabłkami Idun wzroku, nie posiada żadnych zalet, za to wad, z zawiścią na czele, ma aż nadto. Freję cechuje próżność, wyrafinowanie, tudzież srocza natura, Balder jest ślicznym idiotą, zaś postać Bragiego kojarzy się z Kakofoniksem. Jedynym wyjątkiem od tej reguły jest jednooki przywódca tej zgrai, Jednookiego jego "brat" darzy sprzecznymi uczuciami, jednocześnie szanując i wykpiwając.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Wiemy już, komu w powieści przypadła rola tych złych, zatem oczywiste jest, kto wcieli się w rolę ofiary knowań bandy zawistnych egoistów o ponadnaturalnych mocach. Biedny, uciśniony, gnębiony na wszelkie sposoby demon ognia, który wpierw został niecnie zwerbowany przez Generała vel Starucha, a potem – można się domyślić… I w tym momencie ukazuję kolejny dowód pijackich skłonności nawróconego syna Chaosu, którego gadka rozpoczyna się w typowo kumpelskim stylu: "wiecie, rozumiecie, jak trudne jest życie bóstwa niezrozumianego i słuchajcie mych rad, ku przestrodze i nauce", a w miarę rozwoju fabuły ewoluuje w kierunku wylewania żalów. A jako że elokwencji Lokiemu nie brak, ciętego dowcipu takoż, pierwsze rozdziały książki czyta się walcząc z często pojawiającym się chichotem. Lecz do czasu – formuła dykteryjek i kupletów szybko staje się powtarzalna i monotonna i, niczym dowcip, opowiedziany nie o jeden, lecz o kilkanaście razy za dużo, nudzi. Zaś syn olbrzymów, potrafiący cudem wybrnąć z każdego kłopotu i w istocie stojący za wszystkimi sukcesami Asów i Wanów, męczy swą megalomanią i nawet czasami przez niego przeprowadzana autokrytyka brzmi niczym kolejny żart. Natomiast wystarczy bliżej przyjrzeć się sylwetce boskiego zimnego drania, by stwierdzić, iż lista popełnionych przez niego grzechów jest znacznie dłuższa od tej, do której się przyznaje. Począwszy od katechetycznej siódemki, poprzez skrajny mizoginizm (kobiety to ladacznice albo kury domowe – nie istnieją wersje pośrednie), na egocentryzmie kończąc. I analizowany z tej perspektywy Loki powraca do roli postaci negatywnej. Zaś, znając talent Harris do konstruowania bohaterów niejednoznacznych, można przypuszczać, iż owo dualistyczne podejście heros/łotr było w pełni zamierzone.

Czy zatem mamy do czynienia z czytadłem usiłującym za wszelką cenę być zabawnym? Odpowiedź nie jest taka prosta. Albowiem, wpierw na dalszym planie, a w miarę rozwoju akcji coraz dobitniej pojawiają się w owej przenicowanej hagiografii elementy bynajmniej nie komediowe. Zaufanie, zdrada i zemsta, kwestia bycia kozłem ofiarnym, odmienność traktowana jako zbrodnia, problem manipulacji tłumem, którego negatywnych emocji nie da się okiełznać – to tylko garść problemów, które pisarka porusza w swojej powieści. Szkoda, że jedynie powierzchownie i giną one w nadużywanych farsowych ozdobnikach, które zacierają ich wymowę.

Zlepek form i treści, składający się na specyficzne silva rerum zwane Ewangelią według Lokiego, pomimo iż czyta się błyskawicznie i odruchowo ustawia na półce z lekturami lekkimi, łatwymi i przyjemnymi, budzi niepokój. Wystarczy bowiem przebić się przez pierwszą warstwę tekstu, by odkryć, że to historia z drugim, nie tak optymistycznym, dnem. Komuż zatem mogłabym polecić tę książkę? Czytelnicy pragnący czystej rozrywki narzekać będą na zbyt poważne, filozoficzne fragmenty, zaś tych, którzy szukają w książce drugiego dna, zakamuflowanego pod sztafażem rodem z sitcomu, przytłaczająca dawka sztucznego śmiechu zza kamery może odrzucić. Brak proporcjum, mocium pani Harris.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Ewangelia według Lokiego
Autor: Joanne Harris
Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz
Wydawca: Akurat
Data wydania: 14 października 2015
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka
Format: 130×205 mm
Cena: 39,90 zł

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.