» Teksty » Artykuły » Esencja i prototyp

Esencja i prototyp


wersja do druku

O sposobie definiowania pojęcia

Redakcja: Kuba Jankowski

Esencja i prototyp
W poprzednim artykule pisałem o polisemii słowa "komiks", która utrudnia stworzenie jednej definicji tego terminu. Skoro "komiks" ma aż cztery nieco różniące się od siebie znaczenia, teoretycznie możemy sformułować aż cztery różne definicje! W praktyce jednak najbardziej podstawowymi i najszybciej "kojarzonymi" znaczeniami są 'medium' i 'tekst' i to wokół tych znaczeń krążą faktyczne definicje. Teraz z kolei wypada zadać pytanie o sposób definiowania pojęcia. Definiowanie jest procesem pokrewnym kategoryzacji, czyli przyporządkowywaniu obiektów i zjawisk pojęciom w naszych umysłach. I tak istnieją na świecie pewne obiekty, które skategoryzujemy jako komiksy i obiekty, których nie da się tak skategoryzować. Jeśli zaś chodzi o definiowanie, możemy przyjąć, że tworzenie definicji jest próbą opisu kategorii przy pomocy słów. Pozwolę sobie teraz zacytować jedną z najciekawszych definicji komiksu sformułowaną przez Michała Błażejczyka we wspominanym już artykule Koń jaki jest, każdy widzi czyli o definicji komiksu: "[Komiks to] seria statycznych obrazków ułożonych obok siebie, stanowiących spójną całość narracyjną i znaczeniową, której głównym składnikiem są elementy graficzne nie będące słowami, aczkolwiek tekst może w niej odgrywać istotną rolę." Autor skupia się tu na znaczeniu 'tekst', gdyż pisze, że komiks to "seria obrazków", a więc raczej zbiór konkretnych znaków niż sposób opowiadania przy użyciu pewnego systemu znakowego (czyli 'medium'). Ponadto obrazki te stanowią "spójną całość narracyjną i znaczeniową", co z kolei wiąże się z koherencją i kohezją – kryteriami tekstowości opisanymi przez de Beaugrande'a i Dresslera (por. Komiks jako tekst (?)). Przytoczona definicja odzwierciedla klasyczny, arystotelesowski model kategoryzacji. Pisałem o nim bardziej szczegółowo w poście Kategoryzacja, przypomnę więc tylko szybko, że model ten opiera się na zbiorze cech koniecznych i wystarczających, dzięki którym możemy jednoznacznie stwierdzić lub wykluczyć przynależność jakiegoś obiektu do kategorii. Definicja klasyczna określa więc cechy, które komiks musi mieć, żeby być komiksem, a jednocześnie pomijała te cechy, których komiks mieć nie musi, choć może. Arystoteles nazywał taki zbiór cech esencją kategorii. Powyższa definicja nie jest w stu procentach klasyczna, gdyż pojawia się w niej wzmianka o tym, że w komiksie może pojawić się tekst; "czysta" definicja klasyczna pominęłaby tekst jako cechę niekonieczną, a więc nie wchodząca do zbioru cech koniecznych i wystarczających, czyli nie wchodzący w skład esencji komiksu. Poza tym jednym "zgrzytem", definicja Michała Błażejczyka jest doskonała dopóty, dopóki poruszany się w obrębie klasycznego modelu kategoryzacji i z pewnością pochwaliłby ją sam Arystoteles (może poza wzmianką o "niekoniecznym" tekście). Jednakże liczne eksperymenty psychologiczne (por. np. Rosch 1975, Labov 1978) wykazały, że ludzki umysł nie posługuje się kategoriami klasycznymi, lecz prototypowymi. Model ten oparty jest na pojęciu prototypu (najbardziej typowego przedstawiciel kategorii), do którego podobne są, w mniejszym lub większym stopniu, inne elementy tej kategorii. Nie pytamy więc tutaj "czy ta rzecz posiada wszystkie konieczne i wystarczające cechy komiksu?", lecz "czy ta rzecz jest na tyle podobna do typowego komiksu, że jest jeszcze komiksem?". Definicja oparta na takim modelu, zwana definicją kognitywną, opisuje więc nie tyle konieczne cechy komiksu, lecz typowe cechy komiksu. Definicja kognitywna przesuwa też akcent z "czym komiks jest" na "co przez komiks rozumiemy", opisuje więc nie tyle obiektywne cechy komiksu, co cechy subiektywnie z komiksem kojarzone. W tym przypadku, definicje klasyczna i kognitywna nie muszą się znacząco od siebie różnić, lecz jest przynajmniej jeden atrybut mocno kojarzony z typowym komiksem, na który nie znalazło się miejsce w definicji klasycznej. Są to dymki ze słowami i myślami postaci. Dymki nie są cechą konieczną komiksu, bo niektóre opowieści komiksowe w ogóle nie zawierają słów, wiele wskazuje jednak na to, że dymki są ważną częścią typowego komiksu. Przytoczę tutaj 3 argumenty na poparcie tego twierdzenia: 1. włoskie słowo "fumetto" oznacza zarówno 'komiks', jak i 'dymek'. Bez wątpienia mamy tu do czynienia z metonimią, kiedy to jedno pojęcie zastępowane jest innym silnie kojarzonym z tym pierwszym w danym kontekście. Fakt, że to właśnie dymek został wybrany na określenie komiksu jako całości wskazuje na to, że dymek jest uznawany za ważny element typowego komiksu (przynajmniej przez Włochów). 2. dymek jest częstym elementem wszelkiego rodzaju (w cudzysłowie) "ikonografii komiksowej": pojawia się na banerach portali internetowych poświęconych komiksowi, na okładkach książek (np. Sztuka komiksu K.T. Toeplitza), logach imprez komiksowych itp. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że gdy zachodzi potrzeba stworzenia grafiki związanej z komiksem, prawdopodobnie pojawi się tam dymek. 3. skojarzenia dzieci. Jest to argument bardziej poszlakowy, gdyż kategoryzacja w wykonaniu dzieci jest bardzo odmienna od kategoryzacji "dorosłej" (przykład z życia wzięty: wszystkie czworonożne zwierzęta, w tym słonie i żyrafy, należą do tej samej kategorii co psy i koty). Niemniej jednak dziecięce skojarzenia czasem odzwierciedlają mechanizmy "dorosłej" kategoryzacji. Czas na anegdotkę. Pewnego razu przeglądałem z moją dwuletnią wówczas córką atlas anatomiczny dla dzieci. Rysunków było tam co niemiara, nikt jednak nie powiedziałby, że taki atlas to komiks. Na jednej stronie jakiś ludek wyjaśniał pewien szczegół anatomiczny, a jego słowa wpisane były w komiksowy dymek. Córka natychmiast dotknęła dymek palcem i wykrzyknęła "Komiiiiiiiks!". Nie oznacza to, rzecz jasna, że intuicja dwulatki powinna być podstawą do formułowania definicji komiksu, lecz po raz kolejny pokazuje to nam rolę dymków w kategoryzacji komiksu – dla małego dziecka komiksem nie jest "spójna treściowo seria obrazków", lecz "wszystko, co zawiera komiksowy dymek". Powyższe argumenty wskazują, że dymek jest postrzegany jako ważny element typowego komiksu, powinien więc zostać uwzględniony w definicji kognitywnej. Powiedzmy sobie szczerze: zdecydowana większość komiksów zawiera jednak dymki, a biorąc do ręki nieznany komiks spodziewamy się, że znajdziemy w nim słowa w dymkach. Komiksy bez tekstu nadal są komiksami, lecz komiksami mniej typowymi (lub bardziej technicznie: mniej prototypowymi). Mając to wszystko na uwadze, spróbujmy teraz "ukognitywnić" nieco definicję zaproponowaną przez Michała Błażejczyka: "Typowy komiks to seria statycznych obrazków ułożonych obok siebie, stanowiących spójną całość narracyjną i znaczeniową, której głównymi składnikami są rysunki i, zazwyczaj, słowa wpisane w charakterystyczne dymki." Taka definicja opisuje komiks prototypowy. Zasugerowałem tu wprawdzie możliwość braku słów, lecz nacisk położyłem na typowe i najczęściej występujące komiksy z dymkami. Mniej prototypowe komiksy (np. te bez słów) trochę odstają od tej definicji, lecz są postrzegane jako wystarczająco podobne do prototypu, by znaleźć się wewnątrz kategorii. Dwie uwagi na koniec. Po pierwsze, w przeciwieństwie do definicji klasycznej, definicja kognitywna jest otwarta. Definicji klasyczna ujmuje cechy konieczne i wystarczające charakteryzujące tą kategorię i do zbioru tego nic dodać ni ująć już się nie da. Definicja kognitywna jest otwarta – jeśli ktoś uważa, że typowy komiks opisują jeszcze jakieś inne atrybuty, definicję można rozbudować. Po drugie, komiks prototypowy może być nieco inny dla każdego z nas. Jedna osoba uzna, że prototypowym komiksem są Fistaszki Charlesa Schulza, a inna, że raczej Azyl Arkham Granta Morrisona i Dave'a McKeana. Nie ma w tym nic złego, gdyż każdy z nas rozumie i kategoryzuje świat w nieco inny sposób. Ważny jest za to zasięg kategorii, czyli to, by każdy z nas, dysponując nieco odmiennymi prototypami, zgodził się, że komiksem są również np. Strażnicy Alana Moore'a i Dave'a Gibbonsa oraz Maus Arta Spiegelmana. Definicja kognitywna oparta na prototypowym modelu kategoryzacji jest ciekawą alternatywą dla definicji klasycznej. Zarzucić jej pewnie można, że nie jest ona w stu procentach ścisła, a może nawet że jest "nienaukowa", lecz lepiej odzwierciedla potoczne i "zdroworozsądkowe" rozumienie komiksu. W życiu codziennym posługujemy się prototypowym, a nie klasycznym modelem kategoryzacji, gdyż pod wieloma względami to ten pierwszy jest bardziej ekonomiczny i lepiej dostosowany do potrzeb życia w naszym świecie. Źródła:
  • Labov, W. (1978) Denotational structure w: Farkas, D., Jacobsen, W. M. and Karol W. Todrys (eds.) Papers from Parasession on the lexicon Chicago: Chicago Linguistic Society. str. 220-260.
  • Rosch, E. (1975) “Cognitive representations of semantic categories”. w: "Journal of experimental psychology" 104: str. 193-233.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komiks w sieci znaczeń
O definicji komiksu
Być albo nie być...
...(komiksem)
Komiks jako kod (?)
Z serii: komiks jako...?
Komiks jako gatunek (?)
Z serii: komiks jako...?
Komiks jako język (?)
Z serii: komiks jako...?
Komiks jako medium (?)
Z serii: komiks jako...?

Komentarze


Kuba Jankowski
   
Ocena:
0
Te teksty są dla mnie jak znalazł przed obroną, znakomicie porządkują mi w głowie pewne fakty i dostarczają gotowych narzędzi do odpowiedzi na pytania, które ze strony recenzentów mogą paść.

Hubercie, ja Twoje teksty sobie nawet dołączyłem do materiałów, które chcę przeczytać przed publicznym wystąpieniem :-)
19-06-2011 22:13
Repek
   
Ocena:
0
Bardzo się cieszę z tego odcinka. To coś z gatunku "chciałbym sam coś takiego napisać, ale 1/ i tak bym nie umiał; 2/ ktoś napisał to sto razy lepiej". :)

BTW: Ten link warto co roku w okolicach zimy dawać na forach komiksowych. Pojawiają się tam wtedy maturzyści, którzy pytają się o różne porady do swoich prezentacji maturalnych. I mnóstwo ekspertów wrzuca wówczas definicje komiksów, z których większość sprowadza się do "koniologii". :) Możliwe, że nie ze wszystkim w tekście Huberta maturzysta da sobie radę, ale i tak jest to bardziej rzetelna, poukładana i odpowiedzialna porada.

SemioPozdrówka :)
19-06-2011 23:16
Kuba Jankowski
   
Ocena:
0
Podczas FKH opowiadałem Wojtkowi Birkowi o Semiomiksie i mimo obolałej głowy jedną rzecz sensowną wyartykułowałem z siebie: te teksty traktują o trudnych i problematycznych kwestiach, ale są napisane bardzo przystępnie. Myślę, że dawny maturzysta, uczony w innym systemie, dałby sobie radę. Ten obecny chyba tylko jeśli jest z poziomu rozszerzonego ;-)
19-06-2011 23:50
Repek
   
Ocena:
0
@Kuba
Spróbuję dziś podzielać Twój optymizm. :)

A na serio - musiałby wypowiedzieć się jakiś maturzysta.

Pozdrawiam
20-06-2011 02:09
hubert7
   
Ocena:
0
Dziękuję za miłe słowa :)

Jeśli o samą kategoryzację chodzi, to model klasyczny jest jak karaluch, którego nie da utłuc i pewnie jeszcze przez wiele lat ludzie będą pytali "co musi mieć komiks, żeby być komiksem?". Ale rzeczywiście warto pokazać, że jest jeszcze inna droga :)
20-06-2011 11:51
Kuba Jankowski
   
Ocena:
0
Tak sobie czytałem dzisiaj rano Fistaszki 1957-1958 i zupełnie nie w związku z tym komiksem zacząłem się zastanawiać nad tekstem w komiksie i nad jego obecnością w definicjach komiksu.

Kiedy jest mowa o tekście, to zazwyczaj myśli się o tekście w "dymkach"=dialogowy/monologowy/my śli, pomijając teksty narracyjne, onomatopeje i tekst wpisany w obraz. Nie zwraca się też na ogół uwagi na to, że niektóre komiksy obywają się bez dymków, a teksty dialogowe/monologowe/myśli posiadają. Czasami jest tylko "ogonek" dymka, żeby zasugerować, kto mówi, czasami nie ma nic, a jednak wiemy, że to postać mówi.

A propos tekstów, to mnie jeszcze niepokoi od jakiegoś czasu nazwa "komiks niemy" na określenie komiksu bez tekstu, a przecież bardzo często te komiksy posiadają stronę naśladującą "audio" w postaci onomatopei (np. genialny Jason w Pssst!, gdzie cała pierwsza historia jest zagrana na dźwięku "plusk") i tekst w postaci tekstu wpisanego w obraz, bardzo często niezwykle ważnego do odczytania całości historii.

Ja jestem za szeroka definicją komiksu i tyle, a nie za pisaniem o Klimowskiego The Secret "novel without words" (?), albo o jego Magazynie snów, że to "książka bez słów".
20-06-2011 15:01
hubert7
   
Ocena:
0
W komiksie "niemym" chodzi pewnie o brak mowy, nawet jeśli pojawiają się tam inne dźwięki. Ale fakt, mi to określenie też się nie podoba. Myślenie o komiksie zdominowana jest w ogóle przez podział na język-obraz, choć podział ten jest dość ciasny i ograniczający. Ale jak przekonywał wujaszek Derrida, żyjemy w kulturze owładniętej kultem języka, więc podział na język i resztę świata wydaje się czymś jedynie słusznym :)
22-06-2011 08:49
Kuba Jankowski
   
Ocena:
0
"Myślenie o komiksie zdominowana jest w ogóle przez podział na język-obraz" - no ciężko przy jakieś analizie uciec od tego rozkładania na czynniki pierwsze, ale warto potem poskładać w jedno ;-)
22-06-2011 09:51
hubert7
   
Ocena:
0
sęk w tym, że IMHO język i obraz nie są czynnikami pierwszymi komiksu ;)
22-06-2011 11:11
Kuba Jankowski
   
Ocena:
0
Nieprecyzyjnie się wyraziłem - lepiej było napisać "na czynniki", a które są pierwsze to można się spierać.

McCloud też się miotał trochę na temat esencji komiksu - sekwencyjność (na to wskazuje jego typifikacja przejść między kadrami), czy związek obrazu i słowa (też dokonał wyszczególnienia, które potem uaktualniał). Wyszło mu, że komiks to niewidzialna sztuka.

A na ile czynników i jakich by się komiksu nie rozbiło, to ma to sens tylko wtedy, kiedy złożymy potem te cząstki w jeden komiks.
22-06-2011 12:52

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.