Eragon to kawał kiepskiego kina. Wtórne, nie odkrywcze, nie angażujące, nieciekawe. Polski dystrybutor najwyraźniej chciał jakoś przyłożyć rękę do dramatycznych przeżyć widza w kinie i pokarał nas dubbingiem. Sądzę jednak, że oryginalne głosy aktorów nie uratowałyby tu zbyt wiele. Natomiast na dubbingu w niewielkim stopniu ucierpiał Jeremy Irons, który może nie najlepiej dobiera filmy, ale nawet bez własnego głosu dobrze się prezentuje na ekranie. Gorzej z całą resztą. O Malkovichu można powiedzieć tylko tyle, że udzielił Eragonowi swojego nazwiska. Główny bohater jest zupełnie nieprzekonującym lalusiowatym wymoczkiem, Dijmon Hounsou zrobił na mnie dobre wrażenie w Wyspie, tu jednak tylko jeden rzeczownik chodzi mi po głowie – pajac. Chyba nie muszę wspominać, że Saphira przemawiająca głosem Joanny Brodzik, nie może się równać z czarującym Draco sprzed dziesięciu lat, mówiącym głosem Seana Connery. Durza (Robert Carlyle) to marny schwarzcharakter – jego okrucieństwo jest sztuczne i wymuszone, poza tym ma płaczliwo - żałosne oblicze, któremu zupełnie brak jakiejkolwiek charyzmy.
Stumilionowy budżet zapewnił jedynie bardzo dobre efekty. Piękne pejzaże (trudno powiedzieć ile z nich wyczarowały komputery) i smoczyca to jedyne powody do dumy twórców Eragona. Saphira jednak nie powinna liczyć na jakiekolwiek nagrody, gdyż cyfrowy Gollum, czy Zgredek wyznaczyli już ten poziom. Natomiast finałowa bitwa miejscami razi sztucznością, robi wrażenie mocnego skrótu dłuższej całości i zrealizowana jest dość nieczytelnie. Daleko jej do tego, co widzieliśmy w Dwóch Wieżach czy Kronikach Narnii.
Sprawnie zrealizowany film wciąga, angażuje widza nawet mimo niedociągnięć. Niestety Eragon mnie jedynie zmęczył. Mógłbym go próbować bronić tym, że przeznaczony jest on dla młodszej widowni, ale inni ludzie na sali, również ci małoletni, nie zdawali się przeżywać filmu, również podczas scen z założenia wzruszających i smutnych.
Po tym wszystkim, nawet mimo starań Jeremy’ego Ironsa i niezłych efektów specjalnych, muszę po prostu odradzić każdemu potencjalnemu widzowi wizytę w kinie. W filmie spaprano prawie wszystko, co tylko się dało. Zachowajcie więc pieniądze na sylwestrowe szaleństwa, lub bilet do kina na 5 stycznia, kiedy to na ekrany wchodzi m.in. Deja Vu i Źródło.