» Blog » Elizjum - kilka słów po seansie
28-08-2013 22:20

Elizjum - kilka słów po seansie

Odsłony: 273

Elizjum - kilka słów po seansie

Nie mogę powiedzieć, że do kina wybrałem się nic nie wiedząc o filmie, bo raz widziałem trailer, dwa Blomkamp to w końcu Dystrykt 9, który nie przypadł mi może do gustu, ale jego rolę w kinie SF ostatnich lat doceniam. Szczerze powiedziawszy dwa tygodnie później wybrałbym pewnie nowego Riddicka, a dwa tygodnie wcześniej World War Z, ale w sumie nie żałuję.

Film podobał mi się wizualnie. Przeludniona Ziemia XXII wieku w wizji Blomkampa ma w sobie coś z brazylijskich favela, które rosną do diabolicznych rozmiarów przysypując wszystko na kilka pięter w górę. Jest brudno i tłoczno, a porządku pilnują roboty, aż prosi się o rebelię i w sumie od początku czuje się ją w kościach. W opozycji do “padołu łez” staje tytułowe Elizjum, krążący po orbicie “raj” w którym wybrańcy żyją dostatnio, a dzięki świetnie rozwiniętej technice medycznej niemal wiecznie. Któż nie chciałby spędzić tam reszty życia? Na pewno nie główny bohater, Max, który marzy o tym od spędzonego w sierocińcu dzieciństwa.

Nie trzeba spojlerować, żeby z góry wiedzieć o czym będzie film, ba dość łatwo z małym marginesem błędu “przewidzieć” zakończenie. Fabuła nie dość, że przewidywalna, jest infantylna i przedstawiana w nachalny sposób. Postaci negatywne są przesiąknięte złem do szpiku kości, z kolei ofiary nie robią nic złego, chcą po prostu żyć. Jest prosto, momentami motywacje i wybory bohaterów są głupie, a mimo to ogląda się całkiem dobrze.

Z pewnością mocną stroną Elizjum nie jest gra aktorska. O ile Matt Damon robi swoje, to już Jodie Foster wypada blado i nawet nie dlatego, że coś psuje, po prostu ma “drewnianą” rolę, z której nie ma czego wyciskać. Ciut lepiej wychodzi główny zły Kruger – w tej roli Sharlto Copley (chwilę wcześniej miałem przyjemność obejrzeć go w skrajnie odmiennej roli w Europa Report), który jest do bólu sztampowy, a przez to wygodny dla fabuły filmu. Jednak wśród “tych złych” mimo niewielkiej roli pierwsze miejsce zgarnia William Fichtner, facet po prostu wie jak być szują.

Nie ma chyba sensu wymieniać idiotyzmów, błędów logicznych i takich tam. Elizjum to rozrywka niezbyt wysokich lotów, ale zrobiona w sposób efektowny, pozwalająca przyjemnie spędzić czas komuś nastawionemu na relaks. Raz jeszcze podkreślę, wizualnie film nadrabia wiele w stosunku do fabuły. Łyżką dziegciu może tu być nadużywanie kamery z ręki, która zamiast podkreślać efekt pośpiechu, paniki czy chaosu, stwarza dyskomfort i co najwyżej wrażenie niedoróbek (np. w walkach).

Erpegowo Elizjum przypomniało mi o dwóch rzeczach. Raz – ten “czarny charakter” nie musi być skomplikowany, jego motywacje mogą być nieprzekonywujące, a czyni zło tylko dlatego, że może i wystarczy. Nie ma sensu zastanawiać się nad ostatnimi trzydziestoma latami życia tej postaci, jej dylematami moralnymi i tym, że nie do końca chciała źle. Nie zrobią tego tego gracze, którzy mają to w nosie. Oni dopadną go bo zabił z zimną krwią ich kumpla / mają zlecenie / to wredny sukinsyn. Nie zawsze warto kombinować, czasami krótki, prosty motyw fajnie dopełnia sesję.

Dwa – pomysł, który dawno temu kołatał mi się po głowie, ale raczej jako opowiadanie, a nie patent na sesję, gdyż uznawałem go za mało grywalny. Wieczne życie w nieodległej przyszłości dzięki przeszczepianiu mózgów do młodych, tanich ciałek, aby było co robić oczywiście proceder musi być nielegalny i dostępny wyłącznie dla wybrańców. Po Elizjum zakładam, że do patentu wrócę, bo… mam paradoksalnie pomysł jak wrzucić go do fantaziaka. Ale to już inna historia.

Na Elizjum idźcie do kina, bo pozbawiony walorów wizualnych zniknie z pamięci półtora piwa po obejrzeniu.

A gdyby ktoś miał potrzebę komentowania, zapraszam tutaj.

2
Notka polecana przez: Aesandill, Voril
Poleć innym tę notkę
Komentarze pod tą notką zostały zablokowane przez autora.