Dziwna sprawa skaczącego Jacka - Mark Hodder

Steampunkowa historia alternatywna

Autor: Piotr 'Clod' Hęćka

Dziwna sprawa skaczącego Jacka - Mark Hodder
Czym jest steampunk, wie chyba każdy, kto choć odrobinę interesuje się literaturą fantastyczną. Z owym nurtem łączą się przede wszystkim dwa aspekty: świat przedstawiony bazujący na wiktoriańskiej Anglii i najwymyślniejsze urządzenia obowiązkowo napędzane parą. Biorąc pod uwagę powyższe cechy, debiutancka powieść Marka Hoddera pt. Dziwna sprawa skaczącego Jacka spełnia wszystkie wymogi, aby zakwalifikować ją do rzeczonego gatunku. Jednak pytanie, czy historia sir Richarda Francisa Burtona wybija się ponad dziesiątki innych utrzymanych w podobnej stylistyce, to zupełnie inna sprawa.

_______________________


Powieść zaczyna się od trzęsienia ziemi – sir Richardem Francisem Burtonem wstrząsa wiadomość o samobójczej próbie przyjaciela, za którą zostaje obarczony winą. Bohater szuka pocieszenia w alkoholu, rozważając porzucenie dotychczasowego życia na rzecz małżeństwa i ciepłej posadki konsula. Jednak prawdziwe problemy spadają na jego barki, dopiero gdy zostaje napadnięty i pobity przez, wydawałoby się, legendarną postać – tytułowego Skaczącego Jacka. Paradoksalnie, właśnie to wydarzenie sprawia, że znany odkrywca odcina się od przeszłości i podejmuje decyzję o zostaniu agentem Jego Królewskiej Mości. Król – bowiem w alternatywnej historii Hoddera królowa Wiktoria ginie z ręki zamachowca, a na tronie zasiada jej mąż, książę Albert – stawia przed nim niełatwe zadania. Burton musi rozwikłać sprawę zarówno skaczącego upiora, nękającego Londyn, jak i poświęcić uwagę fali porwań, za które prosty lud odpowiedzialnością obarcza wilkołaki.

Wątków jest sporo, ale wszystkie posiadają wspólny mianownik w postaci Burtona – podróżnika i odkrywcy, naukowca i badacza, doskonałego fechmistrza i lingwisty znającego ponad dwadzieścia języków. Dodając do tej mieszanki umysł bystry niczym u Sherlocka Holmesa, siłę dorównującą Conanowi, usposobienie dżentelmena i aparycję oprycha, otrzymamy wyidealizowanego, przemądrzałego fircyka, który raczej irytuje, niż wzbudza sympatię. Hodder zbyt mocno popuścił wodzę fantazji przy kreacji głównego bohatera, robiąc z niego praktycznie nadczłowieka. Znacznie lepiej prezentuje się przyjaciel i współpracownik Burtona, Algernon Swinburne – młody, utalentowany poeta o dekadenckim usposobieniu i masochistycznych zapędach.

Oprócz Burtona i Swinburnea przez powieść przewijają się również inne osobistości znane z kart historii. Czytelnik ma okazję poznać Charlesa Darwina, założyciela partii eugeników, zmuszonego do zniknięcia z życia publicznego za głoszenie obrazoburczych poglądów; młodego Oscara Wilde’a, wcielającego się w rolę sprytnego gazeciarza, czy też Isambarda Brunela, który stojąc na czele partii techników, przekroczył wszelkie granice w drodze do “udoskonalenia” człowieka. Niestety, większość pozostałych bohaterów występujących w książce to jedynie zaśmiecające pamięć nazwiska, wykorzystane przez autora zaledwie raz na przestrzeni całej historii – celowo nie wspominam o postaciach kobiecych, gdyż nie odgrywają one żadnej istotnej roli w tym patriarchalnym społeczeństwie.

O ile można czepiać się bohaterów, tak trudno cokolwiek zarzucić kreacji świata. Na uwagę zasługuje przede wszystkim wiecznie zamglony i, mimo światła tysiąca gazowych lamp,mroczny Londyn, którego ciężka, napięta atmosfera nieustannie towarzyszy podczas lektury. Stolica Imperium Brytyjskiego urasta bowiem do rangi samodzielnego bytu, stanowiąc coś więcej niżeli tylko tło snutej przez Hoddera opowieści.

Na ten rozbudowany świat składa się jeszcze kilka innych ciekawych elementów. Autor wspaniale wykreował społeczeństwo podzielone na wyraźnie różniące się między sobą klasy – kontrast między nimi można najlepiej zaobserwować, kiedy dżentelmen pokroju Burtona zapuszcza się w obskurne, pełne śmierci, chorób i prostytucji dzielnice wschodniego Londynu. Nie można także zapomnieć o nieodzownych dla steampunka wynalazkach – napędzane parą stalowe konie, przemierzające brudne ulice kraby-czyściciele, czy rotofotele pełniące rolę przybliżoną do śmigłowców – to tylko część z szerokiego wachlarza urządzeń prezentowanych przez autora.

Hodder, snując opowieść o XIX-wiecznym Londynie, nawiązuje do spraw bardzo aktualnych, zapraszając czytelnika do refleksji. Czytając o zaprojektowanych przez eugeników papugach-posłańcach zapamiętujących i przekazujących wiadomość niczym dyktafon, czy też psach-gońcach przybywających na gwizdnięcie i potrafiących dostarczyć list na podany adres z dokładnością GPSu, można się tylko zastanawiać, kiedy współcześni naukowcy zaczną w podobny sposób eksperymentować ze zwierzętami. Technicy, z Brunelem na czele, poszli jeszcze dalej, przekraczając wszelkie granice – za ich tworami tylko Rick Deckard, bohater jednego ze sztandarowych dzieł Philipa K. Dicka mógłby ruszyć w pogoń. Natomiast pod hasłami libertynów należy doszukiwać się pytania o ograniczenia, jakie na człowieka i siebie nawzajem narzucają wolność i moralność.

Wszystkie te niełatwe kwestie zostały zręcznie wplecione w ciekawą i wciągającą historię, która jednak miejscami staje się odrobinę niejasna i przekombinowana. Główny wpływ mają na to podróże w czasie, a konkretnie wszystkie związane z nimi konsekwencje i zawirowania. Mimo że większość wątków wyjaśnia się pod koniec, to samo zakończenie jest niesatysfakcjonujące – nagle urwane, jakby Hodder niespodziewanie dobrnął do z góry ustalonego limitu stron, którego nie mógł przekroczyć. Sytuację po części ratuje dobry styl, choć w tej kwestii autor ustępuje pola tuzom gatunku. Wypada wspomnieć o wyróżniającej się szacie graficznej z bardzo ładną okładką, a także zintegrowanej oprawie, jakościowo lepszej od zwykłych papierowych wydań.

Mark Hodder bez wątpienia zaliczył udany debiut. Zaserwował czytelnikom trzymającą w napięciu historię, umiejętnie wykorzystując motyw podróży w czasie. Stworzył alternatywną, steampunkową wersję XIX-wiecznego Londynu, tworząc zeń idealne tło dla swej opowieści. Do słabszych elementów należy zaliczyć irytującego protagonistę oraz epizodyczne postacie, których potencjał nie został w pełni wykorzystany. Mimo to, Dziwną sprawę skaczącego Jacka mogę polecić zarówno fanom steampunka, jak również wszystkim poszukującym porządnej lektury.