» Blog » [Dzikie Pola; artykuł]Bóg, aniołowie, święci, dewocjonalia
02-12-2010 15:30

[Dzikie Pola; artykuł]Bóg, aniołowie, święci, dewocjonalia

W działach: Dzikie Pola | Odsłony: 52

Tekst poniższy jest trzecią, ostatnią częścią tekstów o sprawach niematerialnych w Dzikich Polach. Zapraszam do zapoznania się z dwiema poprzednimi:
Diabeł
Zjawiska nadprzyrodzone


W dziwnych czasach żyjemy i łatwiej w nich spotkać różnego rodzaju ateistów, deistów, agnostyków oraz innych "istów" i "styków", niż ludzi rzeczywiście identyfikujących się z wiarą katolicką. Dlatego też, gdy rozmawiam na temat religii (czego zasadniczo staram się unikać, bo do niczego to nie prowadzi), jasno daję znać rozmówcy, że jestem człowiekiem wierzącym, i mimo inkwizycji, Borghiów, nepotyzmu, wyniszczenia kultur prekolumbijskich i innych niewątpliwych do udowodnienia (choć często przejaskrawianych i demonizowanych) zbrodni Kościoła Katolickiego, zmawiam rzymskie credo. W tekście niniejszym, choć nie planuję tego, mogą pojawić się pewnie sformułowania, które nie każdemu pasują do światopoglądu, a wzięte na poważnie mogą stać się przyczyną flame'u. Nie jest to moją intencją i jeśli tak się zdarzy, pozostaje wyrazić mi tylko ubolewanie.

 

Wstęp. Wiara graczy a wiara postaci.

 

Wstęp o działalności Bożej w Dzikich Polach trochę różnić się będzie od moich zwyczajowych ogólnych wprowadzeń. Gdy pisałem o diable czy zjawiskach nadprzyrodzonych, czerpałem przede wszystkim z tradycji ludowej, w przypadku zaś różnych upiorów a duchów, średnio zorientowany kinoman kilka horrorów obejrzał i wie z czym to się je. Z religią sprawa jest bardziej skomplikowana. Istnieją owszem ludzie, którzy uważają dowolne systemy wierzeń za taką samą część rozwoju kultury homo sapiens jak malowidła na ścianach czy tradycję kremacji ciał. Takie osoby na sesjach na ogół, gdy mówi się o cudach, przyjmą to ze zrozumieniem, litując się nieco nad ciemnotą naszych przodków. Jeśli na sesji sami staną się świadkami cudu, może być różnie. Są też osoby, których światopogląd opiera się na sprzeciwie wobec tradycyjnych religii, a w naszym kraju głównie wobec tradycji katolickiej. Stopień "wojowania" takiego ateisty/agnostyka (choć raczej ciężko wyczuć przeważnie, pod jaką kategorię podchodzą) jest bardzo różny i trzeba dobrze poznać człowieka, aby stwierdzić jak zareaguje, gdy przykładowo dojdzie do jakiegoś cudu dokonanego przez księdza (np uzdrowienia). Choć w wielu systemach fantasy średnio zaawansowany kapłan może dokonać więcej niż Chrystus w Ewangeliach, to łatwiej niektórym to zaakceptować niż uzdrawiającego księdza w naszym świecie. Są wreszcie ludzie, nieliczni raczej, których można nazwać wojującymi katolikami, dla których np objawienie się Matki Bożej (jest taki moment w "Bohunie" Komudy) jakiejś grupce warchołów jest po prostu bluźnierstwem i grzechem przeciw drugiemu przykazaniu.

 

Czemu o tym wszystkim piszę? By unaocznić, że sprawy wiary mogą być powodem, że ktoś na sesji będzie odczuwał dyskomfort, a nawet może doprowadzić to do kłótni. Po to spotykamy się na sesji, by się dobrze bawić. Dużo oczywiście mówi się o "zachowywaniu dystansu", "rozróżnianiu gracza i postaci" etc. Owszem, fajnie by było, gdyby każdy to potrafił. Życie to jednak życie i pewnie moglibyśmy mnożyć przykłady, gdy ktoś poczuł się dotknięty tym, co dzieje się wszak w fikcyjnym świecie gry.

 

Skupiając się na ziemskiej wierze.

 

Pierwszym pomysłem jest przerzucenie większości opisów działalności Boga na świat gry. Jeżeli gracze tylko usłyszą o objawieniu się Najświętszej Panienki czy cudzie dokonanym przez księdza lokalnej parafii, przyjmą to po prostu jako część opisu świata. Jeśli otrzymawszy straszliwą ranę NPC sojusznik już w dwie niedziele dojdzie do zdrowia, mówiąc o łasce, jaką doznał przez modlitwy do świętego Sebastiana, też nie powinno dojść do żadnych zgrzytów. 

 

Takie ujęcie wiary, w zasadzie odwołanie tylko do pewnej obrzędowości w jakimś stopniu załatwiamy sprawę powszechnej, dość powierzchownej pobożności XVIIwiecznego społeczeństwa. Można tutaj dodać jeszcze elementy opisu, czyli że przykładowo zamiast mówić "właśnie minęło południe" można powiedzieć "w tym czasie w Krakowie biją na Anioł Pański", a zamiast "obudziliście się o świcie": "pierwszą rzeczą, jaką usłyszeliście był śpiew gospodarza: Zacznijcie wargi nasze chwalić Pannę Świętą". Jeśli akurat w przygodzie mamy niedzielę, opis przybycia drużyny do miasta można wzbogacić dwoma zdaniami o treści: "wjeżdżając spostrzegliście, że akurat rozpoczynała się Msza święta. Ostawiwszy pachołków przy murze, hałaśliwie przedarliście się przez ciżbę do pierwszych ław, zarezerwowanych dla szlachty". I tyle. 

 

Takie ujęcie z całą pewnością nie wspiera odgrywania pobożności przez samych graczy, choć temu nie przeszkadza. Spotkałem się z opinią, że takie "olewcze" podejście do religii jest, znowu to fajne słowo, nierealistyczne, bo ludzie w XVII wieku byli bardzo pobożni. Może też graczom kazać myć się raz na 3-4 miesiące i rzucić w nich garścią mend, żeby oddać poziom higieny?

 

Jest za to jeden trik, który czasem stosuję: koniec sesji, w scenariuszu niedziela, gracze po ciężkich bojach docierają do kościoła, by usłyszeć fragment Pisma Świętego, który świetnie oddaje to, co gracze zrobili na sesji (najlepsze są psalmy, Księga Mądrości, Księga Przysłów, a do ciężkich sesji- Księga Hioba).

 

Więcej wiary: pielgrzymki, relikwie, ryngrafy, szkaplerze

 

Czasem ma się jednak graczy z którymi można pójść krok dalej. Gracze na sesjach RPG na ogół mają bardzo pogańskie podejście do odgrywania czegokolwiek: rzymskie "daję, żebyś dał" w pełnej krasie :P W przypadku odgrywania wiary wielu mogłoby powtórzyć za Stalinem: "papież? A ile on ma dywizji?". Jeśli więc światopogląd graczy nie wyklucza odgrywania pobożności, Mistrz Gry, by ich do tego zachęcić, musi za to coś im dać. I nie chodzi tylko o PDki za odgrywanie postaci, bo te mogą zdobyć w ciekawszy sposób niż dając ciężko zarobione pieniądze na zmarnowanie jakiemuś księdzu.

 

Przedreformacyjna tradycja chrześcijańska, czyli katolicyzm i prawosławie, oferuje wiele rzeczy, mogących zapewnić jakieś wymierne korzyści nie tylko po Dniu Ostatecznym. Odbycie pielgrzymki, noszenie ryngrafu czy szkaplerza, kult świętych relikwii etc. Jeśli gracze wyczują, że np noszenie szkaplerzyka coś im daje, ich postacie zaczną je nosić. Oczywiście, broń Boże nie chodzi o to, by im zapowiedzieć: "ten szkaplerz daje Wam +5 do testów odwagi" albo "ten ryngraf obniża zadane rany o jeden poziom". Trzeba sobie założyć, jakie mniej więcej korzyści zapewnia jakiś święty symbol. Dajmy taki przykład, że gracze biorą udział w bitwie, gdzie Polacy dostają srogi łomot. Morale złamane, wielu chce uciekać (pospolite ruszenie już zwiało :P). Mistrz Gry każe rzucać test przerażenia (trudny test Fantazji) wszystkim poza graczem, który wcześniej na tej sesji otrzymał od umierającego przyjaciela szkaplerz. Gdy reszta drużyny rzuca, prowadzący mówi mu: "patrząc w szeregi nieprzyjacielskie, Twoja ręka bezwiednie ląduje na szkaplerzyku. Czujesz ogarniający cię spokój. Cokolwiek się stanie, jesteś gotowy". 

 

Innym motywem jest założenie, że na przykład zakładasz, że ryngraf daje graczowi tajne dodatkowe 3 punkty Fortuny, wykorzystywane jedynie w obronie przed napastnikiem. Kiedy zawala test obrony, mówisz: "z całą pewnością sama Najświętsza Panienka podtrzymuje Twą szablę". Starczy kilka takich wtrąceń, a gracze od razu poczują, że warto mieć jakieś dewocjonalia przy sobie.

 

Oczywiście, nie muszą się te korzyści odnosić wyłącznie do walki. Po odbyciu pielgrzymki gracz może znaleźć większą łatwość w prowadzeniu dyskusji, czy wręcz możesz zapowiedzieć przed sesją, że do końca scenariusza nie musi odgrywać jednej z przywar, bo czuje w sobie wielką moc do pracy nad sobą. Taki "odmieniony" samotnik czy gwałtownik może być bardzo ciekawym urozmaiceniem.

 

Inaczej bym potraktował kwestię modlitw. Niech działają bardzo rzadko. Dobra, pełna modlitwa, po której człowiek rzeczywiście czuje, że, jak to ujął pewien mój znajomy jezuita, "nawiązuje kontakt z bazą" :), to jest niecodzienne doświadczenie, które na sesji powinno być nagrodą. Unikałbym próby podporządkowania efektów takiej modlitwy jakimś odgórnym założeniom, warto to potraktować indywidualnie. 

 

"U Chrystusa my na ordynansach, słudzy Maryi"- sesje heroiczne.

 

Ufff, jakoś przebrnęliśmy chyba bez większych kontrowersji. Został jeszcze jeden typ przygód, które nazwałem niegdyś "sienkiewiczowaniem". W takich scenariuszach gracze są bohaterami przez duże B, rycerzami spod kresowych stanic, bijącymi "tępych wrogów, którzy tylko po to wchodzili w granice słabej lecz wiecznej Rzeczypospolitej, by się mogła na ich trupach wesprzeć". Wyciągniemy z rękawa jeden z naszych narodowych mitów, czyli rzekoma heroiczna obrona Jasnej Góry. Jeśli był tam jakiś cud, to tylko taki, że wreszcie Polakom udało się skuteczną propagandą odwrócić koleje wojny. 

 

W każdym razie, w "Potopie" Sienkiewcza, bo to ów nasz noblista odpowiada za popularyzację tego mitu, Boskich ingerencji widzimy co niemiara. Klasztor owija chmura w kształcie Czarnej Madonny, klasztor zdaje się przemieszczać unikając kul armatnich i w ogóle. Takich opisów w tradycji chrześcijańskiej mamy co nie miara i do tej tradycji, czasem prawdziwej, częściej nie, będziemy sięgać. W drodze na Beresteczko armia koronna widywała zastępy aniołów sunące po niebie przed polskim wojskiem, święty Jan z Dukli przestraszył wojska Chmielnickiego i Tuhaj-beja, przez co nie zdobyli Lwowa w 1648 roku, Matka Boża wyrzuciła Polaków z Mos... Ups :P Znaczy się, Matka Boska Ostrobramska pozwoliła Żółkiewskiemu Moskwę zająć. :P

 

Cóż, w taki pełen przesady i raczej z przymrużeniem oka prowadzę tego typu sesje. Sienkiewicza bardzo lubię i do "Trylogii" chętnie wracam, ale szacunek dla historii nakazuje mi nie traktować go do końca poważnie :) Oczywiście, w takiej konwencji nawet objawienia świętych są akceptowalne. Jedna tylko uwaga; jeśli już mamy objawienie, to niech będzie to raczej pomniejszy święty, a nie Maryja czy Chrystus, bo dla wielu osób to już po prostu przegięcie i mimo najszczerszych chęci mogą odczuwać dyskomfort i raczej z Jezusem rozmawiać nie będą chcieli. 

 

W takich przygodach nawet w prostszych sprawach mogą znajdować się opisy ingerencji Pańskiej. Bo to za sprawą Najświętszej Panienki udało się znaleźć wyjście z boru przed lasem, to święty Ignacy postawił na drodze graczy jezuitę, który wskazał nam właściwy trop, a zwycięstwo nad szwedzkim podjazdem zapewnił nam sam święty Michał. 

 

Zniszczone kościoły, sprofanowane krzyże, spalone cerkwie...

 

Zajmijmy się teraz krótko sprawą z innej strony. Dotychczas mówiliśmy o raczej pozytywnym aspekcie, czyli jakiejś obecności Boga i sił niebiańskich. Czasem jednak konwencja wymaga czegoś zupełnie odwrotnego. Powstanie Chmielnickiego, najazd Moskwy, "Potop"- w sumie cały smutny okres 1648-1660, jest dobry pod konwencję odpowiadającą w jakiś sposób neuroshimowej Rdzy. Wszystkie wysiłki zniweczone, wszędzie ruiny, a trupy, a bieda. Ludzie jak cienie snują się po wielkim cmentarzu w jaki obrócono całą Najjaśniejszą. Gracze nocami znajdują nocleg w ruinach wsi, gdzie zdatny do zamieszkania jest tylko kościółek. Wchodząc widzą nagiego proboszcza przybitego do krzyża przez kozaków i trupy mieszkańców wsi, daremnie szukających ocalenia w świętym przybytku. Po drodze widzą sprofanowane kapliczki i krzyże.

 

Często taka sceneria towarzyszy sesjom, jak już nawiązałem do kolorów Neuroshimy, stalowym, gdzie konfederaci tyszkowieccy stawiają przewrócone przez radziwiłłowskich żołdaków krzyże, a Andrzej Bobola redaguje śluby lwowskie ze świętą wiarą, że Jan Kazimierz ich dotrzyma. Ale w rdzawych Dzikich Polach po prostu Boga nie ma. Tam jest miejsce na próżne modlitwy, które okrutny los perfidnie obraca na niekorzyść modlącego, na próżne bohaterstwo nielicznych księży, a licznych sprzedawczyków, którzy po zrzuceniu sutanny sami okradają swoje kościoły, bo i tak ludzie zrzucą to na Szwedów. To czas pogromów Żydów i Ormian, skrajnej nietolerancji. Też przykład konwencji niezgodnej z biesiadno-warcholskim kanonem...

 

W sumie, niewiele takich "ciężkich" sesji prowadziłem. Gracze na ogół nie mają ochoty na takie opowieści. Ale w nich właśnie starałem się przede wszystkim oddać smutek "doliny wiary", w jaką wchodzi człowiek po większych doświadczeniach duchowych. W jednej chwili wydaje się, że można przesuwać góry i wykorzeniać drzewa figowe, a w drugiej człowiek zastanawia się, czy jest przy zdrowych zmysłach i nie potrafi się skupić na niczym, wszystko mu leci przez ręce. Takie sesje, w gnoju i znoju, są męczące dla prowadzącego i graczy, ale myślę, że co jakiś czas warto. Ciekawe doświadczenie.

 

Powoli kończąc...

 

Powoli kończąc mam nadzieję, że w tych trzech notkach nakreśliłem mniej więcej sposób, w jaki staram się prowadzić sprawy "nie z tego świata" w systemie, który powszechnie kojarzy się z historycznymi nerdami, które w przerwach namiętnego wczytywania się w różne książki chcą się poczuć prawdziwymi szlachcicami. Zarówno pojawianie się diabła, jak i upiorów, jak i objawień Pańskich, wchodzi w sferę, którą na ogół od uczestników zabawy odgradza nierzeczywisty setting. O wiele łatwiej spotkać nam się z demonem w Altdorfie, odpędzić ducha w Neverwinter i dostąpić spotkania z Dwójcą w Lyonesse, niż podpisywać cyrograf we lwowskiej karczmie Rzym, słuchać jęków cieni spalonych w synagodze kijowskiej Żydów czy dostąpić objawienia świętego Stanisława Biskupa w katedrze wawelskiej. Żyjąc na tym samym świecie co bohaterowie naszych przygód dajemy im nasze własne poglądy na te sprawy, chyba, że zdamy sobie z tego sprawę i będziemy się starali grać inaczej. Ale to wyższa szkoła jazdy i czasem widać rażące niekonsekwencje.

 

Tym samym dojechaliśmy do końca :) Dziękuję za polecenie moich dwóch poprzednich notek i mam nadzieję, że tym finałem Was nie rozczarowałem- a to łatwo zrobić pisząc o takich sprawach. 

 

Miłego adwentu. :)

Komentarze


Asmodeo
   
Ocena:
0
Fajna notka. Nie gram w Dzikie Pola bo jedyne co o nich wiem to stereotypy, a one są jakie są. Muszę jednak powiedzieć, że teksty typu: "z całą pewnością sama Najświętsza Panienka podtrzymuje Twą szablę" są dziwne. Ja jako wierzący Katolik zawahałbym się poważnie zanim bym użył podobnego. Bo reakcje mogą być różne, niekoniecznie komukolwiek odpowiadające. Inna sprawa wprowadzać "bonusy", inna opisywać je w ten sposób.

Tak poza tym - spoksik:P
02-12-2010 21:00
Cooperator Veritatis
   
Ocena:
0
@Asmodeo

Przykład może faktycznie niezbyt szczęśliwy, ale w różnego rodzaju diariuszach z epoki tego typu sformułowań można znaleźć sporo. A to, że we śnie święty Jerzy (patron autora) coś podpowiedział, a to, że Bogarodzica specjalnie ścieżki poplątała, że w zasadzkę Moskali autor nie wpadł etc. Więc takie sformułowania zgodne są z epoką do której Dzikie Pola się odwołują. Inna rzecz, że ludziom niezaznajomionym z tradycją sarmacką takich sformułowań bym nie fundował :)

Pzodrawiam
02-12-2010 22:00
Malaggar
   
Ocena:
0
Niezaznajomionym fundowałbyś okrzyk (wg. Paska ;) ) brandenburczyków (??) w czasie szturmu Koldyngi(??) - nie pamiętam detali, wieki temu to czytałem ;)
02-12-2010 22:06
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
że ja a nawet wszystkie zzzzzzydy
26-12-2010 19:03

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.