Dzień oprycznika - Władimir Sorokin
Ostrzeżenie dla Rosjan i nie tylko
Autor: Michał 'M.S.' Smętek
Redakcja: Beata 'teaver' Kwiecińska-SobekWładimir Sorokin jest jednym z najpopularniejszych rosyjskich pisarzy. W swojej ojczyźnie dorobił się nawet miana następcy Dostojewskiego, a każda jego kolejna książka ląduje tam na listach bestsellerów. Podobno odkąd zaczął w swoich powieściach zamieszczać wątki polityczne, znalazł się na celowniku proputinowskich ugrupowań, które grożą mu teraz procesem. Natomiast polskim czytelnikom Sorokin najpewniej kojarzy się z dość poczytną trylogią fantastyczną Światłość i lód. Chcąc wykorzystać szum, jaki ostatnio wytworzył się wokół tego pisarza, warszawskie wydawnictwo W.A.B. postanowiło wydać jego najnowszą, niezwykle kontrowersyjną powieść – Dzień oprycznika.
Akcja toczy się w 2027 roku. Nowym światowym hegemonem są Chiny, natomiast Rosja odgrodziła się od reszty świata wielkim murem, ograniczając się do roli szlaku tranzytowego między Państwem Środka a Europą i eksportera surowców energetycznych. Od przynajmniej kilkunastu lat w kraju tym panuje monarchia absolutna z carem jako niepodzielnym władcą, wspieranym przez ślepo mu oddaną Opryczninę, czyli taką specsłużbę, wzorowaną na XVI-wiecznej opryczninie Iwana IV Groźnego.
W swojej powieści Sorokin dokładnie opisał jeden dzień z życia oprycznika (i to nie byle jakiego) Andrieja Daniłowicza Komiagi. Wraz z nim będziemy mieli okazję przekonać się, jak oprycznina postępuje z niepokornymi szlachcicami lub też innymi artystami, skąd bierze się jej bogactwo i potęga oraz jakie zadania stawiają przed nią rosyjscy panujący. Dowiemy się również, że do ulubionych form spędzania wolnego czasu wśród jej członków należą (oprócz picia, co jest jednak oczywiste – w końcu akcja toczy się w Rosji) ćpanie dość oryginalnego narkotyku oraz pseudo-rytualne orgie homoseksualne. Wszystko to nie tworzy jakiejś zwartej fabuły, prowadzącej do określonego finału, lecz raczej zbiór dość luźnych scenek, razem składających się na straszny, a jednocześnie z lekka absurdalny obraz Rosji przyszłości.
Przed przeczytaniem Dnia oprycznika, spotkałem się z opiniami, że polski czytelnik nie znajdzie w tej książce wiele dla siebie i jest ona skierowana wyłącznie w stronę Rosjan. Moim zdaniem jest to nieprawda. Na przykładzie swojej ojczyzny Sorokin przestrzega chociażby przed chęcią izolowania się od reszty świata, która często wynika z wiary w to, jakoby czyjś naród był tak doskonały, iż sam mógłby sobie porazić (jest to problemem, który dotyczy nie tylko naszego wschodniego sąsiada). Owo niezdrowe, uporczywe przekonanie, że jeden kraj może przeżyć zupełnie bez kontaktów z innymi, prowadzi do upadku moralnego i kulturowego, co jest bardzo wyraźnie ukazane w tej powieści.
Wadą powieści są bohaterowie. Niby są dość wyraziści i zapadają w pamięć (szczególnie tyczy się to postaci głównego bohatera lub też szefa opryczniny – są to osoby doprawdy pełni sprzeczności, u których hipokryzja miesza się z prawdziwą wiarą i szczerym oddaniem słusznej, ich zdaniem, sprawie), ale autor nie pokusił się o to, by spróbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego na przykład taki Komiaga – człowiek bez wątpienia wykształcony i do tego inteligentny – dał się opętać temu systemowi? Innym mankamentem jest też fakt, że Sorokin skupił się wyłącznie na przedstawicielach władzy, zwykłych ludzi oraz opozycjonistów zostawiając gdzieś w tle. W ten sposób nie otrzymaliśmy pełnego obrazu życia Rosjan w tym świecie. Mimo z lekka futurystycznej scenerii, autor kpi też z obecnych przywar Rosjan, do jakich należy chociażby dość ambiwalentny stosunek do prawa. Na przykład Komiaga, wierny poddany cara, nie waha się sięgać po łapówki czy łamać monarsze nakazy lub zakazy, jeśli miałoby w ten sposób osiągnąć swój cel. W ogóle cała sorokinowska Rosja opiera się na układach i korupcji – obraz bardzo dobrze znany zarówno z historii, jak i czasów nam współczesnych.
Całość jest napisana stylem bardzo mocno stylizowanym na wschodni. Nie przeszkadza to w lekturze, a do tego pozwala wczuć się w klimat prawosławnej Rusi. Stronę edytorską książki oceniam wysoko – ciężko było mi przyuważyć jakiekolwiek błędy czy niezręczności językowe. Dzień oprycznika został napisany w Rosji i dla Rosjan, toteż znajdują się w nim liczne odwołania do historii i kultury rosyjskiej, niekoniecznie zrozumiałe dla przeciętnego czytelnika znad Wisły. Na szczęście liczne przypisy tłumaczki powinny przełamać i tę barierę.
Podsumowując, najnowsza wydana u nas powieść Sorokina to książka dobra, aczkolwiek daleko jej do ideału. Ci, którzy zajmują się Rosja "na poważnie", mogą ją sobie odpuścić lub potraktować jako ciekawostkę. Natomiast polecę ją osobom nie zainteresowanym na codzień naszym wschodnim sąsiadem, ale chcącym nieco poznać mentalność Rosjan oraz poglądy na temat tego, do czego może prowadzić przesadne poczucie wyższości.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Akcja toczy się w 2027 roku. Nowym światowym hegemonem są Chiny, natomiast Rosja odgrodziła się od reszty świata wielkim murem, ograniczając się do roli szlaku tranzytowego między Państwem Środka a Europą i eksportera surowców energetycznych. Od przynajmniej kilkunastu lat w kraju tym panuje monarchia absolutna z carem jako niepodzielnym władcą, wspieranym przez ślepo mu oddaną Opryczninę, czyli taką specsłużbę, wzorowaną na XVI-wiecznej opryczninie Iwana IV Groźnego.
W swojej powieści Sorokin dokładnie opisał jeden dzień z życia oprycznika (i to nie byle jakiego) Andrieja Daniłowicza Komiagi. Wraz z nim będziemy mieli okazję przekonać się, jak oprycznina postępuje z niepokornymi szlachcicami lub też innymi artystami, skąd bierze się jej bogactwo i potęga oraz jakie zadania stawiają przed nią rosyjscy panujący. Dowiemy się również, że do ulubionych form spędzania wolnego czasu wśród jej członków należą (oprócz picia, co jest jednak oczywiste – w końcu akcja toczy się w Rosji) ćpanie dość oryginalnego narkotyku oraz pseudo-rytualne orgie homoseksualne. Wszystko to nie tworzy jakiejś zwartej fabuły, prowadzącej do określonego finału, lecz raczej zbiór dość luźnych scenek, razem składających się na straszny, a jednocześnie z lekka absurdalny obraz Rosji przyszłości.
Przed przeczytaniem Dnia oprycznika, spotkałem się z opiniami, że polski czytelnik nie znajdzie w tej książce wiele dla siebie i jest ona skierowana wyłącznie w stronę Rosjan. Moim zdaniem jest to nieprawda. Na przykładzie swojej ojczyzny Sorokin przestrzega chociażby przed chęcią izolowania się od reszty świata, która często wynika z wiary w to, jakoby czyjś naród był tak doskonały, iż sam mógłby sobie porazić (jest to problemem, który dotyczy nie tylko naszego wschodniego sąsiada). Owo niezdrowe, uporczywe przekonanie, że jeden kraj może przeżyć zupełnie bez kontaktów z innymi, prowadzi do upadku moralnego i kulturowego, co jest bardzo wyraźnie ukazane w tej powieści.
Wadą powieści są bohaterowie. Niby są dość wyraziści i zapadają w pamięć (szczególnie tyczy się to postaci głównego bohatera lub też szefa opryczniny – są to osoby doprawdy pełni sprzeczności, u których hipokryzja miesza się z prawdziwą wiarą i szczerym oddaniem słusznej, ich zdaniem, sprawie), ale autor nie pokusił się o to, by spróbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego na przykład taki Komiaga – człowiek bez wątpienia wykształcony i do tego inteligentny – dał się opętać temu systemowi? Innym mankamentem jest też fakt, że Sorokin skupił się wyłącznie na przedstawicielach władzy, zwykłych ludzi oraz opozycjonistów zostawiając gdzieś w tle. W ten sposób nie otrzymaliśmy pełnego obrazu życia Rosjan w tym świecie. Mimo z lekka futurystycznej scenerii, autor kpi też z obecnych przywar Rosjan, do jakich należy chociażby dość ambiwalentny stosunek do prawa. Na przykład Komiaga, wierny poddany cara, nie waha się sięgać po łapówki czy łamać monarsze nakazy lub zakazy, jeśli miałoby w ten sposób osiągnąć swój cel. W ogóle cała sorokinowska Rosja opiera się na układach i korupcji – obraz bardzo dobrze znany zarówno z historii, jak i czasów nam współczesnych.
Całość jest napisana stylem bardzo mocno stylizowanym na wschodni. Nie przeszkadza to w lekturze, a do tego pozwala wczuć się w klimat prawosławnej Rusi. Stronę edytorską książki oceniam wysoko – ciężko było mi przyuważyć jakiekolwiek błędy czy niezręczności językowe. Dzień oprycznika został napisany w Rosji i dla Rosjan, toteż znajdują się w nim liczne odwołania do historii i kultury rosyjskiej, niekoniecznie zrozumiałe dla przeciętnego czytelnika znad Wisły. Na szczęście liczne przypisy tłumaczki powinny przełamać i tę barierę.
Podsumowując, najnowsza wydana u nas powieść Sorokina to książka dobra, aczkolwiek daleko jej do ideału. Ci, którzy zajmują się Rosja "na poważnie", mogą ją sobie odpuścić lub potraktować jako ciekawostkę. Natomiast polecę ją osobom nie zainteresowanym na codzień naszym wschodnim sąsiadem, ale chcącym nieco poznać mentalność Rosjan oraz poglądy na temat tego, do czego może prowadzić przesadne poczucie wyższości.
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Dzień oprycznika (День опричника)
Autor: Władimir Sorokin
Tłumaczenie: Agnieszka Lubomira Piotrowska
Wydawca: W.A.B.
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 10 stycznia 2008
Liczba stron: 232
Format: 123 × 195 mm
ISBN-13: 978-83-7414-378-3
Cena: 29,90 zł
Autor: Władimir Sorokin
Tłumaczenie: Agnieszka Lubomira Piotrowska
Wydawca: W.A.B.
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 10 stycznia 2008
Liczba stron: 232
Format: 123 × 195 mm
ISBN-13: 978-83-7414-378-3
Cena: 29,90 zł
Tagi:
Dzień oprycznika | Władimir Sorokin