Dzieci Jaspree
"Porozmawiajmy o elfach drogi przyjacielu, nie martw się, przy ognisku żadna opowieść się nie dłuży. Zastanawiałeś się kiedyś jak to z nimi jest? O co mi chodzi? Już tłumaczę...
Widzisz, pewnego dnia zacząłem zastanawiać się nad ich skórą. Wszyscy wiedzą, że na przykład krwawe elfy posiadają kolce, a reszta, no cóż reszta jest dosyć zwyczajna. Jednak czy widziałeś kiedyś zielonkawego czy perłowego? Ha, mi pewnego dnia to się udało! Wyglądają dość egzotycznie nawet dla kogoś takiego jak ja, a przecież wiesz, że widziałem wiele. Jestem ciekaw czego jest to wynikiem, bo wietrzniaki dajmy na to przyjmują kolor otoczenia... po jakimś czasie oczywiście. A oni, z tego co wiem, ten kolor mają zawsze. Widzę, że nie ciekawi cię to, poczekaj chwilę, zaraz się to zmieni.
Tylko dzięki przypadkowi, a może i dzięki Pasjom natknąłem się na tą sensację. Wraz z czwórką kompanów, niech Pasje mają ich duszę w opiece, wyruszyliśmy na poszukiwanie przygód. Oczywiście nie liczyliśmy na sam łut szczęścia, w nasze ręce dostała się wyjątkowo autentyczna mapa prowadząca do pewnego kaeru... Na czym to ja skończyłem? Aha, już pamiętam – poszukiwanie przygód. Podróż była okropna, musieliśmy przedzierać się przez najgorsze chaszcze przy okropnej duchocie tropikalnego lasu. Musisz wiedzieć, że musieliśmy dotrzeć w sam środek puszczy Serwos, ponieważ to tam kierowała nas mapa. Po trzech ciężkich dniach dotarliśmy na wyznaczone miejsce, a tam ani śladu jakiegokolwiek kaeru, ani nawet kawałka pozostałości po nim. Wtedy dopiero uświadomiliśmy sobie, że mapa została nakreślona w czasie pogromu. Cóż z tego? Nie zauważyłeś, że Barsawia zmieniła się od tamtego czasu. Najwidoczniej ta i tak potężna dżungla rozrosła się jeszcze bardziej. Żywności mieliśmy jeszcze na prawie cały tydzień, ale obawialiśmy się zapuszczać głębiej. Co nam pozostało? No cóż, tylko powrót na stare śmieci. Wizja skarbów i sławy tymczasowo przepadła. Jednak żaden z nas nie przewidywał zbliżającej się tragedii.
Postanowiliśmy pokręcić się trochę w promieniu paruset metrów, przespać noc i wyruszyć z powrotem. Wokoło naszego obozu, jak łatwo się domyśleć, nic nie znaleźliśmy. Zaczęliśmy przygotowywać się na noc. Krasnolud, który zwał się Daxir, począł zbierać chrust na opał. Wśród tętniącej życiem dżungli wypatrzył jedno usychające drzewo. Chcąc zaoszczędzić sobie czasu postanowił je ściąć. Uderzył toporem i w tym momencie dżungla zawyła. Jak się zaraz okaże, gdyby nie Daxir, to moi przyjaciele byliby tu teraz ze mną. W każdym bądź razie, wszystkich nas ogarnął strach. Krasnolud zaraz po tym wrócił z powrotem, nic nie powiedział o swym przewinieniu. Tej nocy nikt nie spał spokojnie, jednak nic, mimo naszych obaw, się nie wydarzyło. Rankiem zaczęliśmy się zbierać, niestety uspokojeni straciliśmy czujność, a każdy średnio rozgarnięty adept wie, że czujność to podstawa. Krasnolud z głupim uśmiechem na ustach powiedział: A ja już myślałem, że ta puszcza może nam spłatać małego figla. Ledwo co dokończył zdanie, gdy w tym samym momencie przebiła go włócznia. Zanim jego martwe ciało upadło na ziemię, reszta mych towarzyszy dobyła broni. Sekundę później podzielili los karła. Doświadczeni adepci zginęli w tak żałosny sposób, nawet nie mieli szans się obronić. Co się stało ze mną? Nie, nie uciekłem... zresztą i tak nie miałbym żadnych szans.
Stałem jak wryty, nie zdążyłem nawet zareagować. Chwilę później z gęstwiny wyłonili się „oni”. Szóstka elfów, pięciu dzierżyło napięte łuki skierowane we mnie. Tak, dobrze się domyślasz, mieli zielonkawy odcień skóry, byli ubrani w zbroje zdobione w przedpogromowe, kunsztowne wzory. Podniosłem ręce na znak, że się poddaje. Nie rozumiałem jakim sposobem ich wcześniej nie zauważyłem, wszak jestem zwiadowcą i to dobrym. Tymczasem ten bez łuku podszedł do ciała krasnoluda, wyrwał brutalnie włócznię i skierował się w moją stronę. Chciałem coś powiedzieć, lecz on jednym celnym ciosem ogłuszył mnie. W czasie tego zdarzenia nie wypowiedzieli żadnego słowa. Nie wiem jak długo byłem nieprzytomny.
Obudziłem się już w ich mieście. Tak przyjacielu, dobrze usłyszałeś to było miasto. Swym ogromem i pięknem przerasta niejedno Barsawiańskie osiedle. Wszystkie budynki były zrobione z żywych roślin, tak jak w Krwawej Puszczy – tylko bez tych ich „upiększeń”. Wszystkie oprócz jednej centralnej, wielkiej piramidy, zdałem sobie sprawę, że to miał być cel naszej wyprawy. Po chwili dotarło do mnie w jakiej sytuacji się znalazłem – sam pośród setek tych dzikich elfów. Wtrącono mnie do jednej z chat, dalej nikt się do mnie nie odzywał, choć wiem, że posługiwali się mową. Było tam gwarno jak w Wielkim Targu, z tą różnicą, że nie słyszałem, aby ktoś posługiwał się krasnoludzkim.
Po około pół godzinie przyszli po mnie. Zabrali mnie w stronę tej wielkiej piramidy. Im bardziej się zbliżaliśmy, tym bardziej zyskiwała na swej potędze. Jej mury pokryte były ochronnymi znakami, zdaje się we wszystkich znanych Dawcom językach. Sam ujrzałem krasnoludzkie i ludzkie. We wnętrzu dało się czuć przyjemny chłód. Przeprowadzili mnie przez kilka sal. Ich ściany pokryte były starożytnymi płaskorzeźbami. Zdawało się, jakby czas ominął ten kaer. W końcu zatrzymali mnie w jednym z pomieszczeń. Było tam pełno jedzenia i napoi, a co najbardziej cieszyło me oczy, podanych w złotych i srebrnych naczyniach, zdobionych kosztownymi kamieniami. Po chwili do komnaty wszedł potężny obsydianin. Aż promieniował aurą mocy. Jego skórę przecinały diamentowe żyłki, na których nieustannie tańczyły refleksy światła. Zapytał się, dlaczego się nie częstuję. Nie odpowiedziałem, nie mogłem wydusić z siebie słowa. Nie czekając, aż natchnie mnie na jakąś myśl godną wypowiedzenia, zaczął mi po kolei pewne sprawy wyjaśniać.
Na początku nie mogłem przyzwyczaić się do jego archaicznej formy mego języka, lecz po jakimś czasie zacząłem się przyzwyczajać. Wyjaśnił mi, dlaczego doszło do śmierci mych przyjaciół, jednak nie otrzymałem żadnego słowa przeprosin. Zdradził mi jeszcze parę szczegółów. Otóż okazało się, że obsydianin ten jest ostatnim mieszkańcem tego kaeru. Przez chwilę zastanowiłem się, ileż też on może mieć lat. Przeżywając pogrom musiał zgłębić wiedzę nie osiągalną dla większości z nas, podejrzewam, że jest on z jednym z najpotężniejszych Mistrzów Żywiołów Barsawii. Tak przyjacielu to prawda, ale to jeszcze nie wszystko. Po Pogromie widząc zniszczenia jakie wyrządziły horrory, postanowił jako jeden z pierwszych rozpocząć restaurację Barsawii. Został głosicielem Jaspree. Powiedział, że efekty jego dzieła nie tylko mogłem zobaczyć przemierzając Serwos. Nie rób takiej miny ja też nie mogłem w to uwierzyć, nie jestem pewien czy jeszcze wierzę. Obsydianin, ich przywódca, nazwał swe plemię Driadami – Dziećmi Jaspree.
Spędziłem tam jeszcze miesiąc. Przez cały ten czas opowiadałem mu o dzisiejszej Barsawii. Pewnego dnia powiedział mi, że opuszczę to miejsce, ale pod jednym warunkiem: Nikomu nie zdradzę tego co wtedy ujrzałem i czego się dowiedziałem. Niestety jak sam zauważyłeś złamałem właśnie dane słowo, ale zrozum musiałem się tym z kimś podzielić. A poza tym on się nigdy o tym nie dowie. W końcu jesteśmy setki mil od Serwos. Zaczekaj chwilę, chyba coś słyszałem... Wydaje mi się? Chyba masz rację... Przez chwilę myślałem, że to te przeklęte elfy, ale wydaje mi się, że o ich obecności dowiedziałbym się dopiero oglądając lotki strzał wystających z mych trzewi. Co powiadasz? Po tym co zrobiłem, na ich miejscu przed moją śmiercią, dał byś mi do zrozumienia, kto wykonuje wyrok? He, he, nie żartuj sobie, bo to nie jest śmieszne. Spotkam jeszcze paru takich jak ty, a będę się trząsł jak galareta. He, he, he...he... o Pasje... Hhrgh...hrg... ...Wybacz przyjacielu... ja..."
Zaraz po wizycie Xhorga, człowieka zwiadowcy, przywódca miasta, obsydianin Geaar Tal Noriit, postanowił wysłać pięć swych driad. Mieli oni potwierdzić słowa przybysza. Geaar nakazał piątemu elfowi powrócenie po roku z pierwszym raportem, reszta miała zbierać informacje na bieżąco i powrócić z nimi po upływie 50 lat. Procedurę powtarzano co dekadę, a od tamtego wydarzenia minęło pięć dziesięcioleci. Z pierwszej wyprawy powróciło tylko dwóch. Dzięki nim uaktualniono języki, mapy, sytuację polityczną itd.
Aktualnie poza puszczą Serwos przebywają 23 driady.