Dzieci Boga - Tadeusz Meszko

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Dzieci Boga - Tadeusz Meszko
Data przewidywanego przez Daniela Batesa wybuchu gniewu Słońca zbliża się nieubłaganie. Po tym, jak jego prognozy zostały wyśmiane w telewizji, mało kto mu wierzy, ale mimo wszystko znajdują się ludzie, którzy próbują przygotować świat na kryzys. Jest też jednak przynajmniej jedna osoba z niecierpliwością wyglądająca nadchodzących kataklizmów – Theodor Dulsberg, zastępca sekretarza obrony USA. Ma on swoje plany, których wprowadzenie zmieni porządek świata. Nasi bohaterowie zrobią jednak wszystko, żeby do tego nie doszło

Tym, co najlepiej zapamiętam z drugiego tomu 2012 jest erudycja autora. Nie jest to bynajmniej wiedza typowo książkowa, która przejawia się w kolejnych danych statystycznych (choć i te się pojawią), ale masa anegdot i ciekawostek, które często mają jak najbardziej merytoryczny charakter – a przy tym doskonale bawią. Czasami Meszko trochę przesadza, gubiąc fabularne wątki w potoku kolejnych informacji, ale mimo wszystko są one sporym plusem powieści.

Nie tylko one jednak wywołują wrażenie pewnych zaburzeń w ciągłości fabuly, bowiem Meszce nie udało się wyeliminować bodaj największej wady Dzieci Słońca: szarpanej narracji. Ba, tym razem jest jeszcze gorzej! Dlaczego? Przede wszystkim z powodu króciutkich, ale denerwujących akapitów poświęconych zniszczeniom związanym z burzą słoneczną. Zdarzało się niejednokrotnie, iż kolejne strony przewracały się tylko siłą inercji: kiedy czytelnik rozpędzi się przy "fabularnej" części tekstu, czyta dalej, nie zwracając uwagi na to, że zaczęły się opisy kolejnych problemów z satelitami. Czy nie wystarczyłby jeden czy dwa fragmenty poświęcone feralnym lotom i spustoszeniu na okołoziemskich orbitach? Niestety, autor uważa inaczej; miejscami zdarza się wręcz, że opisy katastrof dominują w tekście. Przez to 2012 Gniew Ojca: Dzieci Boga sprawiają wrażenie powieści sztucznie wydłużanej: historię Daniela i Myszki, Roberta, Salvadore'a czy Dulsberga zapewne dałoby się zamknąć w opowieści o połowę krótszej. Średnio przemówiło do mnie także zakończenie tekstu: niby jest to zamknięcie bardzo efektowne, ale trochę trąci małostkowością, boli, że jest ono aż tak optymistyczne.

W drugim tomie 2012 zawiódł mnie styl autora. Nie wiem, czy nie zauważyłem tego w przypadku Dzieci Słońca, czy po prostu takiego problemu nie było, ale autor ma kłopoty z formułowaniem bardziej rozbudowanych zdań. Pojawiają się powtórzenia, tautologizmy, wreszcie dziwaczne konstrukcje gramatyczne, które pozostawiają w czytelniku bardzo negatywne wrażenie. Szczególnie zapamiętałem jedną sytuację: w początkowej części powieści byłem urzeczony którymś z opisów, a w chwilę później nie mogłem wręcz uwierzyć, że dalszą część napisał ten sam autor. Dawno żaden tekst nie pozostawił we mnie tak negatywnych wrażeń, jeśli chodzi o język – nie wiem nawet czy to wina Meszki, czy raczej redakcji, która nieszczególnie przyłożyła się do logicznej obróbki tekstu.

Na zdecydowaną pochwałę zasługuje natomiast rozwój postaci: Daniel i Myszka zaczynają budować związek, który na szczęście przeciwstawia się szczęśliwym wizjom z epilogu – od razu widać, że nie jest to łatwa relacja; Theodor Dulsberg staje się typowym czarnym charakterem, ale właśnie takiej postaci brakowało w pierwszym tomie. Najciekawsze są jednak relacje trójkąta Salvadore-Robert-Grace, które co prawda nie pasowałyby do powieści obyczajowej (w końcu to terrorysta, agent CIA i dziennikarka), ale w tym meteorologicznym thrillerze sprawdzają się idealnie.

2012 Gniew Ojca: Dzieci Boga to powieść, z która wiązałem spore nadzieje. Myślałem, że pierwszy tom jest tylko zalążkiem doskonałej historii, z przykrością stwierdzam jednak, iż się zawiodłem: liczyłem na emocjonujący thriller ze Słońcem w tle, dostałem natomiast tekst, przez którego fragmenty trzeba się wręcz siłą przedzierać. Nie ratują powieści ani wyjątkowo ciekawe wątki religijne, ani poszukiwanie metafizycznego wzorca, gdyż – niestety – Dzieci Boga są nudne.