Dzidą w oko
Odsłony: 26Obejrzałem przed chwilą najnowszego Star Treka w wersji 3D, i na szybko dzielę się wrażeniami.
Pierwsze i najważniejsze - nie podobał mi się. Byłem bardzo entuzjastycznie nastawiony po poprzedniej części, więc mój zawód był zaskakujący nawet dla mnie samego.
Nie uważam się za jakiegoś szczególnie fanatycznego trekkiego, chyba nawet nie jestem nim w ogóle. Podobało mi się, jak wywrócono świat ST do góry nogami w pierwszej części wznowienia, jak wykopano elementy trącące myszką z TOSa i zinterpretowano świat jeszcze raz.
Abrams zrobił w pierwszym filmie dobrą robotę, chociaż niezbyt go lubiłem za "Lost" i "Heroes".
To co nam zaserwował w części drugiej przypomina jednak ostatnie sezony wyżej wspomnianych seriali - pretekstowa fabuła maskowana efektami specjalnymi i byle jakim zakończeniem.
Niby z jednej strony to Star Trek, on nigdy nie był zbyt skomplikowany fabularnie, ale tutaj Abrams przegiął i to dośc mocno.
Mogę powiedziec tylko jedno dobre słowo o tym filmie - warto go obejrzec w 3D, chociażby dla tytułowej "dzidy w oku". Efekty specjalne są świetne, wrażenie immersji bardzo dobre, chociaż ilośc tego raczej powoduje ból głowy pod koniec filmu - a do najkrótszych on nie należy.
HERE BE SPOILERS - czyli zostaliście ostrzeżeni.
Co mnie najbardziej boli, to głupota scenariusza. Idąc do kina liczę na jakąś historię, najlepiej dobrą - tutaj jej własciwie nie było. Film jest wypełniony niepotrzebnymi komplikacjami, których jedynym zadaniem jest dopchac kilka dodatkowych scen eksplozji.
Przykład z samego początku - Spock musi osobiście i własnoręcznie włożyc do lawy w środku wulkanu jakiś "superlód", inaczej planeta pełna dzikusów z dzidami (swoją drogą - biali murzyni? Serio?) się rozpuknie.
Nie wiedziec czemu, Spock musi opuścic się na linie z wahadłowca, który właśnie się psuje od oparów z wulkanu, stanąc na kawałku skały i uruchomic zegar wyzwalacza "superlodu", który ma w walizce.
Oczywiście lina się zrywa, Spock spada na jedyny kawałek skały w morzu ognia, wahadłowiec musi odleciec, Spock żegna się ze wszystkimi, w tym ze swoją dziewczyną Uhurą, po czym... otwiera walizkę, i ustawia zegar, po czym zamyka oczy i czeka na to, co go pierwsze ogarnie - ogień czy lód.
Niby nic, ale nawet średnio rozgarnięty widz zapyta - "Czemu ten idiota opuszcza się na linie, zamiast nie uruchomic zegara na pokładzie wahadłowca i nie wyrzucic ustrojstwa przez okno?".
Oczywiscie Spock zostaje uratowany, ale w tym celu Kirk musi złamac Pierwszą Dyrektywę. Co znowu powoduje, że Spock składa raport, który powoduje, że Kirkowi odbierają Enterprise i wraca on do kapitana Pike'a.
Fajnie, tylko co z tego, jak za chwilę Kirk znów jest jego kapitanem? Jedyne usprawiedliwienie jakie widzę, to to, że dzieki temu mogliśmy pooglądac więcej wybuchów. Pierwsze w samym wulkanie, drugie w trakcie mordowania Pike'a.
Czy film by coś stracił bez tych dwóch scen? Wizualnie pewnie tak, za to fabularnie byłoby dobre pół godziny więcej na jakieś dialogi czy ciekawe wątki poboczne.
Inny przykład - czy wiecie, że w uniwersum AbramsTreka fizyka działa inaczej niż u nas? Pewnie że wiecie, w końcu to Star trek, tu się lata w Warpie, używa holodeków, teleporterów i replikatorów.
Ale mi chodzi o taką prostą, newtonowską fizykę.
Otóż ze zdumieniem odkryłem, że gdy Enterprise spada na Ziemię i ma zepsuty moduł pokładowej sztucznej grawitacji, załoga nie znajduje się w stanie nieważkości (jak np w naszych, zwykłych, spadających windach) tylko "spada" jeszcze szybciej - nie daj boże, żeby się statek obrócił tak, że korytarz zamienia się w pionowy szyb - Nieszczęśnik który się nie złapie nagle odkryje, że spada przyspieszając o 1G szybciej, niż statek, w którym spada. Dziwne to, no ale ok - licencja poetica w końcu. Poza tym, gdyby Abrams użył naszej, nudnej fizyki, stracilibyśmy kilka minut bohaterskiego przedzierania sie Kirka i Scotty'ego, którzy muszą walczyc nie tylko z czasem, ale jeszcze z tą dziwaczną grawitacją, która zbiera srogie żniwo wśród załogantów Enterprise - co chwila zobaczmy malowniczo spadające koło Kirka ludziki.
Kirk umiera w tym filmie - ale po całej tej serii wybuchów i strzelanek to już nawet nie dziwi. Umiera bohatersko, odpalając reaktor warp z kopa (dosłownie, jakby motocykl odpalał) by uratowac Enterprise przed spadaniem. Promieniowanie robi swoje.
Co ciekawe, jego śmierc jest lustrzanym odbiciem śmierci Spocka w "Gniewie Khana" (o Khanie za chwilę), gdy przez szybkę z Kirkiem podają sobie ręce.
No ale wiemy, że Kirk długo trupkiem nie będzie, bo widz przecież wie, że Bones pobrał krew superherosa Khana, która potrafi wskrzeszac zmarłych.
Dziwne jest tylko to, że to musi byc krew Khana, który właśnie rozwalił połowę San Francisco awaryjnie lądując w nim mroczną wersją Enterprise - D (tego z TNG), a nie krew jednego z 72 augmentów, których doktorek wygodnie trzyma w lodzie na pokładzie Enterprise.
Oczywiście, głupi ja, przecież to musi byc krew samego Khana, bo bez tego nie byłoby epickiej bijatyki na dymiących, latających śmieciarkach w SanFran, gdzie Spock pokazuje wszystkim, że półelf z Volkana jest równym przeciwnikiem dla Supermana/Khana. Spock oczywiście musi go dostarczyc żywego na statek, inaczej Kirk będzie naprawdę martwy.
Takich głupot jest więcej, dużo więcej, powstają tylko po to, by uzasadnic jakąś efektowną scenkę, chociaż fabularnie są po prostu do niczego.
Khan - Tak, myśleliście, że Benedict Cumberbath to jakiś Romulanin po operacji plastycznej (albo adoptowany Klingon?).
Nie, to Khan, stary, dobry Khan Noonien Singh, tak wdzięcznie odtworzony przez Ricarda Montalban w TOSie. Co prawda trochę inny, bo wcześniej służył w brytyjskim supertajnym wydziale Gwiezdnej Floty, kontynuując tradycje Jamesa Bonda. Potem okazuje się, że jest także Supermanem, którego można bez skutku lac po pysku, który przezywa zderzenie własnym ciałem z jakimś śmieciem kosmicznym wielkości autobusu, rozbicie się w San Francisco... no macie obrazek. Jest nawet odporny na "Vulcan Neck Pinch"(TM). Co ciekawe, w 2/3 filmu można go ogłuszyc jednym strzałem z fazera, gdy używa go Scotty, ale gdy Saladna do niego pruje z tego samego urządzenia, nie robi to na nim większego wrażenia. Pewnie się uodpornił czy coś.
W sumie, tajemnicą pozostaje to, po co teleportuje się na Kronosa (dom Klingonów), tuż po tym, gdy Kirk rozwala jego "śmigłowiec szturmowy" przy pomocy węża strażackiego i hydrantu. Tzn pozostawałoby, gdyby nie wziąc poprawki na to, że przecież to wszystko zaplanowali ludzie, którzy nie spodziewali się "szturmowego śmigłowca", który miał ich zabic. Potem Kirk (znów kapitan, bo biedny Pike ataku nie przeżył) leci na Kronosa by złapac sprawcę. Podobno może go namierzyc i wyeliminowac specjalną torpedą. Na wszelki wypadek ładują mu więc ich na pokład... 72.
Potem okazuje się, że całą akcję przejrzał jeszcze bardziej Khan, który w tych torpedach ukrył swoich zamrożonych znajomych z Botany Bay.
Ukrył, a mógł ożywic, i przejąc władzę nad Ziemią, flotą i kosmosem.
Nie zrobił tego, bo jakby zrobił, to by nie było filmu.
Mógłbym tak długo.
Ci z was, którzy to przeczytali, a nie widzieli pewnie się łapią za głowę - jak to? Węże strażackie? Walka na latających śmieciarkach? Rozwalenie San Francisco (spoko, tylko w jednym kwartale - tuż obok ludzie jakby nigdy nic chodzą sobie po hallu jakiegoś wieżowca)? Superman? James Bond? Mroczny Enterprise -D? Krew przywracająca życie? Serio?
Tak.
I wybuchy, wybuchy, wybuchy. Gorzej niż w Goldeneye i Szklanej Pułapce 4. Serio.
Ci co widzieli, pewnie też się złapali za głowę.
Na koniec - gołe baby. Nie było oczywiście, jest tylko jedna scena rozbierana, a własciwie "przebierana", którą zamieściłem wam na zdjęciu - trwa ona jakieś 3 sekundy i jest raczej statyczna.
Druga scena, nazwijmy ją "łóżkową", to Kirk z dwiema małpkami (to nie seksistowskie określenie kobiet - to naprawdę takie małpiatki z ogonami) w łóżku, oczywiście wszyscy w przepisowej sportwej bieliźnie i pod kołdrą.
Ale dzida w oko widza była fajna - na ile zmogłem zauważyc, wszyscy w mojej okolicy odruchowo rzucili się w bok, by jej uniknąc. Fajny myk.
Nie polecam.
Normalnie poradziłbym poczekac na DVD, ale na DVD to jeszcze bardziej nie ma sensu - 3D to wszystko, co ma jakąś wartośc w tym filmie.
PS - z przerażeniem zobaczyłem przed tym filmem trailer "Człowieka ze Stali", którego będzie produkował Nolan.
Mój apel, może jakoś do niego dotrze - Gościu, spieprzyłeś już Batmana, ręce precz od Supermana. Serio.