Na pewno nie jestem w tym względzie odosobniona. Wszyscy redaktorzy działu książek czytają znacznie więcej niż recenzują. Ba, czytamy nawet to, co zrecenzowali nasi koledzy, żeby przeprowadzić weryfikację, skonfrontować poglądy lub po prostu mieć odmienne zdanie. W ciągu ubiegłego roku znacznie uzupełniłam swój księgozbiór, choć przyznam, że zdobycze są zazwyczaj monotematyczne, a wyjątki tym jaskrawiej lśnią obcością w gronie czarnookładkowych, mrocznych i posępnych horrorów. Zatem, co czytaliśmy w minionym roku i jak oceniamy propozycje wydawnicze?
Katarzyna 'Alchemist' Sałak: Podsumowania książkowe to jedna z tych czynności, które sprawiają mi wyjątkową przyjemność. Regularnie, co miesiąc, robię sobie zestawienie przeczytanych lektur. Może to lekko zboczone, ale nie mogę się oprzeć zapisywaniu wrażenia, jakie zrobiła na mnie dana książka. To silniejsze ode mnie, a także okazuje się bardzo przydatne, gdy przychodzi czas na napisanie czegoś większego. Mimo wszystko, napisanie podsumowania rocznego to dla mnie ciężki kawałek chleba. Czytam dużo, jednak dosyć różnorodnie i ciężko znaleźć dziedzinę, w której nie mam zaległości. Na szczęście, w jednym przypadku mogę pokusić się o kilka słów, dzięki czemu groźny pejcz szefowej działu ominie mnie. Przynajmniej w tym roku.
Rok 2007 chciałabym omówić pod kątem fantastyki historycznej spod pióra naszych rodzimych autorów. Książek może nie było zatrważająco dużo, jednak wśród nich jest kilka naprawdę dobrych pozycji.
Zacznę od SuperNOWEJ, która wydała dotychczas dwa najsłynniejsze cykle z tego podgatunku fantastyki: Trylogię husycką oraz Gwiazda Wenus, gwiazda Lucyfer. W minonym roku ukazał się ostatni tom tetralogii autorstwa Witolda Jabłońskiego Trupi korowód. Ta część nie dorównała, co prawda, swej poprzedniczce, niemniej jest pozycją udaną.
Michał 'M.S.' Smętek: Ubiegły rok był bardzo udany dla miłośników twórczości Rafała Dębskiego. Właśnie w nim autor znakomitego Czarnego Pergaminu wydał aż trzy nowe książki. Wiosną, za sprawą wydawnictwa Dolnośląskiego, mogliśmy śledzić losy pewnego nietypowego XVI-wiecznego kata, opisane w Gwiazdozbiorze Kata. W czerwcu Fabryka Słów uraczyła nas rewelacyjną powieścią Kiedy Bóg zasypia, toczącą się w czasach wczesnopiastowskich. Natomiast od końca zeszłego roku możemy się cieszyć udanym zbiorem opowiadań Pasterz Upiorów, przygotowanym przez mało znane wydawnictwo Fantsmagicarion. Oby i na ten rok naszemu mistrzowi nie zabrakło weny.
senmara: Ja czytelniczy rok ’07 również zaczęłam od znanego mi autora; co prawda dosyć późno, bo niestety dopiero w marcu ukazała się Komórka Stephena Kinga. Praktycznie książki tego autora otwierają i zamykają rok czytelniczy, gdyż w grudniu ukazała się powieść Blaze, którą może i trudno zaliczyć do horrorów, ale i tak uważam ją za jedną z najlepszych przeczytanych książek minionego roku. Zresztą, podobnie jak i wcześniej wspomnianą Komórkę. Obie historie, zarówno ta o świecie opanowanym przez zombie, jak o porywaczu niemowlaka, utrzymały mój niesłabnący podziw dla Kinga. Ten autor nie nudzi, nawet gdy przez dwie strony opisuje kobietę jedzącą kotleta.
Alchemist: W marcu czytałam Piątego anioł Bartosza Grykowskiego. Książka wyraźnie nawiązywała do Imienia róży. Niestety, Piąty anioł mnie bardzo rozczarował. Niewątpliwie miała pewien potencjał, jednak autor nie wykorzystał go. Wątek kryminalny był dosyć przewidywalny, postacie nieciekawe. Szkoda, bo do powieści z inkwizytorami w tle mam szczególną słabość.
Fabryka Słów zaskoczyła czytelników kilkoma naprawdę dobrymi pozycjami. Na szczególne wyróżnienie zasługuje znakomity Diabeł Łańcucki, niewątpliwie najlepsza powieść Jacka Komudy. Za jego książkami w klimatach sarmackich dotychczas nie przepadałam, jednak ta powieść zmieniła moje nastawienie do nich. Wielowarstwowa fabuła, wciągająca akcja i, co ważniejsze, bardzo rzetelny i ciekawy opis ziemi sanockiej i jej mieszkańców.
Druga powieść jego autorstwa - Galeony wojny t.1 - podobała mi się mniej. W każdym razie, nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak Diabeł Łańcucki. Jednakże na naszym rynku wydawniczym nie było dotychczas fantastyki marynistycznej tego pokroju. Książka jest dobrze napisana, można się z niej sporo dowiedzieć na temat okrętownictwa i sposobu żeglugi w tamtych czasach. Z wielką chęcią zapoznam się również z drugim tomem.
M.S.: Pomimo licznych, niewątpliwie ciekawych nowości, nie da się ukryć, że 2007 rok był także czasem licznych wznowień. Przekonali się o tym między innymi miłośnicy pióra bardzo u nas popularnego Andrzeja Pilipiuka. Wiosną pojawiły się nowe wydania trylogii Kuzynek oraz pierwszego tomu Norweskiego Dziennika. Z kolei pod koniec roku ci, którzy dotąd nie mieli do czynienia z czterema pierwszymi tomami przygód Jakuba Wędrowycza, mogli nadrobić straty, kupując wznowienia tychże. Sam Pilipiuk niestety zwolnił tempo wydawania swoich książek do zaledwie dwóch pozycji na rok. W wakacje fani Norweskiego Dziennika zostali uraczeni ostatnim tomem trylogii, natomiast osoby, które nie przepadają za cyklem o młodym potomku słynnego egzorcysty, musiały się zadowolić zbiorem opowiadań Czerwona gorączka. Ku jęku zawodu licznych fanów, pozycja ta, zaadresowana przede wszystkim do wielbicieli 2586 kroków, nie dorównała swej znakomitej poprzedniczce, choć nie była też zła.
senmara: Z tego, co widziałam w zapowiedziach, w nowym roku czekamy na nowe powieści Andrzeja Pilipiuka, wiec mam nadzieję, że uszczęśliwi to wiernych fanów. Mnie natomiast bardzo cieszy fakt wydawania książek autorów u nas wcześniej nie znanych. Na przykład Rytuał Dusana Fabiana. To było moje pierwsze spotkanie z tym pisarzem zza południowej granicy. Nową powieść wydał także Milos Urban. Pozycja ta nosi tytuł W cieniu katedry i można o niej powiedzieć, że nadal jest w niej urok Pragi, wciąż inspiruje w wyjątkowym "milosowatym" stylu oraz trzyma poziom. Pisząc ją, Milos wyraźnie odcina się od innych powieści grozy, można wręcz się pokusić o stwierdzenie, że przynajmniej chwilowo porzucił ten gatunek. Natomiast Rytuał Dusana Fabiana z całą pewnością jest horrorem, tylko że nie znalazłam w nim zbyt silnie zaznaczonego charakteru tegoż. O ile styl Milosa jest świetnie zarysowany i rozpoznawalny, o tyle Fabian pisze w pewien "amerykański" sposób. To nie jest złe: dobrze przyjęłam nawiązania do kultury, cytaty będące "mrugnięciem" do czytelnika, swojskie sceny z życia głównego bohatera, ale szczerze mówiąc, powieść traci w momencie organizacji Ostatecznej Rozprawy z Wielkim Złym. Zakończenia horrorów to chyba najbardziej drażliwy element książek tego typu.
Warto wspomnieć o autorach, których powieści regularnie ukazują się co roku: Grahamie Mastertonie i Anne Rice. Co do autorki Wywiadu z wampirem, to uważam, że w zasadzie na Wywiadzie... można zakończyć przygodę z tą autorką; no, może po Wampirze Lestacie. Wyznawcy płomienia według mnie są jedną z bardziej udanych książek Mastertona (choć nie dorównują tym najlepszych, jak na przykład Bonnie Winter czy Wyklęty), ale na podziw zasługuje przede wszystkim płodność tego autora oraz jego niesłabnąca więź z polskimi czytelnikami. Książki spod jego pióra wydawane są u nas regularnie, w dobrej oprawie i zazwyczaj równo z premierą zagraniczną. Szkoda tylko, że Wyznawcy płomienia to stara powieść w nowej oprawie.
Zawodem było dla mnie Demoniczne przymierze Johna Eversona. Ani postępowanie głównego bohatera, ani fabuła w żaden sposób nie przemawiały do mnie. W pewien sposób mogę to samo powiedzieć o Trupojadzie. Ten zbiór opowiadań naprawdę przyciągał wzrok na półce; świetna okładka i wstęp Jarosława Grzędowicza plus kilka nazwisk, które kojarzyłam z innych książek lub sieci, to wszystko zapowiadało super zabawę. W tej chwili mogę powiedzieć tylko, że oprócz tytułowego opowiadania podobały mi się najwyżej dwa inne, natomiast reszta szybko znika w mroku zapomnienia.
Alchemist: Jedna z książek – Kiedy Bóg zasypia Rafała Dębskiego – trafiła do mnie przez czysty przypadek, bo jako prezent na urodziny. Była to pierwsza powieść tego pisarza, jaką przeczytałam, i wyjątkowo mnie wciągnęła: po prostu nie mogłam się oderwać. Jest to naprawdę świetnie napisana pozycja, zaskakująca bogatymi, pełnokrwistymi bohaterami. Postacie są chyba jej największą zaletą – nawet te epizodyczne zapadają w pamięć.
Inną książka (a raczej zbiór opowiadań) autorstwa Rafała Dębskiego – Pasterz Upiorów – została wydana w listopadzie przez Fantasmagoricon. W tym zbiorku znajdują się różne opowiadania, jednak w większości z nich historia gra pierwsze skrzypce. Jest to niewątpliwie bardzo dobry zbiór, który sprawi wiele radości podczas lektury.
M.S.: W związku z trwającą od jakiegoś czasu ogromną popularnością Jarosława Grzędowicza, Fabryka słów zdecydowała się przypomnieć jego wydany przed kilkoma laty mroczny zbiór opowiadań – Księga Jesiennych Demonów. Pozycja jest doprawdy rewelacyjna, toteż szkoda, iż pomimo odświeżonej formy książka ta znowu nie osiągnęła poziomu popularności innych pozycji spod pióra tego autora. Może okazała się zbyt ambitna? To trochę niedobrze świadczyłoby o potrzebach przeciętnego polskiego czytelnika.
senmara: Z tych książek, na które trafiłam przez przypadek, a które okazały się rewelacją, mam kilka. Są to chcociażby Ruiny Scotta Smitha. Rewelacyjny horror, napisany oszczędnie, wręcz ascetycznie. Fabuła jest prosta i wyraźnie zarysowana. I nie ma żadnego problemu z końcówką. Zakończenie jest proste i logiczne. Jest ziszczeniem obaw każdego turysty obawiającego się o to, że trafił w miejsce zbyt obce, niż by sobie tego życzył.
Z kolei Patrick Senecal zasługuje na osobny akapit – w końcu to moje odkrycie roku 2007. Świetne książki tego kanadyjskiego autora podbiły moje zblazowane i odporne na uroki nowych horrorów serce. Pisze z zapałem, jego książki to wciągające historie: czytając Ulicę Wiązów 5051 wciąż miałam wrażenie ciągłego zagrożenia i szaleństwa – było to uczucie, jakiego nie uświadczyłam od lat. Na progu, u nas wydane wcześniej, ale napisane jako kolejne, jest równie udane. Bez żadnego problemu mogę określić książki tego autora jako moje niezwykle cenne odkrycie.
Bardzo trudno przychodzi mi ocenić Pudełko w kształcie serca Joe Hilla. Bo to także jest bardzo dobra książka. Jest przerażająca. Jedna z nielicznych książek o nawiedzeniu, które naprawdę mi się podobały. Jest też bardzo dobrze zaplanowana i napisana. Czytałam, że ma być kręcony film na podstawie tej książki i wcale się temu nie dziwię. Obowiązkowa pozycja dla każdego "horroromaniaka".
Alchemist: Na sam koniec też wspomnę pozycję godną najwyższej uwagi, a mianowicie Świt po bitwie Marcina Mortki. Jest to niezmiernie nastrojowa powieść, przenosząca czytelnika do średniowiecznej Skandynawii. Lektura tej książki sprawiła mi niebywałą przyjemność. Niestety, wiele brakuje jej do ideału. Miej więcej od połowy opowiadana historia robi się dosyć przewidywalna. Brakuje też wyrazistych postaci. Jednak myślę, że Świt po bitwie to jedna z lepszych pozycji w dorobku tego autora (szczególnie, jeśli porównać ją do nieudanej Karaibskiej krucjaty). Polecam ją tym miłośnikom wikingów, w których samo wspomnienie o magicznej krainie fiordów budzi żywsze bicie serca.
M.S.: Dla mnie i tak najważniejszym wydarzeniem na naszym rynku książkowym ubiegłego roku zostanie ponowne wydanie (tym razem z dwoma zupełnie nowymi opowiadaniami) powieści Konrada T. Lewandowkiego – Most nad Otchłanią. Jest to niezwykle ambitna powieść fantasy, która aż kipi od licznych nawiązań do filozofii europejskiej, a do tego potrafi zapewnić kilka godzin niezapomnianej rozrywki. Za święcą szukać takich pozycji, trudno więc się dziwić, iż nie mogę ścierpieć, dlaczego taka powieść, chociaż obecna na naszym rynku od ponad 10 lat, wciąż nie może osiągnąć należytego jej rozgłosu? Okazuje się, że promocja książki, nawet absolutnie wyjątkowej, jest sporym wyzwaniem, przynajmniej w Polsce. Miejm nadzieję, że w obecnym, 2008 roku, trafi się ktoś, kto zadba o właściwą promocję Mostu nad Otchałnią. Bo, patrząc na znikome zainteresowanie tą pozycją, stwierdzam, iż 2007 to wciąż nie był jej rok.
senmara: Polskie hity horrorowe nie są nowością. Nasi autorzy już wcześniej publikowali i są znani wśród wielbicieli tego gatunku. Jarosław Moździoch ostatnio wydał bardzo dobry zbiór opowiadań – Chłopiec z metalowym kubkiem w dłoni i inne opowiadania grozy. Zbiorek bardzo mi się podobał, tym bardziej, że Maska luny (poprzednia książka tego autora) nie za bardzo przypadła mi do gustu. Dawid Kain po swoich zbiorach opowiadań napisał (w końcu napisał, jak można byłoby powiedzieć) pierwszą powieść, która naprawdę bardzo wyróżnia się na tle innych powieści fantastycznych. Co jak co, ale stylu Dawida nie da się pomylić z żadnym innym. To samo można powiedzieć o takich książkach Łukasza Orbitowskiego, jak Tracę ciepło i napisanej wspólnie z Jarosławem Urbaniukiem jeszcze lepszym Psem i klechą. O Łukaszu mogę powiedzieć to samo, co zwykle: trzyma styl. Jego opowiadania czytam w antologiach i czasopismach i dotychczas się nie zawiodłam.
Alchemist: Rok 2007 był dosyć udany dla miłośników historii. Co prawda, książek nie było zbyt dużo, jednak w większości prezentowały naprawdę dobry poziom. Miejmy nadzieję, że w obecnym roku wydawnictwa zaserwują nam wiele równie smakowitych dań.