Dreszcz - Jakub Ćwiek

Welcome to the concrete jungle

Autor: Jakub 'Qbuś' Nowak

Dreszcz - Jakub Ćwiek
Amerykańskie uwielbienie dla superbohaterów jakoś nigdy nie przeniosło się na polskich artystów. Względna popularność komiksowych przygód herosów Marvela i DC Comics nie doprowadziła (nawet po upadku PRL-u) do powstania polskich Supermanów i Batmanów. Mamy własne ich odmiany w postaci Wilqa czy też Likwidatora, lecz są to dość specyficzne odpryski tego gatunku. Jeśli zaś chodzi o oryginalnych superherosów książkowych, to do głowy nie przychodzi mi żaden. Niszę tę wypełnić postanowił Jakub Ćwiek i zrobił to w swoim, dalekim od amerykańskiego, stylu.

____________________________


Rychu Zwierzchowski nie jest genialnym naukowcem po tragicznym eksperymencie, nie jest też niepozornym nastolatkiem, mutantem ani przybyszem z innej planety. O, nie – Zwierzu to dobiegający sześćdziesiątki weteran setek koncertów, wyznawca filozofii "sex, drugs and rock’n’roll", wzbogacający katowickie Osiedle Tysiąclecia głośną muzyką i pasożytniczym trybem życia. Skutecznie unika znalezienia jakiejkolwiek pracy, utrzymuje go córka. Zmienia się to dnia, gdy w iście rockowy sposób obdarzony zostaje mocami. Zgodnie ze słowami jedynego z sąsiadów, z którym się przyjaźni, posługującego się gwarą Alojza, "ciepie go piorun". Gdy dodamy do tego angielskiego młodzieńca, który ma zostać lokajem i marzy o swym własnym Brusie Waynie, otrzymamy iście wybuchową mieszankę.

Z formalnego punktu widzenia Dreszcz to zbiór opowiadań, ale w zasadzie tworzą one jedną, spójną historię. Konstrukcja fabularna wpisuje się w znany schemat – od przedstawienia postaci, przez nabycie mocy, zdobycie pomocników, aż po starcie z pierwszym potężnym przeciwnikiem. Nie brzmi to może zbyt oryginalnie, lecz formuła ta jest odpowiednio wykorzystana i przetworzona zarazem. Głównymi elementami tej transformacji są postacie (o których więcej za moment), swojski klimat, katowickie blokowiska, śląska gwara i rock. Ten ostatni element jest zresztą leitmotifem całej powieści. Nie dość, że muzyka rockowa jest esencją życia protagonisty, to jeszcze tekst przetykają cytaty z utworów AC/DC oraz innych tuzów tego gatunku. Zabieg ten tworzy niezwykle energetyczne tło – im lepiej zna się kawałki, tym więcej energii.

Na osobny akapit zasługuje bogaty zbiór ciekawych indywiduów. Na pierwszy plan wychodzi Zwierz. Daleko mu do ideału superbohatera, ale już z Wolverinem czy też Lobo ma sporo wspólnego. Jest wygadany, wulgarny, bezczelny i zupełnie nie przejmuje się konwenansami. Momentami może nieco aż za bardzo – niektórym może nie przypaść do gustu jego aż nazbyt męskie zachowanie. Ale dla takich osób Ćwiek umieścił ostrzeżenie na samym wstępie, więc same sobie będą winne. Na straży Dreszcza stoi Alojz, człek brzuchaty i dobroduszny, lecz nieprzejednany. Ćwiek ciekawie prezentuje też akcję z perspektywy postaci drugoplanowych – taksówkarza-cwaniaka, typowego kibola czy też studenta-lowelasa. Idealnym przykładem humoru autora jest zaś czarnoskóry mieszkaniec Katowic, który po nabyciu mocy nadał sobie pseudonim Zawisza Czarny.

Poza poczuciem humoru, które niektórym może nie przypaść do gustu, jest w zasadzie tylko jeden powód do narzekań, mianowicie epizod, w którym Rychu bierze udział w poskromieniu spisku lokalnej kurii. Nie chodzi tu nawet o igranie z uczuciami religijnymi, ale o poziom absurdu, który w tej przygodzie chyba zostaje przekroczony. Zamieszczona przy tym tekście przerażająco-komiczna (z naciskiem na "przerażająco") ilustracja dodatkowo pogłębia ten efekt.

Najnowszą powieść Jakuba Ćwieka można porównać do porządnie zrealizowanego komediowego filmu sensacyjnego. Mamy nietuzinkowego protagonistę oraz sporą dawkę humoru i akcji podlaną ostrym, rockowym sosem. Dreszcz, podobnie jak niedawno wydani Chłopcy, to świetne źródło rozrywki. Nie jest to lektura wysublimowana, tylko po prostu powieściowy odpowiednik rockowego kawałka, kurde bele.