» Recenzje » Drakensang: The Dark Eye

Drakensang: The Dark Eye

Drakensang: The Dark Eye
"RPG, jakiego brakowało od lat", krzyczy do nas napis na pudełku Drakensanga. Określana przez twórców mianem "duchowego spadkobiercy Baldur’s Gate", pozycja ta musiała sprostać wielkim wymaganiom graczy. Zobaczmy, czy Radon Labs spełniło swe obietnice.

Witaj, stary druhu!

Fabuła nie rozpoczyna się ani oryginalnie, ani epicko. Ot, stary przyjaciel naszego protagonisty (zakładając, że prowadzimy postać męską) za pomocą listu prosi nas o przybycie do swej posiadłości w mieście Ferdok. Gdy docieramy na miejsce, okazuje się, że bramy do grodu zostały zamknięte, bo za murami dokonano serii morderstw. Taki sposób zawiązania fabuły wydaje się mocno oldskulowy, nadaje jednak grze atmosferę prawdziwej sesji. Chociaż brak pomysłowości może razić fanów ostro zawiłych opowieści, w których bez solidnego kombinowania nie ukończymy nawet jednego zadania, storyline szybko obrasta w masę dodatkowych wątków, sowicie rekompensując letni początek.


Jak wygląda świat gry? Produkcja oparta jest na – niekoniecznie popularnym w zaDeDekowanej Warhammerowi Polsce (doceńcie grę słów, ale już!) – systemie RPG Das Schwarze Auge. Nie spodziewajcie się jednak zbyt wielu nowych pomysłów. Mroczne Oko niestety powiela gros schematów zawartych w "klasykach", jak Władcy Pierścieni. Krasnoludy są zatem odpowiednio brodate, elfy gibkie, a ludzie wszechstronni. Brzmi znajomo? No właśnie.

Całość ratuje bogactwo we wszelkiego rodzaju wstawki, budujące niesamowity klimat świata, o którym, na dobrą sprawę, nic nie wiemy. Jasne, znamy charakter poszczególnych ras, ale reszty dowiedzieć się musimy sami – bądź to z instrukcji, w której opis uniwersum zajmuje aż 14 stron, bądź z samej gry, w której takie informacje zawarte są niemal wszędzie. A to na ekranie ładowania gry wyczytamy jakąś ciekawostkę o bogini mądrości, to znów w dialogu z jednym z setek obecnych w grze NPCów poznamy inny fakt dotyczący przebogatego w smaczki świata Drakensanga. Tym sposobem fani poznawania lore będą zadowoleni, a ci, którzy miast uczyć się systemu miesięcy wolą walczyć, też nie będą mieli powodu do narzekań.

Zwracam się do ciebie w tych mrocznych czasach po pomoc


Tworzenie postaci to proces bardzo przyjemny, ale i czasochłonny. Zależnie od naszej woli, może trwać on ok. 30 sekund, lub - jeśli mamy ochotę zagłębiać się we wszelkie niuanse mechaniki gry – do Aventurii wstąpimy dopiero po kilku(nastu) minutach. Do wyboru mamy aż 20 archetypów postaci, które – choć mają ogromny wpływ na rozgrywkę – są dopiero pierwszym krokiem. Następnie rozdzielamy punkty umiejętności pomiędzy skille, co pozwala na dopasowanie postaci do naszych preferencji. Dzięki temu mag może sprawnie machać toporem, a wojownik bawić się wytrychami. Należy jednak pamiętać, że istnieją ograniczenia, przez które wyżej wymieniony czarodziej nigdy nie prześcignie w machaniu orężem np. krasnoludzkiego najemnika. Bardzo irytuje mnie jednak fakt, że do każdego z archetypów przypisany jest na stałe określony wygląd.

Naszej postaci może towarzyszyć także drużyna (maksymalnie 3 postacie, plus przyzwani bądź przyznani nam na potrzeby misji pomocnicy), dzięki czemu możliwe jest dopasowanie się do każdej sytuacji. Jeśli potrzebujemy innego rodzaju wsparcia, reszta pomagierów czeka w naszym domu, który zyskamy z biegiem czasu. W tej posiadłości znajdować się będą też stoły służące do wytwarzania własnych przedmiotów (gdyż nie wszystkie rodzaje oręża bądź pancerza nabyć możemy drogą zakupu – te najlepsze musimy zrobić sobie sami).

Wplątałem się w sprawy, które niezwykle trudno będzie rozwiązać


Mechanika gry jest zagmatwana. To było moje pierwsze wrażenie. Z czasem się do niej przyzwyczaiłem, ale wciąż musiałem zaglądać do instrukcji, by sprawdzić jakiś używany w grze skrót. Mam wrażenie, że kostkowa część RPGa została do Drakensanga przeniesiona w zasadzie co do rzutu. Myślę nawet, że nie będzie przesadą stwierdzenie, iż studiując grę dostatecznie długo, spokojnie możliwym okazałoby się samodzielne odtworzenie oryginału. Da się zresztą wywołać okienko, które nie tylko monitoruje dialogi, ale pozwala też na podglądanie wyników wszelkich odbywających się w grze testów.

W grze sporo jest przedmiotów, w jakie wyposażyć możemy naszą drużynę, chociaż na zmianę stroju od samego początku poczekać należy dość długo – gdy już znajdziemy jakiegoś handlarza, który gotów jest odziać nas w konkretne wdzianko, trzeba mu oczywiście zapłacić, a pieniędzy z reguły nie mamy zbyt wiele. Im dalej w grze zawędrujemy, tym więcej mamony spływać będzie do naszych sakiewek - tak w ramach nagród za dobrze wykonane questy, jak i pozyskanych drogą kill’n’loot – ale nie sprawia to, że nagle budzimy się, niczym w Gothic II, z kieszenią pełną bezużytecznego złota.

Żeby temu podołać, pilnie potrzebuję kogoś z zewnątrz


Zadań w grze jest cała masa, dobrze więc, że nie ograniczają się tylko do walki. Często należy wykazać się odpowiednią charyzmą bądź umiejętnościami złodziejskimi. Zwykle sprowadza się to do wykonywania dużej ilości testów, choć oczywiście należy jeszcze się zastanowić, jak podejść do danego problemu - samo klikanie w każdą opcję dialogową nie wystarcza. Tutaj muszę wspomnieć, że szkoda, iż kradzież kieszonkowa czy otwieranie zamków nie doczekały się jakiejś ciekawej minigry – bezwiedne klikanie w oczekiwaniu na sukces wielokrotnie doprowadziło mnie do złości, zwłaszcza, że jestem typem człowieka, który lubi oczyszczać mapę z dosłownie WSZYSTKIEGO, co możemy na niej znaleźć. Połączenie niskich umiejętności złodziejskich z karą za nieudany test, utrzymującą się kilka sekund, sprawiło, że niezwykle często wiadomość o niepowodzeniu danej czynności kwitowałem tzw. Ciętą Ripostą.

Niemniej, jeśli mamy ochotę odpocząć od koryta fabuły (bo zakrętów jest mało – wątek główny jest niestety dość liniowy), nie ma z tym problemów. Wystarczy chwilę pokręcić się po okolicy, by napotkać kilka ciekawych problemów do rozwiązania. Te są naprawdę różnorodne, mogą trwać od kilku do kilkudziesięciu minut i koncentrować się tak na walce, jak i zdobywaniu informacji czy perswazji.

Mój dom mieści się na placu Praiosa w Ferdok, naprzeciw świątyni


Grafika w Drakensangu jest bardzo ładna. Nie trzeba specjalnie wypasionego sprzętu, by całość wyglądała przyzwoicie, ale na maksymalnych ustawieniach gra wygląda świetnie. Pancerze błyszczą, tafla jeziora lśni, lasy pokryte są soczystą zielenią. Szkoda tylko, że świat jest dość pusty – wioska w Avestrue składa się z trzech domów, a las to po prostu kilkanaście sąsiadujących drzew, poprzetykanych głazami i wzniesieniami. Dobrze, że chociaż miasto Ferdok jest dość dopracowane, lecz widać, że domy służą tam głównie jako element makiety ograniczającej swobodę gracza. Na ulicach kręcą się ludzie, ale zwykle bez określonego celu. Domów niby jest wiele, ale drzwi do większości nie da się sforsować. Ogółem, można było świat uczynić dużo bardziej żyjącym.

Największą wadą wizualną Drakensanga jest animacja – postacie poruszają się niezwykle sztywno, biegnący krasnolud wygląda, jakby śpieszył się do toalety, ludzie przypominają zaś drewniane kukiełki. Chyba jedynie prowadzenie postaci żeńskiej nie sprawia bólu, gdyż krągłości bohaterki są świetnym sposobem na zamaskowanie niedostatków gry – co niestety odkryli jakiś czas temu choćby twórcy serii Tomb Raider. Czasem także wariuje kamera, zwłaszcza w małych pomieszczeniach lubi blokować się np. na drzwiach.

O muzyce mogę powiedzieć tyle, że nie przeszkadza. Zwróciła moją uwagę jedynie przy ekranach ładowania (więc, niestety, bardzo często), gdzie skutecznie studzi emocje sielskimi brzmieniami. Dźwięk z kolei jest dobry - potwory wydają sugestywne odgłosy, a broń szczęka jak należy.

Co się tyczy interfejsu – nie przypadł mi do gustu. Wprawdzie lubię przeładowane informacjami podręczniki do gier RPG, ale ten w Drakensang jest lekką przesadą – na każdym kroku zalewa nas masą tajemniczych skrótów, na niemal każde słowo musimy klikać, aby rozwinąć dodatkowy panel informacyjny... to może zmęczyć. Menu z kolei uważam za zwyczajnie brzydkie.

Wiem, że mogę liczyć na Twoją pomoc

Czytając poprzednie akapity możecie uznać, że moje nastawienie do tej gry jest negatywne. Rzeczywiście, nie zakochałem się w Mrocznym Oku od pierwszego włożenia (płyty do napędu DVD), wiele elementów mi nie odpowiada, sporą część gry chętnie widziałbym napisaną inaczej. Skąd w takim razie tak wysoka ocena? Bo Drakensang to nie tylko pozycja najbardziej przypominająca klasyczne RPGi ze wszystkich, które ostatnio weszły na rynek, ale jeden z lepszych cRPG w ogóle. Czyni ją to wyjątkowo atrakcyjną pozycją tak dla wygłodniałych fanów Baldur`s Gate, jak i pozostałych pożeraczów cRPGów. Jeśli Twój podręcznik do RPG uległ zniszczeniu, kostki połknął kot, a Mistrz Gry leczy kaca po Pyrkonie, sięgnij po Drakensang: The Dark Eye. Nie powinieneś być zawiedziony.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Drakensang: The Dark Eye
Producent: Radon Labs
Wydawca: dtp AG / Anaconda
Dystrybutor polski: Techland
Data premiery (świat): 1 sierpnia 2008
Data premiery (Polska): 10 grudnia 2008
Wymagania sprzętowe: Core 2 Duo 2.6 GHz, 2 GB RAM, karta grafiki 256 MB (GeForce 8600 lub lepsza), 6 GB HDD, Windows XP SP2/Vista
Nośnik: 1 DVD
Strona WWW: www.drakensang.com
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 99,90 zł



Czytaj również

Drakensang: The River of Time
Spróbowałeś? Przegrałeś? Zacznij od początku!
- recenzja

Komentarze


Czarny
   
Ocena:
0
Nie wiem zupełnie, o co chodzi Ci z Mistrzem Gry leczącym kaca po Pyrkonie... XD
04-04-2009 18:46
8536

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Prosze o wyjasnienie:
-fabula liniowa
-animacja i roznoodnosc grafiki srednia
-interfejs slaby

"ale jeden z lepszych cRPG w ogóle".

Nie znam sie na cRPGach, wiec wnioskuje, ze 99% cRPG ma fabule juz calkiem liniowa, animacja lezy, wyglad postaci w ogole sie nie zmienia, a interfejs jest nie do rozgryzienia?

Przydaloby sie jakies rozwiniecie koncowych wnioskow, bo poki co zostawiono mnie wlasnie z takim metlikiem w glowie :)

PS: Zabawa slowem fajna ;)
05-04-2009 13:08
WH
   
Ocena:
0
Po prostu dawno nie było RPG tak wiernie symulującego papierówki na ekranie komputera. Pomijając momentami liniową fabułę (ratowaną dużą ilością zadań pobocznych), wady rekompensuje (i jest dla mnie powodem takiej oceny) "kostkowość" gry. Momentami autentycznie czułem się jak na strychu z kumplami (bez skojarzeń, mówię o sesji), bądź to przez ilość mechanicznych określeń i samo jej (mechaniki) skomplikowanie, bądź to przez klimat nieznanego świata, który czeka na eksplorację.
05-04-2009 14:53
~ERagon

Użytkownik niezarejestrowany
    no nie wiem
Ocena:
0
Nie podoba mi sie ale gram ..... Po to kupuje się gry .
07-10-2009 18:28

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.