Dragon Age II
Bo koniec jest początkiem
Nie należę do ludzi, którzy pieją z zachwytu nad Dragon Age, oceniam tę pozycję tylko (aż) jako dobrą, i odcinam się od nich dość mocno. Przyznaję, że tytuł zdominował świat cRPG, a pod względem promocji, rozmachu i epickości nie miał sobie w 2009 roku równych (przynajmniej w Europie), ale uważam to bardziej za słabość rynku niż wyczyn ludzi z Bioware. Nie mniej z zainteresowaniem śledziłem wzmianki o pracach nad kolejną częścią i bez większych oporów zabrałem się za „katowanie jej”, kiedy już wpadła w moje ręce.
Fabuła nie jest zapewne obca nikomu, kto grał w demo. Wcielamy się tutaj w postać Hawke’a, uchodźcy z pogrążającego się w Pladze Fereldenu, a akcja rozpoczyna się chwilę po klęsce i śmierci króla Cailana w bitwie o Ostagar. Przyjdzie nam poznać drogę głównego bohatera, który na przestrzeni dziesięciu lat pnie się po szczeblach statusu społecznego oraz kariery w mieście Kirkwall w Wolnych Marchiach.
Sposób narracji oraz przedstawienia historii jest tutaj jednym z największych plusów. Przede wszystkim poznajemy ją z perspektywy Varrica – łotra, barda, kanciarza, złodzieja i - co najważniejsze - wiernego towarzysza Hawke’a. Snuje on opowieść, która ma wyjaśnić coś strasznego, co właśnie ma miejsce na świecie, a czego jedną z przyczyn był Czempion Kirkwall. Czego? Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości będziemy musieli poznać całą historię. Taki zabieg pozwolił w zgrabny sposób przeskakiwać okresy spokoju w życiu naszego herosa i przechodzić bezpośrednio do jego istotnych momentów. Całość podzielona jest na trzy akty, przeplatane komentarzami barda oraz słuchującej opowieści Poszukiwaczki Prawdy. Nie ukrywam, że ten zabieg, choć nienowy, bardzo przypadł mi do gustu.
Praktyka czyni mistrza
Do samej fabuły wrócę jednak później, teraz wypadałoby przyjrzeć się klasom, ścieżkom rozwoju postaci i ogólnie wszystkiemu, co związane z mechaniką gry. Jeśli chodzi o tworzenie postaci, to praktycznie nie mamy tutaj większego wyboru. Odgórnie musimy grać człowiekiem (co jest dziwne biorąc pod uwagę poprzednią część), a do wyboru ponownie mamy trzy profesje: mag, łotr oraz wojownik. Małym bonusem jest jedynie to, że na 7 i 14 poziomie otrzymujemy punkt specjalizacji, który daje nowe ścieżki rozwoju. Jest to jednak małe pocieszenie.
Same drzewa rozwoju postaci oraz ich możliwości różnią się delikatnie od tego, co zaserwowano nam wcześniej i mówiąc szczerze nie jestem do końca przekonany, czy są to zmiany na lepsze. Po pierwsze brakowało mi tutaj wspólnej części dla wszystkich profesji, jak w Początku, gdzie mogliśmy rozwijać umiejętności - między innymi Przymus, Zielarstwo czy Sztukę przetrwania. Pozbyto się również talentów związanych z danymi profesjami, przez co np. grając łotrem nie mamy wpływu na umiejętność otwierania zamków czy rozbrajania pułapek, gdyż wszystko robimy „z automatu”. Co prawda pozwala to wydawać punkty na inne rzeczy, ale osobiście uważam to za kolejne ograniczenie. Tak naprawdę dostępne są tylko i wyłącznie rozwinięcia związane z walką (ewentualnie leczeniem u magów). To mówi już dość dużo o kierunku, w którym poszli ludzie z Bioware. Z jednej strony mamy całkiem sporo możliwości rozwoju, z drugiej większość ścieżek wydawało mi się niepraktycznych i dodanych na zasadzie „żeby było więcej”.
Sama walka opiera się mniej więcej na tych samych zasadach, co w poprzedniej części z tym, że jest dużo bardziej dynamiczna. Przeciwnicy są słabsi, ale jest ich dużo więcej, co skutkuje większą rzeźnią na ekranie niż w poprzedniej odsłonie. Zawsze należy spodziewać się przynajmniej dwóch fal wrogów, którzy w większości nie stanowią żadnego problemu. Ogólnie z niewiadomych przyczyn poziom trudności został znacznie obniżony, choć Początek i tak nie należał na najbardziej wymagających gier w historii. Na palcach jednej ręki mogę policzyć miejsca, w których musiałem się trochę napocić, a tylko raz zginąłem i musiałem cofać się do wcześniejszego stanu gry. Jeśli ktoś ma chęć na jakiekolwiek wyzwanie w tej materii powinien bez mrugnięcia okiem rozpocząć grę na najwyższym poziomie trudności. Ale i tak trzeba być szczerym – na Czempiona Kirkwall i jego wesołą kompanię nie ma mocnych.
Mroczno, ciemno, fajno
Jakkolwiek mechanika i rozwój postaci jest ukłonem w stronę szeroko pojętego ogółu i może odpychać bardziej wymagających graczy jest to naprawdę niewielki minus, na który można przymknąć oko. Wszystko dzięki fabule, którą uważam za naprawdę świetną. Pierwszym czynnikiem świadczącym o jej wyjątkowości jest właśnie czas trwania. Nie ma tutaj nic nagłego, rzeczy dzieją się powoli, wszystko ma swoje uzasadnienie, przyczyny i skutki. Gracz przejmuje stery dopiero w kulminacyjnych momentach, gdzie rzeczywiście ma coś do powiedzenia.
Kolejnym czynnikiem jest historia sama w sobie. Wydarzenia, w jakie zostaje wplątany Hawke naprawdę mają ręce i nogi. Trudno doszukać się tutaj niespójności i naciąganej motywacji głównego bohatera, co można było zarzucić poprzedniej części. Ciekawie wypadają też zadania poboczne, szczególnie jeśli chodzi o te związane z towarzyszami. A całość potrafi po prostu wciągnąć i nie pozwolić odejść od konsoli przez długie godziny.
Kolejnym miłym zaskoczeniem okazał się klimat gry. Tym razem twórcom udało się osiągnąć naprawdę ciężką, stęchłą oraz mroczną atmosferę, i to bez udziału skażonych Plagą stworów. Decyzje, które przyjdzie nam podjąć, nie będą też należeć do najprostszych. Dragon Age 2 to może nie Wiedźmin, ale potrafi dać do myślenia. O ile w poprzedniej części wrogowie zostali jasno określeni i nie było wielkiego pola manewru, wszystko było czarno białe, to tutaj jest zgoła inaczej. W każdej grupie, z jaką przyjdzie nam współpracować, znajdą się i dobrzy, i źli, a co za tym idzie nikt nie ma czystego sumienia. Jedynym minusem jest w tej sytuacji to, że najczęściej nie ma innej opcji rozwiązania problemu niż siłowe. Tutaj powraca wcześniej wspomniany przeze mnie rozwój takich umiejętności jak Przymus, z którym związane były dodatkowe opcje dialogowe.
Bo najważniejsze to stabilizacja
W otoczce fabularnej cieszy też możliwość importu wydarzeń z poprzedniej części, które mają wpływ na to, co dzieje się obecnie. Pojawiają się postacie, które spotkaliśmy wcześniej, czasami nawet nasi kompani. Choć niektórych z nich trudno poznać na pierwszy rzut. Nie zdradzę jednak, kogo będziemy mogli spotkać.
Cieszy też to, że interakcje między członkami drużyny pozostawiono na tym samym poziomie, co wcześniej. Każdy z towarzyszy ma swój sposób na życie, który niekoniecznie musi pokrywać się z zasadami wyznawanymi przez innych, dzięki temu możemy usłyszeć zaczepki zarówno na tle rasowym jak i światopoglądowym, czasami prowadzące do ciekawych i odkrywczych wniosków. Hawke również może wdawać się z nimi w dysputy, których przebieg może czasami być zaskakujący.
Kolejna rzecz jest dość delikatna, ale warto zwrócić na nią uwagę. Grę w Dragon Age 2 odradzam wszystkim ze skłonnościami do homofobii, gdyż motywów i elementów zahaczających o homo i biseksualizm trochę można tutaj znaleźć. Zarówno w rozmowach z bohaterami niezależnymi, jak i w wyżej wspomnianej interakcji z kompanami. Nie jest to oczywiście zarzut, ale wiem, że te elementy wzbudzały u niektórych osób negatywne emocje w poprzedniej części i podejrzewam, że tutaj może być podobnie.
Bo nie da się idealnie
Nie obyło się jednak bez zgrzytów i pewnych nieścisłości, które nie są może znaczące, ale dają do myślenia. Większość z nich kręci się wokół jednej rzeczy: rogów. Twórcy dostali na ich punkcie fiksacji i to całkiem pokaźnej. Może któryś z nich był zdradzany przez partnera lub partnerkę i nie chciał być jedynym rogaczem w okolicy? Jaki był tego powód trudno powiedzieć, ale ten piękny atrybut został podarowany choćby Wiedźmie z Głuszy (tu w postaci efektownej fryzury). No dobrze, to można jeszcze zrozumieć, ale czemu nagle wszyscy Qunari zaczęli przypominać skrzyżowanie kozła z Kratosem (God of War)? Przecież Sten wyglądał jak normalny człowiek, a nie efekt rzymskiej orgii, która wymknęła z pod kontroli. Konia z rzędem dla tego, kto wie o co w tym chodzi.
Oczywiście nie moglibyśmy docenić tak pięknego elementu jak poroże, gdyby nie dopracowana grafika. Tutaj muszę oddać, że Bioware spisało się naprawdę dobrze – lokacje są bogate w szczegóły, mimika postaci przyjemna dla oka i wszystko zdaje się w jak najlepszym porządku, prawie... Graficy skupili się tak mocno na szczegółach, że chyba stracili rachubę czasu i starczyło go tylko na stworzenie po jednym elemencie z każdego rodzaju. Tak więc wszystkie jaskinie, magazyny, przejścia itp. wyglądają identycznie i różnią się tylko tym, że raz jedne drzwi są zamknięte, innym razem otwarte - i tak, jaskinie też je posiadają.
Zastrzeżenia można też mieć do walki, a raczej efektów naszych ataków. Jakie było moje zdziwienie, kiedy cios łotra dosłownie spowodował eksplozję biedaka, którego części ciała poleciały we wszystkich możliwych kierunkach. Z drugiej strony czasami bezpośrednie trafieni kulą ognia nie miało żadnych dodatkowych efektów poza śmiercią oponenta. Ale chyba nikt nie spodziewał się, że świat będzie sprawiedliwy.
Smoku na piedestale
Mimo tych niedociągnięć Dragon Age 2 jest grą dobrą z przechyłem na bardzo dobrą. Jest też lepsza niż część pierwsza, co naprawdę rzadko się zdarza. Oczywiście największe pochwały należą się dla ludzi odpowiedzialnych za scenariusz, który stoi na bardzo wysokim poziomie (przynajmniej jeśli chodzi o główne wątki). Dzięki temu, że historia wciąga dość mocno, praktycznie nie zwraca się uwagi na niedociągnięcia w innych aspektach. Z drugiej strony, gdyby nie uzależniający gameplay byłby to średniej jakości hack'n'slash, ale to właśnie robi ogromną różnicę i oddziela klasowe tytuły od przeciętniaków.
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor- Electronic Arts Polska
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Nie należę do ludzi, którzy pieją z zachwytu nad Dragon Age, oceniam tę pozycję tylko (aż) jako dobrą, i odcinam się od nich dość mocno. Przyznaję, że tytuł zdominował świat cRPG, a pod względem promocji, rozmachu i epickości nie miał sobie w 2009 roku równych (przynajmniej w Europie), ale uważam to bardziej za słabość rynku niż wyczyn ludzi z Bioware. Nie mniej z zainteresowaniem śledziłem wzmianki o pracach nad kolejną częścią i bez większych oporów zabrałem się za „katowanie jej”, kiedy już wpadła w moje ręce.
Fabuła nie jest zapewne obca nikomu, kto grał w demo. Wcielamy się tutaj w postać Hawke’a, uchodźcy z pogrążającego się w Pladze Fereldenu, a akcja rozpoczyna się chwilę po klęsce i śmierci króla Cailana w bitwie o Ostagar. Przyjdzie nam poznać drogę głównego bohatera, który na przestrzeni dziesięciu lat pnie się po szczeblach statusu społecznego oraz kariery w mieście Kirkwall w Wolnych Marchiach.

Praktyka czyni mistrza

Same drzewa rozwoju postaci oraz ich możliwości różnią się delikatnie od tego, co zaserwowano nam wcześniej i mówiąc szczerze nie jestem do końca przekonany, czy są to zmiany na lepsze. Po pierwsze brakowało mi tutaj wspólnej części dla wszystkich profesji, jak w Początku, gdzie mogliśmy rozwijać umiejętności - między innymi Przymus, Zielarstwo czy Sztukę przetrwania. Pozbyto się również talentów związanych z danymi profesjami, przez co np. grając łotrem nie mamy wpływu na umiejętność otwierania zamków czy rozbrajania pułapek, gdyż wszystko robimy „z automatu”. Co prawda pozwala to wydawać punkty na inne rzeczy, ale osobiście uważam to za kolejne ograniczenie. Tak naprawdę dostępne są tylko i wyłącznie rozwinięcia związane z walką (ewentualnie leczeniem u magów). To mówi już dość dużo o kierunku, w którym poszli ludzie z Bioware. Z jednej strony mamy całkiem sporo możliwości rozwoju, z drugiej większość ścieżek wydawało mi się niepraktycznych i dodanych na zasadzie „żeby było więcej”.

Mroczno, ciemno, fajno

Kolejnym czynnikiem jest historia sama w sobie. Wydarzenia, w jakie zostaje wplątany Hawke naprawdę mają ręce i nogi. Trudno doszukać się tutaj niespójności i naciąganej motywacji głównego bohatera, co można było zarzucić poprzedniej części. Ciekawie wypadają też zadania poboczne, szczególnie jeśli chodzi o te związane z towarzyszami. A całość potrafi po prostu wciągnąć i nie pozwolić odejść od konsoli przez długie godziny.

Bo najważniejsze to stabilizacja

Cieszy też to, że interakcje między członkami drużyny pozostawiono na tym samym poziomie, co wcześniej. Każdy z towarzyszy ma swój sposób na życie, który niekoniecznie musi pokrywać się z zasadami wyznawanymi przez innych, dzięki temu możemy usłyszeć zaczepki zarówno na tle rasowym jak i światopoglądowym, czasami prowadzące do ciekawych i odkrywczych wniosków. Hawke również może wdawać się z nimi w dysputy, których przebieg może czasami być zaskakujący.

Bo nie da się idealnie

Oczywiście nie moglibyśmy docenić tak pięknego elementu jak poroże, gdyby nie dopracowana grafika. Tutaj muszę oddać, że Bioware spisało się naprawdę dobrze – lokacje są bogate w szczegóły, mimika postaci przyjemna dla oka i wszystko zdaje się w jak najlepszym porządku, prawie... Graficy skupili się tak mocno na szczegółach, że chyba stracili rachubę czasu i starczyło go tylko na stworzenie po jednym elemencie z każdego rodzaju. Tak więc wszystkie jaskinie, magazyny, przejścia itp. wyglądają identycznie i różnią się tylko tym, że raz jedne drzwi są zamknięte, innym razem otwarte - i tak, jaskinie też je posiadają.

Smoku na piedestale

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor- Electronic Arts Polska
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 3
Obecnie grają: 1
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Mają w kolekcji: 3
Obecnie grają: 1
Dodaj do swojej listy:



Tytuł: Dragon Age II
Producent: BioWare Corporation
Wydawca: Electronic Arts
Dystrybutor polski: Electronic Arts Polska
Data premiery (świat): 8 marca 2011
Data premiery (Polska): 11 marca 2011
Platformy: PS3, Xbox 360
Strona WWW: dragonage.bioware.com/da2/
Producent: BioWare Corporation
Wydawca: Electronic Arts
Dystrybutor polski: Electronic Arts Polska
Data premiery (świat): 8 marca 2011
Data premiery (Polska): 11 marca 2011
Platformy: PS3, Xbox 360
Strona WWW: dragonage.bioware.com/da2/