Dr. Shark

James Bond na planszowym przyjęciu

Autor: Daniel 'ScripterYoda' Oklesiński

Dr. Shark
Z czym wam się kojarzy gra imprezowa? Dla mnie jest to planszówka z prostymi, często lekko szalonymi zasadami, do której łatwo namówić współgraczy, gdyż nie trwa zbyt długo i często wywołuje salwy śmiechu. Jest też zapakowana w małe pudełeczko, które da się łatwo przenieść i schować do kieszeni. O ile Dr. Shark w pełni pokrywa się z pierwszym stwierdzeniem, to zmienił on całkowicie moje wyobrażenie o wydawaniu gier imprezowych. Wszystko za sprawą zalewu wręcz rozmaitych elementów znajdujących się w pudełku wielkości typowego "kwadratu" (takiego jak chociażby Wsiąść do Pociągu czy Dominion). Od razu stwierdzę bez wątpliwości – Dr. Shark to gra wydana na absolutnie najwyższym poziomie. Dwie grube plansze, żetony z trwałej tektury i, przede wszystkim, wskazówki ze specjalnym teksturowym tyłem (o którym dokładniej napiszę za chwilę). Ponadto w pudełku znajdziemy wielkiego, drewnianego rekina. Wszystko to posypano jeszcze humorystyczną, komiksową grafiką. Muszę przyznać, że po obejrzeniu pierwszych zdjęć odrzuciła mnie ona wręcz od siebie, jednak po dokładniejszych oględzinach przypadła mi dużo bardziej do gustu. Tylu różnych elementów dawno nie widziałem w zwykłej imprezówce.
No właśnie, ciągle piszę, że Dr. Shark to gra imprezowa, podczas gdy wszędzie możemy znaleźć jedynie informacje o dedukcyjnej stronie gry. Od razu uprzedzam, że gra z dedukcją nie ma zupełnie nic wspólnego. Jedynie w temacie można odnaleźć lekkie elementy szpiegostwa. Otóż, zostaliśmy zaproszeni przez tajemniczego biznesmena, Dr. Sharka, na przyjęcie. To świetna okazja, aby trochę powęszyć. Jako agenci specjalni kilka razy podczas przyjęcia w pełnym stroju galowym niepostrzeżenie nurkujemy w basenie i na jego dnie szukamy wskazówek, śladów i poszlak. Musimy jednak uważać, w basenie pływają rekiny, przed którymi będziemy musieli uciekać. Temat odrobinę naciągany, jednak wielce interesujący i, co ciekawe, nietypowy. Mało która gra pozwala na zabawę w szpiegów. O ile temat faktycznie wskazuje na to, że w grze mogą występować elementy dedukcji, to mechanika już nie. Jej autorami są dwaj bardzo znani francuscy projektanci – Antoine Bauza (czyli twórca głośnych [url=]7 Cudów Świata[/url] sprzed roku i jeszcze świeżego [url=]Takenoko[/url]) oraz Bruno Cathala. Tura gracza wygląda banalnie prosto – wybieramy obszar, w którym nurkujemy, szukamy wskazówek według reguł przypisanych danemu obszarowi, a następnie porządkujemy swoje akta.
Najważniejszy, i najbardziej oryginalny jest krok drugi. Twórcy postawili na wykorzystanie zmysłu rzadko używanego w planszówkach, czyli dotyku. Prawie zawsze szukanie wskazówek polega na włożeniu obu rąk do worka z żetonami i znalezienie odpowiednich na podstawie dotyku. Jak? Dzięki dwóm cechom. Po pierwsze, konturom, które nie są proste, a mają wypukłości podobne do tych w puzzlach. Po drugie, każdy żeton ma specjalną teksturę, dzięki której możemy poznać kolor danego kafelka, na przykład – pluszowy tył to zieleń (dowody będące ubraniami), a sztruks to pomarańcz (pieniądze i dokumenty). W zależności od obszaru, który wybraliśmy, zdobywamy wskazówki według różnych zasad. Raz musimy wyjmować żetony o innych krawędziach, innym razem – o takich samych teksturach. Zawsze przestajemy szukać, jeśli skończy nam się czas (30 sekund), wyjmiemy żeton rekina lub złamiemy zasadę tego obszaru (na przykład, w pierwszym przypadku wyjmiemy drugi żeton o takiej samej krawędzi) – to co wyjęliśmy, staje się nasze. Dzięki ograniczeniu czasowemu, każde poszukiwanie to mini-przygoda, w której chcemy zdobyć jak najwięcej. Emocje podczas naszego ruchu są niesamowite i towarzyszą każdemu niezależnie od wieku.
Naszym celem jest zdobycie jak najwięcej punktów zwycięstwa. Możemy je zyskać za dowody, które składają się ze wskazówek (od 2 do, nawet, 5), tworzących jakiś przedmiot – ubrania, broń czy telefon. Z tego powodu musimy odpowiednio wybierać, jak chcemy prowadzić poszukiwania, aby skompletować jak najwięcej dowodów. W woreczku możemy szukać nawet pojedynczych kafelków, gdyż dzięki bardzo pomocnej ściągawce wiemy jaką mają one krawędź i tekturę. Dzięki tej prostej zasadzie dodano do gry odrobinę strategii i myślenia długofalowego. Nadal jednak jest to bardzo lekko pozycja. Dr. Shark to gra przeznaczona dla 2 do 6 uczestników i w każdym składzie sprawuje się dobrze. Co prawda, im więcej osób, tym dłuższy czas oczekiwania na kolejkę, jednak można go wypełnić rozmową z innymi uczestnikami zabawy. Interakcja nie jest zbyt wielka, jednak dzięki specjalnym zasadom nie można powiedzieć, że nie mamy żadnego wpływu na przeciwnika. Małym problemem jest sytuacja przy trzech graczach, kiedy tylko 5 miejsc w obszarach jest dostępnych. Przez to, że jeden z nich jest dużo mniej atrakcyjny (można w nim dostać tylko jeden, za to wybrany, kafelek) i rzadko wykorzystywany, a trzy są już zajęte, aktywnemu graczowi pozostaje się tylko przesunąć na pozostały wolny, bez możliwości innego wyboru niż nielubiane pole.
Muszę przyznać, że Dr. Shark jako gra bardzo mi się podoba. Wykorzystanie dotyku jest nowe i świeże, a w połączeniu z ograniczeniem czasowym i szczyptą decyzyjności prowadzi do ciekawej rozgrywki. Niestety, problemem jest wydanie. Pisałem już, że jest świetne, jest też jednak chyba zbyt dobre. Niektóre elementy nie są zdecydowanie absolutnie potrzebne i służą głównie jako ozdobnik. Tak jest z ogromnym, drewnianym rekinem, którego jedynie ściskamy, aby "kłapnął", kiedy skończy się czas. Z żetonów ukończonych dowodów również można byłoby zrezygnować, gdyby odpowiednie informacje zawrzeć na kafelkach wskazówek. Trzeba też przyznać, że gra, jak na imprezówkę, zajmuje mnóstwo miejsca – przyczynia się ku temu głównie ogromna plansza, która już w obecnej postaci można bez problemu skrócić o połowę, ze stratą jedynie dla rysunku. Gdyby dodatkowo, zmniejszyć pola, mogłaby ona zajmować nawet czwartą część swojej obecnej powierzchni. Co gorsza, cały ten przerost formy nad treścią prowadzi do horrendalnej, jak na imprezówkę, ceny. 150 zł to bardzo duża kwota, jak na grę trwającą 20 minut. Mimo tej jednej ogromnej wady grę zdecydowanie polecam. Nie odczuwa się tej niedogodności zbytnio podczas rozgrywki, a tylko jednorazowo będziemy musieli odchudzić nasz portfel. Podczas rozgrywki przepych nie przeszkadza, choć widać, że można było wydać grę oszczędniej i taniej. Gdyby nie to, ocena końcowa byłaby wyższa przynajmniej o jedno pełne oczko. Dr. Sharka zdecydowanie jednak warto wypróbować u kolegi czy na konwencie. Tam nie będzie nam przeszkadzać ten największy z minusów, a będziemy mogli się delektować świetną i nietypową, o co dzisiaj niestety trudno, mechaniką. Plusy: Minusy:
Dziękujemy dystrybutorowi HOBBITY.eu za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.