" Don't be an editor.
W działach: Filmowo, Spać nie mogę | Odsłony: 1Be a filmmaker". Tak zwieńczył niedawną dyskusję mój przyjaciel Chinta pochodzący ze Sri Lanki, którego film obecnie montuję.
Podział na bardzo wąskie zadaniowo wydziały w szkole filmowej uważam za zupełnie słuszny, a w każdym razie nie mam lepszego pomysłu na zorganizowanie tego typu uczelni. Zagadnienia są tak szerokie i głębokie, że wydział "filmmakerów" musiałby być najlepiej zorganizowanym wydziałem świata, a nauka trwać jakieś piętnaście lat. Oczywiście jest to nierealne.
Jednak zgadzam się w pełni z twierdzeniem, że "trzeba być filmmakerem, a nie tylko montażystą, operatorem czy reżyserem". Pomijając oczywiste zalety takiego stanu, jak łatwość w komunikacji i współpracy z innymi członkami ekipy filmowej, pozwala to też czuć się pewnie na gruncie filmowej produkcji.
Przykładów na świetnych filmmakerów nie brak we współczesnym kinie. Dajmy na to - Robert Rodriguez - facet pisze scenariusz, reżyseruje film, ostatnio robi sobie sam zdjęcia, montuje ( i to jeszcze jak!), a jakby tego było mało, pisze i nagrywa bardzo klimatyczne utwory do swoich produkcji. Owszem, zakrawa to już na przesadę. Mówi się, że człowiek który umie wszystko, tak naprawdę nie umie nic. Odrzućmy więc pretensje klasycznego kina, artystów i popatrzmy na twórczość Rodrigueza. Kawał cholernie dobrej, wyrosłej z niezależnego kina, kinematografii. Pomysłowej, dynamicznej, czasem śmiesznej. Podobno jeszcze przy tym wszystkim świetnie się bawi, ale aż nie mogę w to uwierzyć ;)
Miał cholernie dużo szczęścia, ale przy tym miał czym poprzeć swój fart. Nieprawdopodobne wyczucie, po prostu płynny celuloid wypełnia jego krwioobieg. Rzecz jasna mało kto może być filmmakerem jego pokroju, ale zawsze warto dążyć do osiągnięcia chociaż znikomej części zdolności tego faceta. No więc, don't be an editor, be a filmmaker. Howgh.
Ps. W nadchodzącym tygodniu, gdyby ktoś pytał ;)