» NPC » Kainici » Don Lorenzo Diaz de Herrera y Perena, hrabia Tarancón

Don Lorenzo Diaz de Herrera y Perena, hrabia Tarancón


wersja do druku

Lasombra, Priscus Sabatu. Ranga: 6


JEGO ŻYCIE

Urodziłem się w 1334 roku w miasteczku Ávila, które należało do mojego ojca. Moja rodzina toczyła odwieczną wojnę z markizem pobliskiego Vieja. Konflikt ten przerywano tylko wtedy, gdy król Kastylii, którego oba rody byli lennikami, wzywał nas do walki przeciw Maurom. Gdy miałem 18 lat, markiz Vieja najechał zamek mojego ojca. Spalił go doszczętnie. Na szczęście byłem akurat w odwiedzinach u wuja w Madrycie. Gdy powróciłem, zastałem jedynie zgliszcza. Podjąłem dzieło odbudowy. Musiałem robić to w tajemnicy przed markizem, który w każdej chwili mógł skontrować moje poczynania. W teorii byłem hrabią Ávila. W praktyce ? byłem banitą. Swój trud rozpocząłem od zebrania wasali i rycerzy ojca. Rozmieściłem ich w strategicznych punktach swoich dóbr, by obserwowali działania markiza Vieja. Nawiązałem kontakt z bandą łupieżców, którzy pustoszyli dobra moje i mojego sąsiada. Dałem im pieniądze i żywność, by swoje ataki skupili na terenach mojego wroga. Jednak w tajemnicy przed wszystkimi robiłem coś, co za samo myślenie o tym dominikańscy inkwizytorzy spaliliby mnie na stosie. Długo szukałem kontaktów, ale wreszcie nawiązałem je ? z resztkami sekty Albigensów. Wiedział o tym tylko mój najbliższy przyjaciel, Diego de la Peńa. Udałem, że chce się do nich przyłączyć, w ten sposób zdobyłem ich pisma. Teraz mój plan nabierał kształtów. Pewnej nocy udałem się wraz z moim największym przyjacielem, Diego, do zamku Vieja. Wtedy poczułem, że Ciemności mi sprzyjają. Weszliśmy ukradkiem do siedziby markiza. Podrzuciliśmy do jego sypialni odpowiednie materiały. W drodze powrotnej zobaczyłem śpiącą w domu markiza jego córkę, Costanzę. Była niezwykle piękna, wręcz zjawiskowa. Pomyślałem, że musi być moja. Następnego dnia pojechałem wraz z Diegiem do ojca Alonso, inkwizytora. Wydałem mu Albigensów i markiza Vieja. Tego samego dnia poszedłem w tajemnicy przed Diegiem do spowiedzi u ojca Alonso. Powiedziałem mu, że niestety przez jakiś czas Albigensi zdołali mnie przekonać do siebie, ale bardzo tego żałuję. Niestety, mój przyjaciel Diego wciąż jest pod ich wpływem. Następnej nocy Alonso wraz z wojskiem przybył do Vieja. Wszyscy zostali zamknięci w lochach klasztoru i poddani okrutnym przesłuchaniom. Oczywiście oskarżano również mnie. Ale Diego, biedny głupiec, swoimi zeznaniami tylko mnie oczyszczał. Nie wiedział, że ja uniknąłem karzącej ręki inkwizytora. Przybyłem potem do Alonsa i zaofiarowałem, że zaopiekuję się dobrami markiza Vieja. Nawet ożenię się z jego córką. Byleby oczyścić te tereny z resztek herezji. Ojciec Alonso zgodził się na to, tym bardziej, że jego zdaniem Constanza nie była wtajemniczona w praktyki ojca (choć przyznała się do tego, nie chcąc by jej piękne ciało zostało przypalone). Tak stałem się panem olbrzymich ziem od Ávila po Vieja. Ale na tym nie zakończyłem. Constanza nie wiedziała, co uczyniłem z jej ojcem. Uważała mnie początkowo za swojego wybawiciela. Ślub z nią był dobrą inwestycją. Dzięki wujowi zdobyłem stanowisko na dworze w Madrycie. Słyszano już o mnie jako bogatym arystokracie i tępicielu herezji. Rzuciłem się w wir intryg dworskich. Królem Kastylii był wtedy Piotr Okrutny. Dzięki swoim zdolnościom zdołałem uzyskać całkiem dobrą pozycję. Stosując bezwzględne metody, oszustwo, podstęp, manipulację, a czasami też i tradycyjne sposoby, jak pojedynki i najazdy, zdołałem wielu arystokratów pozbawić ich wpływów i stanowisk. Uczestniczyłem też w walkach z Maurami. Dzięki łupom zdobytym na Saracenach zdołałem zgromadzić całkiem pokaźny majątek. JEGO PRZEMIANA Kto wie, jak by potoczyła się dalej moja kariera. W kołach dworskich mówiono o prominentnych stanowiskach, które miałem niedługo objąć. Ale gdy miałem 24 lata zainteresował się mną ktoś bardziej istotny. Przedstawił się mi jako Don Luis Diaz de Herrera y Perena, hrabia Tarancón. Zaofiarował mi dar nieśmiertelności. Chciałem podjąć z nim dyskusję na ten temat, jednak on zagroził mi palcem i powiedział: ?Już Cię wybrałem, tylko mój dziad, Gratiano, mógł negocjować warunki Przemiany?. Tak stałem się Kainitą z klanu Lasombra. Na cześć swego ojca przyjąłem nowe imię, Lorenzo Diaz de Herrera y Perena, hrabia Tarancón. Poddał mnie szybkiemu szkoleniu, po czym przekazał swojej przyjaciółce, Dońie Izadorze, która zajęła się wstępną edukacją, po czym wprowadziła mnie do socjety Rodziny. Poznałem różne klany i usłyszałem o legendarnych Kainitach, którzy rządzili światem, łącznie z legendarnym Arcybiskupem Monçadą, który władał Madrytem, którego jednak nie dane było mi spotkać. Chciałem by Constanza, moja śmiertelna żona, również towarzyszyła mi w nie?życiu. Poprosiłem o pozwolenie jej przemiany i otrzymałem je. Zastanawiałem się, dlaczego tak łatwo mi go udzielono, ale dzisiaj wiem, że zapewne domyślano się, co się stanie. Odwiedziłem ją w moim zamku w Ávila, gdzie przebywała po mojej ?śmierci?. Zdziwiła się widząc mnie żywego, ale jednocześnie ucieszyła się. Poddała się moim poleceniom. Wypiłem jej krew i upuściłem na jej usta kroplę mojej. Zaczęła rodzić się do nowego życia. Jednak coś było nie tak. Gdy jej oczy otworzyły się, widziałem w nich tylko cierpienie. Myślałem, że to normalny ból Przemiany. Ale ona nic nie powiedziała tylko zaczęła potwornie kaszleć, po czym wykrzywiła usta w niemym cierpieniu. Po chwili skonała w moich ramionach. Długo rozpaczałem, gdy jednak oprzytomniałem, zrozumiałem, że moja krew nie ma mocy przemiany, a jedynie zadaje cierpienie. Mogłem ją używać jak każdy Kainita, jednak nie mogłem mieć potomków. Wtedy, gdy oglądałem śmierć Constanzy, umarły we mnie resztki człowieczeństwa. JEGO NIE?ŻYCIE Nie przeznaczono mi wiele czasu na edukację. Pewnego dnia przyszedł do mnie Ojciec, Don Luis. Powiedział, że nasz klan ma problemy w pewnym mieście ? w Geronie na wschodzie Królestwa Aragonii. Miałem tam przybyć i wzmocnić Lasombra. W Geronie rządził Gonzalo, książę z klanu Brujah, mędrzec i wojownik w jednym. Jakiś czas temu wykrył diabolistę, którym okazał się Lasombra. Wtedy wygnał wszystkich Lasombra z miasta. Ja miałem doprowadzić do tego, by mogli oni powrócić. Przedstawiłem się w mieście jako Toreador. Przez jakiś miesiąc przyglądałem się sytuacji w mieście. Gonzalo rządził silną ręką. Popierali go Ventrue, którzy choć woleliby sami władać, zostali obdarzeni przez niego przywilejami. Starszy Ventrue był doradcą Księcia i miał udział we władzy. Toreadorzy byli słabi, ale wpływowi wśród śmiertelnych. Do polityki miasta nie mieszali się. Gangrele w mieście prawie nie funkcjonowali. Wielką niewiadomą byli Nosferatu. Pierwsze, co zrobiłem, to udałem się do Nosferatu i zaproponowałem im wymianę informacji. Zablefowałem ? twierdząc, że Książę jest diabolistą i dlatego wygnał Lasombra, by samemu nie być o to podejrzanym. Gdy mnie zapytano, skąd to wiem, wyjaśniłem, że sam jestem synem zdiabolizowanego Toreadora. Następnie wyciągnąłem parę informacji od Nosferatu. Dzięki nim zdołałem zachęcić do wymiany informacji innych Kainitów. Nosferaci byli mi wdzięczni za następne informacje, a ja zdobywałem zaufanie Rodziny Gerony. Niedługo wiedziałem już, kto jest wrogiem Gonzala i kto może skorzystać na jego słabości. Niedługo miałem silnych stronników. Toreadorzy popierali mnie, również jedyny Tremere. Ventrue byli podzieleni. Nosferatu neutralni. Skierowałem pewne fałszywe dowody i trochę prawdziwych plotek przeciw starszemu Ventrue. Gonzalo przestał mu ufać. Ventrue zasś powoli obracali się przeciw Brujah. Nosferatu wypuścili w obieg informacje o podejrzeniu Księcia o diabolizm. Rozpoczęły się spiski. Wtedy Książę nie wytrzymał i oskarżył starszego Ventrue o zdradę. Przerodziło się to w prawie otwartą wojnę. Jednak Gonzalo był silny i zniszczył Ventrue. Wtedy ujawniłem Nosferatom swoją prawdziwą tożsamość. Poprosiłem ich o pomoc w obaleniu Księcia ? w zamian spełniając ich żądania. Podobnie uczyniłem z resztą opozycji, szczególnie, że byłem jedyną osobą cieszącą się zaufaniem wszystkich. Potajemnie sprowadziłem wygnanych Lasombra. Parę dni później przypuściliśmy atak na schronienie Gonzala. Kainici Gerony rzucili się na Księcia pozbawiając go vitae. Zgodnie z przewidywaniami, po dwóch miesiącach od mego przybycia, byłem Księciem Gerony. Szybko pozbyłem się wątpliwych sprzymierzeńców i potencjalnych wrogów. Objąłem rządy, który były stabilne i korzystne dla miasta, a przede wszystkim dla mnie. Po paru miesiącach zostałem wezwany do ojca, do Madrytu. Przywitała mnie Dońa Izadora. Powiedziała, że przed spotkaniem z ojcem dostąpię zaszczytu spowiedzi u samego Arcybiskupa Ambrosia Luisa Monçady. Ukląkłem przed konfesjonałem pełen obaw. Jednak głos Arcybiskupa, skądinąd dziwnie znajomy, delikatnie rozładował napięcie i namówił mnie do zwierzeń. Opowiedziałem mu całe swoje życie i nie?życie, ze szczegółami. Na koniec spowiedzi Monçada powiedział, że dokonał prawidłowego wyboru. Dał mi rozgrzeszenie, a ja opuściłem konfesjonał. Wtedy Arcybiskup wyszedł także. Pozostałem, by pocałować mu pierścień. Jakie było moje zdziwienie, gdy w purpurowych szatach zobaczyłem mego ojca. Okazało się, że Ambrosio Luis Monçada jest moim ojcem. Zdziwiony i szczęśliwy padłem na kolana i pocałowałem pierścień mego ojca. Okazało się, że spowiedź była ostatnią próbą. Gdybym zawiódł w Geronie ? zostałbym usunięty. Gdybym okazał się nieodpowiedni w wyniku spowiedzi ? również zginąłbym. Nieudany eksperyment zostałby zakończony, nie rzucając cienia na postać mego ojca. Teraz jednak Arcybiskup mógł z dumą powiedzieć, że jestem jego synem. Następnego dnia przedstawił mnie swojemu madryckiemu dworowi. W czasie mojego pobytu w Madrycie miało miejsce pewne wydarzenie, które związane było z pewnym młodym Gangrelem. Otóż zarzucono mu zabicie jednego ze starszych Ventrue Madrytu. Podobno ów starszy lżył i wyszydzał tego Gangrela, ponadto urządził sobie ze swoimi ghoulami polowanie na niego. Ów Gangrel, a zwał się on Inigo Montoya, zabił tego starszego w czasie owego niefortunnego polowania. Jednak został schwytany przez Ventrue, którzy przyprowadzili go do Arcybiskupa ? by ten nakazał jego zgładzenie, gdyż złamał prawo Destrukcji. Miałem to szczęście, że znajdowałem się akurat przy Ojcu. Ten chciał go zgładzić, by usatysfakcjonować Ventrue, jednak był w dobrym humorze i zapytał mnie, co o tym sądzę. Ja stwierdziłem, że choć dla mego Ojca ów Gangrel to śmieć, to jednak ocalenie go spowoduje, że będzie miał Kainitę związanego potężnym długiem wdzięczności. Co prawda, Arcybiskupowi Monçadzie nic po takim wampirze, ale Lorenzowi Diazowi de Herrera na pewno by się przydał. Ojciec roześmiał się i darował Inigowi nie?życie. Jednak pod tym warunkiem, że będzie mi służył, jako swojemu wybawcy. Tak zyskałem lojalnego współpracownika, darzącego mnie przyjaźnią. Po paru dniach, już nieoficjalnie, wróciłem do Gerony. Pracowałem tam na rzecz wielkiego planu mojego ojca ? zjednoczenia Hiszpanii. Działałem na terenie Aragonii i poszerzałem swoje wpływy wśród lokalnych feudałów. Jednocześnie służyłem Arcybiskupowi rozszerzając jego władzę wśród Lasombra. Monçada miał olbrzymie wpływy w Kościele. Natomiast poza nim nie był już tak wpływowy. Stąd potrzebował między innymi mnie, by rozszerzyć swój zasięg oddziaływania. Byłem więc jednym z jego sług, który pociągał za sznurki w Aragonii.

BUNT ANARCHISTÓW I POWSTANIE SABATU

Jednocześnie jednak nastąpiły wydarzenia, które zmieniły oblicze świata Kainitów. Arcybiskup Gratiano, dziad Monçady i mój pradziad, stanął na czele klanu Lasombra. Dzięki magii Tzimisce zerwał Więzy Krwi wiążące go z Przedpotopowym Lasombra, zwanym również Lucianem. Podniósł bunt, który wzbudził większą część klanu. Mój Ojciec przyłączył się do tego ruchu. Ja zaś dołączyłem do Gratiana, zostawiając zgodnie z wolą mego Ojca Geronę w rękach młodszych przedstawicieli klanu. Przed wyjazdem Ojciec wezwał mnie do siebie. Powiedział mi o prawdziwych Lasombra, którzy rządzą klanem. Tworzą oni tajną organizację zwaną Les Amies Noir, a wstęp do niej mają tylko ci, którzy udowodnili swą najwyższą kompetencję i przydatność dla klanu. Arcybiskup powiedział, że ja zrobiłem to już dawno, stąd przyjęcie mnie do Les Amies Noir jest tylko formalnością. Byłem bardzo zaszczycony tym wyróżnieniem i poczułem jeszcze większy zapał, by pracować na rzecz klanu i mego Ojca. Od tej pory byłem prawdziwym Lasombra. Pojechałem wraz z Inigiem do Włoch, gdzie złożyliśmy hołd Arcybiskupowi Gratiano i przekazałem mu pozdrowienia od Arcybiskupa Monçady. Gratiano przyjął mnie łaskawie i pozwolił przyłączyć się do niego. Niedługo później uczestniczyliśmy w jego rajdzie na Syrakuzy, gdzie wdarliśmy się do twierdzy Antedeluviana Luciana. Widziałem przez chwilę ciało Przedpotopowego i jego uśmiech, gdy wypijał go Gratiano. Rozpętała się wtedy wojna ze starszymi wampirami, które utworzyły Camarillę. Jednak Lasombra doskonale wzmocnili swój klan przez zniszczenie biernych i tchórzliwych starszych. Opanowaliśmy całą Hiszpanię i doprowadziliśmy do jej zjednoczenia pod berłem Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Katolickiego. W 1492 roku zdobyliśmy Granadę. Pod wodzą Arcybiskupa Gratiana i Arcybiskupa Monçady walczyłem z Odszczepieńcami, których krwią napoiłem swoje żyły. W tym roku sięgnęliśmy zgodnie z życzeniem mego Ojca Ameryki. Te sukcesy odwróciły naszą uwagę. 23 października 1493 roku Camarilla narzuciła ruchowi Anarchistów i Assamitom Pakt Cierni. Osłabiło to nasz ruch. Ale wtedy dwaj najpotężniejsi Lasombra ? Gratiano i Monçada stworzyli podstawy, na których zbudowano Sabat i kodeks mediolański. Niedługo potem Gratiano zapadł w sen. A My, Lasombra, zbudowaliśmy pod wodzą Arcybiskupa Monçady Sabat. Nie przyłączyłem się do tych, którzy pojechali zdobywać Nowy Świat. Zostałem na miejscu, by pomagać Ojcu i budować Sabat w Europie. Przez pierwszą połowę XVI wieku jeździłem po całej zachodniej Europie i niszczyłem Camarillę, wzmacniając potęgę Sabatu. Jako współpracownikowi Arcybiskupa Monçady i jego synowi ? wielu z Sabatników poddawało się moim rozkazom. Czasami wracałem do Gerony, za każdym razem sprawiając tam krwawą łaźnię, gdy okazywało się, że władzę obejmowali moi przeciwnicy lub wrogowie Sabatu. W 1566 roku siły Lasombra skupiły się w Granadzie, gdzie jakoby pojawił się Montano, zdrajca klanu i Odszczepieniec. Wtedy, wraz z innymi potomkami mego Ojca i hierarchami klanu ? wykurzałem Odszczepieńców z ich schronień w Granadzie. Po tym sukcesie wielu z nas awansowało ? ja dostąpiłem zaszczytu bycia Priscusem, jednak okazyjnie pełniłem także funkcję Biskupa Gerony. Ojciec wysyłał mnie wraz z moimi ludźmi, wraz z Inigo Montoyą, Removerem Czarnej Ręki, do wielu miejsc Europy, by dokonywać tam porządku i wzmacniać Sabat. Gdy wysłaliśmy Odszczepieńców na północ, My, Lasombra, broniliśmy twierdz Sabatu przed Camarillą w Hiszpanii. Przetrwaliśmy ten trudny okres. Wtedy poznałem Glena, jednego z Dominionów Czarnej Ręki. Współpracowałem z nim bardzo skutecznie.

WOJNY DOMOWE SABATU

Kolejny trudny okres przyszedł w czasie Pierwszej Wojny Domowej Sabatu pod koniec XVIII wieku. My w Europie załatwialiśmy to inaczej. Wolność i swoboda ? to puste frazesy w starciu z rewolucją. Liczy się tylko siła. Gdy Francuzi walczyli w Hiszpanii, Amerykański Sabat podpisywał Purchase Pact. Nam nie był on potrzebny, choć zasadniczo się z nim zgadzaliśmy ? w Europie skuteczne były zawsze metody bardziej brutalne i bardziej radykalne, niż w Stanach. Wtedy to dokonałem czystki miasta Davos w Szwajcarii. Wysłano mnie tam, jako Priscusa Sabatu, bym objął władzę i przywrócił nasze panowanie. Pojechał ze mną nieodłączny Inigo, od paru wieków mój Paladyn, a siłami Sabatu dowodził znany mi Dominion Glen. Zostałem Arcybiskupem Davos. Zniszczyłem tamtejszych Tzimisce, którzy nie chcieli być lojalni wobec Sabatu, potem zgładziłem Camarillę. Po parunastu latach kampanii większa część południowo wschodniej Szwajcarii była nasza. Wtedy uznano, że czas by nas odwołać stamtąd. Gdy przyszła Druga Wojna Domowa Sabatu ? współpracowaliśmy razem, ja i Glen, gdyż mieliśmy doświadczenie w walce z Tzimisce. W Europie błyskawicznie uporaliśmy się z zagrożeniem ? ale jednocześnie toczyła się I Wojna Światowa, która osłabiła Kainitów w Europie. Ostatecznie ponownie zjednoczono Sabat, pokonaliśmy niepokorne elementy wśród Tzimisce. Wtedy Tzmisce zrozumieli, że powinni działać na rzecz naszego wspólnego dobra pod światłym przewodnictwem Lasombra. Od tej pory dobrze mi się współpracowało z Klanem Smoka. Podsumowaniem zjednoczenia Sabatu był Kodeks Mediolański ponownie podpisany 21 grudnia 1933 r. Niedługo potem nadeszła Trzecia Wojna Domowa Sabatu. Miało to miejsce w 1957 roku. Bunt podnieśli Brujah antitribu. Kalny Sabatu zaczęły buntować się przeciw zjednoczonym Lasombra i Tzimisce. Wtedy wyruszyłem do Czarnego Lasu w Niemczech, najpierw jako negocjator, potem jako żandarm. Wraz z Glenem zaczęliśmy poskramiać buntowników. Czarny Las był ciężkim orzechem do zgryzienia ? w dużej części opanowany przez nomadycznych Gangreli. Rezydowałem we Freiburgu. Najpierw doprowadziłem do pogodzenia się z większością niezadowolonych, a potem wyczyściliśmy rejon z nieprzejednanych. Po raz kolejny Sabat spłynął krwią. Jednak Trzecia Wojna Domowa trwała jedynie 100 dni i zdołaliśmy zapobiec katastrofie.

ZAMACH

Powróciłem na jakiś czas do Gerony, gdzie miałem Arcybiskupstwo od paruset lat. Wtedy, w roku 1965, po raz pierwszy moje nie?życie było poważnie zagrożone. Przeżyłem już setki zamachów. Jednak wtedy zaatakował mnie Assamita z prawdziwego klanu. Wszedł do mojego schronienia niezauważony. Już jego cios spadał na mą głowę, gdy raptownie obudziłem się ze snu dziennego. Natychmiast stałem się jednością z moim własnym cieniem. Assamicki sztylet trafił w łoże nie czyniąc mi żadnej szkody. Zabójca cicho zaklął. Wtedy ja wyłoniłem się z jego własnego cienia, za jego plecami. Nie doceniłem go ? miał zabójczy refleks ? ledwo go raniłem, a on natychmiast zrobił unik i kontruderzenie. Drasnął mnie, zanim znów stałem się cieniem. Wtedy Assamita stanął na środku, obserwując całe pomieszczenie ? by być gotowym, gdy skądś się wyłonię. Ja zaś wyłoniłem się z cienia, jaki rzucała lampa przytwierdzona do sufitu i spadłem na niego z góry. Udało mi się go zaskoczyć, jednak znów zadałem mu powierzchowną ranę. Chwilę walczyliśmy, gdy uznałem, że nie dorównam mu i znów stopiłem się z cieniem. Musiał cały czas maksymalnie wysilać umysł by przełamać moją Prezencję. Stąd myślałem, że uda mi się tak osłabioną wolę zdominować. Pojawiłem się przed nim, przygotowany do walki i rozkazałem: Cofnij się!. Uczynił to. Odłóż broń! Z wielkim wahaniem zrobił to, wtedy doskoczyłem do niego i potężnie ciąłem go sztyletem w pierś. To chyba go oprzytomniło, następny cios zablokował i zaczął walczyć ze mną wręcz. Znów okazał się lepszy. Zjednoczyłem się z cieniem, po czym przyjąłem formę Black Metamorphosis, licząc że go przestraszę. Przeliczyłem się, zdaje się, że już walczył z Lasombra. Jednak od tej chwili walka szła mi lepiej, będąc w tej formie byłem mniej wrażliwy na jego ataki i mogłem więcej razy go zaatakować. Jednak po dłuższym czasie zacząłem słabnąć, a on wydawał się jak ze stali. Wtedy wpadł do pomieszczenia Inigo Montoya ? zaalarmowany hałasem (jego reakcja była bardzo szybka, cała walka trwała dotychczas najwyżej półtorej minuty). Zaskoczył Assamitę od tyłu, poważnie go raniąc. Zabójca nie miał szans. Z dwoma przeciwnikami, w tym Paladynem i Removerem Black Handu na raz, w dodatku doskonale wypoczętym, nie mógł sobie poradzić. Zgładziliśmy go szybko, a jego krew stała się darem dla Iniga. Od tego czasu klan Assamitów nie przyjmuje już na mnie zleceń, a wiadomość o tym dotarła również do naszych Assamitów antitribu.

PRZYBYCIE DO MIASTA

W roku 1999 dostałem polecenie od Ojca, potwierdzone przez Regentkę Melindę Galbraith, by jako Priscus Sabatu objąć Arcybiskupstwo Trójmiasta i dowodzenie Rejonu. Jak zwykle poprosiłem o współpracę Dominiona Glena. Rejon ten był przedmurzem naszej Sekty, narażonym na szybką utratę. Trzeba było go wzmocnić, oczyścić z elementów niepożądanych i z Camarilli. Przybyłem tu wraz ze swoimi współpracownikami (w tym mym Paladynem Inigiem Montoyą) i wraz ze sforą Czarnej Ręki dowodzoną przez Glena. Swe urzędowanie rozpoczęliśmy od czystek. W mieście pozostali tylko Ci Kainici, których lojalność wobec Sabatu nie budziła wątpliwości. W roku 2000 rozpoczęliśmy ofensywę przeciw Camarilli. Obecnie większość Rejonu dzięki mojej współpracy z Glenem jest już pod władaniem Sabatu. Kainici Camarilli stali się pożywieniem moich sfor. Wykurzyliśmy także kilku Tzimisce Old Country z ich schronień, a ich krwią napoiliśmy nasze gardła. Sabat powoli odzyskuje swe tereny i zdobywa nowe.

Karta Postaci Imię: Don Lorenzo Diaz de Herrera y Perena hrabia Tarancón
Prawdziwe Imię: Don Baltasar Garcia de las Cuevas y Argote hrabia Ávila
Genealogia: syn Ambrosia Luisa Monçady, syna Silvestra de Ruiz, syna Gratiana, syna Luciana, syna Drugiego Pokolenia, syna Kaina. Funkcja: Priscus Sabatu, Arcybiskup Miasta
Klan: Lasombra
Natura: Autokrata
Postawa: Organizator
Pokolenie: 7
Przeistoczenie: 1358 r.
Ścieżka: Mocy i Wewnętrznego Głosu
Wygląd: Ubrany jednolicie na czarno, elegancki i dumny.
Physical: Strength 4, Dexterity 5, Stamina 6
Social: Charisma 5, Manipulation 6, Appearance 4
Mental: Perception 4, Intelligence 5, Wits 5
Talents: Alertness 5, Athletics 1, Brawl 2, Dodge 4, Empathy 3, Expression 2, Intimidation 5, Leadership 4, Subterfuge 5
Skills: Drive 1, Etiquette 4, Firearms 3, Fire Dancing 2, Melee 5, Stealth 3, Survival 2
Knowledge: Bureaucracy 3, Computer 2, City Secrets 2, Finance 3, Investigation 3, Law 3, Linguistics 6, Occult 3, Politics 5, Black Hand Lore 1, Camarilla Lore 3, Sabbat Lore 5
Disciplines: Auspex 4, Celerity 3, Dominate 4, Fortitude 2, Obfuscate 1, Potence 1, Presence 5, Obtenebration 6
Backgrounds: Mienie 5, Wpływy 4 (Polityka), Sprzymierzeńcy 4, Znajomości 4
Virtues: Callousness 3, Self-control 5, Courage 5
Willpower: 9
Merits & Flaws: Infertile Vitae (5 pt. Flaw), Intollerance (Camarilla, 1 pt. Flaw), Overconfident (1 pt. Flaw), Driving Goal (zwycięstwo Sabatu, 3 pt. Flaw), Iron Will (3 pt. Merit)
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


~

Użytkownik niezarejestrowany
    ...
Ocena:
0
Nigdy nie czytalem takiego chlamu ...
Jednakowaz nie moge powiedziec ze czas jaki spedzilem na czytanie historii tej postaci byl czasem straconym ... smiech to zdrowie! Trudno o bardziej prymitywne i wyplaszczone 'intygi'. Bohater iscie wiejski, naiwnosc autora tak bardzo wlasciwa dla uczniow gimnazium. Pozdrawiam.
28-02-2004 00:37
~Kot

Użytkownik niezarejestrowany
    Eeeee...
Ocena:
0
Przepakowany plaski srodek do dowartosciowywania sie...
Fuj!
27-04-2004 12:09
~S

Użytkownik niezarejestrowany
    hehe
Ocena:
0
Dobry gosc do wypicia, hehe. Diabolizm rulez!!
11-07-2005 23:16
~shadowgirl

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Trójmiasto? :DDD To moze umówimy się na wino?
05-02-2006 20:21

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.