Autor od pierwszych jej stron kreśli wnikliwy portret mieszkańców owego bloku. Poznajemy wspomniane już wyżej młode małżeństwo, usiłujące znaleźć swoje miejsce w nowej sytuacji. Wiktora, dziennikarza, który szczyt kariery ma już za sobą i obecnie walczy o rodzinę i nową pracę, ale i z alkoholizmem. Wchodzimy do domu państwa Stopów, małżeństwa, które zagubiło się w biegu za karierą i pieniędzmi. Jednocześnie śmiech i współczucie budzi pani Emilia – samotna kobieta, która całe swoje życie poświęciła ciężko chorej matce i Bogu. Obserwujemy również poczynania nastolatka Kamila, wiecznie kłócącego się z ojcem. Jednak najciekawszy wydaje się inwalida, samotny dziwak, od lat nie opuszczający swojego mieszkania. Ci i jeszcze inni mieszkańcy stają się bezwolnymi więźniami martwego obiektu. Bloku. Bloku z przeszłością. Walkę z nieznanym podejmie trójka mieszkańców Agnieszka, Wiktor i Kamil. Jak sobie poradzą z mrokiem i nicością, która odcina ich od realnego świata i zaciska coraz mocniej pęta na szyjach lokatorów? Czy pomyślne zakończenie tego horroru jest możliwe? Autor serwuje tyle niespodzianek, że w trakcie lektury wątpiłam w happy end.
Bohaterowie muszą się zmierzyć nie tylko z nadnaturalnymi zjawiskami, ale też z własnymi koszmarami, które śnią co noc. Te są tak brutalne, że mieszkańcy boją się snu i przed każdą nocą modlą się o szybki powrót dnia.
To jest tak realne, jak najbardziej realna rzeczywistość. Jestem tam w pełni świadoma. Nie ma skoków czasu i przestrzeni, nie ma sennego absurdu i niekonsekwencji. To świat, który opiera się na pęczniejącym od pierwszej chwili strachu, tak jakby ktoś wywlókł wam z głowy najgorszy lęk, a potem wsadził was do środka, i nie dość, że nie pozwolił uciec, to jeszcze trzymał za głowę, żebyście wszystko dokładnie obejrzeli.
A czym jest ten lęk i owo zło, które wżarło się w mury bloku przy ulicy Kondratowicza? Początkowo nie jest namacalne, tylko czai się w cuchnącej piwnicy i powoli rozciąga pajęczynę, w którą wpadają kolejni mieszkańcy... Gdyby ktoś mnie spytał, jakie jest największe przekleństwo tego miejsca, wcale nie powiedziałbym, że doprowadzenie do samobójstwa, o nie. Najgorsze, że ono wysysa wszystką siłę z lokatorów, czyni ich biernymi, powolnymi, pozbawionymi energii. Wiedzą, że powinni walczyć, ale im się nie chce. Kto wie, może na tym polega istota zła. Nie na tym, że zbyt wielu za nim podąża, lecz na tym, że zbyt wielu nie chce się stawić mu czoła.
I o tym też jest ta powieść. Thriller posłużył Miłoszewskiemu do powiedzenia kilku brutalnych prawd o ludziach. Debiutant nie napisał banalnej powieści o strachu drzemiącym w każdym człowieku. On poszedł o parę kroków dalej, by stworzyć realistyczny obraz ludzi w zetknięciu z nieznanym, tajemnicą przeszłości i drugim człowiekiem. Domofon łączy w sobie najlepsze cechy horroru, nastrojowej opowieści grozy i świetnej powieści obyczajowej. Autor zgrabnie wprowadził do świata rzeczywistego zjawiska paranormalne, nawet więcej, doprowadził do tego, że zarówno bohaterowie jak i sam czytelnik zaczynają przyjmować nadnaturalną siłę panoszącą się po bloku, za coś normalnego. Autor zdaje sobie sprawę jaką siłę ma ludzka psychika. Podobnie jak King, gra na emocjach czytelnika i wręcz znęca się psychicznie nad swoimi bohaterami. Wnika do ludzkiego umysłu, dokładnie przygląda się zamieszkałym tam lękom, a później wykrada je by wykorzystać przeciwko właścicielowi.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na narrację. Pisarz tworzy realistyczne opisy, ale jest przy tym oszczędny w słowach. Buduje nastrój powoli, gromadzi niespiesznie odpowiednie fakty, przedstawia swoich bohaterów, nadaje im ciała i charaktery, ożywia ich z każdą stroną coraz intensywniej. Także tajemnicza atmosfera zagęszcza się i spycha bohaterów na skraj obłędu. Miłoszewski zastosował też pewien ciekawy zabieg mianowicie, co kilka stron stawia czytelnika za drzwiami jednego z mieszkań i każe słuchać, podobnie jak czyni to jeden lokatorów:
Parter, wejście. 8 listopada 2002, godz. 21.30.
[domofon]
[cisza]
Kobieta: Może już śpi. Masz do niego telefon?
Mężczyzna: Tak, czekaj, już dzwonię
[cisza]
Mężczyzna: Nie odbiera.
Po przeczytaniu książki miałam wrażenie, że te postaci istniały naprawdę, że historia wydarzyła się tak, jak przedstawił to autor, że gdzieś w jednym z warszawskich bloków rozegrał się dramat jego mieszkańców. I nie jestem pewna, czy kiedykolwiek sama zejdę do piwnicy - będę się musiała przedtem mocno zastanowić.
Miłoszewski, i chwała mu za to, umiejętnie korzysta z dorobku mistrzów grozy. Zarówno Stephen King, jak i Edgar Allan Poe byliby zaintrygowani tą powieścią. Myślę, że szczególnie ten drugi, ponieważ Domofon jest poniekąd uwspółcześnioną wersją Zagłady domu Usherów.
Autor w ciekawy sposób przedstawia prawdę starą jak świat, że nic tak nie przeraża jak zło, którego nie widać, które mieszka w ludzkim umyśle. Wyobraźnia posiada moc kreacji, ale też niszczenia. Zygmunt Miłoszewski wykorzystał swoją wiedzę na ten temat i w powieści tak pociąga za odpowiednie sznurki fabuły, by dostarczyć czytelnikowi nie tylko przedniej rozrywki, ale też wywołać u niego refleksje.
Zastanawialiście się może, jakie tajemnice skrywa wasz blok?
Tytuł: Domofon
Autor: Zygmunt Miłoszewski
Wydawca: WAB
Liczba stron: 384
ISBN: 83-7414-068-2
Cena: 29,90 zł