Doktor Strange w multiwersum obłędu
W ostatnich miesiącach Marvel zdaje się testować dwa podejścia do swoich produkcji. Z jednej strony dostaliśmy Eternals, Shang-Chi i Moon Knighta, stworzone z myślą o nowych odbiorcach, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z uniwersum. Oczywiście te filmy (i serial) były wciąż w pełni osadzone w MCU, ale nawiązania miały raczej charakter smaczków niż kluczowych elementów niezbędnych dla zrozumienia fabuły. Z drugiej strony Spider-Man: Bez drogi do domu wymagał nie tylko znajomości poprzednich filmów spod szyldu Marvel Cinematic Universe, ale także produkcji spoza tej grupy. Był pod tym względem listem miłosnym do fanów gatunku i głośnym manifestem dziedzictwa kultury geekowej i supebohaterskiej.
W Doktorze Strange’u Kevin Feige, nieograniczony już koniecznością współpracy z Sony, idzie jeszcze dalej. Przede wszystkim jasno potwierdza swoje wcześniejsze deklaracje, że seriale z Disney+ stanowią równoważne odsłony MCU. Do Multiwersum obłędu na pewno nie ma co podchodzić bez znajomości WandaVision. Co prawda, Michael Waldron (scenariusz) i Sam Raimi (reżyseria) starają się porozrzucać tu i ówdzie wskazówki dotyczące wydarzeń w Westview, ale widz niedysponujący pełnym kontekstem będzie po prostu zagubiony w już i tak nie najłatwiejszej strukturalnie fabule. Warto znać również animowane What If? – pozwoli to szybciej przyswoić główne koncepcje fabularne, a także dostarczy cennych wskazówek wizualnych.
Tym dziwniejszy pozostaje zatem fakt, że Disney+ wciąż nie jest oficjalnie dostępy w Polsce, a na jego premierę poczekamy jeszcze ponad miesiąc. Ograniczenia terytorialne można oczywiście obejść dzięki VPN-om, ale jest to procedura na tyle wymagająca, że zdecyduje się na nią znikoma część kinomanów.
Początek obłędu
Kiedy Stephenowi Strange’owi wydaje się, że po spotkaniu ze Spider-Manem kwestię multiwersum można odłożyć na półkę, z rozmyślań nad życiem wyrywa go latająca ośmiornica demolująca Manhattan. Samo w sobie nie byłoby to nawet w czołówce wydarzeń uprzykrzających życie marvelowskim nowojorczykom w ostatnich latach, ale uwagę mistrzów magii przykuwa fakt, że demoniczny potwór obrał sobie za cel nastoletnią Americę Chavez – nastolatkę dysponującą mocą podróżowania przez multiwersum.
Zawiązanie fabuły w zasadzie definiuje od razu jej przebieg, przynajmniej w podstawowym zarysie. Strange podejmuje się ochrony młodej bohaterki przed czyhającymi na nią wrogami, przemierzając równocześnie multiwersum i spotykając w każdym z alternatywnych światów mniej lub bardziej znajome twarze. O ile więc kluczowe zwroty akcji nie powinny nikogo zaskoczyć, o tyle szczegółowe wybory, zwłaszcza te dotyczące drugo- i trzecioplanowych bohaterów, z pewnością spowodują niejeden opad szczęki lub chociaż kręcenie głową z niedowierzaniem.
W objęciach szaleństwa
Na szczęście mimo niedostatków fabularnych nie brakuje rzeczy, za które trzeba Doktora Strange’a pochwalić. Bardzo mocno wyróżnia się tu stylistyka – Sam Raimi utrzymuje dużą część filmu w konwencji horroru i zaskakuje bardzo odważnymi wyborami edycyjnymi. Zarówno ruchy kamery, jak i kadrowanie poszczególnych ujęć stanowią integralną część opowieści i budują jej nastrój. To zdecydowanie jeden z najciekawszych wizualnie filmów w MCU. Jak zawsze, doskonale spisali się również twórcy efektów specjalnych.
Największa wartość filmu leży jednak w grze aktorskiej, a szczególnie w duecie Benedict Cumberbatch – Elizabeth Olsen. Wewnętrzna przemiana Strange’a jest fascynująca sama w sobie, ale Cumberbatch dokłada do tego jeszcze alternatywne wersje bohatera. Zapowiedź tego kunsztu widzieliśmy już w jednym z odcinków What If? – tutaj możemy go podziwiać w całej okazałości. Naprzeciwko Strange’a stoi oczywiście Wanda – zmieniona tak wydarzeniami z Westview, jak i kontaktem z mroczną magią. Tę całkowicie nową stronę bohaterki Olsen przenosi na ekran wiarygodnie i naprawdę przerażająco.
Nieco w cieniu pozostaje oczywiście zaledwie szesnastoletnia Xochitl Gomez w roli Ameriki Chavez. Mimo młodego wieku i towarzystwa wielkich nazwisk, radzi sobie całkiem dobrze, zapewniając jednocześnie namacalną stawkę dla fabularnego konfliktu i bardzo potrzebne chwile komediowego wytchnienia.
Doktor Strange w multiwersum obłędu to z pewnością film warty obejrzenia, nawet w oderwaniu od roli jaką odgrywa w całości uniwersum Marvela. Niedociągnięcia fabularne i dziury logiczne są w kilku momentach bardzo widoczne, ale nadrabia to fenomenalna gra aktorska i wielowarstwowość narracji, która wymaga od nas ciągłego skupienia na zawiłościach multiwersowej opowieści. Jest tylko jedno "ale”, niestety z gatunku tych zasadniczych. Jeśli nie widzieliście jeszcze WandaVision, poczekajcie, aż będziecie mogli się z nim zapoznać – będzie to na pewno lepszy wybór niż oglądanie filmu osadzonego mocno w wydarzeniach, których nie znamy.
Reżyseria: Sam Raimi
Scenariusz: Michael Waldron
Muzyka: Danny Elfman
Zdjęcia: John Mathieson
Obsada: Benedict Cumberbatch, Elizabeth Olsen, Benedict Wong, Xochitl Gomez
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2022
Data premiery: 6 maja 2022
Czas projekcji: 2 godz. 6 min.
Dystrybutor: Disney Polska