» Teksty » Artykuły » Dokąd zmierzasz, superbohaterze?

Dokąd zmierzasz, superbohaterze?


wersja do druku
Redakcja: Linka, Scobin

Dokąd zmierzasz, superbohaterze?
Czy Niesamowity Spider-Man to dwa filmy w jednym? Co się dzieje, kiedy z ekranu znika twarz Andrew Garfielda? Oraz czy Christopher Nolan powinien wyreżyserować następną część pajęczej serii? O tym wszystkim dyskutują Karina 'Linka' Graj, Artur 'mr_mond' Nowrot oraz Staszek 'Scobin' Krawczyk.

Uwaga: rozmowa zawiera liczne spoilery oraz link do TV Tropes.


_____________________


Staszek: Więcej Petera Parkera, mniej Spider-Mana – tego bym sobie zażyczył, gdyby objawił mi się dżin, pozwalając na zmianę fabuły najnowszego filmu Marca Webba. Pierwsza połowa była znakomita, mógłbym nie oglądać w niej żadnych aktorów oprócz Andrew Garfielda, gdyby nie to, że Emma Stone, Martin Sheen i Rhys Ifans niewiele mu ustępowali (i to głównie ze względu na ograniczony czas antenowy). Odkrycie pajęczych zdolności w metrze, mycie zębów, Peter usiłujący zaprosić Gwen na randkę, wujek (stryjek) Ben strofujący bratanka po upokorzeniu Flasha – wszystkie takie sceny znakomicie pokazały codzienne problemy przyszłego bohatera.

Niestety w chwili, w której doktor Curtis Connors przemienia się w Jaszczura, to samo dzieje się z całym filmem. Niesamowity Spider-Man szybko staje się uproszczony, brutalny, groteskowy. Absurdalne uderzenia w pianino, kiedy Gwen kryje się przed Jaszczurem (niczym w horrorze klasy Ę), ociekające patosem dźwigi podstawione przez wdzięcznego ojca (aż dziw, że Człowiek-Pająk się na tym patosie nie poślizgnął i nie spadł prosto na dach radiowozu ojca Gwen), gwałtowność przemiany psychologicznej Connorsa (dwa razy!), cała sekwencja śmierci George'a Stacy'ego, która jest swoją własną parodią... Dlaczego oni musieli nam to zrobić?!



Artur: Być może dlatego, że obawiali się zbyt daleko idących zmian w konwencji? O ile komiksom udaje się często przełamać pewien konserwatyzm, to w przypadku filmów twórcy (a może raczej należałoby mówić o producentach i studiach filmowych) wolą postawić na sprawdzone rozwiązania, zwłaszcza że w grę wchodzą względy finansowe. Nie można też zapominać, że mamy do czynienia z rebootem, co jeszcze bardziej mogło wzmagać obawy o powodzenie nowego Spider-Mana. Bo przecież w pierwszej połowie Marc Webb dobitnie udowadnia, że przeniósł do tego filmu specyficzną wrażliwość: mamy tam bardzo ciekawą mieszankę high school drama i niezależnej komedii romantycznej, nie wspominając o zalążkach thrillera, które potem niestety zostają zepchnięte na dalszy plan. Potwierdzeniem lub zaprzeczeniem tej hipotezy okaże się pewnie część druga – Niesamowity Spider-Man osiągnął bardzo dobry wynik finansowy, co powinno dać twórcom większy komfort i swobodę. Ale to odległa pieśń przyszłości, nie wybiegajmy zbyt daleko. Jak wypada ta początkowa mieszanka konwencji?

Karina: Myślę, że wypadła dobrze. Pewnie byłoby gorzej, gdyby to pierwsza część filmu tak porażała patosem, bo wtedy widz mógłby wyjść z kina znudzony, zanim zacznie się to, co naprawdę warto oglądać. A tak na fali fantastycznej pierwszej połówki można dosiedzieć do końca. Zaskakujące dla mnie było jednak, że to na początku odczuwałam większe emocje: martwiłam się, kiedy koledzy postanowili stłuc Petera na kwaśne jabłko, stresowałam się, jak młody Parker wypadnie na kolacji u ojca Gwen, jak zareaguje Connors, widząc chłopaka w drzwiach własnego domu. Za to później, kiedy emocje powinny rosnąć, ja mogłam wreszcie odsapnąć – nie ma się co denerwować, teraz czas nastukać Jaszczurowi. Konwencja komedii romantycznej nie nudzi, ale konwencja superbohaterska tak? Czy po prostu fakt, że z ekranu znika twarz Andrew Garfielda, sprawia, że wszystko nas mniej interesuje? Bo zawsze mam ten problem w przypadku "filmów z gościami w maskach" – nie widzę, jak grają aktorzy. W dodatku kiedy Peter Parker zakłada maskę, traci nie tylko twarz, ale zdaje się, że i inteligencję: podpisana kamera? Serio? Czy Wy też macie wrażenie, że to tak naprawdę film z dwoma różnymi bohaterami głównymi?

Staszek: Na szczęście Garfield nawet w stroju Spider-Mana skakał i wisiał czasami bez maski, na przykład w końcowym starciu z Jaszczurem. Na nieszczęście oglądaliśmy wtedy zazwyczaj coś innego niż twarz aktora… Na podpisaną kamerę początkowo też się zżymałem, ale Peter to nastolatek bez doświadczenia śledczego, jestem w stanie mu to darować. Nie odpuszczę natomiast reżyserowi, scenarzystom i montażystom (albo zgodnie z sugestią Artura: osobom odpowiedzialnym za executive meddling), że koncertowo zepsuli drugą połowę Niesamowitego Spider-Mana. Niechby i ostatecznie w tej części zmienił się w film akcji, byle dobry. Ale nie! Sceny walk są ciekawie nakręcone, lecz źle pomyślane. Dla przykładu: po co komu aż cztery konfrontacje z Jaszczurem (na moście, w kanałach, w szkole, na szczycie Oscorp Tower)? Można było w tym czasie znacznie ciekawiej poprowadzić wątki poszczególnych postaci i relacje między nimi. Można było pamiętać o poszukiwaniach rodziców Petera oraz zabójcy wujka Bena. Można było…

No cóż, dla równowagi emocjonalnej opowiem jeszcze o rzeczy, która mi się podobała. Bardzo dużo w tym filmie zależy od wyborów moralnych poszczególnych postaci, a jednocześnie nie zawsze jest to tak mocno eksponowane jak w wypadku tych nieszczęsnych dźwigów. Weźmy sekwencję zdarzeń, która prowadzi do śmierci Bena Parkera. Jego bratanek najpierw z premedytacją upokarza Flasha Thompsona, później zaniedbuje obowiązki, zapominając zjawić się po ciocię May (a właściwie stryjenkę May), wreszcie w gniewie wypada z domu, nie dbając o uczucia swoich opiekunów (gdyby tego nie zrobił, stryjek nie poszedłby go szukać). Dopiero na tym wszystkim nadbudowana jest ikoniczna scena z bandytą, którego ścigania odmawia Peter, co przynosi tragiczne konsekwencje. Taki sposób pokazania moralnego wymiaru tej historii przemawia do mnie znacznie mocniej niż wytarte "With great power comes great responsibility".



Artur: Chyba w pełni zwróciłem na to uwagę dopiero, kiedy o tym wspomniałeś, ale jak najbardziej masz rację – dodam, że zdecydowanie preferuję taką konstrukcję fabuły, więc Niesamowity Spider-Man ma za to u mnie duży plus. Wydaje mi się też, że uwydatnia to w ogóle pewną charakterystyczną cechę tego filmu (i, dla mnie, kolejną jego zaletę), to znaczy silniejsze niż na ogół w kinie superbohaterskim skupienie na emocjonalnym aspekcie postaci i więzów pomiędzy nimi. Może to wynikać ze specyfiki tego superherosa – mało jest innych, którzy mieliby równie mocno rozbudowane codzienne życie. W filmie też to widać, wszystkie postacie ważne z punktu widzenia Spider-Mana (doktor Connors, szef policji), są istotne także w życiu Petera Parkera. Niestety spora część ich wątków zostaje w którymś momencie znacząco uproszczona albo zarzucona w ogóle: ciocia May praktycznie znika (a sposób, w jaki Peter ją traktuje, woła o pomstę do nieba), o śmierci George'a Stacy'ego i przemianie Connorsa (która swoją drogą ogromnie mi przypomina wątek doktora Octopusa ze Spider-Mana 2 Raimiego, tylko że słabiej poprowadzony) już wspomniałeś. Ogromnie podoba mi się natomiast Gwen Stacy, która zostaje przedstawiona jako przewyższająca Petera pod względem naukowym, a w dodatku odważna i samodzielna, i potem zostaje to w pełni wykorzystane. Mam nadzieję, że ten trend zostanie utrzymany, ciotka May pojawi się w większej liczbie scen, a Connors nie zniknie zupełnie, bo jeszcze wiele można z jego postaci wyciągnąć… No właśnie, może to dobry moment, żeby porozmawiać o tym jak mogłaby wyglądać kolejna część?

Karina: Moment doskonały, ale po usłyszeniu plotek, że reżyserem dalszych przygód człowieka-pająka może nie być Marc Webb (który miałby być w tym czasie zajęty innym projektem), mój entuzjazm do spekulowania na temat kolejnych filmów znacznie osłabł. Zmiana reżysera mogłaby w tym przypadku oznaczać, że stracimy to, co mnie – a jak widać i wam, panowie – najbardziej się podobało, czyli dobrze zrealizowane sceny pokazujące motywacje i uczucia postaci. Ale możemy zyskać lepsze sceny akcji, bo z tymi Webb sobie wyraźnie nie radził.

Zastanawia mnie też, w jaki sposób można by ciągnąć wątki osobiste bohaterów bez posuwania się do tak drastycznych decyzji jak śmierć Gwen (tego fani by chyba twórcom nie wybaczyli). Na pewno wiele zostało do powiedzenia w kwestii rodziców Petera Parkera. Ciekawie byłoby zobaczyć, jak Peter zmienia się i dorasta, odkrywając prawdę o swoich rodzicach. Podobnie jak ty, Arturze, liczę, że wątek stryjenki May nie zniknie zupełnie. Mam też nadzieję, że zobaczymy jeszcze Connorsa, ale już nie w postaci wielkiego, pancernego jaszczura, lecz naukowca, którego życie legło w gruzach. Scena po napisach sugeruje przynajmniej, że doktor nie zniknie zupełnie. Wreszcie niebanalny wpływ na kształt kolejnych części ma wybór antagonistów. Kogo chętnie zobaczylibyście w takiej roli?

Staszek: Dzięki zmianie reżysera możemy zyskać lepsze sceny akcji, a także rozwinięcie wspomnianych już przez Artura zalążków thrillera. Poszukiwanie prawdy o rodzicach Petera to dobra podstawa fabularna dla tej konwencji. Co do antagonisty, to w pierwszym filmie mamy Oscorp, więc wcześniej czy później na scenie z pewnością pojawi się Zielony Goblin. Obstawiam, że to właśnie z nim przyjdzie się zmierzyć Spider-Manowi, jeśli nie w tej, to w następnej części. Byłaby to intrygująca okazja do powtórzenia pewnych składników wątku doktora Connorsa, również sięgającego po odkrycia naukowe, które lepiej zostawić w spokoju. Jeżeli do tego dodamy zainteresowania Gwen i Petera, a na ekranie pojawi się (dosłownie lub symbolicznie) także ojciec tego ostatniego, otrzymamy duże zgęszczenie naukowej problematyki oraz przestrzeń dla ciekawych relacji między bohaterami. Ponieważ jednak pierwszy Niesamowity… raczej nie był filmem "o czymś" (jeżeli już, to "o kimś"), nie zdziwię się, jeśli twórcy potraktują te możliwości tematyczne dość zdawkowo, skupiając się raczej na grze charakterów poszczególnych postaci. Tutaj wszakże wraca pytanie: czy inny reżyser niż Webb zdołałby się uporać z takim zadaniem w konwencji superbohaterskiej? Bo że Christopher Nolan nie będzie reżyserował Niesamowitego Spider-Mana 2, to raczej pewne. Zresztą może to i dobrze?



Artur: Myślę, że dobrze. Nolan zrobił już bardzo wiele dla kina superbohaterskiego – teraz chyba czas, żeby zajął się nowymi projektami. Pewnie wielu reżyserów dałoby radę pójść w podobną stronę, kluczowe jest szukanie twórców, którzy nie są typowi dla tego gatunku. Przykład Marca Webba właśnie pokazuje, że wpuszczenie odrobiny świeżej krwi może przynieść ciekawe rezultaty. Zmiana reżysera może jednak pociągnąć za sobą zmianę kierunku, w którym podąża seria, a w związku z tym zaniepokoić fanów pierwszej części. Pozostaje nam więc oczekiwać dalszych informacji.

Skupienie na relacjach między postaciami wyszło na dobre pierwszej części, więc myślę, że zadziałałoby dobrze również w drugiej – szczególnie jeśli wątek zniknięcia rodziców Petera, będący, jak się zdaje, osią całej planowanej trylogii, zostanie pociągnięty dalej.

A skoro wspomniałeś o Nolanie – jak Niesamowity Spider-Man wypada na tle trendów w kinie superbohaterskim, wyznaczonym z jednej strony przez produkcje Marvela, a z drugiej przez trylogię Mrocznego Rycerza?

Karina: Jeśli stworzyć dla kina superbohaterskiego skalę, na której jednym końcu będzie naprawdę mroczny Mroczny Rycerz, a na drugim eksplodujący humorem The Avengers, to filmowi Webba znacznie bliżej do tego drugiego. I nie chodzi tu tylko o położenie nacisku na relacje pomiędzy postaciami – trio Wayne-Dent-Dawes oferuje nam przynajmniej tyle napięć, co zbieranina Nicka Fury. Nie oferuje natomiast humoru. Jednak o ile w Avengersach mieliśmy do czynienia z klasycznymi gagami, to sceny z Niesamowitego Spidermana są śmieszne w bardziej niewymuszony, bliski życiu sposób. Kto nie odczuł pomieszania zażenowania z rozbawieniem, kiedy Peter usiłował umówić się z Gwen?

Z drugiej strony właśnie przyziemność bohaterów i ich problemów (przynajmniej w odniesieniu do pierwszej części) sytuuje ten film, moim zdaniem, bliżej drugiego Batmana. Bo czy śmierć wujka Bena i łapanie przestępców w ciemnych uliczkach pasują do rozbuchanej estetyki poprzedniego filmu Marvela? Wydaje mi się, że prędzej znalazłoby się dla tych wydarzeń miejsce w mrocznym Gotham.

Niesamowity Spider-Man stoi więc gdzieś pośrodku skali, dalej jednak od thrilleru politycznego, a bliżej estetyki komiksowej. Która zdominuje kino superbohaterskie? Jak będzie wyglądał Człowiek ze stali i kolejne produkcje?

Staszek: Sądząc po trailerze, Człowiek ze stali może podążyć tą samą drogą co Mroczny Rycerz powstaje. W obu filmach mielibyśmy wtedy analogiczną niespójność, średnio udane połączenie konwencji realistycznej z komiksową (ach, to łapanie stopa i zaraz potem skok w kosmos). Nawet jeżeli tak się nie stanie, to wkład Nolana w ten film – mimo iż reżyserem jest Zack Snyder – sugeruje ciężką atmosferę. Jeżeli chodzi o Avengers 2, to początkowo nie spodziewałem się prawie żadnych różnic w porównaniu z częścią pierwszą, ale potem przeczytałem wypowiedź Jossa Whedona, z której wynika, że sequel może rozciągnąć konwencję w całkiem nową stronę. Oby tak było!

A kontynuacja samego Spider-Mana? No cóż, to nadal będzie film superbohaterski. Może więc nie ma co liczyć na to, że będzie w nim więcej Petera Parkera, a mniej Spider-Mana. Ale zawsze można marzyć.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Niesamowity Spider-Man
Powrót do komiksowych korzeni
- recenzja
Człowiek ze stali [DVD]
Superman istnieje i jest Amerykaninem
- recenzja
Niesamowity Spider-Man 2
Peter Parker kontra świat
- recenzja
Człowiek ze stali
Zack Snyder's Superman – Origins
- recenzja
Mroczny Rycerz
Panie i Panowie: Gacek!, czyli poproszę dokładkę
- recenzja
Robocop
Cybernetyczny glina w nowej odsłonie
- recenzja

Komentarze


   
Ocena:
+1
Niezgodzę się z zarzutami, choć filmu nie widziałem.
Zachwycanie się tym, że film komiksowy nie był komiksowy jest jak stwierdzenie "To była wspaniała komedia, ani razu się nie uśmiałem".
Może to właśnie pierwsza połowa była zła, a druga dobra?
02-09-2012 12:26
mr_mond
   
Ocena:
+3
Ale wiesz, że fakt, że się nie widziało filmu, trochę dyskwalifikuje? ;)

Poza tym nie wiem, dlaczego mielibyśmy nie krytykować filmu za to, że powiela schematy w sposób nie tylko nieświeży, ale zwyczajnie nudny (to go dyskwalifikuje również w tak uwielbianej ostatnio przez wszystkich kategorii "bezmyślnej rozrywki"), a ganić, jeśli wprowadza interesującą mieszankę konwencji.
02-09-2012 13:25
Scobin
   
Ocena:
+2
Hm, gdzie my właściwie zachwycamy się tym, że film komiksowy nie był komiksowy? :)

EDIT: Znalazłem tylko "Konwencja komedii romantycznej nie nudzi, ale konwencja superbohaterska tak?", lecz to tylko jedno zdanie, średnio istotne na tle całej rozmowy, a w dodatku chyba nieprzypadkowo ułożone w trybie pytającym.
02-09-2012 13:42
Kuba Jankowski
   
Ocena:
+1
Zgadzam sie w calej rozciągłości ze stwierdzeniem, że nowego Spajdera zabiła druga połowa. Strasznie nudne są te pojedynki, a scena dźwigowa żałosna.
07-09-2012 21:28
Scobin
   
Ocena:
+1
I w dodatku, jak to gdzieś zauważył rince, Spider-Man w ogóle nie musiał korzystać z tych dźwigów. Na miejsce zdarzenia dotarłby tak samo szybko, gdyby jechał autem z George'em Stacym. :)
08-09-2012 16:20
mr_mond
   
Ocena:
+1
To w ramach komentarzowego offtopa parę słów o trailerze "Człowieka ze Stali":

po obejrzeniu obu wersji trailera odniosłem zupełnie inne wrażenie – to znaczy takie, że podobnie jak "Niesamowity Spider-Man" będzie to emocjonalny film skupiony na postaci i dylematach związanych z tym, co to znaczy być Supermanem. Jeżeli coś dostanie w prezencie od wujka Nolana, to zapewne podniosłość, zupełnie zresztą pasującą do postaci Supermana.

Poza tym nie wiem, czemu ludzie tak się czepiają jeżdżenia autostopem i latania – dlaczego to się ma gryźć ze sobą? ;)
09-09-2012 11:24
Scobin
   
Ocena:
0
Cóż, może nie mogłem się oprzeć skojarzeniom ze słowami: "If you make yourself more than just a man, if you devote yourself to an idea, then you become something else entirely. A legend, Mister Wayne. A legend"?

Jest coś w tym, co mówisz o skupieniu na postaci. Może więc będzie to film podobny pod tym względem do Niesamowitego Spider-Mana, ale w bardziej posępnym nastroju?

A stop z lataniem gryzie mi się dlatego, że Superman w kosmosie jest skrajnie komiksowo przepotężny. Łączenie tego z realistyczną stylistyką byłoby już dla mnie chyba zbyt zgrzytliwe.
09-09-2012 14:34
sirDuch
   
Ocena:
0
Dygresja:
"(...) ociekające patosem dźwigi podstawione przez wdzięcznego ojca(...)"
Uomatko. A coz to za belkot?
Wiem ze to luzna rozmowa, ale przy publikacji nie na blogasie powinna miec nieco naprostowana forme - tak jak np wyrzuca sie nieparlamentarne slownictwo, ktore sie komus moglo z emocji wymknac, tak powinno sie usuwac nonsensowne zdania.
18-09-2012 17:15
Scobin
   
Ocena:
0
Co konkretnie w tym fragmencie nie ma sensu (z punktu widzenia czytelnika, który zna film)?
22-09-2012 14:03

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.