» Blog » Doctor Who s07e04: The Power of Three
25-09-2012 19:46

Doctor Who s07e04: The Power of Three

W działach: doctor who, seriale | Odsłony: 28

[Notkę można przeczytać również tutaj, będzie mi bardzo miło.]


Moja tęsknota za erą Russella T. Daviesa została częściowo zaspokojona (choć nie do końca; zdecydowanie zamierzam wrócić do wcześniejszych sezonów) dzięki The Power of Three, który bardzo mocno kojarzył mi się z nieco ze starą Nową Serią. To chyba mój ulubiony odcinek, zaraz za Dinosaurs on a Spaceship (oba napisał zresztą, podobnie jak Pond Life, Chris Chibnall) i gdzieś w okolicach Asylum of the Daleks. Było tu wszystko, co lubię: świetna intryga (przynajmniej do pewnego momentu, ale o tym później), MNÓSTWO humoru i sporo emocjonalnych scen. Oraz tata Rory'ego.


Ménage à trois
Ten odcinek można opisać bardzo zwięźle i trafnie jako „pełnometrażową wersję Pond Life”, również skupia się bowiem na kontraście między dwoma równoległymi życiami Amy i Rory'ego: na Ziemi i na pokładzie TARDIS. Podobnie jak pierwsze cztery odcinki miniserii, ogląda się to niezwykle przyjemnie – ale jednocześnie jeszcze bardziej razi jej ostatni odcinek i wątek Pondów z Asylum of the Daleks; pomysł, że Amy zamiast porozmawiać z Rorym wolałaby doprowadzić do rozwodu, jest kompletnie nie z tej ziemi. Niestety nie w tym dobrym znaczeniu.

Drugim skojarzeniem, jakie mi się nasuwa, jest The Lodger – tutaj, podobnie jak tam, Doktor staje twarzą w twarz z Codziennością, choć tym razem wydaje się nią o wiele bardziej znudzony. Może to dlatego, że życie Amy i Rory'ego jest poukładane i nie wymaga naprawy. Przypuszczalnie również dlatego, że kostki nie chcą nic robić! (scena z „jak długo mnie nie było? Jakąś godzinę” jest świetna, aż się głośno roześmiałem). Do tego jeszcze dojdziemy.

The Power of Three koncentruje się jednak nie na Doktorze, a właśnie na jego towarzyszach i sytuacji, która odróżnia ich od wszystkich wcześniejszych. Zarówno Rose, jak i Martha oraz Donna nie miały do czego wracać, dopóki podróżowały z Doktorem, aż w końcu odchodziły od niego (na ogół nie z własnej woli) i zajmowały się życiem. Amy i Rory od końcówki ostatniego sezonu mają własne, zwyczajne życie, a jednocześnie ciągle podróżują z Doktorem. The Power of Three świetnie ukazuje nieprzystawalność tych dwóch światów (myślę, że to także jeden z powodów, dla których nie widzimy na przykład jak Doktor poznaje przyjaciół Pondów; poza tym jak to jest, że Rory może nie pokazywać się w pracy przez parę miesięcy i nie został jeszcze zwolniony? Musi być naprawdę dobrym pielęgniarzem). Drugą różnicą jest to, że czerpią satysfakcję z życia pozaTARDISowego, bez kosmitów, dlatego trudno im dokonać wyboru. Bardzo mi się podoba to, że traktują życie codzienne jako równie fajne (choć z innych powodów), co życie w TARDIS, choć jestem pewien, że podróżowanie z Doktorem miało na to duży wpływ.

Bardzo podobała mi się również rozmowa Doktora z Brianem. Angst z powodu losu towarzyszy (Donna :() wydaje mi się o wiele bardziej wiarygodny niż z powodu zła dokonywanego przez Doktora.

Powolna inwazja
Pomysł z masą czarnych kostek, które pojawiają się i nic nie robią, jest absolutnie rewelacyjny i genialny, zarówno jako motyw do wykorzystania w odcinku, jak i plan inwazji. Jestem przekonany, że bez problemów by się powiódł i że przebiegłby dokładnie tak, jak pokazano. Z jakiegoś powodu ten właśnie motyw skojarzył mi się z erą Russella T. Daviesa, chyba ze względu na to, że to właśnie za jego czasów często pojawiały się odcinki, w których coś dziwnego i pozaziemskiego pojawiało się współcześnie na Ziemi, z transmisjami telewizyjnymi i innymi takimi. Ten rodzaj fabuł w zasadzie zniknął od piątego sezonu (wyjąwszy otwierający piąty sezon The Eleventh Hour).

Te skojarzenia umocniło jeszcze pojawienie się UNIT-u z Kate Stewart, która na początku przypominała Yvonne Hartman z Torchwood 1, a później okazała się osobą zupełnie inną i absolutnie cudowną. Chcę jej więcej, to moja druga ulubiona postać w tym odcinku.

Pierwszą jest oczywiście Brian. Ktoś najwyraźniej wysłuchał moich modlitw o więcej Marka Williamsa w Doctorze Who. Wspomniana już scena z Doktorem malującym płot i podbijającym piłkę jest śmieszna, ale to właśnie Brian wprowadza najwięcej humoru i kradnie każdą scenę, w której się pojawia (najlepsza jest ta, w której zastanawia się, czym mogą być czarne kostki).

A wracając do intrygi: wszystko jest super aż do zakończenia, w którym nagle jak diabeł z pudełka wyskakuje Moffat ze swoimi mrocznymi zapowiedziami (a przynajmniej takie mam na razie przeświadczenie). Była legendarna Pandorica i zapadnięcie (upadek?) Ciszy, teraz są legendarni Shakti i Rozliczenie (wydaje się, że wiąże się z Polami Trenzalore i ogólnie mrocznymi zapowiedziami z końcówki poprzedniego sezonu – tam chyba była mowa o zebraniu się wszystkich żywych istot, co nasuwa silne skojarzenia z jakiegoś rodzaju Sądem Ostatecznym). Finał tego wątku zdecydowanie mi się nie podobał, bo nostalgiczny, daviesowski nastrój został nagle zastąpiony moffatowskim rozbuchaniem i zapowiedzą wyraźnego metaplotu.


Nie zmienia to jednak faktu, że The Power of Three jest dla mnie bardzo jasnym punktem sezonu. Właściwie to nie jestem pewien, czy nie przewyższa Dinosaurs on a Spaceship. Ciągle się waham.

Aha, czy ktoś wie, o co chodziło ze zmutowanymi pielęgniarzami, porywającymi ludzi? Bo nie wiem, czy to dziura fabularna, czy po prostu coś mi umknęło w trakcie oglądania.

Komentarze


Aravial Nalambar
   
Ocena:
0
Nie podzielam twojego entuzjazmu związanego z tym odcinkiem, średnio mi się podobał. Był dość przewidywalny jesli chodzi o fabułę, jakoś niczym mnie nie zaskoczył. Do tego było kilka przynajmniej naciąganych rozwiązań w samych kostkach.

No i ci zmutowani pielęgniarze... niby zrobiła ich dziewczynka, ale po co właściwie? Trochę z pupy wzięte.

Za to sami Shakti nie byli tacy źli, osobiście cieszę się, ze pojawi się jakiś wątek przewodni. Z nadzieją wypatruję Pół Trenzalore i więcej informacji o tych... bytach? Gatunku? Tak czy siak narazie nie umywają się oni do Ciszy, choć wyraźnie sa lepsi od Pandoriki.

Mam zdecydowanie dość antropoidalnych obcych w Doktorze... Jeju, jak w Star Trecku.
25-09-2012 20:50
Marigold
   
Ocena:
+1
Się skopiuję z blogu Twojego:

Mnie się bardzo podobało, zdecydowanie ulubiony odcinek serii.

Pielęgniarze porywali ciała, które potem leżały w strefie Shakti...

Zajawka kolejnego odcinka ciekawa, zobaczymy, co będzie, ten skok z budynku mnie zaintrygował...
25-09-2012 21:15
mr_mond
   
Ocena:
0
To ja się sparafrazuję, bo już odpisałem :)

Wiem, że leżały w strefie, ale zastanawiam się po co? Bo albo coś ominąłem, albo jedynym celem tej akcji było (ze strony scenarzysty) ściągnięcie Trójki na statek.
25-09-2012 21:27
mr_mond
   
Ocena:
0
@Aravial Nalambar
O wątku przewodnim już chyba rozmawialiśmy pod którąś notką i zdaje się, że mamy inne gusta :). Mnie się Pandorica podobała bardzo, a Cisza – średnio. Pola Trenzalore na razie też zupełnie mnie nie porywają, boję się powtórki z "The Wedding of River Song".
25-09-2012 21:44
Marigold
   
Ocena:
0
Ej, mnie się podobał The Wedding of River Song ;)
25-09-2012 21:55
mr_mond
   
Ocena:
0
Mnie się podobały niektóre rzeczy w tym odcinku :).
25-09-2012 22:02
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Kwestia pracy Rory'ego jest poruszona w tym odcinku. Pracował do tej pory dorywczo, a nie na etat. Pewnie wygodne to dla administracji mieć możliwość zapchania dziur w grafiku pracownikami tymczasowymi. No i pomaga fakt, że chłopak dokształca się w przyszłości i na obcych planetach.
26-09-2012 11:20
mr_mond
   
Ocena:
0
O, w sumie racja. Oczywiście zwróciłem uwagę, że proponują mu pracę "full-time", ale założyłem, że do tej pory pracował "part-time", czyli pewnie na pół etatu – co też wymagałoby jednak regularnego pojawiania się. Ale jeśli to było dorywcze na zasadzie: "przydałby się nam ktoś dzisiaj, jesteś wolny?" to faktycznie ma to sens. Dzięki!
26-09-2012 17:18
Munchhausen
   
Ocena:
0
Fatalny, pełen nielogiczności w scenariuszu odcinek - tak, nawet jak na Doctora Who. Na szczęście już niebawem będą Aniołki Moffata, więc poziom pewnie wzrośnie.
26-09-2012 18:27
Aravial Nalambar
   
Ocena:
0
Tak szczerze... znowu aniołki? To będzie już czwarty odcinek. Dalekowie są chociaż zabawni...
27-09-2012 16:10
mr_mond
   
Ocena:
0
@Aravial Nalambar

Właściwie to trzeci (no chyba, że liczymy dwuczęściówkę jako dwa osobne odcinki, ale to jednak nie do końca tak działa), ale trochę zgoda. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, za drugim razem Moffatowi udało się zrobić bardzo dobry odcinek, jeśli tym razem to też będzie zamknięta historia i niezbyt przekombinowana, to może być nieźle. Do trzech razy sztuka.
27-09-2012 17:21
banracy
   
Ocena:
+1
Dalki dobrze wykorzystano w nowej serii tylko raz w odcinku Dalek, potem to tylko popłuczyny które z doktorem sobie milionami nie mogły poradzić, błagały o litość jak się celowały do nich z pistoletu i nie mogły rozwiązać własnych problemów. Poza tym raz już w tym sezonie były i to wystarczy. Niech już wrócą Cebermani byle by nie robili z siebie pajaców jak w Closing Time i A Good Man Goes to War.
27-09-2012 20:04
Aravial Nalambar
   
Ocena:
0
Cybermeni jakoś nigdy mnie szczególnie nie porywali. O ile Dalekowie są jeszcze ciekawi i bądź co bądź całkiem nieszablonowi (przynajmniej jak na pieprzniczki), to cybermeni to takie bardziej pokraczne i niezdarne borgi. Nie lubię ich.

Baracy, a co sądzisz o Asylum of the Daleks? Na mnie odcinek zrobił raczej dobre wrażenie. Przewrotny, pełen zwrotów akcji... Owszem, Dalekowie od Churchilla i nieco późniejsi byli marni, tu sie zgodzę, ale Asylum było czyms nowym.
28-09-2012 00:17

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.